nigdy nie miałam swojego wątku i nie spodziewałam się, że kiedykolwiek go stworzę
dzisiaj chcę się podzielić kawałkiem mojej historii PO, bo być może tym cierpiącym w szczycie kryzysu teraz coś podpowie, pomoże?
13.07 minęło 6 lat jak dowiedziałam się o tym, że mąż na parotygodniowym wyjeździe za granicę sypia z Rumunką, wtedy też nastąpił definitywny fizyczny i emocjonalny koniec naszego małżeństwa, do czasu wyprowadzki męża w listopadzie tego roku popełniłam wszystkie możliwe błędy zgodnie ze schematem porzuconych/zdradzonych - płakałam, błagałam, wyklinałam, żebrałam, sprzedawałam swoje ciało, mówiłam, że kocham, dogadzałam, pielęgnowałam, troszczyłam się, wyrzucałam z domu - totalna schiza kobiety bluszcza

w listopadzie trafiłam na Sychar i rzutem na taśmę rozpoczęłam 12 kroków, po roku gdy mąż złożył pozew o rozwód już byłam inna chociaż cierpienie dalej było straszne i ból, że to obcy człowiek, nie mój najukochańszy mąż paraduje z Rumunką, obnosi się z nią po rodzinie, a ja z dziećmi istniejemy, nie zniknęliśmy i musimy na to patrzeć

na rozwód się nie zgodziłam, jak pewnie u większości była to parada nienawiści ze strony męża, jego matki i jednej z sióstr, do końca mówiłam o pojednaniu, wybaczeniu i możliwości odbudowy, że chcę kochać męża mądrą miłością

nie będę opisywać przyczyn naszego kryzysu, mojego udziału i dlaczego skutek w postaci zdrady i odejścia męża - zbyt długo by było.....
do czego dążę
tydzień temu na słynnym portalu zaprosił mnie do znajomych..... on

na zaproszenie nie odpowiedziałam, bo i po co? wczoraj wieczorem na messendżerze kolejny "atak" - prośba o rozmowę, po głębokim oddechu i wypuszczeniu powietrza zgodziłam się - już się go nie boję, nie jestem ofiarą
co usłyszałam? że to TO co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca, że nie umiał być dobrym mężem i to jest porażka, jak powiedziałam, że żałuję, że się nie zgadzałam na rozwód, że przeciągałam, bo wg mnie nic dobrego z tego nie wynikło - i tu zonk! usłyszałam, że rozumie mnie, że tak się zachowałam, ale był wtedy zaślepiony i szedł w zaparte, nie umiał się zatrzymać, nie padło słowo przepraszam, ale parę razy powtórzył, że TO nie powinno nigdy się wydarzyć, pytał co u mnie, mówił, że chciałby żebyśmy występowali jako jedność w roli Dziadków, przepraszał, że nie odezwał się jak umarł mój Tata, że nie mógł, że wiele chciałby mi jeszcze powiedzieć, ale nie zrozumiem i nie uwierzę
chciałby żebyśmy zostali kolegami

różne myśli mi chodzą po głowie, muszę oswoić ten niespodziewany kontakt, nie wiem co i jak dalej, nie będę się zadręczać
jestem na innej planecie, tak kiedyś bliski człowiek, jedyny jest zupełnie obcy i z innej planety
konkluzja: ziarno zasiane WTEDY, czasem histeryczne, anormalne kiełkowało i puściło mały pączek - 7 lat chudych............ czas na tłuste?