Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Keira

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Keira »

Ukasz pisze: 23 cze 2020, 23:28 Więc poinformowałem ją, że to dla mnie uroczysty dzień, chcę go spędzić razem, może przyjść bez żadnej zapowiedzi. I tyle. Nie widzę w tym żadnego przekroczenia jej granicy.
Tylko że to, czy przekroczyłeś czyjąś granicę, ocenia ten, kto tę granicę wyznacza. Granica w tym momencie kończyć się powinna w Twojej głowie. Ty jednak wykraczasz poza nią, ciągle napierając na żonę i na to, by w jakiś sposób się określiła. Wg mnie żona od dawna zna Twoje stanowisko i ciągłe przypominanie o swoich oczekiwaniach może być rzeczywiście jakimś rodzajem presji. Ja przynajmniej bym na pewno tak to odczuła. Dodatkowo budziłoby to tylko moją irytację. Wydaje mi się, że takim zachowaniem, nie pozwalasz żonie na zmianę jej postawy w poczuciu wolności. Nie widzę tu miłości, tylko obsesję, przepraszam.

Ja jestem żoną sakramentalną, rozwiedzioną przez sąd. Kocham męża i tęsknię za nim. Ale w rocznicę ślubu, jego urodziny itd. idę na mszę i tam mu błogosławię. On odrzucił małżeństwo. Nie podoba mi się to, ale szanuję jego wolność. Mąż wie, jakie jest moje stanowisko. Jezus też szanuje naszą wolność. Nie łapie nas za rękę przed zrobieniem zła. Nie poucza nieustannie. Raz powiedział, raz określił swoje stanowisko i wystarczy. Cierpliwie i ZAWSZE czeka.

Efekty Ty i ja mamy podobne, bo nasi małżonkowie nie chcą z nami być. Ale ja się nie miotam. Nie wymyślam atrakcji dla męża. Nie nastawiam się i potem nie siedzę rozczarowana. Jest we mnie spokój. Mąż nie zajmuje moich myśli, oddałam go Bogu.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Wydaje mi się, że ja też nie nastawiam się i potem nie siedzę rozczarowany. Jest we mnie spokój. Czasem się zakołysze pod wpływem emocji i to według mnie to dobrze. Moja żona zajmuje czasem trochę moich myśli, bo jest moją żoną i ją kocham. Nie umiem nawet w wyobraźni połączyć postawy braku myśli o kimś i jednocześnie kochania go, albo kochania kogoś tak, że nawet o nim nie nigdy myślę.
Nie sądzę, żebym łapał moją żonę za rękę, żeby nie zrobiła czegoś złego, ani że Jezus przedstawił mi kiedyś Swoje stanowisko i teraz już tylko biernie czeka. Doświadczam raczej tego, że wciąż się jakoś o mnie upomina, szanując zarazem moją wolność, nie zmuszając do niczego. Próbuję się tego uczyć i wiem, że przychodzi mi to z trudem.
Keira pisze: 24 cze 2020, 14:58 Tylko że to, czy przekroczyłeś czyjąś granicę, ocenia ten, kto tę granicę wyznacza.
Nie zgadzam się z tym.
Moja żona przestała bywać w domu pół roku temu. W pokoiku, który był tylko jej, wciąż jest bałagan po sufit. Ten dość nieprzyjemny widok wprost wylewa się przez okno, patrzy na niego każda osoba zbliżająca się do wejścia, kłuje w oczy, gdy siedzi się w ogrodzie. Chcę tam zrobić porządek, o to samo prosi mnie syn. Żona kategorycznie zakazuje mi ruszać czegokolwiek, odmawia rozmowy na ten temat. Stawia granicę, ale w moim odczuciu mocno ingerując w moją przestrzeń. Czy rzeczywiście sprzątając w swoim domu naruszyłbym jej prawdziwe granice?
Podarowałem jej połowę własności działki i która stanowi jedną całość z częściami należącymi do innych członków mojej rodziny. Żądając wyprowadzki żony z domu zgodziłem się, żeby tę działkę użytkowała sama, ja nie będę się wtrącał. Okazało się jednak, że ona realizuje to tak, że również nasze dzieci nie mogą tam czuć się u siebie. Gdy poinformowałem ją, że wpadnę na kilka dni odwiedzić mieszkających tam rodziców i wziąć udział w organizowanej tam co roku w tym czasie ich uroczystości, to dostałem odpowiedź, że mnie tam nie zaprasza i nie che widzieć. Czy rzeczywiście naruszę jej granice spotykając się z moimi najbliższymi lub upominając się o prawo dzieci do skorzystania z rodzinnej działki?
Uważam, że mam prawo i obowiązek odróżnić bezpodstawne roszczenia od naruszania cudzych granic.
Ewuryca

