Zgodnie z zapowiedzią, jestem.
Uczciwie przyznaję, że kompletnie nie mam ochoty pisać tego postu. Czuję się jednak w obowiązku, zwłaszcza pewne bowiem zdania odbieram jako podważanie zarówno charyzmatu naszej wspólnoty, jak i nauki KK.
Będzie długo, szacunek dla tych którzy przez to przebrną. Aby nie przedłużać, zacznę.
Cofnę się na początek do 8.30 i postu Simona.
Simon pisze:Przyzwolenie na zło
Ależ oczywiście, że w pewien sposób trzeba przyzwalać na zło. Wiem, że brzmi to teraz obrazoburczo, ale zatrzymajmy się przez chwilę - gdzie w tym wszystkim jest nasza wolna wola? Ta sama, którą Bóg nam ofiarował, pozwolił pierwszym ludziom zgrzeszyć i podążyć złą drogą. Pozostawił ludziom WYBÓR. Tak i my musimy pozostawić wybór. Jeżeli nie wolno nam przyzwalać na zło, to dlaczego nie przywiązać małżonka do kaloryfera lub zamknąć w piwnicy? W końcu jego odejście jest złem! Rozbijaniem rodziny! Ubezwłasnowolnienie go więc też jest brakiem przyzwalania na zło! Ludzie, czy Wy nie widzicie, że to jest chora logika? Brak zgody na rozwód jest trzymaniem kogoś "siłą". Nie wolno Ci odejść - a przecież właśnie wolno!
Po pierwsze, fakt wolnej woli nie oznacza, że TRZEBA przyzwalać na zło. Mamy wolną wolę - to czy zgrzeszymy czy nie, to nasza decyzja, tak jak nasze są tej decyzji konsekwencje. To co robią inni ludzie, w tym nasi małżonkowie, to ich decyzje i ich odpowiedzialność. Przyzwolenie, przynajmniej w moim rozumieniu, to wyrażenie zgody na coś. Nie trzeba wyrażać zgody na zło.
Po drugie, logika i ewentualne rozwiązania które zaprezentowałeś w dalszej części tego fragmentu i wg mnie zdrowe nie są.
Tyle, że to Twoje projekcje. Nigdzie na forum nie widziałem zachęcania do i usprawiedliwiania takich zachowań.
Pewnie, że odchodzącemu wolno odejść, poprzez fakt wolnej woli i praw jako obywatela. Brak zgody na rozwód, przy właściwych, miłych Bogu intencjach, nie jest wcale trzymaniem kogoś "siłą". Ten ktoś, dobrowolnie w obecności Boga, kapłana i świadków coś konkretnego przysięgał. Łamanie przysięgi przez jednego ze współmałżonków nie oznacza, że my również mamy łamać swoją. Czyli - mamy prawo nie grzeszyć.
Simon pisze:
Oczywiście, efekt domina, liczba rozwodów rośnie, trzeba powstrzymać tę plagę...ale kochani, my tego nie jesteśmy w stanie zrobić!
Matka Teresa z Kalkuty, zapytana przez dziennikarza jak zmienić świat na lepsze, odpowiedziała:
Ja zmienię swój świat, Pan swój. I świat będzie lepszy.
Na pewno nie powstrzymamy rozwodowego walca biernością i myśleniem, że nic się nie da zrobić. Ktoś kiedyś powiedział (nie cytuję dokładnie):
"Aby zło zatriumfowało, wystarczy bierność dobrych ludzi"
Simon pisze:
To, że są pary, które wróciły do siebie, pomimo (lub dzięki temu), że jedna ze stron oponowała, nie dowodzi temu, że TYLKO ta metoda jest słuszna. Ja podałem przykład pary, w której życiu wszystko potoczyło się na odwrót, i jakoś nikt się do tego nie odniósł.
Może dlatego nikt się nie odniósł, bo nikt nie twierdził (chyba, że coś pominąłem), że jest tylko jedna droga prowadząca do ewentualnego pojednania małżonków?
Simon pisze:
Magnolia ma doświadczenie jako mediatorka, więc z pewnością widziała wiele par w takiej sytuacji i wie, co mówi.
Do tego odniósł się Jacek, ja się z tym co napisał zgadzam.
