Czy jest nadzieja?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

OnlyHope
Posty: 8
Rejestracja: 06 gru 2017, 10:27
Jestem: narzeczoną
Płeć: Kobieta

Czy jest nadzieja?

Post autor: OnlyHope »

Drodzy, Kochani!

Czytam forum od dawna, szukam, próbuję.
Jednak jak w większości przypadków w momencie końca zdecydowałam się wygadać, uzewnętrznić, wylać żal, zrozumieć.
Ja i mój Towarzysz Życia (chyba już były) nie jesteśmy małżeństwem. Jesteśmy zaręczeni od 3 lat, w związku nieformalnym od 9 lat. Zaczynaliśmy w bardzo młodym wieku.
Zamieszkaliśmy razem 1,5 roku temu. Zaręczyliśmy się przed wspólnym zamieszkaniem.
Moja ogromna miłość, niełatwa, mocna, jedyna. Bywało różnie, jak to w związku. Lepsze, gorsze chwile ale kochaliśmy się.
Dwa przeciwieństwa: on niedostępny, twardy, nie pokazujący uczuć. Ja: empatyczna, emocjonalna, chcąca dla wszystkich dobrze kosztem samej siebie. Zawsze mówił, że tylko dla mnie otwiera swoje serce, pokazuje miłość. Robił to cały czas. A ja może nie potrafiłam mu pokazać jak doceniam ale doceniałam bardzo. Wspierałam, interesowałam się, kochałam.
Zamieszkaliśmy razem i chyba sobie odpuściliśmy. Dążyliśmy do tego bardzo. Sprawy finansowe, moje problemy osobiste spowodowały, że temat był bardzo odwlekany. W momencie kiedy to nastąpiło ciśnienie zeszło. Zaczęliśmy żyć obok siebie. Brak wspólnych tematów, planów... i przyszedł moment, w którym widziałam, że jest coś nie tak. Nie było już związku. Powiedział mi o tym w wakacje, że on już nic nie planuje i nawet nie chce. Udało mi się przekonać go do wspólnego spróbowania. Rozmawialiśmy bardzo dużo, były to ciężkie emocjonalne rozmowy. Ale widziałam, że w nim już chyba nie ma tego uczucia. Ale próbowałam walczyć. Zmieniłam swoje podejście do tematu, wprowadzałam ogromne zmiany, szczere zmiany. Nie po to żeby został tylko po to żeby uwierzył. On nie zrobił nic, był oschły, niedostępny. Czułam, że zmusza się do dotyku, przytulenia. Starałam się nie naciskać, zrozumieć. Odrzucił mnie. Mówił, że docenia mnie jako kobietę. Wie, że jestem wartościową osobą ale na ten moment nie czuje do mnie nic. Nic co pozwala mu tworzyć ze mną związek. Po pół roku mojego starania i ogromnej wiary, że się ułoży. Bywało chwile, w których widziałam, że do mnie wraca. Nawet powiedział: "kocham Cię".
Dodam, że w momencie naszego kryzysu pisał bardzo intensywnie z kowalską w formie koleżanki. Zarzeka się, że to nic nie znaczyło. Zerwał ze mną po ich wspólnym spotkaniu na imprezie firmowej.

Już próbowaliśmy naprawić. Nie wyszło. Czy mogę mieć nadzieję?
jacek-sychar

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: jacek-sychar »

Witaj OnlyHope na naszym forum.
Piszesz:
OnlyHope pisze: 06 gru 2017, 12:28 Już próbowaliśmy naprawić. Nie wyszło. Czy mogę mieć nadzieję?
A ja spytam przewrotnie: Po co?
Może to, co się zdarzyło pokazało, że nie jesteście dla siebie?
Co Was łączy? Nic. Ani małżeństwo, ani dzieci, ani sprawy majątkowe. Tylko uczucia. Ale te chyba zostały już tylko u Ciebie.
Może więc czas zacząć od nowa i po bożemu? :lol:

Pisząc na naszym forum pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego nie podawaj szczegółów, które umożliwiłyby identyfikacje Ciebie.
janek
Posty: 26
Rejestracja: 01 gru 2017, 12:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: janek »

jacek-sychar pisze: 06 gru 2017, 13:09 A ja spytam przewrotnie: Po co?
Może to, co się zdarzyło pokazało, że nie jesteście dla siebie?
Co Was łączy? Nic. Ani małżeństwo, ani dzieci, ani sprawy majątkowe. Tylko uczucia. Ale te chyba zostały już tylko u Ciebie.
Może więc czas zacząć od nowa i po bożemu? :lol:
No to jak to w końcu jest.....tylko związek sakramentalny musimy ratować...tylko dlatego właśnie że jest sakramentalny?
Są długo ze sobą, więc stan zauroczenia minął i zaczęło się życie codzienne....niełatwe. Więc skoro nie są małżeństwem to lepiej odpuścić, poddać się i szukać od nowa nowej miłości?
Z nową może przecież być tak samo....zauroczenie miłość, a potem znowu życie codzienne, rutyna i znudzenie. To oczywiście uogólnienie, ale jako katolicy czy nie powinniśmy jednak walczyć o każdą miłość? Oczywiście małżeństwo to zupełnie inne zobowiązanie niż partnerstwo, ale czy to automatycznie warunkuje konkretne postępowanie? Małżeństwo = walka, partnerstwo = pas. Z góry powiem, że oczywiście wiem, że nie zawsze da się miłość uratować, pytam tylko o to czy nie powinniśmy włożyć tyle samo wysiłku w ratowanie partnerstwa co w ratowanie małżeństwa?
jacek-sychar

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: jacek-sychar »

janek pisze: 06 gru 2017, 13:47 No to jak to w końcu jest.....tylko związek sakramentalny musimy ratować...tylko dlatego właśnie że jest sakramentalny?
U nas - TAK! :D
Awatar użytkownika
Balba
Posty: 1355
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:40
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Balba »

janek pisze: 06 gru 2017, 13:47 [...] ale jako katolicy czy nie powinniśmy jednak walczyć o każdą miłość? [...] czy nie powinniśmy włożyć tyle samo wysiłku w ratowanie partnerstwa co w ratowanie małżeństwa?
cóż, nie każda miłość to Miłość, czasami to tylko uczucie, a partnerstwo z niej wynikające to po prostu cudzołóstwo... Nie o wszystko warto walczyć, jeśli nie prowadzi nas do Boga... często przekonujemy się o tym dużo, dużo później :(

Bożego dnia.
janek
Posty: 26
Rejestracja: 01 gru 2017, 12:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: janek »

Balba pisze: 06 gru 2017, 14:39 cóż, nie każda miłość to Miłość, czasami to tylko uczucie, a partnerstwo z niej wynikające to po prostu cudzołóstwo... Nie o wszystko warto walczyć, jeśli nie prowadzi nas do Boga... często przekonujemy się o tym dużo, dużo później :(
Faktycznie, trudno się z tym nie zgodzić, w świetle wiary w zasadzie to jest jasne. Ale w końcu są zaręczeni, z zamiarem zawarcia sakramentu.......tyle że od wielu lat żyją poza sakramentem czyli cudzołożą... No ale grzesznikom Bóg wybacza.
Ale uciekliśmy od sedna - czy wobec tego że póki co żyją w grzechu to nie powinni walczyć żeby to zmienić? Że to uczucie jest wobec tego nic nie warte?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Pavel »

Witaj na forum OnlyHope,
Absolutnie zgadzam się z tym co napisali Jacek i Balba.
Według mnie, w tym całym nieszczęściu masz potężne szczęście.
Nie jesteście małżeństwem, więc niedojrzałe zachowanie Twego (ex?) narzeczonego nie połamie Ci życia.
Ja rozumiem, że to boli, przeżyłem taki ból przed małżeństwem, przeżyłem jeszcze większy w małzeństwie. Ważne, aby to mądrze przepracować. Wtedy mimo bolesności doświadczenia wykorzystasz to jako budulec lepszej siebie.

On nie odkochał się ot tak. Sama jak widzę zdajesz sprawę gdzie jest powód odkochania, że ten powód ma ręce i nogi. Gdybyś poczytała forum, zobaczyłabyś, że bardzo podobnie zachowują się zdradzający mężowie.
Co równie istotne, nie wyciągnął z tego wniosków poza takim, że widocznie Ty to nie ta jedyna (czyli usprawiedliwianie się).