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ewuryca »

Ukasz pisze: 25 cze 2020, 11:09
Moja żona przestała bywać w domu pół roku temu. W pokoiku, który był tylko jej, wciąż jest bałagan po sufit. Ten dość nieprzyjemny widok wprost wylewa się przez okno, patrzy na niego każda osoba zbliżająca się do wejścia, kłuje w oczy, gdy siedzi się w ogrodzie. Chcę tam zrobić porządek, o to samo prosi mnie syn. Żona kategorycznie zakazuje mi ruszać czegokolwiek, odmawia rozmowy na ten temat. Stawia granicę, ale w moim odczuciu mocno ingerując w moją przestrzeń. Czy rzeczywiście sprzątając w swoim domu naruszyłbym jej prawdziwe granice?
Podarowałem jej połowę własności działki i która stanowi jedną całość z częściami należącymi do innych członków mojej rodziny. Żądając wyprowadzki żony z domu zgodziłem się, żeby tę działkę użytkowała sama, ja nie będę się wtrącał. Okazało się jednak, że ona realizuje to tak, że również nasze dzieci nie mogą tam czuć się u siebie. Gdy poinformowałem ją, że wpadnę na kilka dni odwiedzić mieszkających tam rodziców i wziąć udział w organizowanej tam co roku w tym czasie ich uroczystości, to dostałem odpowiedź, że mnie tam nie zaprasza i nie che widzieć. Czy rzeczywiście naruszę jej granice spotykając się z moimi najbliższymi lub upominając się o prawo dzieci do skorzystania z rodzinnej działki?
Uważam, że mam prawo i obowiązek odróżnić bezpodstawne roszczenia od naruszania cudzych granic.
Ja widzę to tak: czy dom jest w pełni twoj, po podziale majątku i spłaceniu żony gdzie żona jest już pozbawiona praw do niego?, jeśli tak to masz prawo poprosić żeby zabrała swoje rzeczy jeśli nie chce żebyś ty je ruszał i daj jej czas do kiedy. Jeśli tego nie zrobi to możesz wtedy ty to zrobić. Jeśli natomiast jej pokoik jest nadal jej i ma do niego prawo to nie uważam abyś powinien ruszać jej rzeczy. U mnie dopóki dom był wpólnym majątkiem, żadne z nas ani mąż ani ja nikogo z domu nie wyrzucało, nie zabraniało do niego wchodzić, czy tez nie ruszaliśmy swoich rzeczy. Po podziale majątku każdy z nas uznał to za wyznaczenie granicy i do niej się dostosowaliśmy.
Podobnie z działką i imprezą. Jeśli działka jest jej to jest jej i koniec. Jeśli impreza była u niej i organizowana przez nią to nie powinieneś naruszać granicy, jeśli twoi rodzice tam mieszkają i jedziesz do nich a nie do niej to nie potrzebujesz na to jej zgody.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nino »

Czy podarowales jej czesc dzialki,ktora prawnie sie jej nalezala?
Skoro moze robic z nia co chce,to moze rowniez odmowic innym korzystania z niej.
Nie bardzo rozumiem: czy na tej czesci dzialki jest dom,w ktorym mieszkaja twoi tesciowie?
Co do jej pokoiku: nie masz prawa ruszac jej rzeczy,ale masz prawo prosic ja o ich uprzatniecie. Jesli zaczna stanowic np. Zagrozenie pozarowe lub moga zalegnac sie tam myszy,mozesz,po uprzedniej probie ustalenia a jej braku reakcji,wkroczyc i to zagrozenie zniwelowac. Tak to widze.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nino »

