separacja ?
: 06 lut 2018, 20:53
Witam , od niedawna czytam to forum. Mam poważny problem w małżeństwie. Proszę wybaczyć jeżeli popełnię jakiś błąd , piszę chaotycznie bo sytuacja już mnie przerasta. Byłam u paru psychologów, ale nie potrafię podjąć decyzji. Przedstawię sytuację najlepiej jak potrafię.
Jesteśmy małżeństwem od 16 lat, mamy czwórkę dzieci i w zasadzie do szczęścia brakuje tylko zgody i szacunku. Mąż nie widzi problemu. Uważa że ja odpowiadam za całe zło w naszym domu, cokolwiek nie powiem to jest źle. Pobraliśmy się z miłości, ale już parę miesięcy po ślubie mąż mnie pobił . Nawet nie jestem w stanie powiedzieć za co . Wpadł w szał, sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, zawsze przepraszał i mówił że to się nie powtórzy. Ostatnio stwierdził że to ja go pobiłam i to ja jestem winna. Nie było to uderzenie ale długie znęcanie, myślałam że nie przeżyję tego, tydzień nie pokazywałam się ludziom na oczy, niewiele osób o tym wie. Mąż jest zakochany w sobie, uważa że jest najpiękniejszy i powinnam mu być dozgonnie wdzięczna że wywlókł mnie z bagna jakim był mój rodzinny dom. Jestem dda i ddd, on też jest ddd ale uważa że jeżeli nie było alkoholizmu to jest ok. Kiedyś byliśmy bardziej wierzący. Ja nie znoszę dwulicowości , jeżeli on idzie do kościoła , siada w ławce a nad nim starsza kobieta stoi i on nie zamierza ustąpić staruszce miejsca to nie jest to w porządku, po tym zachowaniu stwierdził że stara .... niech stoi co ma do roboty. Bardzo kłamie , potrafi łgać w żywe oczy, a jak prawda wyjdzie na jaw to się śmieje. Jego motto to głupi się nie zorientuje a mądry nic nie powie. Obraża mnie przy dzieciach, już mamy problem z najstarszym synem bo widzi że ojciec sobie pozwala to on też nie ma szacunku. Prosiłam go byśmy poszli na terapię ale on uważa że to ja jestem ......Wielokrotnie prosiłam go o rozmowę, ani prośba ani prośba nie pomagają. Przy dzieciach mówi bym się leczyła. Od dzieci niewiele wymaga, mogą oglądać telewizję cały dzień a on nic nie powie, jak ja proszę to dzieci twierdzę że tata pozwolił i ja nie mam nic do powiedzenia. Jak jego rodzina mnie obrażała to twierdził że to moja wina, bo po ... tam szłam, a sam mnie tam zawiózł. Twierdzi że to moja wina że się od niego odsunęli, przeze mnie ich stracił. Ja bym powiedziała że nigdy ich nie miał. Był dobry jak ich finansował a jak przestał to założyli mu sprawę o alimenty mimo że nic nigdy nam nie dali, mężowi nawet wykształcenia. Twierdzi że to moja wina bo sama powinnam w zębach im te pieniądze zawieźć, a tak to musieli się upominać. Jestem u kresu wytrzymałości. Pożycia też nie ma, bo ja nie potrafię się przełamać jeżeli w dzień mi mówi, spójrz w lustro nie jesteś, nie byłaś i nie będziesz księżniczką. Sam uprawia sporty a gdy ja się zapisałam to nie mogłam iść bo on stwierdził że jak bym ruszyła tę tłustą .. to i ten sport nie był mi potrzebny. Mamy małe dzieci i ktoś musi się nimi zająć na czas wyjścia. Tak organizuje sobie pracę by wracać jak najpóźniej. Jak dzwonię i pytam gdzie jest to mówi że to nie moja sprawa. Twierdzi że wróci za chwilę a potem nie odbiera telefonu i jest za 5 godzin. Nigdy nic nie mówi że będzie później. Uważa że jest wolnym człowiekiem i nie obowiązku informować o której będzie w domu . Niedawno stwierdził że jestem najgorszą żoną na świecie i wrogowi nie życzyłby tego co ja mu zgotowałam. Nie mam w nikim wsparcia, nikomu nie mówię o tej sytuacji. Na zewnątrz uważany jest za idealnego męża i ojca, nie komentuję tego.Koleżanki mi zazdroszczą , gdyby wiedziały co się dzieje. Psycholog stwierdził że to jest przemoc psychiczna, on się z tego śmieje, mówi że książek się naczytałam. Był czas że stwierdził że nie uderzy mnie ale będzie mnie tak gnębił że mi się odechce. Pytam się go co oznacza dla niego małżeństwo? Nie odpowiada na to, tłumaczę że teraz to już nie chodzi tylko o nas ale o dzieci. Syn potrafi mnie zwyzywać przy ojcu a on nie reaguje. Mówi co się dziwisz ty go nie szanujesz to i on nie. Jest przekonany o swojej świętości. Pytam się go czy ma sobie coś do zarzucenia to twierdzi że mnie nie może zmienić, a to ja jestem winna , przecież on nie pali nie pije i zarabia to o co mi chodzi. On zarabia i on rządzi, a jak był czas że ja więcej zarabiałam to taka zasada nie obowiązywała. Wszelkie decyzje podejmuje samodzielnie i nie uważa by musiał to konsultować. Przy nim czuję się jak ostatnie zero. Proszę o pomoc bo już nie daję rady.
