Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Hahahhahaha!
Marzyciele z głowami w chmurach :D :D - zapomnieliście stąpania po ziemi? :P
Pierwsza, druga nieudana rozprawa i wszystko się przypomni :twisted:
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Panowie, chyba za Wami nie nadążam. Napisałem tylko, że na razie jestem spokojny, ale mam świadomość, że mogą w sądzie przyjść trudne doświadczenia. Mogą, nie muszą. Na razie pozwu o rozwód nie ma. Ja nie wiem, czy i ewentualnie jak żona zmieni swoje stanowisko. I nie muszę. Wiem, co sam mam robić. Wszystko powoli się toczy.
Przyszła mi niedawno taka refleksja, że żona nie może mi już nic odebrać, niczym mnie nastraszyć. Wyprztykała się amunicji. Odebrała mi już wszystko, na czym mi od niej zależało. Teraz może mi już tylko dać coś dobrego. Bardzo bym tego chciał, ale nie muszę tego mieć. Jestem wolny i kocham ją w pełnej wolności, bez żadnego lęku. Zapowiedź wniosku rozwodowego spłynęła po mnie jako woda. Mi pomaga świadomość, że nie muszę się z jej strony obawiać żadnej krzywdy. To niesamowicie otwiera mój stosunek do niej, pozwala kochać w sposób tak lekki, swobodny, pogodny. Możliwe, że brak mi wyobraźni i mój spokój da się łatwo zburzyć - ale póki co cieszę się obecnym stanem.
Przyznawałem się już na forum nie raz, że przez ponad 30 lat byłem uzależniony od masturbacji, a od kilkunastu lat powoli zaczęła do tego dołączać pornografia. Jakoś walczyłem, nie pogodziłem się z tym, upadałem, wstawałem i upadałem znowu. Wciąż modliłem się o uzdrowienie i nie przychodziło. Jednocześnie miałem ogromną skłonność do pychy. Widziałem to i zdawałem sobie sprawę, że gdybym dał sobie radę z tym zniewoleniem, to by mi tak woda sodowa uderzyła do głowy, że strach pomyśleć. Aż wreszcie przyszedł czas, gdy postanowiłem się wyprowadzić. Był to, patrząc d tej strony, akt zupełnej desperacji. Wydawało mi się, że po przerwaniu współżycia uzależnienie musi wybuchnąć z niespotykaną dotąd siłą i pogrążę się zupełnie, oddzielę się tym grzechem nawet od Boga tak, że nie będę miał siły się podnieść. To było jak skok w otchłań. Wkrótce po wyprowadzce uświadomiłem sobie, że jestem wyleczony. Pan mnie dotknął i uzdrowił. Tak po prostu. Bez żadnego wysiłku z mojej strony. Żebym sobie przypadkiem nie uroił, że to jakaś moja zasługa. Niedawno zrozumiałem, dlaczego moja modlitwa o uzdrowienie została wysłuchana dopiero po ponad 30 latach. Musiałem sięgnąć swojego dna, dojrzeć do własnej bezsilności, rzeczywiście zdać się na łaskę.
Opowiadam o tym teraz, bo skojarzyło mi się to z miłością wolną od lęku i wewnętrznego przymusu wzajemności. Może teraz przyjdzie czas na uzdrowienie nie tylko mnie, ale też naszego małżeństwa? Może. Może teraz. A może za 30 lat.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 18 paź 2018, 22:57
Widziałem to i zdawałem sobie sprawę, że gdybym dał sobie radę z tym zniewoleniem, to by mi tak woda sodowa uderzyła do głowy, że strach pomyśleć............Pan mnie dotknął i uzdrowił. Tak po prostu. Bez żadnego wysiłku z mojej strony. Żebym sobie przypadkiem nie uroił, że to jakaś moja zasługa. Niedawno zrozumiałem, dlaczego moja modlitwa o uzdrowienie została wysłuchana dopiero po ponad 30 latach. Musiałem sięgnąć swojego dna, dojrzeć do własnej bezsilności, rzeczywiście zdać się na łaskę.
Opowiadam o tym teraz, bo skojarzyło mi się to z miłością wolną od lęku i wewnętrznego przymusu wzajemności. Może teraz przyjdzie czas na uzdrowienie nie tylko mnie, ale też naszego małżeństwa? Może. Może teraz. A może za 30 lat.
Jest powiedzenie, że "Kiedy uczeń dojrzeje, to i mistrz się znajdzie". A w naszej wierze znaczy to ni mniej, ni więcej niżli to, że może Bóg czeka na naszą gotowość do pewnych zmian. Bo uzdrowienie nie będzie miało sensu, jeśli nie będzie umiało się z niego korzystać. I dlatego nawet jeśli Bóg przychodzi 5 minut za późno (naszym zdaniem), to i tak zdąży. W moim życiu sprawdziło się to kilka razy. A najfajniej jest umieć to dojrzeć i być tego świadomym. :D
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Ukasz pisze: 18 paź 2018, 22:57 Może teraz przyjdzie czas na uzdrowienie nie tylko mnie, ale też naszego małżeństwa? Może. Może teraz. A może za 30 lat.
Chciałbym mieć taką perspektywę czasową przed sobą. :)
Ale czy pociągnę tyle? Zmęczenie materiału już daje znać o sobie. :cry:
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Pantop pisze: 18 paź 2018, 20:19 Hahahhahaha!
Marzyciele z głowami w chmurach :D :D - zapomnieliście stąpania po ziemi? :P
Pierwsza, druga nieudana rozprawa i wszystko się przypomni :twisted:

