A więc stało się

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: s zona »

lustro pisze: 22 lis 2017, 14:32
Skoro aż tyle emocji wzbudza w Tobie ta dyskusja, której zresztą sam się dobrowolnie poddajesz, to "coś jest na rzeczy".

Ja mam wrazenie, ze tak na prawdę twoje sumienie, gdzieś tam w głębi, daje Ci znać, ze postepujesz niezgodnie z nim.
I tak jak forumowicze mogą dać Ci spokoj, tak sumienie nie ma takiego zwyczaju. Co gorsza, im dluzej, tym dokuczliwiej i bardziej namolnie będzie "umilać" Ci życie.


"W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. " ?

To Twoje zycie, Twoje sumienie, Twoje zbawienie...Twoja decyzja.
Strasznie się z nią szarpiesz...dlaczego?
Zastanawiam sie od kilku dni ,czy ten moj post przyniesie cos dobrego .. czy lepiej go wrzucic do kosza .. zostawiam to pod rozwage moderacji ....

Simonie ,czytajac pierwsze zdanie w Twoim -aktualnym - watku ,
pomyslalam .. oto kolejny maz oszukany przez msciwa zone ..
ale cos mi zaswitalo ...
Na starym forum tez byl taki uzytkownik " Simon"...w watku " Żona zachorowała i odeszła"
pamietam ,ze czytajac go poczulam wdziecznosc dla swojej tesciowej ,za to ,ze traktuje mnie ,jak corke a nie zneca sie psychicznie nad synowa doprowadzajac ja do choroby ...przykro bylo czytac ,do czego maz wraz ze swoja mama moze doprowadzic mloda kobiete...

Simon ,jesli Twoj imiennik ,to nie Ty ...
wiec prosze pozwol moze warto przy tej okazji naswietlic sytuacje tych zon ,
ktorych mezowie traktuja je jw ..
a pomocy /zrozumienia szukaja dopiero wtedy ,
gdy zonie przeleje sie " i wystapi do sadu ...

Wracajac do aktualnych wypowiedzi ,zgadzam sie z przedmocami ...
a poniewaz to ja zlozylam wniosek o separacje i alimenty - w obronie wlasnej godnosci -
i czekam,az maz ogarnie sie i bedzie chcial ratowac nasze malzenstwo ...
dla ktorego jestem wazna i warto " zawalczyc " a nie biernie zgodzic sie na rozwod - w naszym przypadku separacje...

Simon ,kazdy z nas popelnia bledy ..
ale kryzys daje nam sily ,zeby zaczac pracowac nad soba...
Bozej Odwagi ..
Magnolia

Re: A więc stało się

Post autor: Magnolia »

jacek-sychar pisze: 22 lis 2017, 8:52
A czy Magnolia ma doświadczenie i kontakt z tymi parami za rok, dwa czy pięć?
Nie, ona ma tylko kontakt wtedy, gdy jest "ostro".
Więc wybacz Simon, ale jej doświadczenie to dla mnie jest to doświadczenie chirurga, który tylko mówi "ciąć" (bo na niczym innym się nie zna). A może by tak trochę rehabilitacji? :lol:
Jacku, naprawdę uczę się tu bardzo wiele.
Nie życzę sobie więcej takich uwag pod moim adresem. Długo znosiłam Twoje złośliwości wobec mnie i zawodu, który wykonuję.
Rozeznałam ten zawód ze spowiednikiem i wykonuję go zgodnie z sumieniem.

To nie ja podejmuję decyzje o rozwodzie, tylko konkretni małżonkowie. Moja praca polega na pomocy tym ludziom w ustaleniu kontaktów z dziećmi, ustaleniu kwoty alimentów, poruszeniu kwestii opieki nad dziećmi o których rodzice w takich emocjach nie pomyśleli, pomagam usprawnić komunikację między nimi, bo się nie słyszą i nie szanują. To jest ciężka praca i nie każdy mediator chce to robić, bo to bardzo obciąża.
Więc trochę szacunku proszę!
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13378
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: Nirwanna »

Magnolio, z Twojego posta sprzed miesiąca wynika, że aktualnie nie pracujesz?
viewtopic.php?f=14&t=412#p9337
Prosiłam o pracę, nie zarabiam od kilku miesięcy
W Sycharze mamy kilkoro współpracujących z Ogniskami mediatorów, pomagają nam ratować małżeństwa. Mamy też owoce w postaci nie związanych z Sycharem mediatorów sądowych, jak np. w świadectwie GosiH: http://archiwum.kryzys.org/viewtopic.ph ... 06&start=0 Oni pomagają nam ratować małżeństwa. Nie tylko po prostu "dogadać się".
Myślę, że to bardzo po katolicku - bo w miarę swoich możliwości nie pozwalają na grzech cudzy.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: lustro »

