To ja już po mediacjach... (pierwszych, będą jeszcze jedne - na początku stycznia - chyba kończące).
Wygląda chyba nieźle - teraz jedziemy w góry... w sobotę.
Żona chce zacząć wszystko "z czystą kartką" - ja też oczywiście spróbuję - choć ciężko będzie zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło - ale grunt, aby do tego nie wracać, a już na pewno nie wypominać.
Mediator - spokojny facet... może opowiem w 3 słowach jak to wyglądało u mnie... może komuś się przyda.
1) ok 30 min spotkania tylko ze mną (ze stroną powodową)
2) ok 30 min spotkania tylko z żoną
3) ok 1h30 min spotkania wspólnego - moderowanego przed mediatora
Nie wiem czy to było niezbędne - w sensie ten mediator - ale może faktycznie był - mam nadzieję, że to było jakieś otwarcie i że teraz będziemy (ja i żona) w stanie rozmawiać teraz na bieżąco również o cięższych sprawach - nie tylko o tym, "co dziś na obiad" i czy zakupy zrobione...
Jest teraz ten wyjazd w góry... myślę, że będzie fajnie - może uda mi się też zbliżyć fizycznie do żony... bo cały czas mam z tym problem... ale nowe miejsce, śnieg, inne okoliczności... no może coś z tego będzie
Ja zrobiłem spory postęp... (tak mi się wydaje) - odwiesiłem się zdecydowanie - żona nie stanowi już (i dobrze) centralnego punktu mojego życia - więc niezależnie od tego, co się wydarzy, nie przeraża mnie żadna wersja rozwoju wypadków.
To w dużej mierze Wasza zasługa
więc dzięki za pomoc
za polecone lektury - za szorstkie słowa również.
Dziękuje również lustro, z którą miałem i bardzo ciepłe wymiany zdań i bardzo ostre, do "pokłócenia się" wręcz
Mnóstwo pracy przede mną - ale to fajna praca - praca nad własnym rozwojem - praca nad własnymi słabościami.
Myślę dość optymistycznie - wiem, że szczęście nie leży na zewnątrz - można być szczęśliwym, będąc samemu... lub będąc w związku - tak samo jak można być nieszczęśliwym samotnie i nieszczęśliwym w związku
) - to "szczęście" to generalnie zależy od tego, jak mocno jesteśmy poukładani wewnętrznie - niż od czynników zewnętrznych.
Trzymajcie się zdrowo