Czy jest co ratować? Mój wątek
: 12 sty 2018, 10:01
Witam drogich forumowiczów.
Chciałbym przedstawić wam sytuacje w moim małżeństwie.
Małżeństwem jesteśmy od 5 lat, razem 7 lat. Mamy wspaniałego 4 letniego synka. Oboje jesteśmy młodymi ludźmi, którzy w młodym wieku zawarli ten sakrament jak i również zostali rodzicami. Nasze małżeństwo od dłuższego czasu tkwi w kryzysie. Brak odpowiedniej komunikacji między nami, ciągłe kłótnie, podniesiony głos w rozmowie do drugiej osoby. Jako mąż i żona nigdy sobie wzajemnie nie pomagaliśmy, zawsze zmuszaliśmy się do tego. Kryzys zaczął się pogłębiać mimo tego, zamiataliśmy problemy pod dywan, nigdy nie zastanawialiśmy się dlaczego między nami tak jest. Od pół roku ze strony żony doszła cielesna obojętność w stosunku do mnie, brak bliskości, każde zbliżenie jakby mechaniczne wymuszone na jej zasadach. Mieszkamy/ mieszkaliśmy od 5 lat razem z jej rodzicami, którzy mieli już dość naszych ciągłych kłótni, one były coraz intensywniejsze i dłuższe. Po świętach Bożego Narodzenia żona poprosiła mnie o rozmowę na której zakomunikowała mi, że nie może ze mną już tak dłużej żyć i żebym jak najszybciej się wyprowadził. Ja nie byłem skłonny do wyprowadzki ale ze względu na to, że mieszkałem u rodziców żony wyprowadziłem się do swoich rodziców. Początkowo namawiałem żonę żebyśmy wrócili do siebie, że ten kryzys przezwyciężymy dla naszego synka jednak żona kompletnie nie chciała mnie słuchać, trochę tez nerwów i agresji słownej z mojej strony się pojawiło. Zrozumiałem ze nagabywanie żony do powrotu nic nie da i od 1,5 tygodnia zerwałem z nią kontakt telefoniczny. Kontaktujemy się głównie odnośnie opieki nad synkiem. Wczoraj żona poprosiła o spotkanie. Na spotkaniu miała już wszystko zorganizowane odnośnie naszego rozwodu. Chciała już ręcznie wypisać papierek odnośnie opieki nad dzieckiem, podział opieki w Święta Religijne czy Państwowe, wysokość opłaty jaką będę wpłacał na utrzymanie synka( nie chce nazywać tego już alimentami), powiedziała, że w najbliższym czasie złoży pozew o rozwód, że mnie nie kocha, czuje pustkę i chce osiągnąć spokój aby móc dobrze zajmować się synem.
Na rozmowie byłem spokojny, nie atakowałem żony, powiedziałem, że na razie żadnego papierku nie podpisze, a na synka dam tyle ile trzeba żeby mu nic nie brakło. Powiedziałem, że jesteśmy małżeństwem i zawsze możemy to naprawić jeśli 2 strony będą tego chciały. W rozmowach telefonicznych nie obrażam żony, jestem spokojny a nic nie atakuje, do niczego nie namawiam. Co mam robić?
Dla lepszego zrozumienia napiszę krótko moje odczucia o żonie, siebie samym i naszym małżeństwem.
Wydaje mi się, że w sakrament małżeństwa wchodziliśmy całkowicie nieprzygotowani, w wewnętrznym bałaganie i braku spójności. Tak naprawdę łączyło nas pożądanie zauroczenia a niekoniecznie prawdziwa miłość i zrozumienie. Od 1,5 roku oddaliliśmy się od Boga, przestaliśmy chodzić do kościoła.
Teraz powróciłem do codziennej modlitwy, odmawiam również modlitwę o pokój ducha, uczęszczam na msze Święte i chcę iść do spowiedzi.
Żona ma fajną pracę lecz stresująca i odpowiedzialną. Jest bardzo mądra i inteligentna. Jednak od początku naszej znajomości mam wrażenie jakby poruszała się na skraju dwóch osobowości (może to hormony) . Stany euforii przeplatane z stanami płaczu, złości lęku. Gdy coś jest nie po jej drodze chce na drugiej osoby wymusić zmianę zdania fochami, obrażaniem, atakowaniem drugiej strony. Jest bardzo uparta, wszystko wie najlepiej o wszystkim chce decydować. Uważam, że jest niesamodzielna z tego względu ze teściowie wyręczają ja z wielu rzeczy. Na mojej głowie przeważnie były zakupy do domu, zawiezienie i odebranie dziecka z przedszkola( teściowie bardzo mi pomagali), często również odkurzałem sprzątałem, gotowałem. Żona zawsze chciała by ktoś ją w czymś wyręczał. Ona była głównie skupiona na dziecku i swoim telefonie. Synem zajmuję się cudownie, jest do niej bardzo przywiązany.