Magnolia pisze: 22 lis 2017, 21:15
jacek-sychar pisze: 22 lis 2017, 8:52
A czy Magnolia ma doświadczenie i kontakt z tymi parami za rok, dwa czy pięć?
Nie, ona ma tylko kontakt wtedy, gdy jest "ostro".
Więc wybacz Simon, ale jej doświadczenie to dla mnie jest to doświadczenie chirurga, który tylko mówi "ciąć" (bo na niczym innym się nie zna). A może by tak trochę rehabilitacji? :lol:
Jacku, naprawdę uczę się tu bardzo wiele.
Nie życzę sobie więcej takich uwag pod moim adresem. Długo znosiłam Twoje złośliwości wobec mnie i zawodu, który wykonuję.
Rozeznałam ten zawód ze spowiednikiem i wykonuję go zgodnie z sumieniem.

To nie ja podejmuję decyzje o rozwodzie, tylko konkretni małżonkowie. Moja praca polega na pomocy tym ludziom w ustaleniu kontaktów z dziećmi, ustaleniu kwoty alimentów, poruszeniu kwestii opieki nad dziećmi o których rodzice w takich emocjach nie pomyśleli, pomagam usprawnić komunikację między nimi, bo się nie słyszą i nie szanują. To jest ciężka praca i nie każdy mediator chce to robić, bo to bardzo obciąża.
Więc trochę szacunku proszę!
Magnolia

Co tak bardzo Cię ubodło w wypowiedzi Jacka?

Czy monitorujesz konsultowane małżeństwa przez późniejsze lata? Odpowiedz.

Ile wiesz o ich dalszych losach. O konsekwencjach jakie wychodzą po czasie. O tym, co myślą, czują...po kilku latach?
Odpowiedz.

Domyślam sie, ze niewiele. Sądząc z twojej wypowiedzi jesteś na "tu i teraz". Pomagasz im się dogadać w trakcie rozstania (alimenty, opieka nad dziećmi itp).

Więc co było złośliwego w wypowiedzi Jacka? Przecież to prawda.

A ja natomiast pamiętam jak pisalas, ze nie masz wykształcenia psychologicznego, nie czytasz literatury w tym temacie, nie rozwijasz się ...nie czujesz takiej potrzeby...czyli poza własnym "wydaje mi się" niewielką posiadasz wiedzę w tej materii.

Więc skąd możesz wiedzieć ile tak na prawdę dobrego, a ile złego robisz, patrząc na życie człowieka jak na ciąg wydarzeń i calosc, a nie tylko "tu i teraz"?

Ciężka i obciazajaca praca, to za mało w przypadku "moderowania" ludzkiego życia.
Przy takiej ciężkiej i obciazającej pracy można też zrobić komuś wielką krzywdę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: A więc stało się

Post autor: Pavel »

Zgodnie z zapowiedzią, jestem.
Uczciwie przyznaję, że kompletnie nie mam ochoty pisać tego postu. Czuję się jednak w obowiązku, zwłaszcza pewne bowiem zdania odbieram jako podważanie zarówno charyzmatu naszej wspólnoty, jak i nauki KK.
Będzie długo, szacunek dla tych którzy przez to przebrną. Aby nie przedłużać, zacznę.

