Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lena101
Posty: 148
Rejestracja: 24 lut 2018, 22:28
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: lena101 »

sam tak argumentował, że ludzie czasem do siebie wracają
Im dłużej jestem na forum odnoszę wrażenie,że "zdradzacze" czytają ten sam podręcznik. Mój ślubny powiedział mi,ze zna osobiście dwie takie pary, które po rozwodzie wróciły do siebie!!!! Nie wiem jak to nazwać. Brak mi słów.
A potem jak coś nie wyjdzie - wrócić. Nie, po prostu nie.
Podziwiam Cię za Twoją decyzję. Ja na razie pozostawiam drzwi otwarte ... ale gdzieś tam głęboko...czuję,że Twoja postawa jest mi bliska.Życzę sił ;)
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

Amica pisze: 15 lip 2018, 23:00 Wydaje mi się więc, że pokazywanie mężowi, który nas nie chce, zmian w nas - nie ma większego sensu. Nie wiem, jak w Waszych, w moim pewnie jedynie budowałoby to poczucie winy (i tak ma je kosmiczne).
Ja swojemu powiedzialam wcześniej ze zawsze bedzie moim mężem i chyba to właśnie byl zly pomysł bo on teraz będzie próbował szczęścia gdzie i indziej a jak cos to jest wyjście awaryjne.
A poza tym zastanawia mnie ze on sie wyprowadza a np nie rodzielil jeszcze konta bankowego które mamy wspólne, o alimentach wspomnial ze bedzie placil... nawet sobie kwote wymyslil...
dla niego finanse sa mega ważne...
Chcial jechac do psychologa zeby ustalic co powiemy dzieciom. Na co ja mu ze ja nie potrzebuje jechać bo ja wiem co ja powiem a to on opuszcza rodzinę i niech sam mowi dzieciom co jest w stanie im zapewnić
A jak mu powiedzialam zeby po wyprowadzce nie przyjezdzal i mi nie pomagał bo on bedzie miał swoje zycie a ja swoje i ja chce decydowac sama o sobie to stwierdził ze jak on nie może przyjezdzac to moze lepiej rozwód a nie separacja. Na to ja mu mówię czy wie czym to sie różni poza prawnym aspektem.
Tak jakos to mi się nie trzyma logiki... może ta obietnica wyprowadz,ki jest sciema? A moze malo wiarygodnie ja postawilam granice?
Gdzieś w rozmowie nawet. Uniósł sie i zapytal czy chcę zeby zostal i dodal coś w stylu i chcesz zeby bulo tak jak teraz jest... no i ze ja go nie kocham a on mi tyle razy mówił czego mu potrzeba...
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Camillo, też mam za sobą etap analizowania każdego słowa, zdania. Uczepiałam się tego jak tonący gałęzi i żyłam jakimś zdaniem wypowiedzianym przez męża kilkanaście dni, po czym następowało otrzeźwienie, pt. GDYBY CHCIAŁ Z TOBĄ BYĆ, TO BY BYŁ. Koniec. Kropka. Nie byłoby dla niego żadnych przeszkód, żadnych barier, żadnych problemów. Po prostu - kiedy człowiek chce czegoś naprawdę - to po to sięga, zdobywa, stara się. Tak jak my to robimy teraz, kiedy małżonek się nam wymyka, a nam zależy. Zobacz, na ile ustępstw byłabyś gotowa, prawda? Ile zdolna byłabyś zaakceptować, byle jednak został. I ja miałam tak samo. Myślę więc, że dla nas wszystkich opuszczonych najtrudniej jest przyjąć tę prawdę, że oni nas NIE CHCĄ.

Wiem, niektórzy dopiszą: że "teraz" nie chcą, a co będzie w przyszłości, tego nie wiemy.

Ale to nie jest żadne pocieszenie, bo czy można potem na nowo zaufać człowiekowi, który chce po trupie swojego małżeństwa, po krzywdzie dzieci, po ich dzieciństwie, po bólu i cierpieniu małżonka dochodzić empirycznie do wniosków, do jakich my doszliśmy już dawno temu? Może zaufać by można było, ale co z szacunkiem do niego, z podziwem i admiracją, tak potrzebną w relacji.

