Będę walczył do końca...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Dzień dobry. Witam wszystkich. Postanowiłem opisać na forum swoją sytuację, sytuację która po ludzku jest beznadziejna. Jestem w trakcie rozwodu, po pierwszej rozprawie. Na rozwód się nie zgodziłem bo nadal kocham swoją żonę. Przysięgałem , że jej nie opuszczę aż do śmierci w dobrych chwilach i złych i chce w tym wytrwać. Małżeństwem jesteśmy od 20 lat, mamy dwie wspaniałe córki w wieku szkolnym. Jesteśmy małżeństwem sakramentalnym. Nie pochodzimy z domów patologicznych czy alkoholowych. W naszym życiu też nie ma problemu alkoholowego czy innej patologii. Problem polega na tym że od dłuższego czasu, ok 10 lat nie potrafimy się z żoną dogadać, typowy brak komunikacji. Często kłócimy się głównie o bałagan i o finanse. Później doszły kłótnie o sposób wychowywania dzieci. Podczas kłótni dochodziło do obrażania siebie nawzajem, ja obrażałem żonę że jest brudaską bo jest wieczny bałagan ona mnie od różnych... itd i tak przekrzykiwalismy się nawzajem. Potem było trochę spokoju i od nowa. Ja widzę tu swoją winę, że stosowałem agresję słowną. Żona twierdzi że się tylko broniła i to głównie moja wina, że się o wszystko czepiam i wiecznie ją krytykuję. Nie chcę tu opisywać dokładnie szczegółów bo jak wiadomo internet nie jest anonimowy. Jeśli chodzi o mnie to starałem się jak najlepiej wypełniać rolę ojca i męża, głównie utrzymanie rodziny spoczywało na moich ramionach, chociaż nie ma zbytniej rozbieżności między naszymi zarobkami, opiekowałem się dziećmi, przedszkole, szkoła, wizyty u lekarza, zakupy itp były głównie na mojej głowie. Żona opiekowała się dziećmi po szkole i przedszkolu, dbała o dom. Problem zaczął się jak rozpoczęliśmy budowę domu, ja miałem dalej pracę, codzienne obowiązki ktore opisalem powyzej a po robocie leciałem na budowę. I tak zaczęliśmy się oddalać od siebie z żoną, żona pretensje że jest wiecznie sama ja że w domu bałagan i że trwoni pieniądze na głupoty i nie dorzuca się do budżetu domowego na podstawowe opłaty i wyżywienie. Od kilku lat po każdej kłótni żona zaczęła mnie straszyć rozwodem, że jesteśmy toksycznym małżeństwem i nie pasujemy do siebie, że ma napisany pozew i go zaniesie do sądu. Po czym się godziliśmy i po paru tygodniach, miesiącach sytuacja się powtarzała. I tak z 20, 30 razy byłem tym pozwem straszony. Przywykłem do tego i tak naprawde już nic sobie z tego nie robiłem. Podobno 4 lata temu już był wniosek w sądzie ale po mojej prośbie go wycofała. Niestety jesienią zeszłego roku otrzymałem listem poleconym pozew i dopiero wówczas uwierzyłem że żona naprawde chce się ze mną rozwieść. Twierdzi że mnie nie kocha od dawna, że zmarnowałem jej 20 lat zycia, czuje tylko do mnie odrazę i złość. Jednak po miesiącu wniosek zawiesiła, na moją prośbę by spróbować naprawić związek. W tym czasie wybieraliśmy meble do naszego nowego domu, chodziliśmy na spacery, kochaliśmy się, jednak na terapię nie poszliśmy. No i po kolejnej kłótni żona odwiesiła pozew I na wiosnę byla pierwsza rozprawa. Ja się załamałem, wpadłem w depresję, nic mi się nie chce, leżę I patrzę w sufit, życie straciło dla mnie sens. Byłem u psychiatry, dostałem leki antydepresyjne, chodzę na terapię. Od początku roku postanowiłem się zmieniać, dla siebie, terapia, praca nad sobą, nad opanowaniem złości by się nie kłócić, mam przewodnika duchowego, więcej się modlę, nie kłóciłem się z żoną od ponad czterech miesięcy, żona mowi ze widzi poprawę ale I tak zdania nie zmieni. Nie może się doczekać następnej rozprawy i w końcu kiedy będzie wolna ode mnie i będzie żyła po swojemu tak jak ona chce. Ja nie wyobrażam sobie życia bez żony bez rodziny i że będę dochodzącym ojcem. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Wszystko co robiłem robiłem dla rodziny. Żona chce bym się wyprowadził do tego nowego ale jeszcze nie skończonego domu a ona zostanie z dziećmi w mieszkaniu. To jakiś koszmar. Nie chcę tego robić bo chce być jak najdłużej z nimi wszystkimi. Już myślałem że jest na dobrej drodze bo żyjemy normalnie, robimy zakupy, razem gotujemy, chodzimy na spacery, śpimy w jednym łóżku ale żona ostatnio stwierdziła że zdania nie zmieni i mnie nie kocha, nie zapomni co jej złego w życiu zrobiłem, nic do mnie oprócz odrazy nie czuje. Nie wiem co robić, straciłem nadzieję że będziemy razem, ze będziemy rodziną, że uda nam się to w końcu naprawić. Żona twierdzi że my nie pierwsi i nie ostatni, że dzieci to jakoś przeżyją, że lepiej im jak będą miały dwa domy ale bez kłótni,. A ja w końcu mógłbym się zachować jak prawdziwy facet i pozwolić jej odejść, twierdzi że nie zgadzam się na rozwód po zlosci, a ja ją kocham więc nie mogę skłamać przed sądem. Jak pomyśle o następnej rozprawie i że dostaniemy rozwód robi mi się słabo i że to już będzie koniec. A ja cały czas nam nadzieję i wiem że jeśli byśmy razem tak na poważnie zabrali się za siebie i poszli razem na terapię to mogło by być nasze małżeństwo uratowane. Jednak tu musi być wola obojgu... Ja modlę się o nasze pojednanie i naprawę naszego małżeństwa bo tylko w Bogu jest nadzieja. Po ludzku to już chyba niemożliwe. Małżonka śmieje się ze mnie że zachowuję się jak dewotka i hipokryta. Najbardziej boli że jestem największym wrogiem żony, do którego nic nie czuje, że od dawna mnie nie kocha, nie pamięta dobrych rzeczy tylko te zle i nic dobrego jej przez te 20 lat nie spotkało i że to wszystko moja wina.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Al la »

