Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Ukasz
Jeżeli Ty mieszkasz w tym domu, to jak żona może go zasiedzieć?
Ona tylko ma prawo w nim mieszkać. Nie użytkuje go jako właściciel samoistny.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Posiadacz_samoistny
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Chyba uważa, że nabywamy to prawo wspólnie - jesteśmy małżeństwem i nie mamy rozdzielności majątkowej. Jeżeli więc "zasiedzielibyśmy" razem, to w przypadku późniejszego podziału należałaby się jej połowa, np. w postaci rekompensaty finansowej z mojej strony. Teraz faktycznie mieszkamy tylko we dwoje, choć dopiero od jakiś dwóch lat.
Mi nie trzeba tłumaczyć, że tą drogą nie uzyska się praw do domu. Dlatego przez parę lat ciężko harowałem i żyłem bardzo skromnie, żeby zaoszczędzić pieniądze na spłatę rodzeństwa. Jednocześnie wciąż słyszałem od żony, że to bez sensu, bo my i tak jesteśmy w prawie, a poza tym mi się nie uda, nie uzbieram tej sumy, rodzina mnie wyroluje itp. Gdy wreszcie osiągnąłem cel, nie cieszyła się, raczej to ignorowała. Gdy niedługo potem przypomniałem jej o moich warunkach brzegowych, stwierdziła, że robiłem to wszystko tylko po to, żeby ją wyrzucić z domu. Oceniam jej postawę w tej sprawie jako nie w pełni obiektywną i nie do końca racjonalną, a za to mocno nacechowaną emocjami i myśleniem życzeniowym, co utrudnia zrozumienie motywów działania. W każdym razie fakt przeprowadzenia inwestycji bez zgody właścicieli i zaraz potem zgłoszenia skargi na policję świadczy o silnym przekonaniu o szerokich prawach do nieruchomości.
GregAN
Posty: 99
Rejestracja: 18 paź 2017, 12:00
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: GregAN »

Inwestycja była jej inicjatywa, jedynie. Inwestorem jesteś również Ty, ponieważ pieniądze na nią pochodziły z majątku wspólnego . Nie musisz jej spłacać .

Piszesz , ze żona była sceptyczna ci do spłaty rodzeństwa , uważała ze was wyrokują a teraz podejrzewa o to Ciebie.
Czy żona jest DDD lub DDA ?
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Ja już za ten remont zapłaciłem w 100%.
Oboje pochodzimy z pełnych rodzin, nie było problemu alkoholowego. Kryteria oceny dysfunkcji w rodzinie nie są dla mnie jasne, ale nie sądzę, żeby to nas dotyczyło. Był jedynie romans jej taty, po którym wrócił i potem jej rodzice byli sobie bardzo bliscy. Niechętny czy wręcz pogardliwy stosunek żony do mojej rodziny (wyjątkiem jest moja siostra, która stała się mojej żonie bliska po tym, jak dla kochanka zostawiła męża z trójką dzieci) pojawił się dopiero w trakcie kryzysu, był jego elementem.
Jeżeli tylko ona będzie chciała odbudowywać więź między nami, ja na pewno nie odmówię i włączę się w to na miarę swoich sił. I na pewno w tej sytuacji będę chciał, żeby mój majątek należał również do niej. Ona o tym doskonale wie. Problem polega jednak chyba obecnie na tym, że jednocześnie chciałaby mieć i nic mi nie zawdzięczać. Wejść jakoś w posiadanie niezależnie od mojej woli. Jest przekonana, że to jej się po prostu należy i między innymi dlatego nie chciała, żebym ja w to coś inwestował.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukaszu

Jesteś bardzo dobrym człowiekiem, ale ta Twoja dobroć wcale dobra dla żony nie jest. Nie wyznaczasz jej żadnych granic (poza ostatnią wyprowadzką, a ona jej warunków i tak nie respektuje). Jej myślenie życzeniowe jest dla Ciebie rozkazem.
A prawda jest taka, że im więcej jej z siebie dajesz, tym mniej to docenia, i tym chce więcej. Jak dziecko. A Ty swoim zachowaniem pozwalasz jej być dzieckiem. I do tego bezczelnym, krnąbrnym dzieckiem.
Jeśli przekażesz jej dom (bo dlaczego nie cały, skoro tak kochasz), to ona mając długi, sprzeda go z dużym prawdopodobieństwem. Wtedy wylądujesz pod mostem. Ty, a nie ona. Bo ona będzie mieszkać w swoim mieszkaniu stanowiącym jej majątek odrębny, a dla Ciebie w jej mieszkaniu nie będzie miejsca. Więc Ty będziesz mieszkać pod mostem, ale zawsze będziesz mógł delektować się swoją dobrocią, miłością i oddaniem żonie. A ona dalej będzie dzieckiem, bo Ty jej na to pozwalasz.
Dlaczego pozwalasz na to, aby dziecko urządzało Tobie świat, kształtowało Twoje życie?
Jeżeli jest już tak, że masz żonę-niegrzeczne dziecko, to chociaż Ty zacznij się zachowywać jak dorosły.
Usiądź i zastanów się, jak ma wyglądać Twoje życie bez żony. Czego chciałbyś dla siebie, jak chciałbyś żyć, gdybyś był sam. I zacznij to realizować, bo Ty już jesteś sam, żyjesz sam. I to od lat. Tylko nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Cały czas jesteś na etapie zaprzeczenia i pobożnych życzeń, żeby było jak wcześniej. Ale nigdy nie będzie.
Więc czas zacząć nowe życie, samodzielne życie. Kiedy zaczniesz działać, przyjdzie energia. A możesz żyć tak, że głowa boli (jak mówi Szustak).
I dopiero takie Twoje działania pomogą Twojej żonie dorosnąć.
Pisałeś, że żona ma długi, bo żyje ponad stan. Ze znajomymi bawi się w realizację marzeń? Ok, niech się bawi. Ale za tą zabawę przyjdzie jej szybko zapłacić. Daj jej ponieść konsekwencje swoich dziecięcych zachowań. Jeśli dasz jej dom (całość, część, obojętnie) to niczego się nie nauczy. Bo będzie miała pieniądze na spłatę długów, i może jej zostanie na kontynuowanie tej zabawy jeszcze kilka lat. Ty będziesz na to patrzył oczywiście spod mostu :)
Ale kiedy nie dasz jej tego, czego chce, czyli majątku, pieniędzy, to będzie musiała się obudzić z tego snu. Bo przyjdzie jej ponieść konsekwencje swoich wyborów. Czyli prawdopodobnie będzie musiała sprzedać swoje mieszkanie, bo na majątek wspólny wierzyciele nie wejdą (jeśli będziesz mądry). A jeśli sprzeda mieszkanie, to będzie też prawdopodobnie po rozmowie z prawnikiem, który jej uświadomi, że do Twojego majątku odrębnego nie ma prawa. I gdzie wtedy będzie mieszkać?
Być może u Ciebie, ale już wtedy na Twoich warunkach (bo możesz jej także na to nie pozwolić).
I co się wtedy stanie?
Ano Twoja żona zacznie Cię wtedy nareszcie SZANOWAĆ, bo na razie od wielu lat pluje Ci w twarz, a Ty udajesz, że deszcz pada. I zacznie w końcu DORASTAĆ. I dopiero od tego punktu możecie się spotkać, jak równy z równym, i zacząć próbować wspólnie żyć. Bo przecież Ty spokojnie będziesz na nią czekać. Na to, aż się wyszaleje i w końcu dorośnie. I z krnąbrnego, rozpieszczonego dzieciaka stanie się w końcu dorosłą osobą. Bo byt kształtuje świadomość. Oczywiście to potrwa kilka lat. Ale biorąc pod uwagę fakt, że od wielu lat jest źle i coraz gorzej, to gorzej już dla Ciebie być nie może. A ona musi przejść przez swoją pustynię, aby dojść do Egiptu.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
EzerKenegdo

Re: Wątek Ukasza

Post autor: EzerKenegdo »

Ukaszu, wyczuwam podskórnie Twój tok myślenia - szlachetność, wyrozumiałość, dobra wola w ocenie, poświęcenie. Chcesz odzyskać żonę, zrozumieć ją, móc na nowo coś z nią budować.