Kilka miesięcy temu podczas jednej z "ostatecznych" rozmów, na słowa, jakie usłyszałam od męża, że nigdy mnie nie kochał, że chciał się rozstać przed ślubem, że udawał przez 16 lat i że dla niego małżeństwo nie ma charakteru ostateczności itd, odpowiedziałam, że wobec tego musimy wspólnie złożyć wniosek o zbadanie ważności sakramentu, ponieważ wygląda na to, że nie zaistniały w dniu ślubu odpowiednie warunki, by ten ślub był ważnie zawarty. Na to mąż odpowiedział: "Nie, bo to mi się nie opłaca." Ja na to, że chciałabym, żeby mi to wyjaśnił. Odpowiedział, że nie, bo jak będzie chciał wrócić kiedyś, to jako sakramentalna żona będę musiała go przyjąć. Mój Boże - jak ja głupia ucieszyłam się na te durne słowa wtedy. "Oooo, zakłada jednak, że może wróci!". Och, naiwności. Nosiłam te słowa w sobie wiele tygodni, zanim dotarła do mnie absurdalna treść tej wypowiedzi, jej niedojrzałość, po prostu brak słów na takie podejście.

Ja też interpretowałam sobie różne takie, np. nie powiedział do dzisiaj swoim rodzicom czyli - obawia się ich reakcji. Nikomu też nie powiedział, żadnym naszym przyjaciołom, nikt nic nie wie (może poza jakimiś nowymi znajomymi z nowej pracy, którzy mnie nie znają i nie znają nas, jako małżeństwa). I dopowiadałam sobie: ahaaa, bo na pewno nie jest pewien swojej decyzji i dlatego zwleka, żeby potem nie odkręcać informacji.

I dziesiątki takich sytuacji. Wreszcie po jakimś czasie ogarnęłam się i wiem w tej chwili, że to wszystko to tylko moja rozpaczliwa chęć, aby było "po mojemu" i że mąż po prostu układa sobie życie bez jakiegokolwiek względu na moją osobę, na moje uczucia itd. On już jest gdzieś indziej. I wszystkie jego zachowania mogą mieć całkiem prozaiczne wyjaśnienie.

Dlatego Camillo, im szybciej przestaniesz analizować każdy krok męża, tym będzie lepiej dla Ciebie. Masz dzieci - więc zamiast domysłów stawiaj na konkrety, przecież chodzi o ich przyszłość. Musisz znaleźć w sobie siłę, która zamieni Ciebie z żony w rozpaczy na żonę-dyrektora swojego życia. Takiego rodzinnego menadżera, który musi zatroszczyć się o budżet, rozplanować plan strategiczny itd.

Pomyśl - że rzeczywistość, jaka się dzieje, dzieje się bez udziału naszych myśli. I nasze myśli tej rzeczywistości nie zmienią. Lepiej więc skupić wszystkie siły na tu i teraz, na dzieciach, na organizowaniu swojego życia na nowo.


W jednej z bodajże czerwcowych medytacji należało sobie wyobrazić ciemny tunel, w którym szliśmy z Jezusem, który był przy nas cały czas. Nie wiedzieć czemu (albo i wiedzieć :D ), wyobraziłam sobie, że wołam do siebie męża i idziemy we trójkę. Zrobiłam to wbrew lektorowi, ale on sam powiedział, że nie trzeba usilnie się trzymać tego, co lektor mówi i że Duch Święty prowadzi naszą modlitwę i trzeba dać się Mu prowadzić. Szliśmy więc we trójkę tym tunelem. Ja, pośrodku Jezus, po Jego prawej mój mąż. Jezus trzymał nas oboje za ręce - jakby chciał podkreślić, że kocha nas oboje tak samo. Szliśmy tunelem w kierunku światła - moje wyobrażenie tego, co jest po wyjściu z tunelu było samą szczęśliwością, choć niesprecyzowaną. Podczas tej drogi musieliśmy się co jakiś czas zatrzymywać, bo mąż się zatrzymywał i nie chciał iść dalej. Jezus cierpliwie czekał na niego, a ja razem z Jezusem, choć chciałam dojść do wyjścia jak najszybciej. I tak było do końca medytacji, kiedy wyszliśmy z tunelu, którego ciemne i mroczne korytarze przeszłam z Nim, więc nie były mi one straszne. Rozpłakałam się po tej medytacji, że miałam tak wyraźny obraz naszej małżeńskiej sytuacji. Czasami myślę, że ten pozew o rozwód to kolejne zatrzymanie się męża w drodze. I muszę być cierpliwa.
Ale nie wiem, na ile to są moje myśli, na ile moje "pobożne życzenia" i próba uspokojenia się. Trudno mi jest to rozeznać, bo jednocześnie rodzi się we mnie jakaś pewność, że po rozwodzie nie będzie już wspólnego dochodzenia do tunelu i to ja stracę cierpliwość.