2 lata temu nakryłem żonę na korespondencjach z kolegą. Żona zarzekała się, że z tym chłopakiem to nie było nic poważnego tylko parę buziaków. Jednak w rozmowach z nich źle o mnie pisała jako o mężu,człowieku. Również rozmowy z tym facetem były prowadzone na zasadzie, raz kłótnia raz godzenie się co znów dało mi wiele do myślenia i do dzisiaj nie mogę tego zapomnieć. Jednak pogodziliśmy się z żona i dalej razem żyliśmy. Po tej sytuacji stałem się bardziej zazdrosny i podejrzliwy, zawsze te ich rozmowy miałem z tyłu głowy mimo, że zona już i nie miała z tym chłopakiem kontaktu.
Teraz parę słów o mnie, żeby nie było tak kolorowo, że żona beee a ja bez winy.
Mam również dobrą pracę, która jest ciężka fizycznie (ale głównie psychicznie gdyż nadzoruję prace. W mojej pracy krzyki wyzwiska i pokazywanie przełożonych jakim to się jest nieudolnym są na porządku dziennym). Jednak kocham prace jest to moja pasja, która pozwala mi się rozwijać i spełniać mimo wszystkich wad.
Z pewnością jestem osobą trudną. Teraz zobaczyłem jak często byłem arogancki również w stosunku do teściów( głownie do teściowej- mimo tego ze zarówna z nią jak i z teściem miałem super kontakt). Żona wielokrotnie chciała ze mną rozmawiać, ja wolałem odpocząć po pracy, oglądać tv lub korzystać z komputera, brzydko się odzywałem do żony w kłótniach, mówiłem ze zmarnowała mi życie itp. Nie byłem pokorny, byłem pyszny, buńczuczny w wypowiedziach, uparty, myślałem, że wszystko wiem najlepiej.
Żona nigdy nie rozumiała moje pracy. Pracuję w trybie zmianowym( również sobota lub niedziela) rzadko jestem popołudniu, często pracuję w nocy a śpię w dzień. Mimo tego po 2-3 godzinach snu wstawałem i odbierałem dziecko z przedszkola, spędzając z nim czas aż żona nie wróci z pracy. Dokładając obowiązki domowe spowodowało to, że od dłuższego czasu byłem już zmęczony fizycznie, wiecznie niewyspany. Mimo tego w obowiązkach domowych żona mało mi pomagała. Do tego teściowa przychodziła z pretensjami głównie do mnie. Ten stan wiecznego napięcia, stresu, nerwów spowodował, że zacząłem się kłócić coraz więcej z teściową.
Po wyprowadzce od żony osiągnąłem większy spokój, mniej się denerwuje, częściej uśmiecham, poprawiam relację z moimi rodzicami, z którymi teraz mieszkam, rozmawiałem z nimi arogancko bez pokory, przeważała we mnie pycha.
Kocham Żonę, lecz nie widzę szans na nasz powrót, żona jak mówi nie kocha mnie jest zdecydowana na rozwód. Nie wiem czy jest kowalski w jej życiu, lecz zdziwiony jestem zmianą jej nastawienia, miesiąc temu urządzała w myślach nasze nowe przyszłe mieszkanie a teraz chce się rozwodzić. Wszędzie zabiera telefon, nawet z nim spała. Lecz sprawdzałem zarówno prywatny jak i służbowy i nic nie znalazłem.
Najbardziej zależy mi na dziecku. Nie chcę żeby Syn miał oddzielnie mamę i tatę, chce uczestniczyć w jego życiu. Widując go w weekend czuje ze stracę z nim kontakt, który był i tak nienajlepszy ( bo albo tatuś w pracy albo odsypia po pracy).
Mam nadzieję, że nie opisałem naszego życia zbyt szczegółowo, lecz chciałem to tak nakreślić żebyście zrozumieli mnie jak najlepiej. Proszę was o pomoc. Ten wątek chciałbym traktować jako formę wygadania się gdyż na co dzień nie mam komu o tym powiedzieć ( oprócz rodziców, rodziny).