Ale zestawiając to z faktami dotyczącymi Twoich perturbacji z majątkiem, odnoszę wrażenie, że będzie to bardzo trudne i paradoksalnie sam utrudniasz to swoją postawą.

Już tłumaczę, o co mi chodzi.

Z Twoich opisów żona wydaje się być osobą bardzo wyrachowaną, negatywnie nastawioną do świata, do ludzi. Nie wnikając w przyczyny, ani w to, jak będzie w przyszłości, fakty na teraz są takie, że ona nie jest w stanie w tym momencie docenić, czy nawet w ogóle dostrzec Twojej wielkoduszności, wyrozumiałości i szlachetności.

Obawiam się, że kontynuując taką postawę, możesz stracić nie tylko majątek, ale i żonę. A czemu żonę?

Piszę to jako kobieta i może jeszcze jakieś panie się ze mną zgodzą - dla żony, kobiety szacunek do męża jest kwestią podstawową. Jest to rzecz, której nie można sobie "wmówić, narzucić, przetłumaczyć na zdrowy rozum" . Jest to coś (zresztą chyba tak jest w przypadku każdego człowieka, nie tylko chodzi o płeć męską, z tym że akurat jeśli chodzi o mężczyzn ma to szczególnie ważne znaczenie), co determinuje... stosunek żony do męża. Innymi słowy - bez szacunku nie ma miłości do męża i nigdy nie będzie. A to, czy żona Cię szanuje czy nie, nie wynika z jej zapatrywań, charakteru, stopnia zaprzyjaźnienia itd. Można kogoś nienawidzić, można mieć wroga, a jednocześnie można go szanować. Jedno drugiemu nie przeczy.

Dlaczego piszę o tym szacunku? Dlatego, że jeśli oddajesz pole, zbytnio ulegasz, pozwalasz się krzywdzić, oszukiwać, wykazujesz się naiwnością czy nieuzasadnioną wyrozumiałością, to spadasz do poziomu kogoś, kogo nie warto szanować, kogo można zniszczyć, wykorzystać. Taki ktoś - w oczach kobiety - nie jest w stanie ZAPEWNIĆ JEJ BEZPIECZEŃSTWA, bo jeśli sam się nie umie bronić, to i jej nie wybroni przed złem tego świata. Zaznaczam, że takie myśli mogły nigdy nie zostać zwerbalizowane w głowie Twojej żony. Ludzie rzadko sobie uświadamiają to, co tak naprawdę czują, mają mało świadomości. Ale czują. To jest tak, jak z pyszną potrawą, którą jesz pierwszy raz. Nie wiesz, co jesz, nie wiesz, jak została przyrządzona, ale czujesz smak i zapamiętujesz go. Uczucia są, wiedzy brak.

Mam wrażenie, że żona bada Twoje granice i umiejętnie je przesuwa. A Ty dajesz sobie je przesuwać.

Przypomina mi się scena z Biblii, gdzie Jezus z gniewem rozwalił stoiska kupców w świątyni. Wpadł w słuszny, święty gniew, bo bezczeszczono Jego świątynię, dom Jego Ojca. Ty też masz prawo unieść się słusznym gniewem, czy raczej stanowczością, jeśli w grę wchodzi szacunek do siebie samego, a w rezultacie przyszłość Twojego małżeństwa.

Nie wiem, czy nie piszę zbyt chaotycznie. Ale chodzi mi o to, byś NAJPIERW pokochał siebie i zaczął siebie szanować, dbać o siebie i o swoje sprawy. Abyś sam się wzmacniał, był filarem, o który można się oprzeć, abyś był punktem odniesienia. Nawet jeśli okupisz to złością żony, jej złośliwościami, oddaleniem. Czasem musi to oddalenie nastąpić. Bóg często doświadcza nas, a może raczej dopuszcza do nas - stratę, kryzys, byśmy mogli spojrzeć z dystansu, coś zrozumieć, nauczyć się czegoś, a potem działać na chwałę Pana.