Przepraszam, że tak się rozpisałam. Deszcz leje głośno, nie mogę zasnąć. Pozdrawiam. :)
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

Amica pisze: 17 lip 2018, 4:23 ciemny tunel, w którym szliśmy z Jezusem, który był przy nas cały czas. Nie wiedzieć czemu (albo i wiedzieć ), wyobraziłam sobie, że wołam do siebie męża i idziemy we trójkę
To bylo wzruszające...
Amica pisze: 17 lip 2018, 4:23 Odpowiedział, że nie, bo jak będzie chciał wrócić kiedyś, to jako sakramentalna żona będę musiała go przyjąć.
I właśnie przez takie male paradoksalnie dajace nadzieję czyny i słowa czepiam się ze jest nadzieja
A tu trzeba stanac w prawdzie. On nadal z nią ma kontakt... wiec jestem zalosna...
Tylko ja nie chcę potem czekac na niego ...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Nirwanna »

Camilaa, znasz frazę "czekać nie czekając"? Co ona dla Ciebie oznaczałaby? Jak ją odbierasz, jak byś ją realizowała?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
krople rosy

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: krople rosy »

Camilaa pisze: 16 lip 2018, 22:38 A poza tym zastanawia mnie ze on sie wyprowadza a np nie rodzielil jeszcze konta bankowego które mamy wspólne, o alimentach wspomnial ze bedzie placil... nawet sobie kwote wymyslil...
Camilaa pisze: 16 lip 2018, 22:38 Chcial jechac do psychologa zeby ustalic co powiemy dzieciom.
Camilaa pisze: 16 lip 2018, 22:38 A jak mu powiedzialam zeby po wyprowadzce nie przyjezdzal i mi nie pomagał bo on bedzie miał swoje zycie a ja swoje i ja chce decydowac sama o sobie to stwierdził ze jak on nie może przyjezdzac to moze lepiej rozwód a nie separacja.
Dla mnie to wygląda tak, że mąż bada teren i próbuje wyczuć na ile sytuacja z Twojej strony jest poważna.
Ty robisz to samo w jego kierunku a więc oboje badacie teren bacznie obserwując czy nie ma gdzieś podłożonej miny .
Najlepiej dla męża byłoby gdybyś nie wymagała wyprowadzki wtedy sytuacja byłaby dla niego optymalna bo nic by nie stracił: ma gdzie mieszkać, nie ponosi z tego tytułu żadnych opłat, ma kontakt z dziećmi, wychodzi i wraca kiedy chce....nic się nie dzieje. Trzyma dwie sroki za ogon.
Sytuacja się komplikuje gdy trzeba wybrać jedną drogę i wziąć na siebie wszystkie konsekwencje swego wyboru. Pojawia się wizja utraty czegoś.
Camilaa pisze: 16 lip 2018, 22:38 Gdzieś w rozmowie nawet. Uniósł sie i zapytal czy chcę zeby zostal i dodal coś w stylu i chcesz zeby bulo tak jak teraz jest... no i ze ja go nie kocham a on mi tyle razy mówił czego mu potrzeba...
Teraz jest zgnilizna. Dałabym jasno do zrozumienia że nie chcę już tym odorem oddychać. Duszę się.
Chcesz świeżego powietrza i oddychać pełną piersią. Tego Tobie potrzeba.
Na to czego jemu potrzeba wsłuchiwałaś się i chciałaś współpracować. Okazuje się że nie jest tym zainteresowany.
Więc zamierzasz zadbać o siebie.