Jednocześnie wg mnie cudownie, że tu trafiłaś.
Masz bowiem szansę na to, czego ja (i przynajmniej dominująca większość użytkowników forum) nie zrobiłem, czego nikt mi niestety nigdy nie powiedział i nie wyłożył:
- powrócić do Boga;
- nabyć wiedzę której Ci brakuje i przed wejściem w kolejną relację zminimalizować ryzyko ewentualnej powtórki;
- przepracować wady i ewentualne dysfunkcje.
Taka „nowa” Ty, o ile się zdecydujesz, będzie dobrze wiedziała gdzie i jakiego szukać kandydata na męża.
Uczucia są bowiem zmienne, zakochanie u wszystkich mija. Choćby stawać na rzęsach, nie da się tego zmienić.
Najważniejsze, aby mieć wspólne wartości i zbudować fundamenty, by decyzja o postawie wzajemnej miłości miała realne szanse zaistnienia.
Jeśli się zdecydujesz, chętnie podpowiem od czego warto zacząć.
Inni użytkownicy rownież pewnie chętnie pomogą :)


-
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Kawka
Posty: 399
Rejestracja: 08 lis 2017, 10:15
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Kawka »

janek pisze: 06 gru 2017, 15:03 czy wobec tego że póki co żyją w grzechu to nie powinni walczyć żeby to zmienić? Że to uczucie jest wobec tego nic nie warte?
Oczywiście, że warto, a nawet należy to zmienić, czyli przestać żyć w grzechu. Natomiast czy razem? czy walczyć o sklejenie? Nie mam przekonania, bo wszystkie zaszłości odbiją się czkawką w małżeństwie i trzeba będzie z tym się dodatkowo borykać. Wg mnie (zaznaczam, wg mnie) wyleczyć się z tego związku, wyciągnąć wnioski i jak Bóg da to wejść w nowe relacje, ale już w sposób czysty, właściwy. Mniej będzie do naprawiania, start będzie lepszy.
janek pisze: 06 gru 2017, 15:03 Ale w końcu są zaręczeni, z zamiarem zawarcia sakramentu.....
Gdyby był rzeczywisty zamiar to by były terminy, plany, realizacje... a to już 3 lata. Nie łudziłabym się.
janek pisze: 06 gru 2017, 13:47 Z nową może przecież być tak samo....zauroczenie miłość, a potem znowu życie codzienne, rutyna i znudzenie. To oczywiście uogólnienie, ale jako katolicy czy nie powinniśmy jednak walczyć o każdą miłość?
Jako katolicy, już świadomi, nie powinniśmy zaczynać tak samo, tylko po bożemu. Korzystając z łask sakramentów, budując relacje. Możemy wyciągać wnioski i stawać się mądrzejszymi.
OnlyHope
Posty: 8
Rejestracja: 06 gru 2017, 10:27
Jestem: narzeczoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: OnlyHope »

Tak, jestem zdecydowana na zmiany :)

I to nie tak, że decydowałam się na nieformalny związek bo tak mi było wygodnie. Po prostu on nie chciał ślubu.
Wydaje mi się, że to przez jego doświadczenia rodzinne (wszyscy po rozwodach).

A dlaczego walczyłam? Bo kocham, bo chciałam to sformalizować.
Wiem, że miłość to nie motylki w brzuchu. Próbowałam mu to uświadomić. Niestety bezskutecznie.
Przykro bo wierzyłam w tego człowieka najbardziej na świecie. I tu jest największy problem.
Simon

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Simon »

jacek-sychar pisze: 06 gru 2017, 14:30
janek pisze: 06 gru 2017, 13:47 No to jak to w końcu jest.....tylko związek sakramentalny musimy ratować...tylko dlatego właśnie że jest sakramentalny?
U nas - TAK! :D
Może ja czegoś nie rozumiem, ale jak można myśleć w ten sposób? :shock: Jak może małżonka chcieć wrócić do męża, który chce z nią być TYLKO dlatego że to sakrament? Usiłuję zrozumieć tok rozumowania osób, które odchodzą, i tak sobie myślę: może właśnie poczucie, że małżonkowi nie zależy NA NIM, na związku z nim jako osobą, tylko na sakramencie, sprawia, że nie wracają? Są często daleko od Boga, więc dla nich sakrament jako taki nie ma znaczenia (skoro odchodzą). Jak więc mogą wrócić, czując, że to jedyny powód?

OnlyHope ja Ci powiem inaczej. Według mnie powinnaś podjąć próbę ratowania, ze względu na Waszą miłość. Spróbuj jednak tym razem podejść do miłości w inny sposób - bardziej "boży". :) Przeczytaj sobie listę Zerty i zastosuj. Idź do spowiedzi, porozmawiaj z kapłanem, zacznij od naprawy swojego serca. Zaufaj Bogu, że jeśli to jest człowiek, z którym masz być - wróci do nowej, odmienionej Ciebie. :)
Kawka
Posty: 399
Rejestracja: 08 lis 2017, 10:15
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Kawka »

OnlyHope jaki system wartości ma Twój (ex)partner? Czym sie kieruje? Bo spodziewam sie, ze jest niewierzący skoro ślubu nie chciał. Albo po prostu nie planował się z Toba wiązać mówiąc brutalnie. :-(
Jaki Ty masz system wartości? Jesteś wierząca?
OnlyHope
Posty: 8
Rejestracja: 06 gru 2017, 10:27
Jestem: narzeczoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: OnlyHope »

Jest osobą wierząca, ja również.
Liczyłam, że wspólne zamieszkanie zakończy się ślubem, że zaczną się plany.
Ale pojawił się kryzys. On w ogóle mówiąc o ślubie traktuje go jako instytucję po zawarciu, której ludzie sie rozstają. Taki przykład ma z domu. Ciężko mi powiedzieć jaki sytem wartości ma teraz. On sam nie mógł mi na to odpowiedzieć. Ja dążyłam do życia po Bożemu. Ślub, dzieci, rodzina, życie w miłości nawet jak będzie trudna, oddanie się drugiej osobie. On do tego podchodzi bardzo egoistyczne. Skoro jest źle to najlepiej odpuścić. Ja wierzę w co innego. Chce naprawiać jak się psuje.
Kawka
Posty: 399
Rejestracja: 08 lis 2017, 10:15
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Kawka »

OnlyHope czy warto dobrowolnie wiązać sie z osoba egoistyczna (jak sama nazwałaś) i mającą odmienne niż Ty pragnienia? I to w zasadniczych sprawach? To nie są drobiazgi.

Jak to juz zostało napisane: Masz szczęście. Bo możesz sie wycofać. Bo możesz zacząć na nowo, mądrzejsza o doświadczenia. Wiedząc, ze droga do ślubu przez lóżko jest zejściem z właściwego szlaku. Masz szczęście OnlyHope :-)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Nirwanna »

Simon pisze: 06 gru 2017, 16:35
jacek-sychar pisze: 06 gru 2017, 14:30
janek pisze: 06 gru 2017, 13:47 No to jak to w końcu jest.....tylko związek sakramentalny musimy ratować...tylko dlatego właśnie że jest sakramentalny?
U nas - TAK! :D
Może ja czegoś nie rozumiem, ale jak można myśleć w ten sposób? :shock: Jak może małżonka chcieć wrócić do męża, który chce z nią być TYLKO dlatego że to sakrament? Usiłuję zrozumieć tok rozumowania osób, które odchodzą, i tak sobie myślę: może właśnie poczucie, że małżonkowi nie zależy NA NIM, na związku z nim jako osobą, tylko na sakramencie, sprawia, że nie wracają? Są często daleko od Boga, więc dla nich sakrament jako taki nie ma znaczenia (skoro odchodzą). Jak więc mogą wrócić, czując, że to jedyny powód?

OnlyHope ja Ci powiem inaczej. Według mnie powinnaś podjąć próbę ratowania, ze względu na Waszą miłość. Spróbuj jednak tym razem podejść do miłości w inny sposób - bardziej "boży". :) Przeczytaj sobie listę Zerty i zastosuj. Idź do spowiedzi, porozmawiaj z kapłanem, zacznij od naprawy swojego serca. Zaufaj Bogu, że jeśli to jest człowiek, z którym masz być - wróci do nowej, odmienionej Ciebie. :)
Simon, myślę, że nikt z nas nie podchodzi tu do ratowania małżeństwa dlatego że ma sakrament, ale dlatego że się przysięgało sakramentalnie tej konkretnej sobie - miłość. Myślę, że jednak sycharkom wybrzmiewa bardzo spersonalizowane na współmałżonka ratowanie małżeństwa, więc nie ma rozbieżności. Natomiast nacisk jest na sakrament jako na fundament. A nie - cel.

