Czy jest co ratować? Mój wątek

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

Witam drogich forumowiczów.
Chciałbym przedstawić wam sytuacje w moim małżeństwie.
Małżeństwem jesteśmy od 5 lat, razem 7 lat. Mamy wspaniałego 4 letniego synka. Oboje jesteśmy młodymi ludźmi, którzy w młodym wieku zawarli ten sakrament jak i również zostali rodzicami. Nasze małżeństwo od dłuższego czasu tkwi w kryzysie. Brak odpowiedniej komunikacji między nami, ciągłe kłótnie, podniesiony głos w rozmowie do drugiej osoby. Jako mąż i żona nigdy sobie wzajemnie nie pomagaliśmy, zawsze zmuszaliśmy się do tego. Kryzys zaczął się pogłębiać mimo tego, zamiataliśmy problemy pod dywan, nigdy nie zastanawialiśmy się dlaczego między nami tak jest. Od pół roku ze strony żony doszła cielesna obojętność w stosunku do mnie, brak bliskości, każde zbliżenie jakby mechaniczne wymuszone na jej zasadach. Mieszkamy/ mieszkaliśmy od 5 lat razem z jej rodzicami, którzy mieli już dość naszych ciągłych kłótni, one były coraz intensywniejsze i dłuższe. Po świętach Bożego Narodzenia żona poprosiła mnie o rozmowę na której zakomunikowała mi, że nie może ze mną już tak dłużej żyć i żebym jak najszybciej się wyprowadził. Ja nie byłem skłonny do wyprowadzki ale ze względu na to, że mieszkałem u rodziców żony wyprowadziłem się do swoich rodziców. Początkowo namawiałem żonę żebyśmy wrócili do siebie, że ten kryzys przezwyciężymy dla naszego synka jednak żona kompletnie nie chciała mnie słuchać, trochę tez nerwów i agresji słownej z mojej strony się pojawiło. Zrozumiałem ze nagabywanie żony do powrotu nic nie da i od 1,5 tygodnia zerwałem z nią kontakt telefoniczny. Kontaktujemy się głównie odnośnie opieki nad synkiem. Wczoraj żona poprosiła o spotkanie. Na spotkaniu miała już wszystko zorganizowane odnośnie naszego rozwodu. Chciała już ręcznie wypisać papierek odnośnie opieki nad dzieckiem, podział opieki w Święta Religijne czy Państwowe, wysokość opłaty jaką będę wpłacał na utrzymanie synka( nie chce nazywać tego już alimentami), powiedziała, że w najbliższym czasie złoży pozew o rozwód, że mnie nie kocha, czuje pustkę i chce osiągnąć spokój aby móc dobrze zajmować się synem.
Na rozmowie byłem spokojny, nie atakowałem żony, powiedziałem, że na razie żadnego papierku nie podpisze, a na synka dam tyle ile trzeba żeby mu nic nie brakło. Powiedziałem, że jesteśmy małżeństwem i zawsze możemy to naprawić jeśli 2 strony będą tego chciały. W rozmowach telefonicznych nie obrażam żony, jestem spokojny a nic nie atakuje, do niczego nie namawiam. Co mam robić?
Dla lepszego zrozumienia napiszę krótko moje odczucia o żonie, siebie samym i naszym małżeństwem.
Wydaje mi się, że w sakrament małżeństwa wchodziliśmy całkowicie nieprzygotowani, w wewnętrznym bałaganie i braku spójności. Tak naprawdę łączyło nas pożądanie zauroczenia a niekoniecznie prawdziwa miłość i zrozumienie. Od 1,5 roku oddaliliśmy się od Boga, przestaliśmy chodzić do kościoła.
Teraz powróciłem do codziennej modlitwy, odmawiam również modlitwę o pokój ducha, uczęszczam na msze Święte i chcę iść do spowiedzi.
Żona ma fajną pracę lecz stresująca i odpowiedzialną. Jest bardzo mądra i inteligentna. Jednak od początku naszej znajomości mam wrażenie jakby poruszała się na skraju dwóch osobowości (może to hormony) . Stany euforii przeplatane z stanami płaczu, złości lęku. Gdy coś jest nie po jej drodze chce na drugiej osoby wymusić zmianę zdania fochami, obrażaniem, atakowaniem drugiej strony. Jest bardzo uparta, wszystko wie najlepiej o wszystkim chce decydować. Uważam, że jest niesamodzielna z tego względu ze teściowie wyręczają ja z wielu rzeczy. Na mojej głowie przeważnie były zakupy do domu, zawiezienie i odebranie dziecka z przedszkola( teściowie bardzo mi pomagali), często również odkurzałem sprzątałem, gotowałem. Żona zawsze chciała by ktoś ją w czymś wyręczał. Ona była głównie skupiona na dziecku i swoim telefonie. Synem zajmuję się cudownie, jest do niej bardzo przywiązany.