Witaj Lukas.

Twój opis wzajemnych relacji z żoną to taka klasyka kryzysowa, o tym mówi ks. Marek Dziewiecki w konferencjach z rekolekcji Sycharu "Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie" https://www.youtube.com/watch?v=Zqz4LLs ... XQqsf-vt2c
To do obowiązkowego wysłuchania.

Cała reszta, która się dzieje w Twoim małżeństwie zależy od Twojej konsekwentnej postawy. Nie zgadzasz się na rozwód i masz do tego prawo.
KTO MOŻE CIĘ ZWOLNIĆ Z PRZYSIĘGI MAŁŻEŃSKIEJ?
Żona twierdzi że my nie pierwsi i nie ostatni, że dzieci to jakoś przeżyją, że lepiej im jak będą miały dwa domy ale bez kłótni,.
Pewnie, że dzieci przeżyją, ale nie bez wpływu na ich psychikę i problemy w życiu dorosłym. Żona chce się uwolnić, tylko ona wie od czego, a może przeżywa osobisty kryzys.
Jednak tu musi być wola obojgu...
Nie musi być wola obojga, wystarczy Twoja chęć zmiany. A zmianę zaczynamy od siebie, nie od drugiej osoby.

Wiesz, małżeństwo to trzy osoby, Ty, żona i Bóg, bo przed Nim przysięgaliście. Jeżeli chcesz ratować, to jest Was dwóch, Ty i Bóg.
To raczej jest przewaga. Pytanie, czy Mu ufasz, że on może naprawić Wasze małżeństwo?