Co ja bym teraz zrobiła na Twoim miejscu?

Wypytała dokładnie prawnika, jak wygląda moja sytuacja prawna, majątkowa, co mogę robić, czego nie mogę, jak zadbać o własny interes (a w przyszłości i rodziny), nawet jeśli prawnik zaproponuje coś, co się nie spodoba Twojej żonie.

Jak widzisz - żona ma gdzieś, co się Tobie podoba, czy nie. Realizuje swój plan. A mimo to, chcesz z nią być. Jak widzisz - prawdziwa miłość zniesie wszystko, więc jeśli to, co ma Was łączyć, ma być prawdziwe, to nie przeszkodzi temu uczciwe dbanie o własne interesy.

Bo w tej chwili nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz swoją postawą. Nie rozumiem, jak to jest, że dałeś się zapędzić do nory, a nawet nad drzwiami do tej nory władzy nie masz, nie decydujesz o swoim życiu. To w oczach kobiety skreśla mężczyznę. Żona może nawet nie wiedzieć, dlaczego, co dokładnie to powoduje, ale nie będzie Cię szanować. Nie ma szans. A bez szacunku nic z tego nie będzie. Kobieta musi czuć respekt przed mężem, musi. Bo to jej daje poczucie bezpieczeństwa, a to jest dla kobiety bezwzględnie najważniejsze.

Pozdrawiam.
GregAN
Posty: 99
Rejestracja: 18 paź 2017, 12:00
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: GregAN »

Ukasz,
renta i EK pięknie napisały , obiema rękami się pod tym podpisuje. Nic dodać, nic ująć .
Uwagi z kobiecego puntu widzenia są nie do przecenienia.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Renta11, Ezerkenegdo dziękuję za to co napisałyście.

Ukaszu one naprawdę mają rację.
Sam to zrozumiałem jakiś czas temu...
Innej zdrowej, mądrej ale i ryzykownej drogi nie ma.
Nie bój się ryzyka ;)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Renta, EzerKenegdo, GregAN, Jarku - bardzo Wam dziękuję za te słowa. W pełni potwierdzają one słuszność dokonanego przeze mnie wyboru. Właśnie to mnie niepokoi - pewność siebie to najlepszy sposób na zgubienie drogi. Trochę za dużo tu pochwał pod moim adresem i jednoznacznego wskazania winy wyłącznie drugiej strony. Jeśli ktoś teraz wybije mnie z komfortowego poczucia, że wiem, co robię i już nie muszę tego wciąż weryfikować namysłem i modlitwą, to z góry dziękuję za takie ziarna zdrowych wątpliwości.