Cofnę się na początek do 8.30 i postu Simona.
Simon pisze:Przyzwolenie na zło
Ależ oczywiście, że w pewien sposób trzeba przyzwalać na zło. Wiem, że brzmi to teraz obrazoburczo, ale zatrzymajmy się przez chwilę - gdzie w tym wszystkim jest nasza wolna wola? Ta sama, którą Bóg nam ofiarował, pozwolił pierwszym ludziom zgrzeszyć i podążyć złą drogą. Pozostawił ludziom WYBÓR. Tak i my musimy pozostawić wybór. Jeżeli nie wolno nam przyzwalać na zło, to dlaczego nie przywiązać małżonka do kaloryfera lub zamknąć w piwnicy? W końcu jego odejście jest złem! Rozbijaniem rodziny! Ubezwłasnowolnienie go więc też jest brakiem przyzwalania na zło! Ludzie, czy Wy nie widzicie, że to jest chora logika? Brak zgody na rozwód jest trzymaniem kogoś "siłą". Nie wolno Ci odejść - a przecież właśnie wolno!
Po pierwsze, fakt wolnej woli nie oznacza, że TRZEBA przyzwalać na zło. Mamy wolną wolę - to czy zgrzeszymy czy nie, to nasza decyzja, tak jak nasze są tej decyzji konsekwencje. To co robią inni ludzie, w tym nasi małżonkowie, to ich decyzje i ich odpowiedzialność. Przyzwolenie, przynajmniej w moim rozumieniu, to wyrażenie zgody na coś. Nie trzeba wyrażać zgody na zło.
Po drugie, logika i ewentualne rozwiązania które zaprezentowałeś w dalszej części tego fragmentu i wg mnie zdrowe nie są.
Tyle, że to Twoje projekcje. Nigdzie na forum nie widziałem zachęcania do i usprawiedliwiania takich zachowań.
Pewnie, że odchodzącemu wolno odejść, poprzez fakt wolnej woli i praw jako obywatela. Brak zgody na rozwód, przy właściwych, miłych Bogu intencjach, nie jest wcale trzymaniem kogoś "siłą". Ten ktoś, dobrowolnie w obecności Boga, kapłana i świadków coś konkretnego przysięgał. Łamanie przysięgi przez jednego ze współmałżonków nie oznacza, że my również mamy łamać swoją. Czyli - mamy prawo nie grzeszyć.
Simon pisze: Oczywiście, efekt domina, liczba rozwodów rośnie, trzeba powstrzymać tę plagę...ale kochani, my tego nie jesteśmy w stanie zrobić!
Matka Teresa z Kalkuty, zapytana przez dziennikarza jak zmienić świat na lepsze, odpowiedziała:
Ja zmienię swój świat, Pan swój. I świat będzie lepszy.
Na pewno nie powstrzymamy rozwodowego walca biernością i myśleniem, że nic się nie da zrobić. Ktoś kiedyś powiedział (nie cytuję dokładnie):
"Aby zło zatriumfowało, wystarczy bierność dobrych ludzi"
Simon pisze: To, że są pary, które wróciły do siebie, pomimo (lub dzięki temu), że jedna ze stron oponowała, nie dowodzi temu, że TYLKO ta metoda jest słuszna. Ja podałem przykład pary, w której życiu wszystko potoczyło się na odwrót, i jakoś nikt się do tego nie odniósł.
Może dlatego nikt się nie odniósł, bo nikt nie twierdził (chyba, że coś pominąłem), że jest tylko jedna droga prowadząca do ewentualnego pojednania małżonków?
Simon pisze: Magnolia ma doświadczenie jako mediatorka, więc z pewnością widziała wiele par w takiej sytuacji i wie, co mówi.
Do tego odniósł się Jacek, ja się z tym co napisał zgadzam.
Magnolia może napisać, czy ma wiedzę na temat późniejszych losów swoich klientów.
Również pytania zadane przez lustro w poście powyżej są wg mnie zasadne. Tak jak jej wnioski.
Simon pisze: Nie wolno się poddawać
Jeśli zgoda na rozwód miałaby oznaczać "poddanie się", wówczas rozwód można by utożsamiać z pewnego rodzaju "końcem". A tymczasem, z punktu widzenia KK, nie jest to żaden koniec, bo małżeństwo dalej trwa w Oczach Boga. Więc w czym problem? ;)
To nie rozwód, ale opuszczenie małżonka jest zgorszeniem. Skoro bowiem "ślub cywilny" nie ma żadnego znaczenia dla katolika, to "rozwód cywilny" też nie powinien mieć. Tak wynika z logicznej argumentacji Kościoła.
To Twoja interpretacja Simon. W dodatku niezgodna z Katechizmem Kościoła Katolickiego.
Zacytuję:
2384 Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa:
Wkleję również ponownie to, co wrzucił Jacek na stronie 3:
http://sychar.org/przysiega-a-zgoda-na-rozwod/