2 lata temu nakryłem żonę na korespondencjach z kolegą. Żona zarzekała się, że z tym chłopakiem to nie było nic poważnego tylko parę buziaków. Jednak w rozmowach z nich źle o mnie pisała jako o mężu,człowieku. Również rozmowy z tym facetem były prowadzone na zasadzie, raz kłótnia raz godzenie się co znów dało mi wiele do myślenia i do dzisiaj nie mogę tego zapomnieć. Jednak pogodziliśmy się z żona i dalej razem żyliśmy. Po tej sytuacji stałem się bardziej zazdrosny i podejrzliwy, zawsze te ich rozmowy miałem z tyłu głowy mimo, że zona już i nie miała z tym chłopakiem kontaktu.
Teraz parę słów o mnie, żeby nie było tak kolorowo, że żona beee a ja bez winy.
Mam również dobrą pracę, która jest ciężka fizycznie (ale głównie psychicznie gdyż nadzoruję prace. W mojej pracy krzyki wyzwiska i pokazywanie przełożonych jakim to się jest nieudolnym są na porządku dziennym). Jednak kocham prace jest to moja pasja, która pozwala mi się rozwijać i spełniać mimo wszystkich wad.
Z pewnością jestem osobą trudną. Teraz zobaczyłem jak często byłem arogancki również w stosunku do teściów( głownie do teściowej- mimo tego ze zarówna z nią jak i z teściem miałem super kontakt). Żona wielokrotnie chciała ze mną rozmawiać, ja wolałem odpocząć po pracy, oglądać tv lub korzystać z komputera, brzydko się odzywałem do żony w kłótniach, mówiłem ze zmarnowała mi życie itp. Nie byłem pokorny, byłem pyszny, buńczuczny w wypowiedziach, uparty, myślałem, że wszystko wiem najlepiej.
Żona nigdy nie rozumiała moje pracy. Pracuję w trybie zmianowym( również sobota lub niedziela) rzadko jestem popołudniu, często pracuję w nocy a śpię w dzień. Mimo tego po 2-3 godzinach snu wstawałem i odbierałem dziecko z przedszkola, spędzając z nim czas aż żona nie wróci z pracy. Dokładając obowiązki domowe spowodowało to, że od dłuższego czasu byłem już zmęczony fizycznie, wiecznie niewyspany. Mimo tego w obowiązkach domowych żona mało mi pomagała. Do tego teściowa przychodziła z pretensjami głównie do mnie. Ten stan wiecznego napięcia, stresu, nerwów spowodował, że zacząłem się kłócić coraz więcej z teściową.
Po wyprowadzce od żony osiągnąłem większy spokój, mniej się denerwuje, częściej uśmiecham, poprawiam relację z moimi rodzicami, z którymi teraz mieszkam, rozmawiałem z nimi arogancko bez pokory, przeważała we mnie pycha.
Kocham Żonę, lecz nie widzę szans na nasz powrót, żona jak mówi nie kocha mnie jest zdecydowana na rozwód. Nie wiem czy jest kowalski w jej życiu, lecz zdziwiony jestem zmianą jej nastawienia, miesiąc temu urządzała w myślach nasze nowe przyszłe mieszkanie a teraz chce się rozwodzić. Wszędzie zabiera telefon, nawet z nim spała. Lecz sprawdzałem zarówno prywatny jak i służbowy i nic nie znalazłem.
Najbardziej zależy mi na dziecku. Nie chcę żeby Syn miał oddzielnie mamę i tatę, chce uczestniczyć w jego życiu. Widując go w weekend czuje ze stracę z nim kontakt, który był i tak nienajlepszy ( bo albo tatuś w pracy albo odsypia po pracy).
Mam nadzieję, że nie opisałem naszego życia zbyt szczegółowo, lecz chciałem to tak nakreślić żebyście zrozumieli mnie jak najlepiej. Proszę was o pomoc. Ten wątek chciałbym traktować jako formę wygadania się gdyż na co dzień nie mam komu o tym powiedzieć ( oprócz rodziców, rodziny).
Pozdrawiam was serdecznie
jacek-sychar

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Baku na naszym forum.

No, niestety nie nauczyliście się w Waszym małżeństwie partnerstwa i właściwej komunikacji. Ale jeszcze są na to szanse.
Ja bym zaproponował obecnie Tobie odwiedzenie któregoś z naszych ognisk. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/

Zaproponowałbym może dla Ciebie i Twojej żony spotkania małżeńskie. Są to weekendy spędzane przez małżonków razem. Więcej informacji tutaj:
http://www.spotkaniamalzenskie.pl/

Widzę,że już wiesz, że chronimy tutaj swoją tożsamość. Pisz więc rozsądnie.
Lavenda
Posty: 285
Rejestracja: 05 wrz 2017, 14:14
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Lavenda »

Witaj baku,
dobrze, że umiesz na siebie spojrzeć obiektywnym okiem, jest mi gdzieś bliska Twoja sytuacja ( tylko u mnie to mąż znalazł sobie pocieszycielkę i chce rozwodu ) ja tak samo jak Ty myślę o dzieciach, bo wiem, że to największe ofiary kryzysu...mój mąż też przyszedł któregoś razu do domu i miał gotowy plan jak zakończyć nasze małżeństwo...
baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

jacek-sychar pisze: 12 sty 2018, 10:16 Witaj Baku na naszym forum.

No, niestety nie nauczyliście się w Waszym małżeństwie partnerstwa i właściwej komunikacji. Ale jeszcze są na to szanse.
Ja bym zaproponował obecnie Tobie odwiedzenie któregoś z naszych ognisk. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/
Witaj jacku. Mam w pobliżu swojego miasta jedno ognisko, zastanawiam sie nad wizyta.
jacek-sychar pisze: 12 sty 2018, 10:16 Zaproponowałbym może dla Ciebie i Twojej żony spotkania małżeńskie. Są to weekendy spędzane przez małżonków razem. Więcej informacji tutaj:
http://www.spotkaniamalzenskie.pl/

Widzę,że już wiesz, że chronimy tutaj swoją tożsamość. Pisz więc rozsądnie.
Żona nie zgodziła sie narazie na żadną terapie oraz spotkania małżeńskie. Twierdzi, że zrobi to po rozwodzie.
Lavenda pisze: 12 sty 2018, 12:45 Witaj baku,
dobrze, że umiesz na siebie spojrzeć obiektywnym okiem, jest mi gdzieś bliska Twoja sytuacja ( tylko u mnie to mąż znalazł sobie pocieszycielkę i chce rozwodu ) ja tak samo jak Ty myślę o dzieciach, bo wiem, że to największe ofiary kryzysu...mój mąż też przyszedł któregoś razu do domu i miał gotowy plan jak zakończyć nasze małżeństwo...
Ja nie mam pewności, że kowalskiego nie ma, ciągle mam to z tyłu głowy. No bo jak można zmienić nastawienie do małżeństwa w ciągu jednego dnia i po 2 tygodniach już mówić o rozwodzie?

Narazie ten czas wykorzystuję na pochłanianie lektur, przecytałem już: "Ile jest wart twoja obrączka", "Pięć języków miłości" (żona to na bank ma ze 3 :)) teraz czytam: miłość potrzebuje stanowczości, czeka również książczka ks. Dziewięckiego o komunikacji w małżeństwie. Książki bardzo mądre otwierające oczy, ale czy będe umiał zastosować z nich coś w moim małżeństwie, tego nie wiem.
W weekend widze się z synkiem, mam nadzieje, że będzie fajnie :)
jacek-sychar

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: jacek-sychar »

baku2776 pisze: 12 sty 2018, 14:39 Książki bardzo mądre otwierające oczy, ale czy będe umiał zastosować z nich coś w moim małżeństwie, tego nie wiem.
Nie od razu każdą książkę przyjmuje się i zapamiętuje od razu. Po niektóre trzeba sięgnąć kilka razy.
Ale z każda kolejna książką idzie nam łatwiej.
Może dlatego, że niektóre rady się powtarzają i uzupełniają? :lol:
baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

Sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Żona ostatnio atakuje mnie (przez sms- podstawowy sposób porozumiewania się w naszym małżeństwie). Twierdzi, że nie opiekowałem się nigdy naszym dzieckiem. Według niej nasze rozstanie to moja wina. Mówi, że Syn nic o mnie się nie pyta nie tęskni, żona namawia go żeby wgl do mnie przyjechał ( mimo tego, że w weekend spędziliśmy we 2 wspaniały dzień). Syn jest jeszcze malutki( 4 lata) ale faktycznie mówi, że tęskni jedynie za mamusią. Żona nie chce żebym odbierał dziecko z przedszkola( podobno zrobię mu mętlik w głowie), woli żeby Syn był w przedszkolu do 15-16 niż żebym odebrał go np. o 13:30.
Po takich atakach przez sms powiedziałem żonie, że kontakt uznaje między nami jedynie telefoniczny w postaci rozmowy nie przez sms, bo sms-owanie do niczego nie prowadzi. Stanowczo również podkreśliłem, że będę czasami odbierał synka z przedszkola, żeby nie siedział tam do późna.
Ponad to dowiedziałem się, że żona naopowiadała teściowej o tym, jak moja mama w rozmowie z żoną olała sprawę naszego rozstania ( co jest nieprawdą, powiedziała jej, że musimy sobie sami to rozwiązać i ani moi rodzice ani rodzice żony nie powinni się wtrącać).
Mama mojej żony zmieniła podejście do naszego rozstania ( 2 tygodnie temu twierdziła, że dla niej najważniejsza jest rodzina i nie wyobraża sobie rozbitej rodziny dla jej wnuka). Teraz już popiera moją żonę i uważa, że to ja w większości sytuacjach zachowywałem się źle.
Chyba w obecnej sytuacji najlepszym będzie stosowanie się do listy Zerty ( tylko czy to juz nie zabije całkowicie naszego małżeństwa?).
Paradoksalnie czasami cieszę się z tego kryzysu. Na wiele sytuacji patrze teraz inaczej, widzę swoje błędy, jak beznadziejnie sie zachowywałem, odzywałem. Doceniam teraz każdą chwilę z moim synem, widzę jaki jest inteligenty, bystry, radosny, wygadany, jak mądrze postrzega świat, przyrodę, świetnie opisuje już niektóre zjawiska.
No i kryzys zbliżył mnie do Boga ( mam nadzieje, że na zawsze).

Chcę uratować swoje małżeństwo, lecz nie chcę już przeżyć ani jednego dnia w takim chaosie, nastawieniu, atmosferze jak do tej pory.
Zacząć muszę sam od siebie:)
Simon

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Simon »

baku2776 pisze: 14 sty 2018, 17:53 Chcę uratować swoje małżeństwo, lecz nie chcę już przeżyć ani jednego dnia w takim chaosie, nastawieniu, atmosferze jak do tej pory.
Zacząć muszę sam od siebie:)
I to jest bardzo dobry początek zmian. Widziałeś polecany przez nas spis lektur? Z pewnością znajdziesz tutaj wiele rzeczy dla siebie. viewtopic.php?f=10&t=383

Szczególnie od siebie polecam "5 języków miłości". Lektura która baaaardzo otwiera oczy ;)
baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

5 języków miłości przeczytane( jak używac języka drugiej osoby, nie spędzając z nia czasu, po drugie nie do końca jestem pewny ile tych języków ma moja żona- hmm złe stwierdzenie, który język jest jej głównym) , ile jest warta twoja obrączka również, teraz czytam miłość potrzebuje stanowczości. Oglądam również filmiki konferencje Adama Szustaka, mega pozytywna osoba. Daje mi dużo uśmiechu i spokoju:)
Tak naprawdę staram się wyglądac dobrze, ale wewnątrz myśli o mojej przyszłości nie dają mi spokoju. Podświadomie czekam na pozew rozwodowy, bo jestem pewny, że żona go złoży.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: s zona »