Magnolia może napisać, czy ma wiedzę na temat późniejszych losów swoich klientów.
Również pytania zadane przez lustro w poście powyżej są wg mnie zasadne. Tak jak jej wnioski.
Simon pisze:
Nie wolno się poddawać
Jeśli zgoda na rozwód miałaby oznaczać "poddanie się", wówczas rozwód można by utożsamiać z pewnego rodzaju "końcem". A tymczasem, z punktu widzenia KK, nie jest to żaden koniec, bo małżeństwo dalej trwa w Oczach Boga. Więc w czym problem?
To nie rozwód, ale opuszczenie małżonka jest zgorszeniem. Skoro bowiem "ślub cywilny" nie ma żadnego znaczenia dla katolika, to "rozwód cywilny" też nie powinien mieć. Tak wynika z logicznej argumentacji Kościoła.
To Twoja interpretacja Simon. W dodatku niezgodna z Katechizmem Kościoła Katolickiego.
Zacytuję:
2384 Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa:
Wkleję również ponownie to, co wrzucił Jacek na stronie 3:
http://sychar.org/przysiega-a-zgoda-na-rozwod/
Teraz post Magnolii:
Magnolia pisze:
Wydaje mi się, że stanowcze określenie swojego stanowiska i konsekwentne przy nim trwanie wystarczą. A już powtarzanie tych słów w złości jest dla mnie podsycaniem nienawiści…która i tak juz jest.
A kto tu na forum poleca powtarzanie czegokolwiek w złości?
Magnolia pisze:Czytam forum i cały czas nasuwają mi się pytania:
Jak wcześniej szło realizowanie przysięgi małżeńskiej skoro nienawiść pojawiła się w tym małżeństwie?
Z doświadczenia nabytego w życiu i na forum, przynajmniej większość przypadków nienawiści ma związek z pojawieniem się kowalskich.
Moja żona mnie nienawidziła w trakcie kryzysu. Ta nienawiść była wręcz namacalna. Popełniłem wiele błędów, moja wiedza o kobietach i małżeństwie była zdecydowanie niewystarczająca. Nie wiedziałem, jak obchodzić się z DDA/DDRR. Teraz, po czasie, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie zrobiłem nic takiego, by wg mnie wzbudzić nienawiść.
Magnolia pisze:Dlaczego o byciu katolikiem człowiek przypomina sobie dopiero w czasie rozwodu?
Ja sobie przypomniałem w trakcie kryzysu. Jak trwoga, to do Boga. Niestety.
Ty również chyba nie nawróciłaś się, gdy wszystko w Twoim życiu było tip-top.
Magnolia pisze:Widziałam jako mediator wiele małżonków w sytuacji około rozwodowej, gdzie nienawiścią, chęcią dokopania, zranienia, pałały obie Strony. I to był przedsionek piekła. Nie docierają żadne argumenty, nie walczą o małżeństwo tylko ze sobą. A prawnicy tylko im w tym pomagają. Prawnikom nie zależy na pogodzeniu się małżonków.
Nie liczą się dzieci, w ogóle nie ma pojęcia dobra dzieci, bo ono się dawno gdzieś zgubiło we wzajemnej szarpaninie. Nie ma też juz żadnej postawy miłości do współmałżonka. I pomimo, że zapewne byli to ludzie ochrzczeni, nie nazwałabym ich katolikami.
W związku z czym to tutaj piszesz, skoro:
Magnolia pisze:Jak rozumiem wspólnota Sychar namawia do takiego sprzeciwiania się rozwodowi i takiej niezgodzie na grzech jaką można zobaczyć u Nirwanny albo Mgły. I wielki szacunek za to, że im się udało. Mgła uratowała małżeństwo, a Nirwanna pozostała wierna sobie i Bogu.
Wierzę, że w ogniskach właśnie w tym się pomaga, w takiej postawie.
Kolejny cytat:
Magnolia pisze:Z wypowiedzią Simona z 8:30 zgadzam się w całej rozciągłości..
Czy po tym co napisałem w związku z tym postem, wciąż się zgadzasz w całej rozciągłości?
Następnie post Simona:
Simon pisze:
Pavel pisze: ↑22 lis 2017, 10:48
Nauka KK oraz charyzmat naszej wspólnoty, w moim przynajmniej rozumieniu, również głoszą coś innego.