Natomiast co do Twoich relacji z rodzicami: to sa twoje relacje z nimi i masz prawo ich odwiedzic oraz brac udzial w ich uroczystosci.
Jesli zona zabrania ci tego,poniewaz tak sie sklada,ze oni mieszkaja na jej dzialce: to jest to bardzo slabe z jej strony i niewlasciwe. Nie w ten sposob wyznacza sie granice.
Odwiedzaj. A jesli nawet ona wpadnie w zlosc z tego powodu,to jej zlosc i jej problem.
renegate

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renegate »

Kto uważnie przeczytał ten watek, ten wie, że rodzice Ukasza mieszkają w innym miejscu, w pobliżu działki, na której bywa żona Ukasza. Poza tym, w jednym z postów, Ukasz napisał, że to jego siostry i rodzice prosili, aby nie przyjeżdżał do tego domu, w czasie, gdy na pobliskiej działce przebywa jego żona.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Działka letniskowa jest wspólna. Obok niej jest druga, gdzie stoi dom, tam mieszkają moi rodzice. Obok jeszcze inne, gdzie wolny czas spędza rodzeństwo. To wszystko należało do moich rodziców i każde z nas dostało po kawałku, żeby o niego dbać i żeby służył wszystkim. Tak samo ja podarowałem połowę własności mojej części żonie - to było już w czasie naszego kryzysu. Pomiędzy tymi działkami nie ma żadnej granicy, wszyscy chodzą do siebie nawzajem, często się spotykają. Sama impreza moich rodziców ma główny punkt w postaci obiadu w knajpie poza tym terenem, ale goście nie przyjeżdżają na sam posiłek, zostają zawsze dłużej.
Zgodziłem się na to, żeby żona sama gospodarowała na wspólnej działce. Nie ingeruję w to, co tam robi, choć boli mnie to, jak traktuje tam naszego syna. I nie ustaliliśmy w żaden sposób zasad funkcjonowania tego miejsca, np. opłaty itp. Będąc tam chcę się zachowywać tak, żeby jej się nie narzucać, ale nie mogę całkowicie wyeliminować np. krótkich wizyt. Poza tym, gdy jej tam nie ma, a ona tam przecież nie mieszka, tylko wpada od czasu do czasu, to nie jest dla mnie oczywiste, że ja mam siedzieć komuś na głowie, gdy obok stoi pusty mój dom. Mogę, tylko czy powinienem?
I nabieram wątpliwości, czy jej postawa wobec tego miejsca nie jest zaprzeczeniem celu, w jakim ja dostałem tę ziemię. Mogę cofnąć sądownie darowiznę powołując się na niewdzięczność obdarowanego - jej ostatni email byłby dowodem w takiej sprawie. Wtedy czułbym się w obowiązku spłacić jej wkład w urządzanie tego miejsca. Nie wiem, rozważam to.
Natomiast dom, w którym mieszkam, jest współwłasnością moją i moich rodziców. Moja żona mieszkała tu ze mną prawie 20 lat, ale nigdy nie była nawet zameldowana, od kilku lat nie brała udziału w jego utrzymaniu, bywała coraz rzadziej, od od pół roku już w ogóle tu nie nocuje, czasem wpada, żeby coś zabrać. Wciąż jest tu dużo jej rzeczy, zajmują dwa pokoje. Jeden stopniowo mniej więcej uporządkowałem i nie spotkało się to żadną jej reakcją. Drugi jest o wiele bardziej zagracony. Ten bałagan nie stanowi zagrożenia przeciwpożarowego czy sanitarnego, ale po prostu szpeci i przynosi wstyd domownikom w czasie każdej wizyty gości.
Tu też jest kłopot konkretny - co zrobić, żeby ten bałagan nie rzucał się w oczy i żeby szybko nie wrócił - oraz szerszy, czy zgadzać się na taki stan, że jej tu nie ma, ale traktuje dom jak swój i próbuje mi wyznaczać, co mi wolno w nim robić. Ogólnie chętnie zgodzę się i na trzymanie jej rzeczy i jej dostęp do domu, ale nie bezwarunkowo, tylko na zasadach, jakie ustalimy wspólnie. Jeżeli natomiast ona podtrzyma swoje stanowisko, że nic nie będzie ze mną uzgadniać i nie zamierza brać pod uwagę mojej woli w czymkolwiek, to być może powinienem jednak to przerwać. Wymusić zabranie rzeczy i wymienić zamki. Też nie wiem, zastanawiam się.
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

Ukasz pisze: 26 cze 2020, 8:31 [...] Tak samo ja podarowałem połowę własności mojej części żonie. [...]

