Niesakramentalny2
: 17 lis 2017, 11:17
Kiedyś miałem swój wątek... ale jest ukryty - może i dobrze, bo nie byłem pewien czy córka nie podejrzała adresu strony.
Część z Was mnie już trochę poznała. Ja również miałem przyjemność poznać niektórych z Was - część również na priv.
Dzięki że jesteście - Wasze historie, świadectwa i obecność na forum jest bardzo cenna.
Trafienie na to forum było na pewno jednym, a może i najważniejszym elementem "zewnętrznym" jaki miał wpływ (pozytywny) na mnie i "mój kryzys"
Podobno się zmieniłem - ja tego nie widzę - ale usłyszałem to od kilku osób z zewnątrz, więc może coś w tym jest.
Krótkie przypomnienie: u żony amok się zaczął ok marca 2017, ja w lipcu 2017 złożyłem pozew rozwodowy (żona była odporna w tamtym okresie na jakiekolwiek propozycje rozmów czy terapii małżeńskich).
Właśnie wróciłem ze swojej pierwszej rozprawy rozwodowej.
Krótkie postanowienie sądu: "obie strony zgodnie zgodziły się na mediacje, wnioski o zabezpieczenia oddalone".
Oczywiście smutne jest to, że dwoje w miarę normalnych, dorosłych ludzi nie może się "normalnie ze sobą porozumieć" - i trzeba do tego angażować sądy i adwokatów.
Wiem również, że obie ścieżki czyli:
1) Rozwód, fizyczna separacja / oddzielne zamieszkiwanie (do tej pory mieszkaliśmy i mieszkamy razem) - byłoby bardzo trudne ze względu na dzieci i całą logistykę "około-dzieciową".
2) Próba naprawy, odbudowy więzi, zaufania - nauka komunikacji - to też będzie potwornie ciężkie - może nawet cięższe (stąd może jest tak dużo rozwodów bo ludzie zwykle wybierają "łatwiejszą" ścieżkę) - bez najmniejszej gwarancji sukcesu.
Więc ponieważ obie drogi są bardzo trudne, nie "napalam się" na żadną z nich. Ze względu oczywiście na dzieci, na własną przysięgę (mimo wszystko lubię dotrzymywać słowa) - korzystniejszą opcją będzie próba połatania tego związku.
Czy się uda? Nie wiem. Zobaczymy jak pójdą rozmowy u mediatora - ja mam kilka swoich warunków brzegowych (swoje granice) z których nie będę chciał zrezygnować.
Mam też takie wrażenie, że żonie trochę się "upiekło" - wiem że to głupio brzmi, ale tak czuję - że nie musiała się tłumaczyć z tych wszystkich swoich kłamstw, jakie pojawiły się w jej odpowiedzi na pozew itd. (bzdury typu, że ja nie daje dzieciom jeść / nie kupuję żywności, albo nie wydaję nic na leczenie dzieci, w momencie kiedy jest dokładnie odwrotnie: pokrywam generalnie wszystkie wydatki, a leczenie dzieci co najmniej w 90%) - ale z drugiej strony wiem, że nie o to w tym chodzi, żeby komuś "dopiec", tylko spróbować uratować to małżeństwo.
Jak będą szły rozmowy u mediatora? Nie wiem - jak mówię - nie napalam się.
Przeciwnie jestem pełen obaw... obaw, czy ja dam radę.
Nie wiem, czy będę np. w stanie zbliżyć się intymnie do żony - naprawdę tego nie wiem.
Owszem, jest piękną atrakcyjną kobietą - ale...
Nie wiem, czy będę w stanie kiedykolwiek jej zaufać - a żyć w związku w którym się komuś nie ufa - po prostu nie chcę. Chciałbym szczerego, otwartego związku, gdzie mogę rozmawiać z żoną jak z serdeczną przyjaciółką.
Nie znikam z forum - będę czytać i pisać... , tylko tak dla porządku chciałem reaktywować swój wątek, żeby aż tak bardzo nie "śmiecić" w wątkach innych osób.