Pozdrawiam was serdecznie
Chciałbym przedstawić wam sytuacje w moim małżeństwie.
Małżeństwem jesteśmy od 5 lat, razem 7 lat. Mamy wspaniałego 4 letniego synka. Oboje jesteśmy młodymi ludźmi, którzy w młodym wieku zawarli ten sakrament jak i również zostali rodzicami. Nasze małżeństwo od dłuższego czasu tkwi w kryzysie. Brak odpowiedniej komunikacji między nami, ciągłe kłótnie, podniesiony głos w rozmowie do drugiej osoby. Jako mąż i żona nigdy sobie wzajemnie nie pomagaliśmy, zawsze zmuszaliśmy się do tego. Kryzys zaczął się pogłębiać mimo tego, zamiataliśmy problemy pod dywan, nigdy nie zastanawialiśmy się dlaczego między nami tak jest. Od pół roku ze strony żony doszła cielesna obojętność w stosunku do mnie, brak bliskości, każde zbliżenie jakby mechaniczne wymuszone na jej zasadach. Mieszkamy/ mieszkaliśmy od 5 lat razem z jej rodzicami, którzy mieli już dość naszych ciągłych kłótni, one były coraz intensywniejsze i dłuższe. Po świętach Bożego Narodzenia żona poprosiła mnie o rozmowę na której zakomunikowała mi, że nie może ze mną już tak dłużej żyć i żebym jak najszybciej się wyprowadził. Ja nie byłem skłonny do wyprowadzki ale ze względu na to, że mieszkałem u rodziców żony wyprowadziłem się do swoich rodziców. Początkowo namawiałem żonę żebyśmy wrócili do siebie, że ten kryzys przezwyciężymy dla naszego synka jednak żona kompletnie nie chciała mnie słuchać, trochę tez nerwów i agresji słownej z mojej strony się pojawiło. Zrozumiałem ze nagabywanie żony do powrotu nic nie da i od 1,5 tygodnia zerwałem z nią kontakt telefoniczny. Kontaktujemy się głównie odnośnie opieki nad synkiem. Wczoraj żona poprosiła o spotkanie. Na spotkaniu miała już wszystko zorganizowane odnośnie naszego rozwodu. Chciała już ręcznie wypisać papierek odnośnie opieki nad dzieckiem, podział opieki w Święta Religijne czy Państwowe, wysokość opłaty jaką będę wpłacał na utrzymanie synka( nie chce nazywać tego już alimentami), powiedziała, że w najbliższym czasie złoży pozew o rozwód, że mnie nie kocha, czuje pustkę i chce osiągnąć spokój aby móc dobrze zajmować się synem.
Na rozmowie byłem spokojny, nie atakowałem żony, powiedziałem, że na razie żadnego papierku nie podpisze, a na synka dam tyle ile trzeba żeby mu nic nie brakło. Powiedziałem, że jesteśmy małżeństwem i zawsze możemy to naprawić jeśli 2 strony będą tego chciały. W rozmowach telefonicznych nie obrażam żony, jestem spokojny a nic nie atakuje, do niczego nie namawiam. Co mam robić?
Dla lepszego zrozumienia napiszę krótko moje odczucia o żonie, siebie samym i naszym małżeństwem.
Wydaje mi się, że w sakrament małżeństwa wchodziliśmy całkowicie nieprzygotowani, w wewnętrznym bałaganie i braku spójności. Tak naprawdę łączyło nas pożądanie zauroczenia a niekoniecznie prawdziwa miłość i zrozumienie. Od 1,5 roku oddaliliśmy się od Boga, przestaliśmy chodzić do kościoła.
Teraz powróciłem do codziennej modlitwy, odmawiam również modlitwę o pokój ducha, uczęszczam na msze Święte i chcę iść do spowiedzi.
Żona ma fajną pracę lecz stresująca i odpowiedzialną. Jest bardzo mądra i inteligentna. Jednak od początku naszej znajomości mam wrażenie jakby poruszała się na skraju dwóch osobowości (może to hormony) . Stany euforii przeplatane z stanami płaczu, złości lęku. Gdy coś jest nie po jej drodze chce na drugiej osoby wymusić zmianę zdania fochami, obrażaniem, atakowaniem drugiej strony. Jest bardzo uparta, wszystko wie najlepiej o wszystkim chce decydować. Uważam, że jest niesamodzielna z tego względu ze teściowie wyręczają ja z wielu rzeczy. Na mojej głowie przeważnie były zakupy do domu, zawiezienie i odebranie dziecka z przedszkola( teściowie bardzo mi pomagali), często również odkurzałem sprzątałem, gotowałem. Żona zawsze chciała by ktoś ją w czymś wyręczał. Ona była głównie skupiona na dziecku i swoim telefonie. Synem zajmuję się cudownie, jest do niej bardzo przywiązany.