Pozdrawiam, na pewno wesprą Cię nasi forumowicze.

A może poszukasz ogniska Sycharu? Tu mapa ognisk https://www.google.com/maps/d/viewer?mi ... 698127&z=3
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Al la »

W naszej wspólnocie mówimy o ratowaniu małżeństwa, bo w walce są przegrani i wygrani.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Sefie »

Witaj Lukas

Opis Twojego kryzysu przypomina mi o początkach mojego.

Jako mężczyzna skupiałem się na rzeczach doczesnych. Budowanie domu, finanse, dobra materialne. A ponieważ to sobie przypisywałem zasługi za te osiągnięcia to i w małżeństwie przypisywałem sobie rację w sprawach ogólnych. Skoro głównie ja to osiągnąłem to znaczy, że i w innych kwestiach mylić się nie mogę. Taka męska duma po trochę. To łatwo prowadziło do kłótni, cichych dni, oddalania się od siebie, braku poszanowania czyjegoś zdania, czyichś potrzeb, braku bliskości i zostawienia żony ze swoimi emocjami samej sobie.

Osiągnąłem dużo, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bo dużo większym kosztem była relacja, niemal martwe małżeństwo.

To co po czasie dopuściłem do swojej świadomości to to, że moją żonę tak samo jak rzeczy duże cieszą i małe a może nawet i bardziej. O te małe łatwo zadbać o duże znacznie trudniej. Jednak męskie myślenie to skupienie się na sprawach dużych z pominięciem znacznie większej ilości rzeczy małych.

Od 10 lat się kłucicie, więc pewien obraz Was został już w głowach utarty, co nie znaczy że nie można go zmienić. Bo można. Jest świetna pozycja w spisie lektur Porozumienie bez przemocy, do której Cię zachęcam.

Piszesz, że wszystko co robiłeś było dla rodziny. I ja tak myślałem o sobie ale równie dobrze mogę powiedzieć, że moim przypadku był też egoizm i dążenie do celów, które sam wyznaczyłem.

Również i ja byłem straszony rozwodem, najpierw to działało. Wiadro zimnej wody ale im więcej tych wiader było tym bardziej się do tego przyzwyczajałem aż w końcu groźby stały się namacalne.

Jeśli dążysz do naprawy małżeństwa, zacznij od naprawy siebie, swoich złych schematów, zachowań, dysfunkcji. Jest sporo lektur na forum, które Ci w tym pomogą. Twoje wizyty, leki ... jeśli Ci pomagają złapać pion, warto je kontynuować.

Naprawa relacji to wyczyn. Budowa domu przy tym to budowa garażu. Nie znaczy, że nie jest to możliwe.

Miej na uwadze, że przez tyle lat trochę się problemów w kontaktach nazbierało. Odbudowa zaufania, że nie będzie tego co było to nie miesiące, to lata. Tu nie ma drogi na skróty, choć możesz małżonkę starać się przekonywać do tego.

Miej na uwadze:
Między słowami a czynami jest przepaść.
Między czynami a utrwaloną postawą jest przepaść.
Między utrwaloną postawą a ponownym zaufaniem jest przepaść.

Tutaj konsekwencja swych nowych postaw i cierpliwość jest ważna.

I ja na rozprawach byłem, jakoś można z tego wyjść. Można budować. Więc nie zawsze trzeba spisywać wszystko na straty. Można za to zakazać rękawy i zacząć budować prawdziwy dom, nie ten z cegieł.

Kobiety dużo włożą w naprawę relacji, według mnie więcej niż mężczyźni i odchodzą kiedy widzą beznadzieję i brak wiary w naprawę czegokolwiek, więc być może Twojej żonie się po prostu ulało.

Uciekanie się do Boga w tym okresie bardzo dużo mi dało, z nikąd nie czerpałem tyle sił. Warto podążać tą drogą no i wziąć się do pracy nad sobą.

