s zona pisze: ↑20 lis 2018, 12:48
Ukasz pisze: ↑20 lis 2018, 10:18
Nie będę czekał na koniec remontu, który trochę się przedłuża. Jeśli ona nie zabierze swoich rzeczy, i tak wystawię je w zapowiedzianym terminie. Za tydzień.
Ukasz ,
pozwolisz ,ze dopytam .. czy Ty chcesz zone tylko " przemiescic " na wyzsza kondygnacje czy " zupelnie za drzwi " ?
Do pierwszej masz chyba prawo , ale ta druga opcja ..to zimno mi sie zrobilo .. jesli moj maz mialby tak postapic ..
Jestes pewien braku konsekwencji , konsultowales to z prawnikiem ?
Ja żony nigdzie nie mogę przemieścić. Mogę tylko przenieść jej rzeczy: na strych lub na zewnątrz, pod wiatę. Ona nie zgadza się ani na jedno, ani na drugie. Nie zgadza się też na żadną zmianę obecnego układu. Nie zamierza ani bywać w domu częściej, ani o niego dbać, ani na niego łożyć, ani liczyć się w żaden sposób ze mną. Nawet nie udaje żadnej gotowości do rozmowy.
Do dzisiaj rozważałem oba warianty, ale ze sobą powiązane: przenieść jej rzeczy na strych, do pokoju przeznaczonego dla niej, ale jeśli ona zacznie je sprowadzać z powrotem na dół - to wtedy na zewnątrz i wymiana zamków. Zastanowiłem się na problemem pralki, którą żona kupiła sama, gdy ja mieszkałem w drugiej części domu. Teraz stwierdziła kategorycznie, że nie wolno mi jej ruszać. Mam ją transportować na strych? Tam podłączać do wody itd.? Wynieść wszystko inne, a ten sprzęt zostawić?
Czy mogę żonie kazać zamieszkać ze mną na strychu? Przenieść jej tam rzeczy, żeby musiała po nie przyjść? Czy to nie byłoby właśnie przemieszczanie jej z miejsca na miejsce? To byłoby lepsze uszanowanie jej wolności?
Ja jej przecież oferuję przeprowadzkę tam, a ona kategorycznie odmawia. Mam prawo przeprowadzić jej rzeczy mimo to?
Zresztą z deklaracji żony wynika, że i tak się z tym nie pogodzi i zaraz zacznie przenosić wszystko z powrotem na dół, więc wrócę nawet nie do punktu wyjścia, tylko jeszcze gdzieś wstecz.
Tak, zdecydowałem się wystawić rzeczy na zewnątrz. Nie chcę przenosić obecnego bagna dwa piętra wyżej. Ja żonę tam zapraszam, przygotowuję to mieszkanie tak, żeby było wygodne dla niej. Na pewno nie chcę jednak sprowadzać jej tam pod przymusem albo nawet naciskiem. Nie chcę także, żeby tam sobie przenosiła skład rzeczy, pralnię i awaryjne miejsce do spania. Jeśli będzie chciała tam ze mną tworzyć dom, to powitam ją z otwartymi ramionami. Na razie nic tego nie zapowiada.
Tego mieszkania na dole żona potrzebuje teraz tylko do tego, żeby blokować przeprowadzkę syna i żeby podtrzymać pretensje majątkowe. Dwa razy częściej, niż tutaj, sypia gdzie indziej. Od pół roku nie zdarzyło się, żeby spędziła tu dzień. W jej (75% jej własności, 25% jej sióstr) mieszkaniu, liczącym ponad 100 m2, mieszka samotnie jej mama, która potrzebuje jej pomocy. Tam spędziła całe dzieciństwo, tam mieszkaliśmy razem przez pierwsze kilka lat po ślubie, tam ma swój pokój i w nim sypia. Nie wiem jak często, ale być może częściej niż tu, gdzie ja mieszkam. Stamtąd ma bliżej do pracy. Tam jest zameldowana, działa we wspólnocie mieszkaniowej jako faktyczny lokator. Tam przychodzi cała jej korespondencja. Jeżeli wystawię jej rzeczy na zewnątrz, ma gdzie iść - ale ja jej nie wskazuję, że ma to zrobić. Równie dobrze może sobie coś wynająć. Nie znam aktualnej wysokości jej zarobków, ale prawdopodobnie zarabia więcej ode mnie, być może dużo więcej, a ja mam dość wysoką pensję.
Nie konsultowałem tego z prawnikiem, ale rzeczywiście jestem pewien braku konsekwencji prawnych. Po prostu widzę, że moja żona już tu nie mieszka i tylko czasem korzysta z tego mieszkania. Nie mam obowiązku umożliwiać jej tego dalej.
I masz rację, s_zono, że na myśli o tym kroku robi się zimno w środku. Bo prawo prawem, a to jest moja ukochana żona, którą chciałbym przytulić, opiekować się nią, nieba jej przychylić. Tyle, że nic z tych rzeczy zrobić nie mogę. Mam do wyboru utrwalić obecny chory układ albo go przerwać. Inne opcje ona odrzuciła. Wolałbym sam się wyrzucić z domu, jeśli to miałoby pomóc. Nawet poniekąd już raz to zrobiłem. Niestety to tylko pogłębiło najgorsze elementy jej postawy.
Tak, na myśl o tym robi się zimno w środku. Dlatego przez lata nie mogłem się na to zdobyć. Żona o tym wiedziała i dlatego doprowadziła do obecnego stanu, pewna, że nic nie jestem w stanie zrobić. Już jestem.