Myślę, że taki komunikat między innymi powinien otrzymać mąż. Bez wchodzenia w sentymentalne nic nie wnoszące rozmowy.
Byłabym zdziwiona gdyby zdecydował się wyprowadzić.....no ale może się mylę.
W każdym razie Twoja postawa powinna być jednoznaczna z przerzuceniem akcentu na to że zajmujesz się sobą i dbasz o siebie. Bez oglądania się i wsłuchiwania w męża.
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

8-)
Nirwanna pisze: 17 lip 2018, 10:48 Camilaa, znasz frazę "czekać nie czekając"? Co ona dla Ciebie oznaczałaby? Jak ją odbierasz, jak byś ją realizowała?
gdy mój mąż sie wyprowadzi to z naciskiem na NIE CZEKAJĄC. Wtedy zajmę się sobą no i dziećmi. A męża zostawię w spokoju.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Nirwanna »

Co Ci przeszkadza przyjąć tę postawę już? przed jego wyprowadzką?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Camilaa »

Nirwanna pisze: 17 lip 2018, 13:20 Co Ci przeszkadza przyjąć tę postawę już? przed jego wyprowadzką?
Nirvana i tak uważam ze nieźle sobie radzę z odcieciem od niego ale to nie jest na ,100%
Ale dzieki za przypomnienie.
zahir
Posty: 103
Rejestracja: 09 lut 2018, 10:29
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: zahir »


Czasami jest tak, że choćbyś tańczyła na linie, to nic to nie pomoże. Wydaje mi się (choć mogę się mylić), że u mężczyzn nie działa ten mechanizm, jak u nas, kobiet. Oczywiście, tu na forum jest mnóstwo wspaniałych mężów, którzy czekają na swoje popaprane żony, jednak często czytam i wnioskuję (może błędnie, przepraszam), że czekają, bo są porządnymi i przyzwoitymi ludźmi. I tyle. Niejeden raz tu czytałam, że nie wiedzą, czy kochają swoje żony, że nie potrafią się nimi na nowo zachwycić lub np. w tej danej chwili wiedzą, czują, że to będzie trudne lub niemożliwe.

Mój mąż do nikogo nie odszedł konkretnie, ale on odszedł z małżeństwa. W rozmowach "końcowych" wspominał najboleśniejszy jego zdaniem okres w naszym małżeństwie, gdzie fakt - był czas, kiedy próbowałam powielać schemat z mojego domu (moja mama fatalnie traktuje mojego tatę). Ale to było... dziesięć lat temu. Kiedy się tylko zorientowałam, co robię - natychmiast zaczęłam pracę nad sobą i zaczęliśmy na nowo, pokonując pierwszy kryzys. I było potem bardzo dobrze - wyznania, plany, starania o dziecko. Mimo to, kiedy znowu męża coś dopadło (kryzys wieku średniego, załamanie nerwowe z powodu pracy), to nagle ten czas ostatnich 10 lat został jakby zapomniany. A może inaczej: dostrzega i docenia, że jestem inna (zresztą w ogóle jestem genialna i wspaniała oczywiście :roll: ), ale on nic nie czuje.

Na zdrowy rozum - nowa partnerka, której zapowiedział szukać po rozwodzie - może mu dać o wiele więcej zranień, może go oszukać, wykorzystać. Ale on ma nadzieję, że jednak nie tylko nie będzie taka zła, ale będzie lepsza ode mnie. ;) Tego tak nie powiedział oczywiście, no ale wiadomo, że tak myśli, bo inaczej PO CO SIĘ ROZWODZIĆ?
No tak w skrócie.

Wydaje mi się więc, że pokazywanie mężowi, który nas nie chce, zmian w nas - nie ma większego sensu. Nie wiem, jak w Waszych, w moim pewnie jedynie budowałoby to poczucie winy (i tak ma je kosmiczne). Ale co - czy na poczuciu winy można budować relację? Małżeństwo? Ja nie chcę, a Wy?