Teraz post Magnolii:
Magnolia pisze: Wydaje mi się, że stanowcze określenie swojego stanowiska i konsekwentne przy nim trwanie wystarczą. A już powtarzanie tych słów w złości jest dla mnie podsycaniem nienawiści…która i tak juz jest.
A kto tu na forum poleca powtarzanie czegokolwiek w złości?
Magnolia pisze:Czytam forum i cały czas nasuwają mi się pytania:
Jak wcześniej szło realizowanie przysięgi małżeńskiej skoro nienawiść pojawiła się w tym małżeństwie?
Z doświadczenia nabytego w życiu i na forum, przynajmniej większość przypadków nienawiści ma związek z pojawieniem się kowalskich.
Moja żona mnie nienawidziła w trakcie kryzysu. Ta nienawiść była wręcz namacalna. Popełniłem wiele błędów, moja wiedza o kobietach i małżeństwie była zdecydowanie niewystarczająca. Nie wiedziałem, jak obchodzić się z DDA/DDRR. Teraz, po czasie, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie zrobiłem nic takiego, by wg mnie wzbudzić nienawiść.
Magnolia pisze:Dlaczego o byciu katolikiem człowiek przypomina sobie dopiero w czasie rozwodu?
Ja sobie przypomniałem w trakcie kryzysu. Jak trwoga, to do Boga. Niestety.
Ty również chyba nie nawróciłaś się, gdy wszystko w Twoim życiu było tip-top.
Magnolia pisze:Widziałam jako mediator wiele małżonków w sytuacji około rozwodowej, gdzie nienawiścią, chęcią dokopania, zranienia, pałały obie Strony. I to był przedsionek piekła. Nie docierają żadne argumenty, nie walczą o małżeństwo tylko ze sobą. A prawnicy tylko im w tym pomagają. Prawnikom nie zależy na pogodzeniu się małżonków.
Nie liczą się dzieci, w ogóle nie ma pojęcia dobra dzieci, bo ono się dawno gdzieś zgubiło we wzajemnej szarpaninie. Nie ma też juz żadnej postawy miłości do współmałżonka. I pomimo, że zapewne byli to ludzie ochrzczeni, nie nazwałabym ich katolikami.
W związku z czym to tutaj piszesz, skoro:
Magnolia pisze:Jak rozumiem wspólnota Sychar namawia do takiego sprzeciwiania się rozwodowi i takiej niezgodzie na grzech jaką można zobaczyć u Nirwanny albo Mgły. I wielki szacunek za to, że im się udało. Mgła uratowała małżeństwo, a Nirwanna pozostała wierna sobie i Bogu.
Wierzę, że w ogniskach właśnie w tym się pomaga, w takiej postawie.
Kolejny cytat:
Magnolia pisze:Z wypowiedzią Simona z 8:30 zgadzam się w całej rozciągłości..
Czy po tym co napisałem w związku z tym postem, wciąż się zgadzasz w całej rozciągłości?

Następnie post Simona:
Simon pisze:
Pavel pisze: ↑22 lis 2017, 10:48
Nauka KK oraz charyzmat naszej wspólnoty, w moim przynajmniej rozumieniu, również głoszą coś innego.
(...)
Jednocześnie, pewne wypowiedzi, na takim forum zwłaszcza, nie powinny pozostać bez odpowiedzi.
Na pewno, Pawle? Przecież swoje opinie oboje z Magnolią opieramy na Ewangelii. Kościół również się na niej opiera... Dobrze, żeby forum też na niej się opierało ;)
Na pewno, Simon. Namacalne dowody podałem wcześniej. Mogę dorzucić jeszcze lekturę Grzechów cudzych.
Simon pisze: Żadne z Was nie wzięło pod uwagę, że może po prostu nie ma prostego opisu mojego stanu emocjonalnego w tym momencie.
Mi się jednak wydaje, że brałem, w dodatku dwukrotnie o tym pisałem.
Simon pisze:Przypominam, o czym niektórzy tutaj zdają się zapominać, że Badanie ważności małżeństwa zostało stworzone, jak również jest podtrzymywane, przez Kościół Katolicki. Jest to jedna z możliwych dróg dla osób po rozwodzie, które chcą sobie ułożyć życie. Nie możecie twierdzić, że jest to gorsza droga niż trwanie w samotności i czekanie na małżonka, bo nie macie takiego prawa. Wy wybieracie taką drogę, ja wybieram taką.
Wydaje mi się, że intencją badania ważności zawarcia sakramentu małżęństwa powinno być dotarcie do prawdy, nie zaś traktowanie jako jednej z dróg po rozwodzie, czyli swoistym "kołem ratunkowym".
Ja, gdy rozważałem badanie ważności (przesłanek nie brakowało), zadałem sobie trzy pytania.
Zachęcam do tego i Ciebie, wg mnie to dobry sposób na sprawdzenie swoich intencji. Oczywiście, nie chodzi mi o to, abyś odpowiedziami dzielił się na forum.
Oto te pytania:
1. Czy chciałbym badać ważność małżeństwa, gdyby do kryzysu/rozwodu nie doszło, gdyby żona nagle postanowiła wrócić?
2. Czy w całym tym procesie moją intencją jest zbadanie prawdy, czy też uzyskanie stwierdzenia nieważności?
3. Czy gdy Sąd Biskupi uzna małżeństwo za ważnie zawarte, będę wierny Bogu i jego naukom (czytaj: nie poszukam kowalskiego/kowalskiej), czy przyjmę tę decyzję z akceptacją?
Ja Ci nie odbieram żadnych praw, tak dla jasności. Twoje życie, Twoje konsekwencje (nie oznacza to oczywiście, że badanie ważności małżeństwa uważam za coś złego, gorszego).