Tak, wiem i już o tym pisałem, że:
- od kilku lat jestem sam, mimo obecności żony obok, ale nie razem ze mną,
- moim największym błędem była uległość, bierne poddawanie się, rezygnacja własnej woli, i nie była to żadna szlachetność, lecz raczej lenistwo, gnuśność, oportunizm,
- między innymi ta postawa doprowadziła do jej pogardy względem mnie, a nie ma skuteczniejszej gaśnicy na ogień miłości, niż pogarda, może być szacunek bez miłości, ale miłości bez szacunku – nie,
- żeby móc ratować moje małżeństwo muszę się odsunąć od żony i budować się wewnętrznie, okrzepnąć, stanąć mocno na nogi.
Brak szacunku był jedną z pierwszych rzeczy, jakie zauważyłem i wyartykułowałem. Miałem świadomość, że to jest klucz do reszty. Stopniowo likwidowałem różne przejawy zależności. Mocnym akcentem było całkowite rozdzielenie finansów, czyli odebranie żonie dostępu do moich pieniędzy. Przejmując prowadzenie i utrzymanie domu udowadniałem, że potrafię to wszystko ogarnąć. To ona była pod tym względem zależna ode mnie, a nie odwrotnie. Trwające kilka lat i uwieńczone powodzeniem staranie o współwłasność domu, wbrew jej stałej negacji, było ważne nie tylko z prawnej i majątkowej perspektywy. Trzy lata temu powiedziałem jej, że jeśli nie zaczniemy razem naprawiać relacji między nami, to odejdę i nie wrócę, dopóki nie zmieni zdania. Nie spieszyłem się z tym, bo wiedziałem, jakie ryzyko to niesie i chciałem być pewien, że wyczerpałem inne możliwości. Gdy pierwszy raz poinformowałem ją, że już nadszedł ten czas, odpowiedziała, że ma zdiagnozowaną depresję, jest na lekach i nie powinienem tego robić w takiej sytuacji. Choć niemal od razu pomyślałem, że po prostu kłamie, bo wcześniej o tej chorobie nie wspominała, wolałem poczekać, niż to weryfikować. Potem były inne, poważne i na pewno realne jej kłopoty zdrowotne, więc musiałem być z nią. Po kilku miesiącach ponownie zapowiedziałem odsunięcie się i formalną separację, jeśli ona nie pójdzie ze mną na terapię małżeńską. W ostatniej chwili zgodziła się, ale trwająca pół roku terapia tylko nam zaszkodziła. Sformułowałem moje warunki brzegowe i po ich odrzuceniu wyprowadziłem się i wysłałem do sądu wniosek o separację z jej wyłącznej winy i z postulatem przyznania mi użytkowanego dotąd wspólnie mieszkania. W sprawie użytkowania tych dwóch metrów kwadratowych nie ustępuję właśnie dlatego, żeby musiała zderzyć się z moją wolą. Nie spieszę się i zachęcam do dialogu, ale nie ustąpiłem ani o krok i nie zamierzam tego robić. Żona to wie i również z tego powodu, a nie racji jakiejkolwiek innej potrzeby, próbuje wymusić ustępstwa.
Nie mieszkam w norze – mały jest mój pokoik do pracy, w którym jestem naprawdę u siebie, ale mam do dyspozycji 200 m2. Nie zostanę też pod mostem. Działki rolnej nie dałem jej na własność, tylko dopuściłem do współwłasności. Bez mojej zgody nie może jej ani sprzedać, ani obciążyć hipoteką. Jeżeli w przyszłości zrobię podobnie z moją częścią domu, to także na tych samych zasadach. Nie będzie to wcześniej niż za pięć lat i zależy od relacji między nami. Wcześniej sąd rozstrzygnie mój wniosek o separację. Jeśli pozytywnie, to zdecyduję, czy pozwolić żonie nadal mieszkać w moim domu i pod jakimi warunkami. I nie będzie wątpliwości, czy jej się to należy, czy będzie to miała z mojej woli. Inną konsekwencją będzie rozdzielność majątkowa.
To stopniowe budowanie granic wywołuje silną, gniewną reakcję żony. To mnie nie martwi. Muszę jednak bardzo uważać, żeby przy tym jej nie skrzywdzić. Niezależnie od tego, co mnie spotkało z jej strony, nie upoważnia mnie to żadnego rewanżu. I tak jak nie miałem wątpliwości, że przy jej postawie mam prawo wyprowadzić się i wnioskować o separację, tak nie byłem równie pewien, czy mógłbym ją zmusić do wyprowadzki, czyli po prostu wyrzucić z domu. Może moje spojrzenie na winę jest jednak skrzywione, nie widzę własnego wkładu w kryzys, a wyolbrzymiam jej? Może wywołałoby to dla niej bardzo bolesne konsekwencje, o których nie wiem? Uznałem, że prawdopodobnie byłoby to w pełni uprawnione, ale przy braku pewności nie mogę ryzykować jej krzywdy. Po jej samowolnym remoncie poinformowałem ją jednak na piśmie, że jest to brutalne naruszenie zasad i jeśli będzie się powtarzało, to zmuszę ją do opuszczenia domu. Teraz sfinansowałem te prace w całości, bo były przydatne, wykonane porządnie, cena względnie niska, było mnie na to stać, a to jest mój dom i ja za niego odpowiadam.