2 lata temu nakryłem żonę na korespondencjach z kolegą. Żona zarzekała się, że z tym chłopakiem to nie było nic poważnego tylko parę buziaków. Jednak w rozmowach z nich źle o mnie pisała jako o mężu,człowieku. Również rozmowy z tym facetem były prowadzone na zasadzie, raz kłótnia raz godzenie się co znów dało mi wiele do myślenia i do dzisiaj nie mogę tego zapomnieć. Jednak pogodziliśmy się z żona i dalej razem żyliśmy. Po tej sytuacji stałem się bardziej zazdrosny i podejrzliwy, zawsze te ich rozmowy miałem z tyłu głowy mimo, że zona już i nie miała z tym chłopakiem kontaktu.
Teraz parę słów o mnie, żeby nie było tak kolorowo, że żona beee a ja bez winy.
Mam również dobrą pracę, która jest ciężka fizycznie (ale głównie psychicznie gdyż nadzoruję prace. W mojej pracy krzyki wyzwiska i pokazywanie przełożonych jakim to się jest nieudolnym są na porządku dziennym). Jednak kocham prace jest to moja pasja, która pozwala mi się rozwijać i spełniać mimo wszystkich wad.
Z pewnością jestem osobą trudną. Teraz zobaczyłem jak często byłem arogancki również w stosunku do teściów( głownie do teściowej- mimo tego ze zarówna z nią jak i z teściem miałem super kontakt). Żona wielokrotnie chciała ze mną rozmawiać, ja wolałem odpocząć po pracy, oglądać tv lub korzystać z komputera, brzydko się odzywałem do żony w kłótniach, mówiłem ze zmarnowała mi życie itp. Nie byłem pokorny, byłem pyszny, buńczuczny w wypowiedziach, uparty, myślałem, że wszystko wiem najlepiej.
Żona nigdy nie rozumiała moje pracy. Pracuję w trybie zmianowym( również sobota lub niedziela) rzadko jestem popołudniu, często pracuję w nocy a śpię w dzień. Mimo tego po 2-3 godzinach snu wstawałem i odbierałem dziecko z przedszkola, spędzając z nim czas aż żona nie wróci z pracy. Dokładając obowiązki domowe spowodowało to, że od dłuższego czasu byłem już zmęczony fizycznie, wiecznie niewyspany. Mimo tego w obowiązkach domowych żona mało mi pomagała. Do tego teściowa przychodziła z pretensjami głównie do mnie. Ten stan wiecznego napięcia, stresu, nerwów spowodował, że zacząłem się kłócić coraz więcej z teściową.
Po wyprowadzce od żony osiągnąłem większy spokój, mniej się denerwuje, częściej uśmiecham, poprawiam relację z moimi rodzicami, z którymi teraz mieszkam, rozmawiałem z nimi arogancko bez pokory, przeważała we mnie pycha.
Kocham Żonę, lecz nie widzę szans na nasz powrót, żona jak mówi nie kocha mnie jest zdecydowana na rozwód. Nie wiem czy jest kowalski w jej życiu, lecz zdziwiony jestem zmianą jej nastawienia, miesiąc temu urządzała w myślach nasze nowe przyszłe mieszkanie a teraz chce się rozwodzić. Wszędzie zabiera telefon, nawet z nim spała. Lecz sprawdzałem zarówno prywatny jak i służbowy i nic nie znalazłem.
Najbardziej zależy mi na dziecku. Nie chcę żeby Syn miał oddzielnie mamę i tatę, chce uczestniczyć w jego życiu. Widując go w weekend czuje ze stracę z nim kontakt, który był i tak nienajlepszy ( bo albo tatuś w pracy albo odsypia po pracy).
Mam nadzieję, że nie opisałem naszego życia zbyt szczegółowo, lecz chciałem to tak nakreślić żebyście zrozumieli mnie jak najlepiej. Proszę was o pomoc. Ten wątek chciałbym traktować jako formę wygadania się gdyż na co dzień nie mam komu o tym powiedzieć ( oprócz rodziców, rodziny).
Pozdrawiam was serdecznie