[...] Zgodziłem się na to, żeby żona sama gospodarowała na wspólnej działce. [...]

[...] Mogę cofnąć sądownie darowiznę powołując się na niewdzięczność obdarowanego - jej ostatni email byłby dowodem w takiej sprawie. [...]
No Ukasz... weź przeczytaj to ze 3 razy ze zrozumieniem to, co sam napisałeś powyżej.
"Zgodziłeś się aby żona SAMA tam gospodarowała" ... a teraz wynajdujesz bat... w postaci niewdzięczności... ?

Poza tym, ten kto daje i odbiera... to wiesz gdzie się poniewiera...
Ukasz pisze: 26 cze 2020, 8:31 [ ...] chętnie zgodzę się i na trzymanie jej rzeczy i jej dostęp do domu, ale nie bezwarunkowo, tylko na zasadach, jakie ustalimy wspólnie.[...]
Ale po co chce się zgadzać? (w jakim celu?)
Aby potem sądownie te ustalenia cofnąć? Powołując się na coś tam... np. niewdzięczność?
Ukasz pisze: 26 cze 2020, 8:31 [...] Jeżeli natomiast ona podtrzyma swoje stanowisko, że nic nie będzie ze mną uzgadniać i nie zamierza brać pod uwagę mojej woli w czymkolwiek, to być może powinienem jednak to przerwać. Wymusić zabranie rzeczy i wymienić zamki. Też nie wiem, zastanawiam się.
Parę postów wcześniej pisałeś, jak bardzo jesteś szczęśliwy i radosny i jak Twoja miłość do żony kwitnie - (pamiętam dobrze, bo sam się tego "czepiłem") ;)

A teraz piszesz, o sądownym odbieraniu działki - wymuszaniu zabrania rzeczy i wymienianiu zamków... nie wiem - może jestem nieobiektywny, ale jest to dla mnie mało to spójne... i nieco się gryzie w wielką radością, szczęśliwością i miłością do żony.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: tata999 »

Wiedźminie, czy byłbyś chętny rozwinąć swoje rozważania? Jeśli dobrze pamiętam borykałeś się ze składaniem wniosków sądowych i ich wycofywaniem nie raz w różnych sytuacjach. Jak postrzegasz swoje potknięcia, poczucie szczęścia i radości w tamtych zmaganiach z dzisiejszej perspektywy?
Ewuryca

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ewuryca »

Ukasz nie wiem... jestes dłużej niż ja na tym forum, masz dłuższy staż malzenstwa i może moja opinia jest mało znacząca ale dla mnie patrząc z boku twoja postawa kojarzy mi się z przemocą psychiczną wobec żony. Mam wrażenie, że nieustannie szukasz powodów aby móc przyczepić się żony. Jak były dobre okazje to miłością a jak ich brakło to sądem, czy tez nakłanianiem do rozmowy. Wiele piszesz o miłości do żony, ja tej miłości w twojej postawie nie widzę, napewno nie w wolności.
renegate

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renegate »

