Re: Wątek Ukasza
: 22 cze 2019, 23:53
Na początku maja powiedziałem żonie, że albo ja albo jej koledzy z klubu. Jeżeli to zignoruje, to ja tę alternatywę wprowadzę w życie. Za miesiąc poinformują ją, jak to zrobię. Ten czas miał nastąpić po powrocie ze Szkocji. Przygotowywałem się do ponownego wprowadzenia faktycznej separacji.
Żona nie zerwała, o ile wiem, kontaktów z tamtymi panami. Zacieśniła natomiast relację ze mną. To sprawiło, że przez ostatnie dwa tygodnie zastanawiałem się, jak postąpić.
Wreszcie napisałem jej, że utrzymuję swoje stanowisko: nie ma szans na odbudowę między nami, jeśli nie zerwie tamtych relacji. Widzę jednak jej intensywne starania i mogą one świadczyć o jakimś jej zmaganiu. Nie chcę więc tego niszczyć gwałtownymi krokami. Dopóki widzę poprawę i starania, to mogę cierpliwie czekać. Jedynie w sprawach finansowych, jeśli nic się nie zmieni, to widzę konieczność rozdzielności majątkowej z datą wsteczną.
Na list nie odpowiedziała, a przy pierwszym naszym spotkaniu chyba była trochę wycofana. Potem jednak znów się wyraźnie ożywiła i było w niej sporo ciepła w stosunku do mnie. Teraz ja wyjeżdżam służbowo na tydzień, zobaczymy się raz, i potem mam kolejny taki wyjazd. Czekam, obserwuję, przyjmuję chętnie i z wdzięcznością każdy kontakt czy gest z jej strony, sam jestem ostrożny w inicjowaniu czegokolwiek. Staram się sprawiać jej drobne przyjemności, a ona zaczyna to zauważać.
Mimo tych wszystkich oznak poprawy nadal trwa niewzruszona większość przyczyn, które doprowadziły do kryzysu. Nie wiem, czy żywi jakieś uczucia do mnie. Nie muszę tego wiedzieć i w ogóle nie jest to na ten moment decydujące. Istotniejsza jest decyzja. Ta wygląda na pozytywną. Nie znam jej motywacji, co rodzi we mnie pewne obawy. Trochę może je rozwiać sprawa o intercyzę, jeżeli o nią wystąpię - ale na pewno nie zrobię tego w tym celu. Moją intencją jest jedynie ochrona naszych podstaw finansowych. Ona nie wywiązuje się z żadnych zobowiązań wobec, nawet tych zaproponowanych przez nią samą, i chyba trwoni wszystko, co zarobi. A pracuje ponad siły.
Żona nie zerwała, o ile wiem, kontaktów z tamtymi panami. Zacieśniła natomiast relację ze mną. To sprawiło, że przez ostatnie dwa tygodnie zastanawiałem się, jak postąpić.
Wreszcie napisałem jej, że utrzymuję swoje stanowisko: nie ma szans na odbudowę między nami, jeśli nie zerwie tamtych relacji. Widzę jednak jej intensywne starania i mogą one świadczyć o jakimś jej zmaganiu. Nie chcę więc tego niszczyć gwałtownymi krokami. Dopóki widzę poprawę i starania, to mogę cierpliwie czekać. Jedynie w sprawach finansowych, jeśli nic się nie zmieni, to widzę konieczność rozdzielności majątkowej z datą wsteczną.
Na list nie odpowiedziała, a przy pierwszym naszym spotkaniu chyba była trochę wycofana. Potem jednak znów się wyraźnie ożywiła i było w niej sporo ciepła w stosunku do mnie. Teraz ja wyjeżdżam służbowo na tydzień, zobaczymy się raz, i potem mam kolejny taki wyjazd. Czekam, obserwuję, przyjmuję chętnie i z wdzięcznością każdy kontakt czy gest z jej strony, sam jestem ostrożny w inicjowaniu czegokolwiek. Staram się sprawiać jej drobne przyjemności, a ona zaczyna to zauważać.
Mimo tych wszystkich oznak poprawy nadal trwa niewzruszona większość przyczyn, które doprowadziły do kryzysu. Nie wiem, czy żywi jakieś uczucia do mnie. Nie muszę tego wiedzieć i w ogóle nie jest to na ten moment decydujące. Istotniejsza jest decyzja. Ta wygląda na pozytywną. Nie znam jej motywacji, co rodzi we mnie pewne obawy. Trochę może je rozwiać sprawa o intercyzę, jeżeli o nią wystąpię - ale na pewno nie zrobię tego w tym celu. Moją intencją jest jedynie ochrona naszych podstaw finansowych. Ona nie wywiązuje się z żadnych zobowiązań wobec, nawet tych zaproponowanych przez nią samą, i chyba trwoni wszystko, co zarobi. A pracuje ponad siły.