Dziękuję za odpowiedzi:) bardzo miło czyta się słowa ludzi, którzy swoje przeszli a jednak w sercu mają zapał i radość.
Zastanawiałam się czy w ogóle pisać na forum, bo niedawno moj maz wpadł na moje wpisy, przeczytał i był... Niekoniecznie zadowolony z tego co przeczytał. A ja gdy się o tym dowiedziałam to nic nie zrobiłam. Parę dni wcześniej wygarnelam mężowi to samo, więc nie do końca wiedziałam o co może mu chodzić, ale mam wrażenie że nie treść a opublikowanie tej historii sprawiło, że on wziął moje słowa na poważnie.
Mimo wątpliwości postanowiłam jednak napisać, bo jeżeli nie upuszcze swoich emocji to zwariuję, a niestety nie mam komu o tym opowiedzieć.
Teraz moja sytuacja jest trochę dziwna. 'Zamieniliśmy 'się z mężem i teraz to on zaczął sprawdzać mnie, ze strachu, bym nie szukała kogoś, albo po prostu z dnia na dzień się nie wyprowadziła. Ja za to leczę zranienia dot. zdrady. Wczoraj wykasowałam zdjęcia kochanki i mojego męża, i teraz czuję się jakby ktoś zrzucił z moich pleców ogromny ciężar. Do tej pory zadręczałam się tym na własne życzenie. I dopiero teraz jestem w stanie modlić się o nasze małżeństwo. Mam wrażenie, że Zły oddala od wybaczenia tym, że zadrecza wspomnieniami osoby, które powinny wybaczyć. Powinny, bo wybaczenie uzdrawia nie tyle relacje z człowiekiem, który skrzywdził, ale nas samych. To taka dygresja
I tyle o mnie. Co do małżeństwa, jest poprawnie. Moja maz się stara, ja dąrze do przebaczenia, ale między nami nie ma zaufania. Mąż, mimo starań cały czas kłamie, wypiera pewne rzeczy, nieraz mówi kilka wersji dot. jednego zapytania. Mam wrażenie, że jest zagubiony. Ja do tej pory drążyłam totalnie bez sensu tę zdradę, analizowałam i domyślam się że sama przyczyniłam się do tego zagubienia. Zauważyłam to i teraz walczę ze swoja paranoja. Ostatecznie ustaliliśmy, że jak będę miec doła i znowu poczuje przymus analizowania i zadawania pytań to to powiem, a mąż mnie wtedy przytuli. Może metoda prymitywna ale na mnie działa. Nie dość że odwraca moją uwagę od tłoczących się przemyśleń i pytań, a przy okazji czuję że moj maż wciąż jest blisko mnie, albo przynajmniej mam takie wrażenie.
Teraz niby jest normalnie, ale mam wrażenie że coś się między nami wypaliło. I nie chodzi mi o "motylki w brzuchu', czy jakieś emocje, ale np. utrata poczucia bezpieczeństwa, Niby walczymy o nas, coś tam się dzieje, lecz mam wrażenie, że nigdy nie wrócimy do szczerej relacji , która była na początku naszego związku. Szkoda, choć kolorowa ta relacja nie była skoro doprowadziło to do zdrady i oddalenia się psychicznego od siebie. Po przeczytaniu tego forum wiem, że moja historia nie jest specjalnie tragiczna, ale coś się skończyło, jakiś etap i mimo naszego zaangażowania nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości. Na razie łączy nas przede wszystkim córka i zaangażowanie w opiekę nad nia i walki z jej chorobą. Myślałam jednak, że oprócz walki zapewnie swojej córce dom pełen miłości, a z tego co widzę, raczej nie uda się tego osiągnąć. Chciałam dac córce coś czego sama nie miałam, No cóż, widocznie nie każdemu jest dane stworzyć prawdziwe ognisko domowe.