O ile dobrze pamiętam, Ukasz już wymienił kiedyś jakieś zamki w domu. Po drugie, wyrzucał też coś, zdaje się, że obraz będący własnością żony przez ono. Po tych zdarzeniach interweniowała policja, żona wniosła o założenie mu niebieskiej karty. I zdaje się także, że ustalenia z policją były takie, iż zona ma dalej prawo korzystać z domu i własnych rzeczy tam.
Dlaczego natomiast przez tyle lat wspólnego życia (macie już dorosłe dzieci, nawet wnuka) żona nie została zameldowana, pomimo, że wnosiła swoje nakłady na ten dom, to też ciekawe chyba pytanie.
Co, co synów, to Ukasz wspominał, iż nie angażują się oni w stosunki rodziców, a jak się okazuje żona Ukasza ma dobry kontakt z synami. Ukasz sam wspominał, iż pomaga ona teraz bardzo synowi i synowej, którym urodził się teraz wnuk.
Może nie tyle jeden z synów ma problem z korzystaniem z działki, co po prostu nie chce nadal mieszać się w konflikt rodziców i zbywa Ukasza, mówiąc, iż on też tam nie bywa.
Skoro Ukasz chce odwiedzać rodziców, to dlaczego ten temat podjęty zostaje dopiero wtedy, gdy żona przebywa w ich okolicy? Przecież rok ma 365 dni. Poza tym, do czego nie odniósł się Ukasz w swoim poście, prośbę o nieprzyjeżdżanie do rodziców w czasie pobytu w okolicy jego żony, wystosowali sami jego rodzice oraz jego siostry. Zresztą z żoną Ukasz przecież żadnego kontaktu nie ma, bo ona urwała z nim jakiekolwiek formy komunikacji.
Ukasz, wspominał też o tym, że próbował załatwić sprawy majątkowe, doprowadzić też być może do jej wyprowadzki. Ale potem napisał, iż po rozmowie z prawnikiem, okazało się, że to nie jest możliwe, a w każdym razie, tak łatwe, jak się spodziewał.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Sarah »

Wiedźmin pisze: 26 cze 2020, 10:24
Parę postów wcześniej pisałeś, jak bardzo jesteś szczęśliwy i radosny i jak Twoja miłość do żony kwitnie - (pamiętam dobrze, bo sam się tego "czepiłem") ;)

A teraz piszesz, o sądownym odbieraniu działki - wymuszaniu zabrania rzeczy i wymienianiu zamków... nie wiem - może jestem nieobiektywny, ale jest to dla mnie mało to spójne... i nieco się gryzie w wielką radością, szczęśliwością i miłością do żony.
Nie sądzę, żebyś był nieobiektywny. Mnie też ta niespójność "wali po oczach".
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Sarah »

Ewuryca pisze: 26 cze 2020, 13:41 Dla mnie patrząc z boku twoja postawa kojarzy mi się z przemocą psychiczną wobec żony. Mam wrażenie, że nieustannie szukasz powodów aby móc przyczepić się żony. Jak były dobre okazje to miłością a jak ich brakło to sądem, czy tez nakłanianiem do rozmowy. Wiele piszesz o miłości do żony, ja tej miłości w twojej postawie nie widzę, napewno nie w wolności.
Nieraz już forumowicze pisali, że postawa Ukasza kojarzy się z "kijem i marchewką". No cóż, jeśli im (obojgu) taka zabawa dostarcza adrenaliny i koloruje szarość dnia... Tylko gorzej, jeśli żona odczuwa inaczej.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

tata999 pisze: 26 cze 2020, 12:04 Wiedźminie, czy byłbyś chętny rozwinąć swoje rozważania? Jeśli dobrze pamiętam borykałeś się ze składaniem wniosków sądowych i ich wycofywaniem nie raz w różnych sytuacjach. Jak postrzegasz swoje potknięcia, poczucie szczęścia i radości w tamtych zmaganiach z dzisiejszej perspektywy?
Cześć tata999,

Na szybko, bo mam bardzo napięty czas zawodowo i prywatnie.

Więc - nie wiem co masz na myśli pisząc "borykanie ze składaniem wniosków sądowych".
Akurat złożenie pozwu poszło gładko - to żadna filozofia - z tego co pamiętam - 600zł pozew - parę tysięcy dla prawnika który to napisał i był na pierwszej rozprawie.

Cel był taki aby wybudzić żonę z amoku ;) (siłowo bo siłowo... ale jednak)

To się poniekąd udało... - niczego nie wycofywałem - jedynie podjęliśmy mediacje które zawiesiły proces rozwodowy - następnie nikt nie podjął dalszych kroków, w skutek czego, po roku "braku działania" ... sąd umorzył sprawę rozwodową.

Jednak niedługo po tym, jak sprawa została umorzona, żona dalej zaczęła się rozglądać "na zewnątrz".

Cóż - to doświadczenie - cenne i nie żałuję tego kroku... bo spędziliśmy fajne wspólne wakacje z dziećmi w 2018 (podczas "zawieszonego rozwodu") ... i poza tym, kolejne 2 lata spędziliśmy razem. Jest połowa roku 2020 ;) ... i wciąż razem mieszkamy - zawsze podkreślałem, że lepiej jak dzieci mają 20% mamy (albo taty) na miejscu - niż 0% mamy i 0% żony - zwłaszcza - jak są stosunkowo małe dzieci - i logistyka okołodzieciowa jest naprawdę ważna.