(...)
Jednocześnie, pewne wypowiedzi, na takim forum zwłaszcza, nie powinny pozostać bez odpowiedzi.
Na pewno, Pawle? Przecież swoje opinie oboje z Magnolią opieramy na Ewangelii. Kościół również się na niej opiera... Dobrze, żeby forum też na niej się opierało
Na pewno, Simon. Namacalne dowody podałem wcześniej. Mogę dorzucić jeszcze lekturę Grzechów cudzych.
Simon pisze:
Żadne z Was nie wzięło pod uwagę, że może po prostu nie ma prostego opisu mojego stanu emocjonalnego w tym momencie.
Mi się jednak wydaje, że brałem, w dodatku dwukrotnie o tym pisałem.
Simon pisze:Przypominam, o czym niektórzy tutaj zdają się zapominać, że Badanie ważności małżeństwa zostało stworzone, jak również jest podtrzymywane, przez Kościół Katolicki. Jest to jedna z możliwych dróg dla osób po rozwodzie, które chcą sobie ułożyć życie. Nie możecie twierdzić, że jest to gorsza droga niż trwanie w samotności i czekanie na małżonka, bo nie macie takiego prawa. Wy wybieracie taką drogę, ja wybieram taką.
Wydaje mi się, że intencją badania ważności zawarcia sakramentu małżęństwa powinno być dotarcie do prawdy, nie zaś traktowanie jako jednej z dróg po rozwodzie, czyli swoistym "kołem ratunkowym".
Ja, gdy rozważałem badanie ważności (przesłanek nie brakowało), zadałem sobie trzy pytania.
Zachęcam do tego i Ciebie, wg mnie to dobry sposób na sprawdzenie swoich intencji. Oczywiście, nie chodzi mi o to, abyś odpowiedziami dzielił się na forum.
Oto te pytania:
1. Czy chciałbym badać ważność małżeństwa, gdyby do kryzysu/rozwodu nie doszło, gdyby żona nagle postanowiła wrócić?
2. Czy w całym tym procesie moją intencją jest zbadanie prawdy, czy też uzyskanie stwierdzenia nieważności?
3. Czy gdy Sąd Biskupi uzna małżeństwo za ważnie zawarte, będę wierny Bogu i jego naukom (czytaj: nie poszukam kowalskiego/kowalskiej), czy przyjmę tę decyzję z akceptacją?
Ja Ci nie odbieram żadnych praw, tak dla jasności. Twoje życie, Twoje konsekwencje (nie oznacza to oczywiście, że badanie ważności małżeństwa uważam za coś złego, gorszego).
Na koniec jeszcze raz Magnolia:
Magnolia pisze:Nie życzę sobie więcej takich uwag pod moim adresem. Długo znosiłam Twoje złośliwości wobec mnie i zawodu, który wykonuję.
Rozeznałam ten zawód ze spowiednikiem i wykonuję go zgodnie z sumieniem.
To nie ja podejmuję decyzje o rozwodzie, tylko konkretni małżonkowie. Moja praca polega na pomocy tym ludziom w ustaleniu kontaktów z dziećmi, ustaleniu kwoty alimentów, poruszeniu kwestii opieki nad dziećmi o których rodzice w takich emocjach nie pomyśleli, pomagam usprawnić komunikację między nimi, bo się nie słyszą i nie szanują. To jest ciężka praca i nie każdy mediator chce to robić, bo to bardzo obciąża.
Więc trochę szacunku proszę!
Ja nie widzę w poście Jacka ani złośliwości, ani braku szacunku. Może więc to kwestia własnych filtrów i odbioru przez nie?
Widzę natomiast, że cały powyżej zacytowany post nie ma żadnego związku z postem Jacka, zwłaszcza, że ani przed, ani po Twoim pojawieniu się na forum nie kojarzę, aby Jacek odnosił się złośliwie do profesji mediatora. Jeśli się mylę, popraw proszę.
Dorzucę jeszcze tylko Twoje słowa z Twego wątku w dziale świadectw:
Magnolia pisze:
Każdy ma prawo oceniać to, co piszę w pełnej wolności.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk