Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam wszystkich, u mnie niestety nie jest lepiej. Może było przez chwilę , ale później to samo. Mąż nie widzi we mnie kobiety, człowieka, jest zafascynowany sobą. Jest mi z tym bardzo źle. Czuję się taka samotna w domu pełnym ludzi.
Staram się modlić, ale coraz częściej łapię się na tym że tęsknię do bliskości, do bycia ważnym dla drugiej osoby. Boję się że kiedyś ulegnę tej pokusie i wpadnę w ramiona drugiego mężczyzny. Wiem że nie jestem brzydka, wielu mężczyzn komplementuje mnie, to bardzo miłe. Czasami mam ochotę udowodnić mężowi że ja jednak mogę być dla kogoś ważna.
Kiedyś nasza kuzynka wdała się w romans i małżonek stwierdził że to wina jej męża bo nie dbał o nią i poszukała sobie kogoś innego.Jak podaję mu ten przykład to się śmieje co ja odbieram : ona może, ty nie masz szans. A wiem że mam, ostatnio przekonałam się o tym. Boję się że zrobię coś czego będę żałowała.
Wesprzyjcie mnie modlitwą proszę.
...z synem swoim nas pojednaj, synowi swojemu nas polecaj...
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
agap229 pisze: ↑07 lut 2018, 11:19
Rani mnie to że nie widzi we mnie kobiety, że potrafi komplementować inne przy mnie i nie przeszkadza mu to że mi przykro. Nie broni mnie nigdy gdy ktoś mnie obraża lub źle zachowuje się w stosunku do mnie. Twierdzi że jestem dorosła i powinnam sobie radzić , nie jestem małą dziewczynką. Zapytałam czy chciałby by jego córkę kiedyś mąż traktował tak jak on mnie. Nic nie powiedział. Nie jest głupim człowiekiem, przecież go kiedyś pokochałam, nie mógł być taki do końca zły. Co zrobiłam nie tak?
Zastanawiam się, może rzeczywiście ja jestem winna, może gdybym nie reagowała na jego słowa, nie wdawała się w dyskusje, była bardziej potulna? Może było by inaczej. Czasami mam wrażenie że chce mnie "urobić", bym mu się poddała i zapomniała o sobie. Teraz jest bardzo obojętny, nie śpimy razem, dzieci pytają się czemu tak jest , to odpowiada że oglądał telewizor i usnął na kanapie, ale to już trwa kilka miesięcy.
Jakbym czytała o sobie i zachowaniu mojego męża
Też czuję się zagubiona i bezradna.
Tulę
Czy komuś udało się wybrnąć z takiej sytuacji, rozwiązać ją? Nie daję już rady, to za długo trwa. Dziś mąż powiedział:"tak ma być i koniec , zrozumiano? Bez dyskusji." Jak do dziecka. Ani grożbą ani prośbą nic nie wskóram. Poradżcie coś proszę.
agap229 pisze: ↑11 sie 2019, 0:11
Czy komuś udało się wybrnąć z takiej sytuacji, rozwiązać ją? Nie daję już rady, to za długo trwa. Dziś mąż powiedział:"tak ma być i koniec , zrozumiano? Bez dyskusji." Jak do dziecka. Ani grożbą ani prośbą nic nie wskóram. Poradżcie coś proszę.
Nie zrozumiano. Masz wybór. Możesz dyskutować dalej. On nie ma władzy, żeby Ci zakazać. Możesz dalej zaczynać rozmowy (mów o sobie). Jeżeli się boisz jego reakcji, nagrywaj, mi to zmienia perspektywę.
"W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę. Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu." Steven D. Wolf
Ja mówiłem do żony mimo, że ona nie chciała słuchać ani rozmawiać.
Szczerze? Nie polecam. Tylko bardziej ją do siebie zniechęciłem, nie potrafiłem uszanować jej wolności, a pownienem, nawet jeśli jej wybory były obiektywnie tragiczne.
Jasne, druga strona nie może nami kierować, nie jesteśmy jej własnością i mamy prawo do samostanowienia. Nasze prawa kończą się jednak tam, gdzie zaczynają się prawa innych.
Teraz zwłaszcza, patrząc z perspektywy czasu, jasno widzę, że takie nagabywanie wynika głównie ze strachu, nadmiernej chęci kontroli oraz niezgody na co prawda niefajną, ale rzeczywistość.
Sensownym wg mnie rozwiązaniem jest odpuszczenie sobie tego obszaru...przynajmniej do czasu aż będziemy na to gotowi. Po przylgnięciu do Jezusa, osiągnięciu emocjonalnej równowagi i po wykonaniu konkretnej pracy nad sobą nie jest się bowiem w pozycji klęcząco-błagalnej przed współmałżonkiem.
Oczywiście rozumiem, że łatwo brzmi to w teorii, w praktyce jednak wykonanie tego jest baaardzo trudne. Ja szarpałem się ze sobą i małżonką nieco ponad pół roku. I nie wiem, czy nie jest to całkiem dobry wynik w dodatku. Warto więc moim zdaniem postarać się to zrobić nawet wbrew sobie, swoim uczuciom i emocjom.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ja co jakiś czas ponawiam zaproszenie do rozmowy. Wtedy słyszę, że to nie jest dobry moment. Odpowiadam, że dobrze, to Ty zacznij rozmowę w chwili i w sposób dla Ciebie odpowiedni. Jakoś dotąd taki czas się nie znalazł, więc czekam. Tylko raz na jakiś czas, raczej nie częściej niż raz w miesiącu, piszę emaila, gdzie komunikuję jej swoje stanowisko. Nigdy nie dostaję odpowiedzi, ale czasem z jakiegoś rzuconego zdania wynika, że jednak czyta.