Ja chcę - aby przyjął mnie taką, jaką jestem, tak jak ja go przyjmuję i akceptuję. Dzisiaj Szustak mocno podkreślał w swoim vlogu. Czasami trzeba kochać na odległość, ale nie wolno na za wszelką cenę, zwłaszcza za cenę swojego honoru, godności, trwać usilnie przy stanowisku, że tylko razem, tylko on itd. Oczywiście to nie oznacza odchodzenia od żon, od mężów, ale czasami - jeśli ktoś nie odpowiada na naszą pelikanią miłość (odsyłam do filmiku Szustaka, że liczy się tylko miłość, czy coś takiego), to należy odpuścić. I kochać, trwać dalej, ale nie poniżać się, nie błagać, nie starać się już. Trwać w wierności i miłości, ale nie tańczyć na linie. I że taka miłość wcale się Bogu nie podoba, bo depcze naszą miłość własną.

I jest mi ciężko, ale tak też uważam, że to jedyna postawa. Z racjonalnego punktu widzenia - mój mąż właściwie postępuje jak głupiec. Ale racjonalnie też patrząc na sprawę, nic na to nie poradzę.
Pomyślałam sobie dzisiaj też, że tak jak kiedyś myślałam, że powiem mężowi, że mimo wszystko ma otwarte drzwi u mnie, nawet po rozwodzie (sam tak argumentował, że ludzie czasem do siebie wracają), to dzisiaj zrezygnowałam z tego pomysłu. Niestety, u mnie te drzwi się zamkną. Nie będę w stanie go szanować, podziwiać go, kochać tak, jak on by chciał. I trudno - najwyżej będę sama, ale nie wyobrażam sobie, że najpierw godzę się z tym, że można mnie odstawić na dalszy tor, pomimo że zgodnie z jego zapewnieniami NIC NIE ZROBIŁAM i to jego wina. A potem jak coś nie wyjdzie - wrócić. Nie, po prostu nie. I ten czas do rozprawy zamierzam spędzić tylko i wyłącznie na przygotowywaniu się do samotnego życia, byciu z Bogiem, budowaniu przyjaźni z innymi ludźmi, robieniu czegoś pożytecznego dla innych. Tak też można pięknie żyć i tak zamierzam.
Amico cytuję cały Twój post. I dziękuję za niego, za wszystko co w nim przekazałaś. Wszystkie te słowa są mi tak bliskie. Chciałabym mieć jeszcze tyle samo wiary w swoją wartość, godność. Bo w mojego męża wierzę. Modlę się o tą mądrość dla samej siebie. Bo każdy, kto w siebie uwierzy jest w stanie iść przez życie pewnie, zgodnie z zamysłem Bożym.
Ostatnio zmieniony 17 lip 2018, 15:19 przez Czarek, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: GosiaH »

Amica pisze: 17 lip 2018, 4:23 Myślę więc, że dla nas wszystkich opuszczonych najtrudniej jest przyjąć tę prawdę, że oni nas NIE CHCĄ.

Wiem, niektórzy dopiszą: że "teraz" nie chcą, a co będzie w przyszłości, tego nie wiemy.

Ale to nie jest żadne pocieszenie, bo czy można potem na nowo zaufać człowiekowi, który chce po trupie swojego małżeństwa, po krzywdzie dzieci, po ich dzieciństwie, po bólu i cierpieniu małżonka dochodzić empirycznie do wniosków, do jakich my doszliśmy już dawno temu? Może zaufać by można było, ale co z szacunkiem do niego, z podziwem i admiracją, tak potrzebną w relacji.
Amica, czytam ten pogrubiony fragment już kolejny raz i jakoś rzuca mi się w oczy, więc napiszę.
Ja myślę, że mój mąż przeszedł właśnie taką drogę, jaką opisałaś.
Doszedł do wniosków, które, jak sama napisałaś, my już je wiemy.
On poszedł dalej, wyciągnął z tych wniosków lekcje i zaczął się zmieniać.
Ja tego nie widziałam przyjmując go z powrotem.
Zaczęłam zauważać gdzieś ... po roku ?