Na koniec jeszcze raz Magnolia:
Magnolia pisze:Nie życzę sobie więcej takich uwag pod moim adresem. Długo znosiłam Twoje złośliwości wobec mnie i zawodu, który wykonuję.
Rozeznałam ten zawód ze spowiednikiem i wykonuję go zgodnie z sumieniem.

To nie ja podejmuję decyzje o rozwodzie, tylko konkretni małżonkowie. Moja praca polega na pomocy tym ludziom w ustaleniu kontaktów z dziećmi, ustaleniu kwoty alimentów, poruszeniu kwestii opieki nad dziećmi o których rodzice w takich emocjach nie pomyśleli, pomagam usprawnić komunikację między nimi, bo się nie słyszą i nie szanują. To jest ciężka praca i nie każdy mediator chce to robić, bo to bardzo obciąża.
Więc trochę szacunku proszę!
Ja nie widzę w poście Jacka ani złośliwości, ani braku szacunku. Może więc to kwestia własnych filtrów i odbioru przez nie?
Widzę natomiast, że cały powyżej zacytowany post nie ma żadnego związku z postem Jacka, zwłaszcza, że ani przed, ani po Twoim pojawieniu się na forum nie kojarzę, aby Jacek odnosił się złośliwie do profesji mediatora. Jeśli się mylę, popraw proszę.
Dorzucę jeszcze tylko Twoje słowa z Twego wątku w dziale świadectw:
Magnolia pisze: Każdy ma prawo oceniać to, co piszę w pełnej wolności.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
lilu
Posty: 13
Rejestracja: 28 cze 2017, 19:18
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: lilu »

jacek-sychar pisze: A jak przyczyna dalej występuje, to będzie tak "testować" kolejnych kandydatów?
Nie wiem, czy będzie. Jeśli występuje, to tej zgody przecież nie dostanie.
jacek-sychar pisze: Często obecnie powodem stwierdzania nieważności małżeństwa jest niedojrzałość jednego z małżonków.
Skoro ja się wypowiadam, odpowiem na moim przykładzie. Ja przez 30 lat byłam bardzo niedojrzała. Być może przyczyna nieważności leży po mojej stronie. Mam tego świadomość, która oczywiście bardzo boli, ale do której podchodzę z pokorą, bo inaczej ubiczowałabym się na śmierć. Jeśli zdecydowałabym się badać ważność sakramentu i otrzymała, jak piszecie, zakaz, to nie stanowiłoby to przecież różnicy w stosunku do statusu, który posiadam obecnie - i tak i tak nie mogę stworzyć akceptowanego przez Kościół związku z mężczyzną
jacek-sychar pisze:
Jak nie dojrzał przez 30 czy 40 lat, to ma jeszcze szansę dojrzeć? :shock:
Mąż na odchodne rzucił do mnie "ty się nigdy nie zmienisz". Zakładał więc mniej więcej to co Ty."Skoro przez ileś lat byłaś taka a taka, to ja nie wierzę, że się zmienisz".
Ja jednak mam nadzieję, że potrafię dojrzewać. I teraz tego doświadczam, otrzymałam bardzo przyspieszoną i brutalną lekcję dojrzewania. Myślę, że słowa tu nie mają jednak żadnego znaczenia, wszystko okaże się w praktyce.