Nie kieruję nadzieją, że ona teraz dostrzeże i doceni moją „szlachetność”. Swoją postawę określiłbym zresztą raczej jako zwykłą przyzwoitość. Będę się kierował sumieniem i postępował najlepiej, jak potrafię, nie z obawy przed gniewem żony, czy licząc na jej uznanie, nawet nie dla siebie – tylko po prostu dlatego, że to jest dobre. Nie mam bezpośredniego wpływu na jej zachowanie. Odpowiadam tylko za to, żeby dawać dobre świadectwo. Niezależnie od tego, co teraz wygaduje, ja chcę swoim postępowaniem dać jasny przekaz, że może liczyć na moją prawość. Teraz pewnie nie dotrze, ale jeśli go nie będzie, nie dotrze nigdy. Jednocześnie ta prawość czy przyzwoitość nakazuje mi stawiać granice. Faktyczna i formalna separacja to największa granica, jaką mogę postawić. Uwierzcie mi, że nie zdecydowałbym się na to, gdybym nie miał świadomości, że to absolutnie konieczne. Z powodów, które Renta i EzerKenegdo pięknie wyłożyły.
Nie piszę tu szczegółowo o swoim samodzielnym życiu, żeby zachować anonimowość. Nie muszę zaczynać myśleć w tym kierunku, bo od lat to realizuję. Mam swoje pasje, przyjaciół, dużą rodzinę, świetną pracę, znaczące sukcesy w niej, działam społecznie itd. A przede wszystkim wiarę.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 05 gru 2017, 22:47 - Nie zostanę też pod mostem. Działki rolnej nie dałem jej na własność, tylko dopuściłem do współwłasności. Bez mojej zgody nie może jej ani sprzedać, ani obciążyć hipoteką. Jeżeli w przyszłości zrobię podobnie z moją częścią domu, to także na tych samych zasadach. Nie będzie to wcześniej niż za pięć lat i zależy od relacji między nami. Wcześniej sąd rozstrzygnie mój wniosek o separację. Jeśli pozytywnie, to zdecyduję, czy pozwolić żonie nadal mieszkać w moim domu i pod jakimi warunkami. I nie będzie wątpliwości, czy jej się to należy, czy będzie to miała z mojej woli. Inną konsekwencją będzie rozdzielność majątkowa.
No i fajnie, czyli rozsądny także jesteś. :D
Ale przestrzegam, że współwłasność można znieść także sądownie (czyli bez Twojej zgody), a po podziale można sprzedaż swoją część (także bez Twojej zgody). Czyli nie jest to zabezpieczenie idealne. W ogóle nie rozumiem, dlaczego dążysz do oddawania żonie czegokolwiek? Oddałeś jej część działki rolnej, to dużo, bo w zasadzie bez powodu. Oczywiście miałeś prawo jako właściciel. Ale przecież Twoja żona ma swoje mieszkanie. Dlaczego chcesz jej dać współwłasność domu, skoro ona nie dzieli się z Tobą swoim majątkiem? Tym bardziej, że do rozważnych ludzi Twoja żona nie należy.
Ja raczej własność zostawiłabym sobie, bo do siebie mam zaufanie, że nie zepsuję tego. No i po mnie odziedziczą nasze dzieci.
Napiszę na swoim przykładzie. Miałam swój majątek odrębny, do tego w majątku wspólnym miałam przedmioty z tzw. surogacji. Nigdy tego nie przestrzegałam, bo i po co. Miałam nawet pomysł, aby przepisywać to na męża. Wszak byliśmy małżeństwem, czyli co moje to i twoje. Ale u męża po ponad 20 latach wypaliły się uczucia i odszedł obrzucając mnie winą za I,II i III wojnę światową. Dokonaliśmy podziału majątku wspólnego, a ja bardzo przypilnowałam tych moich wkładów. Mąż był zdziwiony, dlaczego tylko tyle jemu przypadło? Pewnie liczył na więcej. :shock: No i życie pokazało, że dobrze zrobiłam. Bo mój mąż nie wywiązał się z własnej obietnicy i nie zabezpieczył materialnie dzieci. Wszak mógł tak zrobić i zrobił to. Do tego 9 miesięcy od wyprowadzki męża okazało się, że ma on 3,5 letni romans z trzydziestokilkuletnią kobietą. I na ten romans wydał ponad 50 tys. zł w czasie, gdy byliśmy razem. Po mnie będą dziedziczyć dzieci, a po nim kto wie? Więc już wiem, co on zrobiłby z pieniędzmi, gdybym okazała się dobrą ciocią. :D
To tak dla Ciebie ku przestrodze. Gdybym miała wtedy miękkie serce, musiałabym mieć potem....
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Ukasz