I tak, takiego "nowego" męża szanuję, podziwiam i adoruję na co dzień.
Może i u was tak być może?
Dla Boga nie ma nic niemożliwego
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

No może... Dziękuję, Gosiu, za Twoje świadectwo.
Langusta
Posty: 18
Rejestracja: 10 lut 2018, 19:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Langusta »

Amica, bardzo Ci dziękuję za Twój post. Bardzo potrzebowałam tych słów!

Camila, bądź dzielna!

Nie jest łatwo przez to wszystko przejść, odciąć się emocjonalnie, skupić na sobie, kiedy to tak bardzo boli...Gdy człowiek, któremu ufałaś, który był mężem, przyjacielem staje się obcy i nie potrafisz już nawet z nim rozmawiać...
Gdyby jednak krzyż był lekki, to co by to był za krzyż...

Otaczam modlitwą:-)
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: zenia1780 »

Amico, trudne, bardzo trudne przemyślenia i wnioski...
Pozwolisz jednak, ze podzielę się własnymi spostrzeżeniami i przemyśleniami... O jednym z nich napisała już GosiaH, mnie jednak dotknęły również inne, ponieważ także taki etap przechodziłam...
Amica pisze: 15 lip 2018, 23:00 Wydaje mi się więc, że pokazywanie mężowi, który nas nie chce, zmian w nas - nie ma większego sensu. Nie wiem, jak w Waszych, w moim pewnie jedynie budowałoby to poczucie winy (i tak ma je kosmiczne). Ale co - czy na poczuciu winy można budować relację? Małżeństwo? Ja nie chcę, a Wy?
Czy zatem sugerujesz, że takie zmiany nie są potrzebne, że jestem już na tyle doskonała/y, że nie muszę nic ze sobą robić?
Nie piszę tu w kontekście małżonków i zmiany stricte pod nich, pod ich oczekiwania/wymagania, ale... czy nie jest tak, że kto stoi w miejscu, ten się cofa?
Ja w swoim kryzysie, poczułam taką potrzebę, potrzebę przyjrzenia się sobie i zmiany... że motorem tego był mąż, a początki wychodziły od chęci zaspokojenia jego potrzeb i pokazania jemu tych zmian i zmotywowania tym jego powrotu, nie przeczę...jednak Bóg szybko (przez brak oczekiwanych przeze mnie reakcji ze strony męża) przyprowadził mnie do prawdziwej perspektywy tych zmian, tego dlaczego i dla kogo one powinny się zadziać i w którym kierunku podążać... i ja to przyjęłam i tego zapragnęłam, tej właśnie zmiany... Na czym ona polegała? Na całkowitym przemeblowaniu postrzegania siebie, Boga i zastanej rzeczywistości oraz obraniu właściwego punktu odniesienia, czyli BOGA. „Jeżeli Bóg w życiu jest na pierwszym miejscu, wszystko znajdzie się na właściwym miejscu” (św Augustyn) . Niby oczywiste i każdy o tym wie a przynajmniej o tym słyszał. A jak jest w w rzeczywistości? Dla kogo chcę się zmieniać, stawać lepsza/y, doskonalsza/y, dla Boga czy dla małżonka? Kto zatem stoi na moim ołtarzu Bóg czy małżonek? Kto powie mi prawdę o tym kim jestem i jak bardzo odbiegłam/em od właściwego pierwotnego obrazu? Małżonek, który patrzy przez pryzmat własnych oczekiwań i zranień, czy Bóg, który mnie wymyślił i stworzył?
Ja postawiłam na Boga... Jego pytam/łam jak i do czego mnie stworzył, jakie dał mi zdolności i umiejętności, (najpierw ogólnie, mnie kobiecie, a potem konkretnie, mnie Zeni) i gdzie ja w tym wszystkim od tego odeszłam/ odchodzę. Czy Ty/ Wy (dziewczyny) już to wiecie? Wiecie dlaczego Bóg stworzył kobietę i czym ją obdarzył (panowie podobnież)? Czy wiecie konkretnie do czego Ciebie, Amico, Camiloo, zahir, Langusto i inne, których, przepraszam, ale nie wymienię, Bóg stworzył.
Moim marzeniem i pragnieniem było się tego dowiedzieć i za tym podążyć, zmieniać się zbliżając się do tego obrazu, do tej kobiety, Zeni, jaką Bóg już u zarania dziejów zapragnął mieć... I wiecie co? Kiedy zaczęłam to robić z Nim, w Jego spojrzeniu się przeglądać i zmieniać, to nagle okazało się, że nie tylko jestem przepełniona pokojem radością i miłością, ale również, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, okazało się, że jestem kompletna i wszystko co jest mi potrzebne do właściwego i dobrego funkcjonowania w świecie i w relacjach (jak choćby stawianie granic) mam w sobie, zawsze miałam... A potem okazało się, również, że te zmiany, choć nie koniecznie były po myśli męża, to jednak na tyle znaczące, że teraz powoli na nowo budujemy małżeństwo...

