Jednak pewne zastrzeżenie mam, gdzie ja pisałam o forum?
Zeniu 1780, kamień spadł mi z serca, że to nie dotyczy forum; bo tutaj widać to niestety często.
Tak jak pisze Renata 11, to proces długotrwały, trudny i nie da się go przerobić w trybie przyśpieszonym, żeby już, natychmiast sprowadzić odchodzącego małżonka do domu. I mimo najszczerszych chęci to musi długo trwać, tak długo aż porzucony/zdradzony na prawdę uwierzy, że może żyć samodzielnie. I to żyć a nie wegetować w rozpaczy i choćby nawet bez udziału świadomości ,po cichu jednak liczyć na powrót wiarołomnego/wiarołomnej. Ten warunek wydaje się być niezbędnym, żeby w pełnej wolności (a nie pod "przymusem") podjąć decyzję o przyjęciu tego, kto zranił i zdradził.
Mam silne wrażenie,że może właśnie też te osoby, które same mają nadal problem nierozwiązany tak "natarczywie" (usilnie) namawiają piszącą o szansie powrotu osobę, między innymi Katalotkę.
Jestem pełna prawdziwego podziwu, jak udało Ci się Katalotko pokonać i to zgodnie z nauką Kościoła te wszystkie przeciwności,
że znalazłaś spokój po tylu traumatycznych przeżyciach i na prawdę w osłupienie wprawiają mnie komentarze, które "w podtekście"
sugerują, że może jednak za mało "chcesz" żeby mąż do Ciebie wrócił, za mało, albo Żle się w tej intencji modlisz.
Przecież ten cytat mówi wszystko
zaraził mnie choróbskiem od Rumunki i więcej przez takie upokorzenie i ruinę finansów nie zamierzam przechodzić
7 lat od jego zdrady to nie czas usłany różami i z orkiestrą w tle, to rok umierania, potem prawie 2 lata rozwodu, eskalacji jego nienawiści do mnie, zatruwanie mi życia na każdym kroku, wtargnięcia do domu, zabierania sprzętów, narzędzi, wzywania policji na synów, umilanie każdej możliwej chwil
Po takim wyznaniu nie odważyłabym się nawet nieśmiało sugerować, żeby Katalotka odważyła się spróbować przyjąć męża, bo jeśli to zrobi, to w całkowitej wolności i bez najmniejszych nacisków.
I na prawdę w moim Kościele trudno mi sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z księży mógł do takiego czynu zachęcać. Ojciec Szustak, też gdzieś tam mówił, że nie można mylić naiwności z miłością-właśnie w kontekście miłości małżeńskiej.
Jasne po przepracowaniu, tylko ile lat musi trwać skuteczne przepracowywanie przy takich przewinach i wieloletnim wyłączonym sumieniu?