Pogody ducha.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Al la pisze: 08 maja 2023, 11:17 W naszej wspólnocie mówimy o ratowaniu małżeństwa, bo w walce są przegrani i wygrani.
Pisząc że walczę miałem na myśli walkę ze złem jakim jest rozwód i rozpad rodziny, i tu życzyłbym sobie być wygranym, by wygrało małżeństwo
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Sefie pisze: 08 maja 2023, 23:21 Odbudowa zaufania, że nie będzie tego co było to nie miesiące, to lata. Tu nie ma drogi na skróty, choć możesz małżonkę starać się przekonywać do tego.
Dziękuję za wsparcie. Nasuwa mi się pytanie, jak się starać przekonać małżonkę? Od momentu złożenia pozwu rozmawiałem o tym już z żoną nie raz, prosiłem, błagałem a ona zdania nie zmieni, mówi że miałem na swoją poprawę 20 lat a teraz juz jest za późno. Ja naprawdę się staram pracować nad sobą, i widzę poprawę, żona też, ale gdy tylko coś jest nie po jej myśli to odrazu mi wypomina że wróciłem "stary ja" Najgorsze że żona widzi tylko to co złe, prawie wszystko jest na nie. Z całych 20 lat małżeństwa widzi i pamięta tylko złe rzeczy i to jeszcze koloryzując. A swojej winy, jak to mnie wyzywała, umniejszała, iż jestem do niczego, że nie mam klasy, że nie jestem prawdziwym facetem, nic nie potrafię i będę całe życie sam to nie widzi. I dlatego mnie wyzywala bo ją sprowokowałem i się broniła. Czuję się nic niewartym człowiekiem, poczucie własnej wartości spadło do minimum. Jak dotrzeć do żony by spróbowała i dała nam jeszcze szansę to wszystko naprawiać i ratować? Wiem, że na nią nie mam wpływu tylko na siebie ale od momentu złożenia pozwu to nie jest ta sama osoba co wcześniej.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Firekeeper »

Lukas pisze: 09 maja 2023, 15:24

Dziękuję za wsparcie. Nasuwa mi się pytanie, jak się starać przekonać małżonkę? (...) Jak dotrzeć do żony by spróbowała i dała nam jeszcze szansę to wszystko naprawiać i ratować?
Nie przekonywać, nie błagać i nie prosić.
Wiem, że na nią nie mam wpływu tylko na siebie ale od momentu złożenia pozwu to nie jest ta sama osoba co wcześniej.
Tak samo jak żona stań się innym człowiekiem. Lepszym. A dlaczego?
Czuję się nic niewartym człowiekiem, poczucie własnej wartości spadło do minimum.
Dlatego. Popracuj nad swoją wartością. Abyś Ty sam patrząc w lustro zobaczył nie mizernego, skończonego faceta, który nic nie jest wart, a fajnego mężczyznę, który ma swoje wartości i jest super.

Bądź lepszy nie dla żony, dla SIEBIE. Jeśli Ty będziesz czuł się ze sobą dobrze, to inni też do dostrzegą. A jeśli w głębi czujesz się bezwartościowy to niestety ale żona tej wartości Ci nie doda.
Akunka
Posty: 518
Rejestracja: 09 gru 2020, 22:07
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Akunka »

Lukas pisze: 09 maja 2023, 15:24
Sefie pisze: 08 maja 2023, 23:21 Odbudowa zaufania, że nie będzie tego co było to nie miesiące, to lata. Tu nie ma drogi na skróty, choć możesz małżonkę starać się przekonywać do tego.
Dziękuję za wsparcie. Nasuwa mi się pytanie, jak się starać przekonać małżonkę? Od momentu złożenia pozwu rozmawiałem o tym już z żoną nie raz, prosiłem, błagałem a ona zdania nie zmieni, mówi że miałem na swoją poprawę 20 lat a teraz juz jest za późno. Ja naprawdę się staram pracować nad sobą, i widzę poprawę, żona też, ale gdy tylko coś jest nie po jej myśli to odrazu mi wypomina że wróciłem "stary ja" Najgorsze że żona widzi tylko to co złe, prawie wszystko jest na nie. Z całych 20 lat małżeństwa widzi i pamięta tylko złe rzeczy i to jeszcze koloryzując. A swojej winy, jak to mnie wyzywała, umniejszała, iż jestem do niczego, że nie mam klasy, że nie jestem prawdziwym facetem, nic nie potrafię i będę całe życie sam to nie widzi. I dlatego mnie wyzywala bo ją sprowokowałem i się broniła. Czuję się nic niewartym człowiekiem, poczucie własnej wartości spadło do minimum. Jak dotrzeć do żony by spróbowała i dała nam jeszcze szansę to wszystko naprawiać i ratować? Wiem, że na nią nie mam wpływu tylko na siebie ale od momentu złożenia pozwu to nie jest ta sama osoba co wcześniej.
Ja ma dokładnie tak samo , tyle tylko ,że jestem kobietą ...
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Sefie »