Hahahahaha.
Jak słusznie zauważyłeś w chmurach mamy głowy: oczy do patrzenia, gęby do mówienia, uszy do słuchania.
Stopy mamy na ziemi bo nie jesteśmy aniołami.
Stoimy a nie leżymy ;)
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Witaj w Klubie Zwycięzców.
Nad samym sobą.
Najważniejsza bitwa męska.
O siebie.
Dopiero teraz można się bić o żonę.
I dzieci.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

jacek-sychar pisze: 19 paź 2018, 8:58 Ale czy pociągnę tyle? Zmęczenie materiału już daje znać o sobie. :cry:
Spokojnie Jacku.
Abraham miał 70 lat i się doczekał :lol:
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

jarek70 pisze:Hahahahaha.
Jak słusznie zauważyłeś w chmurach mamy głowy: oczy do patrzenia, gęby do mówienia, uszy do słuchania.
Stopy mamy na ziemi bo nie jesteśmy aniołami.
Stoimy a nie leżymy ;)
Huhuhuhuhuhu
Chciałem jeno nieśmiało zaakcentować fakt, że miło jest mieć ideały.
Niefajny moment jest wtedy, kiedy przekonujemy się, że sędzina także ma ideały, tylko nieco inne niż my.
A wtedy... :cry:
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