Ty się na razie wstrzymaj z jakimikolwiek decyzjami odnośnie darowania czegokolwiek żonie.
Możesz nawet odwołać swoje wcześniejsze darowizny, ale na to masz tylko rok czasu. Może Renta jako prawniczka lepiej by to opisała.
Musi tutaj być warunek niewdzięczności.
Wstepnie opisane jest to np. tutaj:
http://www.infor.pl/prawo/darowizny/wyk ... wizny.html
i tutaj:
http://www.infor.pl/prawo/darowizny/wyk ... minem.html
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Dzięki za rady i przestrogi. Przez najbliższe pięć lat nie zamierzam zmieniać nic we własności domu, bo i tak mnie na to nie stać. A nie ma co teraz rozważać, co będzie za pięć lat.
Darowizny działki rolnej nie zamierzam odwoływać. Urządziliśmy tam nasze miejsce letniego wypoczynku, żona włożyła w to wiele pracy, serca, a po rozdzieleniu finansów także swoich pieniędzy. Jeśli kiedyś rzeczywiście przeprowadzi sądownie podział i sprzeda połowę, to trudno.
Mam jeszcze niewielkie mieszkanie w mieście, które odziedziczyłem po dalekiej krewnej. Mieszka tam starszy syn z żoną. Obu naszym dzieciom powiedziałem, że dostanie je na własność to z nich, które pierwsze będzie miało własne dzieci. Nigdy nie było mowy o tym, żeby żona miała tam jakieś prawa, choć remontowaliśmy je ze wspólnych środków.
Sądzę więc, że generalnie rozporządzam swoim majątkiem w miarę rozsądnie.
Jest jeszcze kwestia aktualnych wydatków na dom. Po mojej wyprowadzce żona chciała koniecznie mieć udział w rachunkach za prąd itp. Rozmawiałem z rodzicami i doszliśmy do wniosku, że ta nagła zmiana - od dwóch sam pokrywałem wszystkie te wydatki - to próba jakiegoś wejścia w prawa właścicielskie, choćby jako dokumentacja, że faktycznie tu mieszka. Napisałem żonie, że:
- nie zgadzam się na dopłaty z jej strony;
- jeżeli przyjdzie jakikolwiek przelew od niej, otworzę osobne konto oszczędnościowe i tam będą przekierowywane te środki, ale lepiej, żeby te pieniądze przeznaczyła na spłatę kredytów;
- dopóki nie spłaci długów nie chcę od niej żadnych pieniędzy;
- przy obecnym gospodarowaniu finansami zostanie moim zdaniem na głodowej emeryturze, a ja niezależnie od rozdzielności majątkowej lub jej braku nie zostawię jej na lodzie, staram się przygotować do tego, żeby na starość móc utrzymać dwie osoby, ale na spłatę jej długów nie będzie mnie stać.
Poskutkowało, zrezygnowała z pomysłu dokładania się do stałych opłat za dom.
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: udasiek »