Lukas pisze: 09 maja 2023, 15:24 Nasuwa mi się pytanie, jak się starać przekonać małżonkę?
A może przekonywanie nie jest dobrą drogą?
Ile ugrałeś przekonując? Zgaduje, że nic a wręcz to pogorszyło sytuację. Słowa są najtańsza walutą. Warto sięgnąć po tą twardą, czyny, nowa konsekwentna postawa.

Ja w swoim kryzysie też błagałem, płakałem, nawet i klęczenie zaliczyłem. Jak pewnie się domyślasz nie wiele to dało pozytywnych skutków. Ktoś kto nie szanuje siebie, nie może oczekiwać szacunku od innych.

Jak trafić do żony?
Mi polecono tu na forum, dwie drogi. Modlitwę i dzieci. I taką też wybrałem.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Bławatek »

Witaj,

Ja męża wielokrotnie namawiałam do wycofania pozwu, powrotu do domu - niestety im więcej namawiałam tym on bardziej był na nie. Dopiero jak odpuszczałam i zajmowałam się sobą to mąż się reflektował i sam z siebie zaczynał rozmowę, wahał się, zawieszał postępowanie w sądzie itd. Ale to była taka huśtawka - raz wycofuje, raz odwiesza. W końcu nie odwiesił w terminie i sprawa spadła z toku działań. I do póki ktoś jest w tzw. "amoku" to ciężko dotrzeć do niego z racjonalnymi argumentami. Mój mąż zaczął szybko budować swoje szczęście z kowalską, ale przed wszystkimi szedł w zaparte, że nikogo nie ma.

Zajmij się sobą i swoim rozwojem.
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Sefie pisze: 09 maja 2023, 17:15 A może przekonywanie nie jest dobrą drogą?
Ile ugrałeś przekonując? Zgaduje, że nic a wręcz to pogorszyło sytuację.
Jak sięgam pamięcią, to zawsze ja prosilem balgalem, by ratować nasz związek i żeby żona nie odchodziła, na początku kryzysu żona mówiła mi bym się poprawił ale sama nie widziała w swoim zachowaniu błędów. Teraz to mi żona wypomina, że to ja ją błagałem, prosilem i dlatego ze mną zostawała. Tak jak wspomniałem , rozwodziłem się już w czasie tych naszych rozmów ok 20 razy lub więcej i zawsze byłem straszony rozwodem, chociaż ona tak to nie nazywała. Jak ostatnio zawiesiła wniosek to też na moją prośbę, a teraz mówi że ją oszukałem że się nie zmieniłem lub tylko na chwilę i że już teraz zdania nie zmieni. A ja głupi dalej ją proszę, mówię że ją kocham, pragnę ja przytulać, być obok, zadzwonić, bo mi tak źle bez niej, naprwde bardzo ja kocham i chce być przy niej i nie wyobrażam sobie życie bez mojech kochanej żony. Najgorsze jest to, że ona swojej winy prawie w ogóle nie widzi, nie pamięta że mnie wyzywała od różnych, nawet kilka razy dostałem w czasie kłótni w twarz co tlumaczy tym , że ją sprowokowałem i że należało mi się. Smutne to i aż serce boli. Jak tu żyć z myślą o kolejnej rozprawie, której to ona nie może już się doczekać i będzie w końcu wolna I będzie żyła po swojemu, tak w jej oczach to wygląda. A ja wiem że potrzebujemy czasu by tą relację naprawić a rozwód może wszystko przekreślić.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Niepozorny »