Jesteśmy małżeństwem od 16 lat, mamy czwórkę dzieci i w zasadzie do szczęścia brakuje tylko zgody i szacunku. Mąż nie widzi problemu. Uważa że ja odpowiadam za całe zło w naszym domu, cokolwiek nie powiem to jest źle. Pobraliśmy się z miłości, ale już parę miesięcy po ślubie mąż mnie pobił . Nawet nie jestem w stanie powiedzieć za co . Wpadł w szał, sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, zawsze przepraszał i mówił że to się nie powtórzy. Ostatnio stwierdził że to ja go pobiłam i to ja jestem winna. Nie było to uderzenie ale długie znęcanie, myślałam że nie przeżyję tego, tydzień nie pokazywałam się ludziom na oczy, niewiele osób o tym wie. Mąż jest zakochany w sobie, uważa że jest najpiękniejszy i powinnam mu być dozgonnie wdzięczna że wywlókł mnie z bagna jakim był mój rodzinny dom. Jestem dda i ddd, on też jest ddd ale uważa że jeżeli nie było alkoholizmu to jest ok. Kiedyś byliśmy bardziej wierzący. Ja nie znoszę dwulicowości , jeżeli on idzie do kościoła , siada w ławce a nad nim starsza kobieta stoi i on nie zamierza ustąpić staruszce miejsca to nie jest to w porządku, po tym zachowaniu stwierdził że stara .... niech stoi co ma do roboty. Bardzo kłamie , potrafi łgać w żywe oczy, a jak prawda wyjdzie na jaw to się śmieje. Jego motto to głupi się nie zorientuje a mądry nic nie powie. Obraża mnie przy dzieciach, już mamy problem z najstarszym synem bo widzi że ojciec sobie pozwala to on też nie ma szacunku. Prosiłam go byśmy poszli na terapię ale on uważa że to ja jestem ......Wielokrotnie prosiłam go o rozmowę, ani prośba ani prośba nie pomagają. Przy dzieciach mówi bym się leczyła. Od dzieci niewiele wymaga, mogą oglądać telewizję cały dzień a on nic nie powie, jak ja proszę to dzieci twierdzę że tata pozwolił i ja nie mam nic do powiedzenia. Jak jego rodzina mnie obrażała to twierdził że to moja wina, bo po ... tam szłam, a sam mnie tam zawiózł. Twierdzi że to moja wina że się od niego odsunęli, przeze mnie ich stracił. Ja bym powiedziała że nigdy ich nie miał. Był dobry jak ich finansował a jak przestał to założyli mu sprawę o alimenty mimo że nic nigdy nam nie dali, mężowi nawet wykształcenia. Twierdzi że to moja wina bo sama powinnam w zębach im te pieniądze zawieźć, a tak to musieli się upominać. Jestem u kresu wytrzymałości. Pożycia też nie ma, bo ja nie potrafię się przełamać jeżeli w dzień mi mówi, spójrz w lustro nie jesteś, nie byłaś i nie będziesz księżniczką. Sam uprawia sporty a gdy ja się zapisałam to nie mogłam iść bo on stwierdził że jak bym ruszyła tę tłustą .. to i ten sport nie był mi potrzebny. Mamy małe dzieci i ktoś musi się nimi zająć na czas wyjścia. Tak organizuje sobie pracę by wracać jak najpóźniej. Jak dzwonię i pytam gdzie jest to mówi że to nie moja sprawa. Twierdzi że wróci za chwilę a potem nie odbiera telefonu i jest za 5 godzin. Nigdy nic nie mówi że będzie później. Uważa że jest wolnym człowiekiem i nie obowiązku informować o której będzie w domu . Niedawno stwierdził że jestem najgorszą żoną na świecie i wrogowi nie życzyłby tego co ja mu zgotowałam. Nie mam w nikim wsparcia, nikomu nie mówię o tej sytuacji. Na zewnątrz uważany jest za idealnego męża i ojca, nie komentuję tego.Koleżanki mi zazdroszczą , gdyby wiedziały co się dzieje. Psycholog stwierdził że to jest przemoc psychiczna, on się z tego śmieje, mówi że książek się naczytałam. Był czas że stwierdził że nie uderzy mnie ale będzie mnie tak gnębił że mi się odechce. Pytam się go co oznacza dla niego małżeństwo? Nie odpowiada na to, tłumaczę że teraz to już nie chodzi tylko o nas ale o dzieci. Syn potrafi mnie zwyzywać przy ojcu a on nie reaguje. Mówi co się dziwisz ty go nie szanujesz to i on nie. Jest przekonany o swojej świętości. Pytam się go czy ma sobie coś do zarzucenia to twierdzi że mnie nie może zmienić, a to ja jestem winna , przecież on nie pali nie pije i zarabia to o co mi chodzi. On zarabia i on rządzi, a jak był czas że ja więcej zarabiałam to taka zasada nie obowiązywała. Wszelkie decyzje podejmuje samodzielnie i nie uważa by musiał to konsultować. Przy nim czuję się jak ostatnie zero. Proszę o pomoc bo już nie daję rady.