Ukasz pisze: 05 gru 2017, 8:41 Był jedynie romans jej taty, po którym wrócił i potem jej rodzice byli sobie bardzo bliscy
dziękuję Ci Ukaszu za te słowa, dały mi potężny zastrzyk nadziei :)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Mam dokładnie tydzień na podjęcie decyzji, czy podtrzymuję wniosek o separację. Dochodzi jeszcze sprawa mediacji - w ramach uzupełnienia braków formalnych muszę napisać, czy mediacja była, a jeżeli nie, to dlaczego. Jeżeli ktoś ma doświadczenie w tych sprawach, to byłbym wdzięczny za kontakt na priv. Na razie nie wynająłem prawnika, bo obawiam się w takiej sprawie brać kogoś z ogłoszenia, nawet z renomowanej kancelarii, bo mam złe doświadczenia. Jeśli ktoś mógłby kogoś polecić, to też chętnie skorzystam z takiej rady i proszę o kontakt na priv.
Trwają "podchody" w sprawie spornych 2 m2. Żona próbuje przeforsować swoją wolę bez rozmowy ze mną, wykorzystując każdy otwarty gest z mojej strony. Zamknąłem te drzwi, kupiłem jej nowy, porządny wieszak, tam przewiesiłem rzeczy. Napisałem list wyjaśniający, dlaczego to robię, z przeprosinami za uległość w poprzednich latach. Dodałem do tego wielką różę, taką, jakie lubi najbardziej. Gdy nie udało jej się otworzyć drzwi z jej strony, skorzystała z klucza do drzwi wejściowych do mojej części, przyszła ze swoimi ubraniami i odwiesiła je z powrotem. Otworzyła z tej strony. Nie odpowiedziała na moje przywitanie. Cóż - rano zastanie drzwi ponownie zamknięte i już ich nie otworzy. Na razie może sobie biegać dookoła domu, żeby odwiesić płaszcz. Jeśli bardziej naruszy zasady zamieszkania pod jednym dachem, będzie musiała się wyprowadzić.
Dla mnie w nauce stawiania granic najtrudniejsza jest niepewność, czy w tej konkretnej sprawie mam rację i czy nie zaprzepaszczam przy okazji czegoś ważniejszego. Rozstrzygam ten dylemat tak, jak napisałem wyżej, ale z poważnymi wątpliwościami.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Tego dnia, który opisałem wyżej, żona nie tylko weszła do mojej (tj. użytkowanej aktualnie przeze mnie części) traktując mnie jak powietrze, ale wychodząc zabrała - ukradła - także mój klucz. Zablokowałem drzwi w inny sposób i zarazem uniemożliwiłem jej wchodzenie do tej części domu bez mojej zgody. Napisałem, że tak będzie dopóty, dopóki nie odda mi obu kluczy do drzwi między nami lub zaakceptuje tę granicę, powie mi o tym i odda mój. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, a żona codziennie sprawdza, czy drzwi nie da się jakoś otworzyć.
W tym samym czasie przyszło pismo z sądu w sprawie separacji. Zdecydowałem się podtrzymać wniosek i zarazem prosić o wyznaczenie mediatora. Poinformowałem o tym żonę.
Zaoferowałem także wspólne spędzenie pierwszego dnia świąt - w dowolnej, wybranej przez nią formie. Prosiłem o odpowiedź szczególnie w wypadku odmowy, żebym mógł ten dzień zaplanować inaczej. Cisza. Spotkamy się na Wigilii razem z resztą rodziny (jakieś 30 osób...), przynajmniej przez 2,5 godziny. Tyle czasu żona wyznaczyła sobie na kontakt z najbliższymi (ze starszym synem i jego żoną nie zobaczy się w ogóle) przez całe święta. Dobre i to, będę się cieszyć tą chwilą.
Nie martwię się bardzo tą postawą, nie jest to zaskoczenie. Pokazuje tylko, że jeszcze długa droga przed nami i nie powinienem liczyć na szybką zmianę. Szkoda, ale mam co robić.
ODPOWIEDZ