U mnie sytuacja powoli dojrzewa do rozstrzygnięcia – przynajmniej w odniesieniu do wspólnego mieszkania lub nie.
Remont na strychu powoli dobiega końca. Za miesiąc młodszy syn przeprowadza się z powrotem do Polski i potrzebuje jakiegoś lokum. Ja ze względu na planowaną kolejną operację mam ograniczony czas, kiedy mogę dokonać przeprowadzki. Starszy syn chce przed świętami mieszkać już w naszym domu. Uznałem, że to pora na przypomnienie żonie o zaplanowanych działaniach, zaakceptowanych przez nią i następnie zanegowanych.
Przez długi czas zamierzałem po prostu postawić przed nią wybór: przeprowadzamy się na strych, żeby tam razem tworzyć nasz wspólny dom, albo ma zabrać swoje rzeczy, bo o jej mieszkaniu tutaj trudno już mówić. To byłaby na pewno stanowcza i twarda postawa, ale czy miłość? W ostatnich miesiącach widzę coraz wyraźniej, jak ona wyniszcza samą siebie, przede wszystkim pracą ponad siły, szaloną gonitwą za czymś. Sama twierdzi, że jest bardzo nieszczęśliwa (nie uznaję tego automatycznie na szczere i precyzyjne nazwanie jej stanu), że czuje się udręczona – oczywiście przeze mnie. Ponoć ją torturuję. Teraz już nie delikatnym dotknięciem, gdy zasypia z wykrzywioną, chorą szyją na kanapie, ale tak ogólnie. Chyba chodziło to, że stawiam ją przed wyborem, ale nie dopytywałem. Sądzę, że rzeczywiście cierpi i czuje, że ktoś się nad nią znęca. Nie potrafi tylko dostrzec, kto, bo siebie samą dostrzec najtrudniej. Te moje wyobrażenia o jej stanie wewnętrznym są jakąś próbą zrozumienia jej postawy, ale nic na nich nie buduję. Natomiast wiem na pewno, że jest bardzo przemęczona. Do prostego wyboru, wóz albo przewóz, dodałem więc jeszcze jedna opcję.
Zaproponowałem, żeby sobie odpoczęła. Jeśli zrezygnuje na ten czas z samochodu (droga bryka w leasingu, to koszt, którego bym nie uniósł) i pracy, będę ją w pełni utrzymywał. Wszystkie koszty domu, inne niezbędne wydatki, wspólne rozrywki i wyjazdy pokryję sam. Dodatkowo przekażę jej tysiąc złotych miesięcznie na co tylko chce, nigdy nie zapytam, co robi z tymi pieniędzmi. Nie uzależniam tego od żadnej odbudowy więzi ze mną, ale wymagam spędzenia razem jednego dnia w tygodniu. Jeśli byłyby wyjazdy, to także razem, poza jednym tygodniem, w którym jedzie gdzie chce i ja o nic nie pytam. Mogę taki układ obiecać do końca przyszłego roku, nie wykluczam, że dłużej, ale tego już zagwarantować nie mogę. Może z niego zrezygnować w dowolnym momencie i nie będą z tego wynikać żadne jej dodatkowe zobowiązania względem mnie na przyszłość – poza tymi, które już wzięliśmy na siebie w dniu ślubu. Wspomniałem jeszcze, że taki układ byłby zapewne toksyczny dla nas obojga, gdyby wykluczała jakąkolwiek więź ze mną, ale to była raczej ogólna przestroga, nie żaden warunek.
Odpowiedziała szybko i negatywnie. Próbuje grać naszymi dorosłymi dziećmi – że dzieje jej się krzywda i nie powinni w tym brać udziału, że mogą zamieszkać z nią w jednym mieszkaniu, że ona nikogo nie wyrzuca. A tak ogólnie to się nie zgadza i już.
Jest jeszcze trochę czasu do namysłu dla niej, ja teraz nic nie będę zmieniał. Wyznaczyłem sztywne daty, kiedy ma zabrać swoje rzeczy, jeśli nie zgodzi się na wspólną ze mną przeprowadzkę na strych.
Gdy teraz po raz kolejny zastanawiam się nad logiką jej poczynań, wyłania się niepokojący scenariusz. Celowo używam tego słowa, mam świadomość, że to jest pisanie scenariuszy. Tyle, że nie przyszłości, lecz teraźniejszości. Otóż może być tak, że ona już jakiś czas temu zaplanowała całkowite odejście. Do nowego życia potrzebuje jednak znacznej sumy pieniędzy. Praca ponad siły nie wystarcza, a udział w takim domu z działką, w bardzo drogiej okolicy, to potężna suma. Dlatego gotowa jest utrzymać jeszcze przez dwa lata fikcję zamieszkania w domu, żeby wejść w prawa właścicielskie przez zasiedzenie (to jej wyobrażenie, o którym nie raz mówiła, a nie faktyczny stan prawny). Przyspieszenie rozstrzygnięć, jak wyprowadzka, rozdzielność majątkowa, separacja czy rozwód, jest więc jej nie na rękę, choć generalnie właśnie do tego dąży. Tyle, że dopiero za jakiś czas. Taka gra rozpisana na lata, realizowana konsekwentnie, zakładająca bezwolnego męża, który nie zdobędzie się na żaden konkretny krok. Tylko trochę za bardzo przyspieszyłem, a ona już nie ma ochoty udawać jakiejkolwiek więzi ze mną i ma wygodny pretekst ku temu: mój wniosek o separację. Czy za tym stoi jakiś facet – bardzo możliwe, ale może być inaczej. Może chodzi o życie bez żadnych ograniczeń, wygodne i w pełnej „wolności”, w tym od trosk finansowych.
Nie wiem, czy tak jest, i nie muszę tego teraz wiedzieć. Podjęte przeze mnie decyzje i tak pozostają te same. Jeśli ona w ostatniej chwili zmieni front i zgodzi się na przeprowadzkę na strych wraz ze mną, to ja nie wycofam swojego zaproszenia. Chcę jedynie uważniej obserwować, co się dzieje. Niezależnie od tego, jakie ma plany, to nie ona kreśli przyszłość, lecz Ktoś inny.
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Zasiedzenie czego?
Wspólnego domu? :shock:
Gdyby go sama użytkowała, to rozumiem, ale wspólne zamieszkiwanie nie daje moim zdaniem prawa do zasiedzenia.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Jacku, ja wiem, że ona tak nie może uzyskać żadnych praw i jej to tłumaczyłem. Podobnie, jak próbowałem wyjaśnić i przekazać kilka innych rzeczy. Dla zrozumienia jej postawy nie jest istotna jakaś obiektywna rzeczywistość, lecz to, co ona sama ma w głowie, a czego ja mogę się domyślać po jej słowach i uczynkach. W każdym razie uporczywe, kurczowe trzymanie się choćby fikcyjnego mieszkania w tym domu jest z jej strony faktem. Teraz po raz pierwszy przyznała, że nie chodzi bynajmniej o mieszkanie ze mną, że woli osobno. Teoretycznie zniosłaby moją obecność w tym samym mieszkaniu, w końcu i tak w nim rzadko bywa, a ja zapewniam obsługę lokalu. To zresztą teoria, bo ja zgodnie ze wspólnie ustalonym planem i po kosztownych przygotowaniach się wyprowadzam. Wymyśliła jednak wymianę personelu i teraz do prac domowych zamiast mnie zaprasza nasze dzieci.
Wczoraj otrzymałem informację, że prace remontowe skończą się w ciągu dwóch dni. A ja właśnie stanąłem na nogi po ciężkiej infekcji (dwie doby z gorączką 39 stopni, prawie bez snu i z dodatkowymi, bolesnymi dolegliwościami) i mam zwolnienie obejmujące także początek przyszłego tygodnia. Rozstrzygnięcie nastąpi więc szybko, przeprowadzę się i wyprowadzę ją w ciągu kilku najbliższych dni. Przetnie to wszelkie dywagacje o zasiedzeniu i prawach wynikających z zamieszkiwania w domu. A potem zastanowię się na spokojnie, co z tym robić dalej. Czy np. nie zastąpić pozwu o separację wnioskiem o rozdzielność majątkową ze wsteczną datą, jak mi sugerowała Renta. Granice i tak będą postawione, więzi między nami w międzyczasie się odrodziły - z mojej strony.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 15 lis 2018, 21:32 Niezależnie od tego, jakie ma plany, to nie ona kreśli przyszłość, lecz Ktoś inny.
I tu się chyba nie zgodzę.
Ktoś inny ma najlepszy pomysł na najlepszą przyszłość bo chce żebyśmy byli tu szczęśliwi.
Ale sęk w tym, żeby to zrozumieć i spytać jak.
Bo ten Ktoś nic nie zrobi za nas i bez nas.
Ja wiem że przykro i trudno patrzeć na ukochaną osobę, która cierpi.
Ksiadz Dziewiecki napisał, że własne cierpienie jest dla człowieka ostatnią szansą na zmianę w sytuacji gdy ktoś nie zauważa cierpienia Boga czy tez cierpienia drugiej osoby które powstaje wskutek własnego, błędnego postępowania.
Ale to ta ukochana osoba musi szukać wyjścia z sytuacji...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