Zresztą, szukam w tej sprawie pocieszenia w PŚ i mam cichą nadzieję, że skoro np taki Szaweł potrafił dojrzeć, to i mi się uda ;)
Nie "dojrzewam" przecież sama, o własnych siłach.
Magnolia

Re: A więc stało się

Post autor: Magnolia »

Pawle, Lustro, Jacku.
Nigdy tłumaczenie mi nie wyszło na dobre, ale podejmę ostatnią próbę.
Mediator nie ma kontaktu ze Stronami po sprawie, tego nie musiałam odpowiadać, bo to wiecie. Tak samo jak nauczyciel nie wie jak jego uczeń sobie radzi w następnej szkole, albo później w życiu. Tak samo lekarz, który zapisał receptę, też nie wie czy na pewno lek pomógł... pacjent nie wraca to pewnie pomógł, ale też pacjent mógł nie wziąć leków i skorzystać z innej terapii. Jest naprawdę wiele zawodów, gdzie nie ma się kontaktu z człowiekiem dla którego coś zrobiłeś. I trzeba z tym żyć.
Małżonkowie którzy mediują mają takie same możliwości się zejść jak i rozejść. Mediacja może pomóc, zaszkodzić, czy nie dać niczego. Jak każda inna sytuacja międzyludzka. Sama idea mediacji jest pozytywna.
Nie mam jako ja poczucia że rozwodzę, bo rozwodzą się sami Ci małżonkowie. Zadaję pytanie: czy Państwo widzą szansę na naprawę małżeństwa? Gdyby chcieli to pracowaliby z moją pomocą w tym kierunku. Mają wolną wolę. Niestety nie zdarzyło się jeszcze żeby chcieli. Wtedy pomagam tylko w tym co chcą. A najczęściej wcale nie można im pomóc, bo w niczym nie chcą się dogadać. Więc w zeszłym roku, przy kilkunastu sprawach około rozwodowych spisałam jeden harmonogram opieki. Tak to wygląda w realiach.
To małżonkowie pracują nad ugodą, a nie ja. Mi nie wolno oceniać, ani tych ludzi, ani ich rozwiązań. Nie wolno mi poddawać własnych rozwiązań, ani narzucać czegokolwiek. Powtarzam: o niczym nie decyduję.
A Jacek odkąd przyszłam komentuje mój zawód jakby wiedział o nim więcej niż ja sama. Nie pierwszy raz, ale nie mam dziś dość czasu by wyszukiwać jego wypowiedzi. Sam wie co pisał i jaki ma do mnie stosunek. Dlatego zaapelowałam o trochę refleksji i szacunku. Nauczona zresztą z tego forum, że trzeba stawiać granice, bo mamy to na co się godzimy.
Jak powiedziałam, pracuję zgodnie z sumieniem.

Choćby tu na forum, przychodzą ludzie, piszą kilka dni, tygodni i nagle zamilkną... wiecie co u nich? co u nich za jakiś czas?
Może zamilkli, bo nie wytrzymali tego co usłyszeli? nie chcieli się z czymś pogodzić? albo poczuli się skrzywdzeni?
Nie wiecie! Mało kto wraca by powiedzieć co u niego po miesiącach, jeszcze mniej wraca po latach.
Z tą niewiedzą też jakoś sobie trzeba dawać radę, prawda?

Więc pytania do mnie Jacka i Lustro w tym kontekście odbieram jako złośliwe.
jacek-sychar

Re: A więc stało się

Post autor: jacek-sychar »

Lilu

Życzę Ci oczywiście abyś jak najszybciej wykorzystała otrzymaną lekcję i mogła zmienić swoją dojrzałość na wyższy poziom. Życzę również Ci, aby pocieszenie spływało na Ciebie w jak największej ilości.
Czy jednak nie boisz się sprawdzać swoją dojrzałość na kolejnej osobie? ;)

Ja też na początku myślałem nad tym. Ale jak sobie przekalkulowałem, to dałem spokój. Jestem już przed 60. Kryzys miałem w wieku 50 lat. Zanim doszedłem do siebie, to minęło kilka lat. Po co mi kolejne kłopoty? :P
Teraz przynajmniej jestem dla dzieci ojcem, który zawsze jest dla nich, gdy one tego potrzebują. A one się cieszą, że zawsze mogą na mnie liczyć i nie ma jeszcze jednej osoby w u mnie w mieszkaniu. :lol:
jacek-sychar

Re: A więc stało się

Post autor: jacek-sychar »