Amica pisze: 15 lip 2018, 23:00 Dzisiaj Szustak mocno podkreślał w swoim vlogu. Czasami trzeba kochać na odległość, ale nie wolno na za wszelką cenę, zwłaszcza za cenę swojego honoru, godności, trwać usilnie przy stanowisku, że tylko razem, tylko on itd. Oczywiście to nie oznacza odchodzenia od żon, od mężów, ale czasami - jeśli ktoś nie odpowiada na naszą pelikanią miłość (odsyłam do filmiku Szustaka, że liczy się tylko miłość, czy coś takiego), to należy odpuścić. I kochać, trwać dalej, ale nie poniżać się, nie błagać, nie starać się już. Trwać w wierności i miłości, ale nie tańczyć na linie. I że taka miłość wcale się Bogu nie podoba, bo depcze naszą miłość własną.
Przesłuchałam. Nie wszystkiego słucham, bo jest tego ogrom.
Przykazanie Miłości znasz/cie?
30 Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. 31 Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych».
(Mk12 30-31)


Pierwsze, miłość Boga. Kochasz/cie Boga ponad wszystko? Ponad siebie, męża, dzieci?
Drugie, miłość bliźniego: JAK SIEBIE SAMEGO . Nie mniej od siebie, ale też nie wiecej. Jak bardzo kocham/sz siebie? Kocham/sz siebie? Jeśli siebie nie kocham jak mogę dobrze, mądrze i w pełni kochać bliźniego (męża, dzieci, mamę, tatę)?
Jaki jest porządek miłości?
BÓG->JA->BLIŹNI (maż, dzieci,reszta świata)
Amica pisze: 15 lip 2018, 23:00 Niestety, u mnie te drzwi się zamkną.
Rozumiem i szanuję te decyzję, bo wiem w jakim bólu i trudzie została podjęta, jednak wracając do wspomnianego przez Ciebie nagrania... czy naprawdę wszystko w nim usłyszałaś?... od 6 do 6,15 min.
Wiem, że jeśli się jest z Bogiem i ciągle w Jego twarz się spogląda, to On uzdalnia nasze serca do wszystkiego, delikatnie i z miłością

Przytulam Kochane, zdruzgotane dziiewczyny
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: s zona »

Podpisujac sie pod wszystkim ,
co madre sycharki napisaly dorzuce jeszcze od siebie ,co mnie konkretnie pomoglo .
Kiedy trafilam pierwszy raz na Rekolecje Sycharowskie ,ks prof T Guz mowil min ,ze "emocje sa wrogiem kobiety" a ja trzesaca sie galareta ..
Potem uslyszalam od dziewczyn ,ze jestem Corka Krola a czulam sie , niemal jak zebraczka walczaca o meza.
Na Forum dowiedzialam sie od Twardego ,zeby uwierzyc Bogu ,nie w Boga ,jak do tej pory ...
Sluchalam List Boga do kobiety
/www.youtube.com/watch?v=tUCVn4PswG0
Potem kolejne rekolekcje ,Warsztaty w Orlinkach z dziecmi ,
noce spedzone na sluchaniu konferencji ...
Szczerze polecam ,mnie postawily na nogi :)

PS
Korzystajac z okazji Dziekuje Wszystkim ,
ktorzy mi pomoglii przejsc to moje " Morze Czerwone" :D
ODPOWIEDZ