Poza tym, ja składając pozew "w celu ratowania małżeństwa i wybudzania żony" ;) - faktycznie jeszcze bardzo mocno wierzyłem w program pod tytułem: "małżeństwo". Nie będę tego rozwijać, bo moje obecne przemyślenia nie byłoby raczej zgodne z linią tego forum.

Moje obecne poczucie szczęścia i radości jest BARDZO duże :D :D :D. Paradoksalnie, im bardziej jestem odwieszony od żony i im ona (i ja tym samym) mamy wolności, tym ja czuję się lepiej. Dużą rolę pewnie odegrał tu program 12 kroków (który polecam każdemu)... choć dopiero kończę 4 krok, to i tak widzę, że nieco inaczej patrzę na siebie. W skrócie, ten program określiłbym jako takie: zaopiekowanie się sobą i własnymi emocjami.

Jak postrzegam to wszystko z perspektywy?
Cóż - po swoim doświadczeniu mogę powiedzieć - że "siłowo" ... presją, czy jakimikolwiek działaniami skierowanymi "na zewnątrz" (na żonę, na sytuację finansową itd) efekt jakiś można uzyskać - ale będzie to (a przynajmniej u mnie było) - "na krótką metę".

Czasami cenna jest oczywiście i ta "krótka meta" - ale długofalowo odradzałbym działania skierowane na zewnątrz... a zwłaszcza te, które mają dziać się w okolicach (przestrzeni) tego mniej czy bardziej niewiernego współmałżonka.

I tak na koniec... jak cofam się np. 7 czy 5 lat wstecz... - i przypominam sobie różne niezbyt przyjemne sytuacje (jeszcze gruuubo przedkryzysowe) - to prawda jest taka, że jeśli czułem się nieszczęśliwy, zły albo jakieś inne trudne emocje... to w 99% nie miało to nic wspólnego ani z żoną ani z dziećmi... - często byłem zły, sfrustrowany... głównie sam na siebie... (z różnych pozamałżeńskich powodów) - ale że rykoszetem dostawali najbliżsi... to już inna historia (i to raczej skutek niż przyczyna) - bo te trudne emocje najłatwiej było w ich obecności odreagować... zamiast właściwie je przeżyć i przyjrzeć się, skąd się wzięły.

Więc teraz jak na to patrzę, to czuję to tak: jeśli ktoś czuje się nieszczęśliwy będąc z tym mężem czy żoną... to niech dokładnie się sobie przypatrzy, czy sam ze sobą jest szczęśliwy, czy siebie lubi... czy jest wewnętrznie spokojny... bo bliski jestem obecnie (co kilka razy już podkreśliłem) - myśli: "Pokochaj siebie, a nie ważne z kim się zwiążesz".
Keira

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Keira »

Ukasz pisze: 25 cze 2020, 11:09 ani że Jezus przedstawił mi kiedyś Swoje stanowisko i teraz już tylko biernie czeka.
No jak. Masz Biblię - tam Jezus powiedział o wszystkich swoich oczekiwaniach, wymaganiach, konsekwencjach, miłości, oddaniu - o Bogu. Wszystko tam jest powiedziane raz i nie ma nowych Biblii, w których Jezus poprawia swoje wcześniejsze przykazania, zmienia je, powtarza, przypomina itd. O to mi chodziło.
Ukasz pisze: 25 cze 2020, 11:09
Keira pisze: 24 cze 2020, 14:58 Tylko że to, czy przekroczyłeś czyjąś granicę, ocenia ten, kto tę granicę wyznacza.
Nie zgadzam się z tym.
Ale z czym się nie zgadzasz. To znaczy co - uważasz, że granicę innej osoby Ty wyznaczasz? :)))))