Magnolia pisze: 23 lis 2017, 8:42 Więc pytania do mnie Jacka i Lustro w tym kontekście odbieram jako złośliwe.
To są Twoje odczucia i z nimi nie będę dyskutował.
Simon

Re: A więc stało się

Post autor: Simon »

Zastanawiałem się, czy się tu jeszcze wypowiadać, bo po stwierdzeniu lustra, że jeżdżę się na ludziach żeby sobie ulżyć, wszelka ochota mówienia jeszcze czegokolwiek na forum po prostu mi przeszła. Nie odniosę się więc do żadnego z postów powyżej, z wyjątkiem pytań Pavla, na które widzę sens, by odpowiedzieć.
Oto te pytania:
1. Czy chciałbym badać ważność małżeństwa, gdyby do kryzysu/rozwodu nie doszło, gdyby żona nagle postanowiła wrócić?
2. Czy w całym tym procesie moją intencją jest zbadanie prawdy, czy też uzyskanie stwierdzenia nieważności?
3. Czy gdy Sąd Biskupi uzna małżeństwo za ważnie zawarte, będę wierny Bogu i jego naukom (czytaj: nie poszukam kowalskiego/kowalskiej), czy przyjmę tę decyzję z akceptacją?
Ad. 1. Pavle, nie wiem, czy wiesz, ale wyrok sądu cywilnego o rozwodzie jest jednym z WYMOGÓW Sądu Trybunalnego wśród dokumentów składanych, by zbadać ważność małżeństwa. Ja sam go nie dosłałem, gdyż byłem jeszcze w trakcie rozwodu, gdy złożyłem tzw. skargę do Trybunału. Otrzymałem listowne ponaglenie, by niezwłocznie dosłać wyrok sądu cywilnego. Jest dla mnie oczywistym, że nawet Sąd Trybunalny zakłada, że ludzie badający ważność małżeństwa są po rozwodzie. Kryzys nie wystarczy - nie zbadają.

A co gdyby żona postanowiła wrócić? Na dziś mam taki plan, by jej powiedzieć, że mimo wszystko chciałbym ten wyrok sądu trybunalnego usłyszeć. Jeśli okaże się, że małżeństwo było nieważnie zawarte, to jeśli wciąż chciałaby ze mną być - moglibyśmy spróbować, najpierw eliminując przesłanki nieważności, wspólnymi siłami.

Ani żona, ani ja nie mamy ciężkich chorób psychicznych, więc żadne z nas nie otrzyma zakazu pobierania się. W grę wchodzą poważne zaburzenia psychiczne, które przecież da się wyeliminować drogą terapii itp. Moglibyśmy więc wspólnie nad nimi popracować.

Ad. 2. Moją intencją jest zbadanie prawdy. Jak napisała lilu, tak czy siak musiałbym być sam. Nie mam więc absolutnie nic do stracenia, a wiele do zyskania. Jeśli okaże się, że małżeństwo było ważnie zawarte, przyjmę to z pokorą.

Ad. 3. Zdecydowane tak. I znowu: ani teraz nie szukam sobie kowalskiej, ani po wyroku sądu nie poszukam. Jeśli sąd orzeknie nieważność małżeństwa, zdecydowanie nie wykluczam, że za kilka lat, gdy przeboleję sytuację, otworzę się na nowe znajomości.

Nie czekałem z decyzją badania ważności małżeństwa aż moja miłość do żony "ostygnie" z jednego powodu: nieuleczalna trzeźwość myślenia. Proces badania ważności trwa od 5 do nawet 7, 8 lat. Co oznacza, że zanim się skończy, będę grubo po czterdziestce, tak samo, jak moja żona. Wiem, że spieszy się ona z zawarciem nowego związku cywilnego z konkretnego powodu: zegar biologiczny tyka, a ona nie ma dzieci. Jest dobrze po 30-tce, i z ludzkiego punktu widzenia ją rozumiem. Ja również nie chciałbym być "starym ojcem", więc jeśli żona ma już nie wrócić, muszę iść do przodu. Większość z Was tu na forum ma już dzieci, nie stoi przed wyborem: czekać i ryzykować bezdzietność, czy badać ważność małżeństwa w nadziei, że otworzą się dla mnie nowe drzwi, by móc ułożyć sobie życie.
lilu pisze: 23 lis 2017, 7:52
Skoro ja się wypowiadam, odpowiem na moim przykładzie. Ja przez 30 lat byłam bardzo niedojrzała. Być może przyczyna nieważności leży po mojej stronie. Mam tego świadomość, która oczywiście bardzo boli, ale do której podchodzę z pokorą, bo inaczej ubiczowałabym się na śmierć.
Lilu, ponownie, wielki szacunek za to co piszesz. Trzeba ogromnej odwagi i mądrości, by przyznać przed samym sobą, jakim się jest lub było. Trzymam za Ciebie kciuki. Idziesz w dobrą stronę, by ułożyć sobie życie i być szczęśliwą.
Simon