jarek70 pisze: 16 lis 2018, 9:56 I tu się chyba nie zgodzę.
Miałem na myśli jedynie to, że jej plany - o ile rzeczywiście takie są - nie oznaczają jeszcze, że tak się właśnie stanie, że jest przestrzeń na ich zmianę, miejsce do działania. I mojego i przede wszystkim Jego. Szczególnie jeśli ona dla realizacji swoich celów zgodzi się na układ otwierający przed nią i przede mną nowe możliwości. Tu znów wchodzimy w ignacjańską zasadę takiego działania, jakby moja modlitwa nic nie mogla przynieść, i takiej modlitwy i ufności Bogu, jakby moje działanie było niezdatne do niczego. Nigdy się to do końca nie uda, ale zawsze warto się starać.
Ania10

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ania10 »

jarek70 pisze: 16 lis 2018, 9:56
Ukasz pisze: 15 lis 2018, 21:32 Niezależnie od tego, jakie ma plany, to nie ona kreśli przyszłość, lecz Ktoś inny.
I tu się chyba nie zgodzę.
Ktoś inny ma najlepszy pomysł na najlepszą przyszłość bo chce żebyśmy byli tu szczęśliwi.
Ale sęk w tym, żeby to zrozumieć i spytać jak.
Bo ten Ktoś nic nie zrobi za nas i bez nas.
Ja wiem że przykro i trudno patrzeć na ukochaną osobę, która cierpi.
Ksiadz Dziewiecki napisał, że własne cierpienie jest dla człowieka ostatnią szansą na zmianę w sytuacji gdy ktoś nie zauważa cierpienia Boga czy tez cierpienia drugiej osoby które powstaje wskutek własnego, błędnego postępowania.
Ale to ta ukochana osoba musi szukać wyjścia z sytuacji...
Twarda milosc to tez milosc i czasem zbawienna sla kogos. Zauwazam ze wielu uzytkownikow forum kompletnie tego nie potrafi czym krzywdzi i siebie i ta osobe poblazajac zlu.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

jarek70 pisze:Ktoś inny ma najlepszy pomysł na najlepszą przyszłość bo chce żebyśmy byli tu szczęśliwi.
Wolne żarty.

Jest wręcz odwrotnie - cierpienie jest gloryfikowane.
To właśnie dzięki cierpieniu wielu osobom otwierane są oczy. One nie zawsze chcą otwierania tych oczu i tego cierpienia, ale to dla ich dobra.
Paradoksalnie - będzie się szczęśliwym tym bardziej im bardziej będzie się rezygnować z tego świata i im bardziej będzie się dla niego umierać (w rozumieniu: rezygnacji z niego).

Podsumowując
Szczęście na ziemi jest poza zasięgiem. Są namiastki, które niczego nie zmieniają, są czasowe i nietrwałe.
Generalnie: użeranie się, cierpienia, choroby, starość i opuszczenie ciała - życie w pigułce.
Ostatnio zmieniony 16 lis 2018, 14:03 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