Nie chcę Cię martwić, ale takie "granice" wyznaczają właśnie przemocowcy. To oni decydują, gdzie kończy się i zaczyna granica drugiego człowieka. Na tym polega przemoc.
Ukasz pisze: 25 cze 2020, 11:09 Moja żona przestała bywać w domu pół roku temu. W pokoiku, który był tylko jej, wciąż jest bałagan po sufit. Ten dość nieprzyjemny widok wprost wylewa się przez okno, patrzy na niego każda osoba zbliżająca się do wejścia, kłuje w oczy, gdy siedzi się w ogrodzie. Chcę tam zrobić porządek, o to samo prosi mnie syn. Żona kategorycznie zakazuje mi ruszać czegokolwiek, odmawia rozmowy na ten temat. Stawia granicę, ale w moim odczuciu mocno ingerując w moją przestrzeń. Czy rzeczywiście sprzątając w swoim domu naruszyłbym jej prawdziwe granice?
To w końcu czyj jest ten pokój? Jeśli Twój - to nie wiem, w czym problem. Uprzątnij śmietnik i już. Jeśli jej i ma prawo do bałaganu - zostaw. Któryś raz zasłaniasz się dziećmi... Wasze małżeństwo to Wasze sprawy. Co ma syn do tego bałaganu? Nie rozumiem.
Ukasz pisze: 25 cze 2020, 11:09 Podarowałem jej połowę własności działki i która stanowi jedną całość z częściami należącymi do innych członków mojej rodziny. Żądając wyprowadzki żony z domu zgodziłem się, żeby tę działkę użytkowała sama, ja nie będę się wtrącał. Okazało się jednak, że ona realizuje to tak, że również nasze dzieci nie mogą tam czuć się u siebie. Gdy poinformowałem ją, że wpadnę na kilka dni odwiedzić mieszkających tam rodziców i wziąć udział w organizowanej tam co roku w tym czasie ich uroczystości, to dostałem odpowiedź, że mnie tam nie zaprasza i nie che widzieć. Czy rzeczywiście naruszę jej granice spotykając się z moimi najbliższymi lub upominając się o prawo dzieci do skorzystania z rodzinnej działki?
Odpowiedź prosta - oczywiście, że tak. Podarowałeś jej, zgodziłeś się, że nie będziesz się wtrącał - następnie się wtrącasz. Działka jest jej, więc ona decyduje, jak dzieci się będą tam czuły. Jeśli chciałeś, by dzieci się tam dobrze czuły i one miały tam pierwszeństwo do "uczuć", to trzeba było podarować działkę dzieciom. Co mają dzieci do tej działki? Uczucia żony nie są ważne? Żona nie ma obowiązku w jakikolwiek sposób poświęcać się dzieciom, ma prawo do własnego majątku, ma prawo do zrobienia z nim, co chce, nie musi ani wspierać dzieci, ani im pomagać, ani ulegać, nic. Może, nie musi. To jest ta granica. Ty patrzysz na to inaczej - ok. Ale Ty to Ty. A ona to ona. Zabierając jej prawo do wolności, wyrażając swoją dezaprobatę i planując "odpłatę" za jej zachowanie - cały czas przekraczasz jej granice. Żaden nawet najlepszy cel pt. małżeństwo, nie może uświęcić metod, jakimi działasz.

Mogłabym zrobić kilka rzeczy, które zgodnie z prawem mogłabym przeprowadzić, żeby mąż zrobił to i tamto. Może nawet przykułabym jego uwagę na dłużej, niż na miesiąc. Ale to by była manipulacja. A moim celem życiowym nie jest małżeństwo, ani zbawienie męża - tylko moje zbawienie. To jest moje zadanie na tym świecie. A resztę zostawiam Bogu, bo wierzę, że jeśli mu zawierzę wszystko, to On mnie z tego wyciągnie. Nie jesteśmy z mężem razem, ale Bóg zabrał mi wszelkie oczekiwania i dał sposobność do spojrzenia na męża jako odrębną istotę, która ma prawo do popełniania złych rzeczy. Dałeś sobie prawo np. do masturbowania się i oglądania pornografii przez 30 lat. Przepraszam, że to wyciągam. Ale chcę Ci pokazać pewien mechanizm i podwójne standardy, jakie stosujesz w stosunku do siebie i do swojej żony. Żona też ma prawo do przejścia swojej drogi życia po swojemu, nawet jeśli Tobie się to nie podoba. I nawet jeśli to potrwa 30 lat.
ODPOWIEDZ