Witaj Baku 2776
Twoja historia bardzo mi przypomina watek Grzegorza 1985 ,moze go podepne ,jesli nie czytales ..
a Grzegorz sie nie obrazi :)

viewtopic.php?f=10&t=479

Moze cos znajdziesz pomocnego dla siebie....
Grzegorz1985
Posty: 396
Rejestracja: 25 paź 2017, 21:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Grzegorz1985 »

s zona pisze: 14 sty 2018, 19:00 Witaj Baku 2776
Twoja historia bardzo mi przypomina watek Grzegorza 1985 ,moze go podepne ,jesli nie czytales ..
a Grzegorz sie nie obrazi :)

viewtopic.php?f=10&t=479

Moze cos znajdziesz pomocnego dla siebie....
nie obrażę się u nas powoli się sypało a teraz zona nocuje u pocieszyciela i jest szczęśliwa, a synkiem zajmują się dziadkowie.
baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

Grzegorz 1985, napewno przeczytam twój wątek dokładnie.
Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Moja żona gdy nie ma jej cały weekend (uczelnia), też woli zostawić synka u teściów niż u mnie, druga sprawa ja zawsze sobotę lub niedzielę jestem w pracy( głownie popołudnie lub noc).
Mam nadzieję, że moi teściowie nie zaakceptowali by sytuacji, żeby żona pocieszała się u kogoś a oni opiekowali wnukiem.
Wierze, że żona gdy zobaczy ile wysiłku kosztuje opieka nad dzieckiem samej( z pomocą swoich rodziców) zmieni do mnie i naszego kryzysu podejście, narazie przez jak czołg, nie chce wyciągnąć małżeństwa z kryzysu.
W tym tygodniu idę do prawnika przy centrum służby rodzinie i życiu (diecezjalnym), chcę żeby prawnik nakreślił mi tylko możliwe scenariusze i poznać moje prawa ( żona chce żebym podpisał kartkę odnośnie opieki nad synem w święta kościelne, państwowe oraz w weekendy- napisaną przez nią). W tym tygodniu wybieram się na spotkanie ogniska Sychar - mam nadzieję, że zły nie zamota mi głowy i na to spotkanie pójde:)
Grzegorz1985
Posty: 396
Rejestracja: 25 paź 2017, 21:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Grzegorz1985 »

baku2776 pisze: 15 sty 2018, 11:48 Grzegorz 1985, napewno przeczytam twój wątek dokładnie.
Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Moja żona gdy nie ma jej cały weekend (uczelnia), też woli zostawić synka u teściów niż u mnie, druga sprawa ja zawsze sobotę lub niedzielę jestem w pracy( głownie popołudnie lub noc).
Mam nadzieję, że moi teściowie nie zaakceptowali by sytuacji, żeby żona pocieszała się u kogoś a oni opiekowali wnukiem.
Wierze, że żona gdy zobaczy ile wysiłku kosztuje opieka nad dzieckiem samej( z pomocą swoich rodziców) zmieni do mnie i naszego kryzysu podejście, narazie przez jak czołg, nie chce wyciągnąć małżeństwa z kryzysu.
W tym tygodniu idę do prawnika przy centrum służby rodzinie i życiu (diecezjalnym), chcę żeby prawnik nakreślił mi tylko możliwe scenariusze i poznać moje prawa ( żona chce żebym podpisał kartkę odnośnie opieki nad synem w święta kościelne, państwowe oraz w weekendy- napisaną przez nią). W tym tygodniu wybieram się na spotkanie ogniska Sychar - mam nadzieję, że zły nie zamota mi głowy i na to spotkanie pójde:)
U nas sytuacja była taka że najpierw ja teraz ona.
Najbardziej boli to że spotkania z pocieszyciela są ważniejsze od naszego Synka ;(.
Grzegorz1985
Posty: 396
Rejestracja: 25 paź 2017, 21:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Grzegorz1985 »

A jak radzę różnie czasem siłownia basen książka modlitwa adoracja
baku2776
Posty: 31
Rejestracja: 11 sty 2018, 21:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: baku2776 »

Cześć,
Byłem ostatnio u prawniczki przy centrum służby rodzinie i dziecku, twierdzi, że aby doszło do rozwodu musi być uznany musi ulec do zerwania więzi między małżonkami: duchowych, fizycznych i gospodarczych w okresie minimum 1 roku, sąd podobno też zwraca duża uwagę na małe dzieci. Jak to się ma moi drodzy do rzeczywistości?
Wczoraj byłem również na 1 spotkaniu ogniska Sychar. Wrażenia bardzo pozytywne, dostałem dużo siły jak, ciągle w mojej głowie pojawiają się nowe refleksje, przemyślenia. Zobaczyłem też jak w codziennych wydaje się błahych sprawach zaniedbywałem żone.

