mysikrólik pisze:Nie myślałam do tej pory o poprzednim parterze. Zdarzało się może sporadycznie, ale nie była to tęsknota. Teraz przechodzimy duży kryzys, we mnie jest poczucie beznadziei, dokonania złego wyboru życiowego, lęk przed tym, że tak będzie już do końca... W trakcie tego poważnego kryzysu uczuciowego dowiedziałam się, że mój były partner się ogarnął i ma dzieci. A wiem, że do dnia mojego ślubu czekał na mnie. Więc choć walczyłam z tymi myślami jakoś siłą rzeczy zaczęłam sobie przypominać jego zalety, zwłaszcza te, których mi tak brakuje u Męża. Stoczyłam dużą bitwę w ostatnim czasie, modliłam się dużo... I postanowiłam się z tym zmierzyć - na sucho przeanalizować dlaczego zerwałam wtedy. Dziś wiem, że owszem - była chemia, był romantyzm itp., ale Mąż mimo wszystko posiada cechy, które są bardziej istotne na dłuższy dystans... chociażby jest cudownym ojcem i jestem pewna, że nigdy nie popadnie w alkoholizm. Są rzeczy za którymi tęsknię, ale nie jest to aż tak silne, a ja nie jestem aż tak naiwna, żeby w to brnąć.
Ja tu widzę kalkulację ...
Simon pisze:Jak słyszę te zdania, że "miłość to decyzja a nie uczucie" i "małżeństwo to krzyż", to nóż mi się w kieszeni otwiera...oczywiście przysłowiowy To są bardzo smutne zdania, przesiąknięte goryczą. A przecież masz rację pisząc, że nie tak Bóg to zaplanował. Zawsze powtarzam - tak, miłość to RÓWNIEŻ decyzja, ale nie tylko. Małżeństwo krzyżem BYWA, ale na pewno nie jest nim cały czas.
Chyba jest jakaś hierarchia czyż nie ? Boża wola ,rozum ,rozsądek ,emocje ....
Simon pisze:Bardzo dobrze zrobiłaś, że skonfrontowałaś męża z problemem. Długo Cię zaniedbywał, źle traktował, więc teraz pora, żeby się ogarnął. Ty męża wybrałaś z konkretnych powodów. Wymieniłaś je właśnie. Staraj się o nich myśleć jak najczęściej - może zrobić listę tego, dlaczego wybrałaś właśnie jego?
I tu kalkulacja ,interes ? Z jednej strny piszesz że nóż Ci sie otwiera , z drugiej stosujesz to ,a czy miłośc to nie wybranie , czy nie raz wybrawszy ,każdy dzień wybierać muszę ? Odpowiedzialność za swoje słowa ,za decyzję ...
Mysikróliku po pierwszym Twoim poście ,zapaliła mi się lampka , to może dlatego że moja żona miała podobnie ,więc patrzę przez swoje okulary ,jednak myślę że droga do zdrady zwykle jest ta sama , i nie chce Ci tu zarzucać że tą drogą idziesz bo sama próbujesz analizować swoje emocje ,więc jesteś świadoma niebezpieczeństwa ,
jednak zawsze jest ten pierwszy krok ,(czy jesteś w stanie powiedzieć sobie z czystym sercem że to jeszcze nie to ) ,później drugi i trzeci itd .
W przenośni to bariera ,granica między drogą wierności a niewierności nie przebiega w działaniu , a myśleniu ,sercu - czytając Cię mam taki obraz wierność to most otoczony barierkami , a to co rozważałaś to wg mojej oceny przeskoczenie za barierkę ,jeszcze jesteś na moście ,jeszcze trzymasz barierkę ale tam już nie jest bezpiecznie ,tak kalkulowałaś że mąż to ,a tamten tamto ,jednak czy ciężar nie przesunął sie na szukanie w mężu złych cech ,czy odkrywanie dobrych ?
Zdaję sobie sprawę z ograniczoności mojej myśli w przekazie , ale jestem w małżęnstwie od 23 lat , żona w ktorymś momencie uznała że bardziej dla Niej liczy się Jej szczęście niż nasze , z perspektywy czasu analizując nasze relacje ,zobaczyłem jaki proces następował w Jej myśleniu ,to nie było łatwe na początku ,i pomagały jak i Tobie urazy zranienia , dystans z mężem , z Bogiem .
Była osobą żyjącą w relacji z Jezusem .... jednak każdy krok ,bez powrotu na właściwą drogę wierności oddalał Ją od Boga i ode mnie ..
To jak spacer w nocy , jak stoisz przy latarni wiele szczegółów można zauważyć , każdą plamkę ,zabrudzenie ,ale im dalej od światła ,tym wydaje się że jest się coraz czystszym , wystarczy jeden krok ,bez zawrócenia może sie okazać początkiem innej drogi .
Od początku naszego małżeństwa moją żonę drażniło we mnie to , że w kontakcie z kobietami stawiam sobie granice tak daleko ,że dla Niej było to oznaką słabości ,strachu i uprzedzeń i wyśmiewania mnie ,nie rozumiała tego że jestem człowiekiem który widząc świadomie niebezpieczeństwo ,nie chce ryzykować .
Ona spotykała się z przyjaciółmi czyt. mężczyznami i nie tylko , beze mnie , a moje reakcje że mnie to boli czy jest mi przykro traktowała jak egoizm ,a przecież mogliśmy się spotykać razem ,indywidualni przyjaciele płci przeciwnej mogą zostać przecież przyjaciółmi małżeństwa ,tak ale wtedy może nie ma furtki .
Skończyło się na pięciu z tego co wiem , napisałem to żeby się bardziej podzielić moim ,naszym małżeńskim kryzysem ,cierpieniem , doświadczeniem ....moim spojrzeniem na to co tu opisujesz .
Pozdrawiam serdecznie .