Lukas pisze: 10 maja 2023, 12:28 A ja głupi dalej ją proszę, mówię że ją kocham, pragnę ja przytulać, być obok, zadzwonić, bo mi tak źle bez niej, naprwde bardzo ja kocham i chce być przy niej i nie wyobrażam sobie życie bez mojech kochanej żony.
Ja w tym zdaniu nie widzę miłości tylko uzależnienie.
Lukas pisze: 10 maja 2023, 12:28 Najgorsze jest to, że ona swojej winy prawie w ogóle nie widzi, nie pamięta że mnie wyzywała od różnych, nawet kilka razy dostałem w czasie kłótni w twarz co tlumaczy tym , że ją sprowokowałem i że należało mi się. Smutne to i aż serce boli. Jak tu żyć z myślą o kolejnej rozprawie, której to ona nie może już się doczekać i będzie w końcu wolna I będzie żyła po swojemu, tak w jej oczach to wygląda. A ja wiem że potrzebujemy czasu by tą relację naprawić a rozwód może wszystko przekreślić.
Poważnie uważasz, że najgorsze jest to, że żona... ? Być może błędnie to widzę, ale wydaje mi się, że boisz się zostać sam ze sobą. Piszesz, że potrzebujecie czasu by tą relację naprawić i jest to częściowa prawda. Nic się nie zmieni w ciągu sekundy, więc czas jest potrzebny, ale w swoim pierwszym poście napisałeś, że komunikacja u was nie działa od ok. 10 lat. Zakładam, że problemów z komunikacją nie zauważyłeś dopiero teraz (tym bardziej, że "rozwodzicie się" 20 raz), więc czasu na nauczenie się jak rozmawiać było sporo. Moim zdaniem szkoda czasu na błaganie i proszenie. Uważam, że twoje słowa dla żony nie mają już znaczenia. Ważniejsze jest realne działanie tzn. TY masz się nauczyć poprawnej komunikacji (możesz przeczytać np. "Porozumienie bez przemocy") a później wprowadzać zdobytą wiedzę w życie. Zmiany mają być dla ciebie, a nie dla żony.

Skoro przez lata byłeś straszony pozwem rozwodowym i ty prosiłeś, żeby tego rozwodu nie było, to mam wrażenie że oboje uczestniczyliście w pewnego rodzaju "tańcu", który wam po prostu odpowiadał. Dlatego warto zastanowić się nad swoją rodziną pochodzenia i odsłuchać książkę Rozwinąć skrzydła (wystarczy pół godziny, żeby podjąć decyzję czy słuchać dalej czy nie).
Z braku rodzi się lepsze!
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Niepozorny pisze: 10 maja 2023, 15:14 Ja w tym zdaniu nie widzę miłości tylko uzależnienie.
Dlaczego, czy to że chcę być z osobą którą kocham i która jest moja żoną, chcę z nią spędzać czas, przytulać i cieszyć się jej obecnością znaczy że jestem od tej osoby uzależniony? Nawet jeśli to ma miejsce w kryzysie?
Niepozorny pisze: 10 maja 2023, 15:14 Poważnie uważasz, że najgorsze jest to, że żona... ? Być może błędnie to widzę, ale wydaje mi się, że boisz się zostać sam ze sobą.
A pewnie ze nie chciałbym zostać sam ze sobą. Mam na myśli resztę życia. Żeniąc się z moją żoną zakładałem że spędzę z nią resztę życia, przysięgałem jej że jej nie opuszczę aż do śmierci, w dobrych jak i złych chwilach, i to jest sednem bycia w małżeństwie, że jest się razem na dobre i na złe, a jak jest teraz źle to trzeba zrobić wszystko by było dobrze... pytanie jak, jak druga strona już nie chce...?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Pavel »