Re: A więc stało się

Post autor: Simon »

jacek-sychar pisze: 23 lis 2017, 8:59 Lilu
Ja też na początku myślałem nad tym. Ale jak sobie przekalkulowałem, to dałem spokój. Jestem już przed 60. Kryzys miałem w wieku 50 lat. Zanim doszedłem do siebie, to minęło kilka lat. Po co mi kolejne kłopoty? :P
Ale Lilu sama pisała, ma 30 lat. Nie ma dzieci. Ma o co walczyć...i szansę na ułożenie sobie życia od nowa, na dzieci, na rodzinę. Jeśli teraz będzie czekać, a mąż nie wróci, przeczeka te lata, w których mogłaby jeszcze mieć dzieci i rodzinę. A jeśli sąd stwierdzi nieważność małżeństwa, a ona (czy ja, bo akurat jestem w podobnej sytuacji) będzie już wtedy po 40-tce? Myślałeś o tym?

Łatwo jest oceniać i dawać rady...ale tak czy siak każdy będzie sam ponosił konsekwencje swoich wyborów i z nimi żył.
jacek-sychar

Re: A więc stało się

Post autor: jacek-sychar »

Simon pisze: 23 lis 2017, 9:08 Łatwo jest oceniać i dawać rady
Czy ja oceniałem,czy dawałem rady :shock:
Ja tylko pisałem o sobie.

A Ty Simon chcesz sobie ułożyć życie, czy żyć po chrześcijańsku? Bo już się pogubiłem.
Oczywiście można to pogodzić, ale gdzie jest u Ciebie priorytet?
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: zenia1780 »

Magnolio, dziękuję za wyjaśnienie, jednak, jak dla mnie, ono nadal nie stoi w sprzeczności z tym co Jacek napisał, a wręcz przcownie - potwierdza to, że nie wiesz co się dzieje z małżonkami później. Skąd więc to ogromne oburzenie? Czego sobie nie życzysz? Stwierdzania, skądinąd oczywistych, faktów?
Wybacz, ale nadal nie rozumiem.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Simon

Re: A więc stało się

Post autor: Simon »

jacek-sychar pisze: 23 lis 2017, 9:12 A Ty Simon chcesz sobie ułożyć życie, czy żyć po chrześcijańsku? Bo już się pogubiłem.
Oczywiście można to pogodzić, ale gdzie jest u Ciebie priorytet?
No więc Jacku sam piszesz, że można to pogodzić. Po co pytasz o priorytet? Czy gdzieś tutaj napisałem, że robię coś nie po chrześcijańsku? Badanie ważności małżeństwa jest jak najbardziej chrześcijańskim zachowaniem. W końcu Sąd Trybunalny jest instytucją Kościelną.
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: A więc stało się

Post autor: zenia1780 »

Ponieważ trochę mnie nie było, więc dopiero teraz pozwolę sobie zwrócić uwgę na pewien szczegół i odpodwiedzieć
Simon pisze: 22 lis 2017, 12:07

Pavel pisze: ↑22 lis 2017, 10:48
Nauka KK oraz charyzmat naszej wspólnoty, w moim przynajmniej rozumieniu, również głoszą coś innego.
(...)
Jednocześnie, pewne wypowiedzi, na takim forum zwłaszcza, nie powinny pozostać bez odpowiedzi.
Na pewno, Pawle? Przecież swoje opinie oboje z Magnolią opieramy na Ewangelii. Kościół również się na niej opiera... Dobrze, żeby forum też na niej się opierało
.
Czy mógłbyś Simonie przytoczyć ten fragment z Ewangelii na którym się opierasz?. Bo dla mnie w tej akurat dziedzinie istotny jest ten fragment Ewangelii:

3 Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» 4 2 On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? 5 I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. 6 A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela»3. 7 Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?»4 8 Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. 9 A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu5 - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo». (Mt19 3-9)

https://m.youtube.com/watch?feature=you ... IJ3xUZUKFo
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
ODPOWIEDZ