Raz jeszcze dziękuję Wam za wasze podpowiedzi, porady, często szorstkie opinie - za wszystko.
Część z Was mnie już trochę poznała. Ja również miałem przyjemność poznać niektórych z Was - część również na priv.
Dzięki że jesteście - Wasze historie, świadectwa i obecność na forum jest bardzo cenna.
Trafienie na to forum było na pewno jednym, a może i najważniejszym elementem "zewnętrznym" jaki miał wpływ (pozytywny) na mnie i "mój kryzys"
Podobno się zmieniłem - ja tego nie widzę - ale usłyszałem to od kilku osób z zewnątrz, więc może coś w tym jest.
Krótkie przypomnienie: u żony amok się zaczął ok marca 2017, ja w lipcu 2017 złożyłem pozew rozwodowy (żona była odporna w tamtym okresie na jakiekolwiek propozycje rozmów czy terapii małżeńskich).
Właśnie wróciłem ze swojej pierwszej rozprawy rozwodowej.
Krótkie postanowienie sądu: "obie strony zgodnie zgodziły się na mediacje, wnioski o zabezpieczenia oddalone".
Oczywiście smutne jest to, że dwoje w miarę normalnych, dorosłych ludzi nie może się "normalnie ze sobą porozumieć" - i trzeba do tego angażować sądy i adwokatów.
Wiem również, że obie ścieżki czyli:
1) Rozwód, fizyczna separacja / oddzielne zamieszkiwanie (do tej pory mieszkaliśmy i mieszkamy razem) - byłoby bardzo trudne ze względu na dzieci i całą logistykę "około-dzieciową".
2) Próba naprawy, odbudowy więzi, zaufania - nauka komunikacji - to też będzie potwornie ciężkie - może nawet cięższe (stąd może jest tak dużo rozwodów bo ludzie zwykle wybierają "łatwiejszą" ścieżkę) - bez najmniejszej gwarancji sukcesu.
Więc ponieważ obie drogi są bardzo trudne, nie "napalam się" na żadną z nich. Ze względu oczywiście na dzieci, na własną przysięgę (mimo wszystko lubię dotrzymywać słowa) - korzystniejszą opcją będzie próba połatania tego związku.
Czy się uda? Nie wiem. Zobaczymy jak pójdą rozmowy u mediatora - ja mam kilka swoich warunków brzegowych (swoje granice) z których nie będę chciał zrezygnować.
Mam też takie wrażenie, że żonie trochę się "upiekło" - wiem że to głupio brzmi, ale tak czuję - że nie musiała się tłumaczyć z tych wszystkich swoich kłamstw, jakie pojawiły się w jej odpowiedzi na pozew itd. (bzdury typu, że ja nie daje dzieciom jeść / nie kupuję żywności, albo nie wydaję nic na leczenie dzieci, w momencie kiedy jest dokładnie odwrotnie: pokrywam generalnie wszystkie wydatki, a leczenie dzieci co najmniej w 90%) - ale z drugiej strony wiem, że nie o to w tym chodzi, żeby komuś "dopiec", tylko spróbować uratować to małżeństwo.
Jak będą szły rozmowy u mediatora? Nie wiem - jak mówię - nie napalam się.
Przeciwnie jestem pełen obaw... obaw, czy ja dam radę.
Nie wiem, czy będę np. w stanie zbliżyć się intymnie do żony - naprawdę tego nie wiem.
Owszem, jest piękną atrakcyjną kobietą - ale...
Nie wiem, czy będę w stanie kiedykolwiek jej zaufać - a żyć w związku w którym się komuś nie ufa - po prostu nie chcę. Chciałbym szczerego, otwartego związku, gdzie mogę rozmawiać z żoną jak z serdeczną przyjaciółką.
Nie znikam z forum - będę czytać i pisać... , tylko tak dla porządku chciałem reaktywować swój wątek, żeby aż tak bardzo nie "śmiecić" w wątkach innych osób.
Raz jeszcze dziękuję Wam za wasze podpowiedzi, porady, często szorstkie opinie - za wszystko.