Bławatek pisze: ↑14 paź 2023, 8:11
(...) Denerwuje mnie też fakt że mąż uwielbia swoje kawalerskie życie i raczej z powodu swojej wygody nie jest chętny do życia w rodzinie bo to wiąże się z jego poświęceniem i działaniem dla kogoś.
I choć ja mojemu mężowi wiele razy mówiłam co mnie rani to niestety on nigdy o tym nie pamięta.
Bławatku,
Te dwa fragmenty twojej wypowiedzi zwróciły moją uwagę.
Staram się jak mogę odchodzić od projekcji, interpretowania zachowań mojego męża i wyjasniania sobie powodów jego działań. Staram się reagować na fakty, nie na moje wyobrażenia. Z różymi efektami na razie.
Fakt w twoim wpisie widzę tu: twój mąż nie jest chętny do życia w rodzinie. Całą resztę odbieram jako interpretację.
Skąd wiesz, że mąż uwielbia swoje kawalerskie życie? Skąd wiesz, że chodzi mu o wygodę? I że nie chce działać na rzecz innych osób?
Napisałaś też, że życie w rodzinie wiąże się z poświęceniem. I tu mi się zapala lampka. Kiedyś, gdy syn był mały, mamy z katolickiego klubu tłumaczyły mi, że cierpiętnictwo i doprowadzanie się na skraj wyczerpania nie jest dobrym sposobem na zachęcenie męża do włączania się w życie rodzinne i obowiązki domowe. W innym poście napisałaś, że tak zapętlilaś się w obowiązkach, że zapomniałaś o sobie. I to mi się połączyło razem.
Może nie chodzi o samo zycie rodzinne, ale o model tego życia. Czy na pewno życie rodzinne wymaga bycia stale zajechaną?
***
Może wygodnictwo męża to lepszy model? Może coś z niego można zaczerpnąć?
O tym pisała też Firekeeper, o gnębieniu męża co na kanapie leżał. I o tym jak fajnie jest zamiast gnębić rzekomego lenia, samej się na tą kanapę czasem wkleić.
Może trzeba nauczyć się dbać o siebie, zamiast się oburzać, że inni o siebie dbają?
Nadal mam wyrzuty sumienia, gdy przeznaczam na swoje potrzeby czas lub pieniądze. Na przyklad gdy idę do kina. Na rower. Albo kupię sobie zestaw skarpetek.
To i tak postęp, bo czasem to jednak robię. Jeszcze niedawno oczekiwałam za to kary w postaci śmierci lub uszkodzenia mnie lub bliskich mi osób. Więc nie mogłam się niczym ucieszyć, tak duży stres przeżywałam.
W dzieciństwie wpojono mi, że kara za zajmowanie się sobą to żelazna zasada wszechświata. Taki sam automat, jak grawitacja. Wychodzę z domu z koleżanką na rower, młodsza siostra umiera w cierpieniu z mojego powodu, a ja żyję do końca życia obciążona winą za tak straszny i egoistyczny czyn. Domagam się nowych butów, bo mnie stare cisną, a moja mama przez mój podły egoizm ma zawał. Logiczne i proste.
A co grozi tobie, gdybyś zadbała o siebie? Albo odłożyła na cały tydzień wszystkie obowiązki?
Jaka kara należy się mężowi za jego wygodnictwo?
***
Przestałam gadać mężowi, co mnie rani, gdy koledzy z Sycharu powiedzieli mi, że w uszach męża brzęczę wtedy jak mucha i mózg mu wyłącza się po najdalej dwóch zdaniach. To nie zadziała. Nie ma takiej możliwości.
Lepiej się sprawdza, gdy reaguję na bieżąco - i stawiam granice.
Czas uwagi przeciętnego mężczyzny to średnio dwie sekundy. Akcja-reakcja. To jest w pakiecie z pamięcią złotej rybki.
Jak chcesz pogadać godzinę później o tym, co zrobił albo powiedział, to gość podobno nie wie, o co kaman. Kasuje swoją pamięć na bieżąco, żeby zostawić miejsce na rzeczy ważne - wszystkie modle ulubionego auta od początku produkcji, wyniki ligowe oraz ceny wiertarek udarowych we wszystkich okolicznych sklepach. Z ostatnich pięciu lat.
***
Jak widzisz męża, który beztrosko odpoczywa, pomóż mu