Coraz mocniej wydaje mi się, że językiem miłości mojej żony jest dotyk, tutaj mam jeszcze znak zapytania między afirmacją, (bo żona zawsze chciała dużo rozmawiać, lubi jak się ją docenia słownie. A może tak ma każda kobieta??). Ja natomiast zaniedbałem całkowicie tą sferę naszego życia. Żona uwielbiała gdy masowałem jej plecy, głowę, itp., w momencie gdy fizycznie żona się ode mnie oddaliła, zaczął się lekki szantaż z jej strony( podrapiesz mnie po plecach 20 min to może coś wieczorkiem będzie), i tak naprawdę nasze zbliżenia stały się czysto mechaniczne, bo ona tak naprawdę ich nie chciała, a ja byłem zdesperowany. Jedyne dobre momenty w naszym współżyciu przepełnione miłością, bliskością to były momenty gdy byliśmy na wakacjach(na codzień mieszkaliśmy u teściów).

Tylko jak teraz dać miłość dotykiem jeśli ona nawet nie chce mi podać ręki na przywitanie.

Za miesiąc, dwa będzie oddane nasze wspólne mieszkanie. Jak zachęcić żonę żebyśmy tam razem zamieszkali. Oderwie się od swoich rodziców, będziemy sami odpowiedzialni za nasz dom, może tego nam potrzeba??

Mam do was również jedno pytanie, raz już zostałem zdradzony, coraz więcej mam sygnałów, że żona kogos ma ( ewentualnie ma kogos "upatrzonego"- oschłość od kilku miesięcy, przywiązanie do telefonu, nadgodziny w pracy, jak i również po mojej wyprowadzce ciągle na fb bierze udział w różnych wydarzeniach), nie wiem czy umiałbym wybaczyć i walczyć dalej o żonę w przypadku drugiej zdrady.
Miłego dnia:)
Simon

Re: Czy jest co ratować? Mój wątek

Post autor: Simon »

baku2776 pisze: 18 sty 2018, 12:34 Byłem ostatnio u prawniczki przy centrum służby rodzinie i dziecku, twierdzi, że aby doszło do rozwodu musi być uznany musi ulec do zerwania więzi między małżonkami: duchowych, fizycznych i gospodarczych w okresie minimum 1 roku, sąd podobno też zwraca duża uwagę na małe dzieci. Jak to się ma moi drodzy do rzeczywistości?
To niestety nie jest prawda. Moja żona złożyła pozew miesiąc po wyprowadzce... i został przyjęty. Wystarczyło, że napisała, że od pół roku nie było między nami współżycia - i "klepnęli". Datę rozprawy zwykle sąd wyznacza na co najmniej pół roku w przód...często prawie rok...więc w efekcie na sali sądowej bardzo często małżeństwa mają już zwyczajowy rok bez siebie. Ale przy składaniu pozwu nie musi tak być.
baku2776 pisze: 18 sty 2018, 12:34 Mam do was również jedno pytanie, raz już zostałem zdradzony, coraz więcej mam sygnałów, że żona kogos ma ( ewentualnie ma kogos "upatrzonego"- oschłość od kilku miesięcy, przywiązanie do telefonu, nadgodziny w pracy, jak i również po mojej wyprowadzce ciągle na fb bierze udział w różnych wydarzeniach), nie wiem czy umiałbym wybaczyć i walczyć dalej o żonę w przypadku drugiej zdrady.
Miłego dnia:)
Ja bym niestety poważnie założył, że żona może mieć kogoś "na boku", jeśli nie romans - to upatrzonego. Tutaj na forum chyba jeszcze nie było przypadku, żeby ktoś podejrzewał i okazywało się, że niesłusznie... :cry: Niestety jeśli żona chce rozwodu, to będzie kłamać w żywe oczy i ukrywać romans, żebyś nie zdobył dowodów do sądu na jej niekorzyść. Często robią to nawet osoby, których byś w życiu o to nie podejrzewał.
ODPOWIEDZ