I może uzupełnię, Simonie, Twój opis "Bożego" sposobu poradzenia sobie z tą sytuacją, w końcu jesteśmy na forum Sycharu, więc niech będzie to w takim kierunku uzupełnienie.
OnlyHope - lista Zerty jest bardzo potrzebna osobom w podobnej do Twojej sytuacji, aby się "odbluszczowić" od współmałżonka, w Twoim przypadku partnera. "Odbluszczowienie" ma na celu najpierw zredukowanie bólu, przede wszystkim emocjonalnego, ale w następnej kolejności złapanie takiego dystansu, z którego widzi się lepiej, precyzyjniej punkt życiowy, w jakim jestem.
Dystans taki i poprzyglądanie się sobie jest niezbędne, żeby podjąć rozumne kroki co do tego "co dalej". I do tego bardzo przydaje się rzeczywiście spowiedź, pojednanie z Bogiem i rozmowy z mądrym kapłanem.
OnlyHope, czy masz świadomość tego, że w potencjalny sakrament małżeństwa weszłabyś z ogromnym bagażem zranień? może nawet dysfunkcji? Co z definicji stawia Cię w pierwszym rzędzie do bycia pełnoprawnym sakramentalnym sycharkiem z kryzysem małżeńskim na starcie małżeństwa? Tylko przepracowanie tego przed małżeństwem stwarza możliwość do tego, aby już w małżeństwie wszelkie kryzysy przeżywać w sposób mniej destrukcyjny, czyli małżeństwo ma większe szanse okazać się realnie po ludzku trwałe.
Zwróć uwagę, że nie mówię, czy masz ratować ten związek czy nie. Bo nie wiem. Wie Bóg, który dał Ci kryzys teraz właśnie po to, abyś decyzję o małżeństwie podjęła w maksymalnej wolności - czy to ten, czy inny, czy jeszcze całkiem inny. Bogu zależy na tym, abyś była szczęśliwa. Ale do tego celu czasem trzeba przejść przez taką ciemną dolinę.
Życzę Ci, abyś przeszła tę ciemną dolinę z Nim. A wtedy Twoje decyzje - jakie by nie były - będą dla Ciebie dobre. :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: Czy jest nadzieja?

Post autor: Ukasz »

To nie jest tak, że jeśli dwoje ludzi nie jest jeszcze sakramentalnym małżeństwem, to nie warto walczyć o więzi. Tym bardziej, jeśli były budowane przez 9 lat. Tyle tylko, że w przypadku sakramentu wiemy, że tak trzeba, że Bóg ma ten związek w swojej opiece i nadaje mu szczególną moc. A gdy sakramentu nie ma, to rzecz nie jest oczywista i wymaga rozeznania. Poza tym odwrócenie kolejności - czyli najpierw życie razem jak mąż i żona, a dopiero potem ewentualnie ślub, jest ogromną przeszkodą dla stworzenia trwałej więzi. Nie tylko z perspektywy wiary: skoro Twój narzeczony miał już wszystko, to po co miałby jeszcze składać wiążące, uroczyste zobowiązania na całe życie? Trudno powiedzieć, czy ten błąd da się naprawić, szczególnie przy jego niechętnej postawie. Z drugiej strony żaden inny mężczyzna nie będzie już dla Ciebie tym pierwszym i jedynym, podobnie z drugiej strony. Jest o co walczyć. Musisz tylko zdawać sobie sprawę, że wynik jest niepewny i wiedzieć, kiedy podjąć bolesną decyzję o rozstaniu, jeśli się nie uda.
Być może to jest moment, żeby zacząć przeżywać narzeczeństwo - przerwać współżycie i zachować dystans - żeby móc potem od nowa odkrywać bliskość. I zarazem przekonać się, czy chcecie i potraficie być sobie wierni w tej sytuacji. To oczywiście duże ryzyko, że narzeczony zareaguje zupełnym odejściem. Musisz sama rozważyć, czy chcesz je podjąć.
Życzę Tobie - a w zasadzie Wam - żeby się udało i o to się dziś pomodlę.
ODPOWIEDZ