Lukas pisze: 10 maja 2023, 18:50
Niepozorny pisze: 10 maja 2023, 15:14 Ja w tym zdaniu nie widzę miłości tylko uzależnienie.
Ja widzę to podobnie, moje widzenie wynika z niemal każdego zdania które napisałeś. Może marne to pocieszenie, ale co tam - miałem podobnie, większość osób na forum również.
Lukas pisze: 10 maja 2023, 18:50
Niepozorny pisze: 10 maja 2023, 15:14 Poważnie uważasz, że najgorsze jest to, że żona... ? Być może błędnie to widzę, ale wydaje mi się, że boisz się zostać sam ze sobą.
A pewnie ze nie chciałbym zostać sam ze sobą. Mam na myśli resztę życia. Żeniąc się z moją żoną zakładałem że spędzę z nią resztę życia, przysięgałem jej że jej nie opuszczę aż do śmierci, w dobrych jak i złych chwilach, i to jest sednem bycia w małżeństwie, że jest się razem na dobre i na złe, a jak jest teraz źle to trzeba zrobić wszystko by było dobrze... pytanie jak, jak druga strona już nie chce...?
Przysięgałeś także miłość, wierność i uczciwość małżeńską. To również jest sednem bycia w małżeństwie, które nie ma być wyrokiem dożywocia, a wspólnym dążeniem do świętości.
By zerknąć jak realizowałeś swą przysięgę małżeńską, warto dokonać porządnej analizy. Mi w takowej pomogło czytanie forum, polecanych na nim książek i (słuchanie) konferencji. W wyniku mojej analizy uzmysłowiłem sobie swój udział w kryzysie i postanowiłem naprawić siebie i swoje życie, co i tobie z pełnym przekonaniem polecam.

Pytałeś jak przekonać żonę do powrotu.
Moim zdaniem jedynym godnym polecenia sposobem jest dogłębna zmiana siebie, swego myślenia (nawrócenie, metanoja), swego życia i pokazanie tego żonie w dłuższym okresie czasu. Nie słowami czy błaganiem, a SWOJĄ POSTAWĄ.
Jako efekt uboczny pracy nad sobą.
Nie teoretyzuję, tak dla jasności.
Od lat staram się, na ile potrafię, wprowadzać te porady (które i ja tu otrzymałem)we własne życie. Z niezłym skutkiem, również dla mego małżeństwa.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Niepozorny »

Lukas pisze: 10 maja 2023, 18:50
Niepozorny pisze: 10 maja 2023, 15:14 Poważnie uważasz, że najgorsze jest to, że żona... ? Być może błędnie to widzę, ale wydaje mi się, że boisz się zostać sam ze sobą.
A pewnie ze nie chciałbym zostać sam ze sobą. Mam na myśli resztę życia. Żeniąc się z moją żoną zakładałem że spędzę z nią resztę życia, przysięgałem jej że jej nie opuszczę aż do śmierci, w dobrych jak i złych chwilach, i to jest sednem bycia w małżeństwie, że jest się razem na dobre i na złe
Nie napisałem, że nie chcesz zostać sam ze sobą, ale że się tego boisz. Głównie chodziło mi o to, że gdybyś został sam, to wtedy musiałbyś się zmierzyć z tym, co jest w tobie i tego się możesz bać. Poza tym skończyłby się "taniec", o którym pisałem i tego zaczęłoby ci brakować. To są tylko moje przypuszczenia, które powstały po przeczytaniu kilku twoich postów... i przeczytaniu tysięcy postów na forum i wysłuchaniu wielu konferencji. Mogą być one błędne, ale jeśli będziesz chciał to się nad nimi zastanowisz. Czy spróbowałeś wysłuchać książki, którą ci poleciłem?
...jak jest teraz źle to trzeba zrobić wszystko by było dobrze... pytanie jak, jak druga strona już nie chce...?
Lukasie przypominam, że źle jest przynajmniej od 10 lat a nie dopiero teraz. Być może twoja żona też zadawała sobie pytanie jak zrobić, żeby było dobrze, gdy druga strona nie chce. Sposób jest tylko jeden - naprawia się siebie (o tym pisał Pavel).
Z braku rodzi się lepsze!
ODPOWIEDZ