I co teraz?
Moderator: Moderatorzy
Re: I co teraz?
Jeżeli ks.Pawlukiewicz mówił o człowieku a nie o mężczyźnie -jaki to błąd?
Toż to samo tyczy się odchodzących kobiet!
Toż to samo tyczy się odchodzących kobiet!
Re: I co teraz?
Określenie "mężczyzna" jest określeniem zawężającym.
Określeniem "człowiek" jest określeniem zdecydowanie szerszym.
Określeniem "człowiek" jest określeniem zdecydowanie szerszym.
Re: I co teraz?
Helenast
stawiasz się trochę "ponad " innych .
Tak publicznie ?
Zapewne , masz ku temu zasługi , ale ..... ostrożniej ,
bo mogą się objawić "godniejsi" niźli ty .
Owszem - nie chwalisz się dla chwalenia ,
ale ........ no trochę jednak jest w tym i tego .
Można tak odczytać przynajmniej .
Przy okazji - skromność nie jest i moją mocną stroną .
Owszem , te różnice są
ale płeć nie przesądza .
Są kobiety o bardzo szerokich horyzontach intelektualnych ,
z bardzo sprawnym aparatem rozumowania .
I nic nie tracą na swej kobiecości , wręcz przeciwnie .
Uczucie nie jest ponad rozumem .
Dla mnie przeciwnie .
Jak kochać np. nieprzyjaciół ?
Tylko rozumem , bo inaczej się nie da .
I to jest właśnie "wyższa szkoła miłości" .
Jak np. kochać męża który zdradza , męża który używa przemocy ?
Tęsknotą za przytuleniem , marzeniami o "upojnych nocach" ?
......... to raczej patologia uczuć
Ale rozumem można .
I dalej .
Rozumowa miłość , nie wyklucza uczuciowej .
Ale nie od zakochania się wychodzi ,
ale od przyjaźni np.
( choć od zakochania też można )
To nie uczucia mają być fundamentem , ale WARTOŚCI ,
podobieństwa , coś w rodzaju pokrewieństwa
intelektu czy dusz ( to jeszcze wyższa liga ) .
Najwyższą jest prawdopodobnie zdolność
do przeżyć mistycznych , wykraczających
poza ziemską rzeczywistość .
======================================================
Miłość doskonała ( finalna , docelowa )
to RELACJA doskonała , a relacja to WYMIANA , uzupełnienie ,
wzajemne POZNAWANIE , tym samym otwartość na to poznawanie
i ciekawość poznawania . Dawanie i branie jednocześnie .
Jeszcze raz - piszę o miłości doskonałej .
I to jest miłość mądra i szczęśliwa .
................ no , to zejdźmy na Ziemię teraz
Do w miarę udanego małżeństwa
nie trzeba wcale aż tak wiele - nieco rozsądku po obu stronach ,
jakiś minimum umiejętności komunikacji ,
szkielet wartości podstawowych i przyzwoitość .
Profity będą po obu stronach - dobre .
To interes dla obojga .
Kobieta będzie miała - stabilizację , pewność ,warunki ,
bezpieczeństwo ( wszystko niezbędne do posiadania i wychowania dzieci )
a mąż strawę , ciepło w domu i w łóżku .
To mało ?
Miłość cierpiąca ?
Miłość jednokierunkowa ?
........tylko czasowa
Taki układ pojmowany jako WIECZNIE ISTNIEJĄCY
nie miałby racji bytu , byłby niemądry i bezsensowny .
Zresztą - wszystko się zgadza , wedle planu Boga ,
tak nie będzie .
stawiasz się trochę "ponad " innych .
Tak publicznie ?
Zapewne , masz ku temu zasługi , ale ..... ostrożniej ,
bo mogą się objawić "godniejsi" niźli ty .
Owszem - nie chwalisz się dla chwalenia ,
ale ........ no trochę jednak jest w tym i tego .
Można tak odczytać przynajmniej .
Przy okazji - skromność nie jest i moją mocną stroną .
Owszem , te różnice są
ale płeć nie przesądza .
Są kobiety o bardzo szerokich horyzontach intelektualnych ,
z bardzo sprawnym aparatem rozumowania .
I nic nie tracą na swej kobiecości , wręcz przeciwnie .
Uczucie nie jest ponad rozumem .
Dla mnie przeciwnie .
Jak kochać np. nieprzyjaciół ?
Tylko rozumem , bo inaczej się nie da .
I to jest właśnie "wyższa szkoła miłości" .
Jak np. kochać męża który zdradza , męża który używa przemocy ?
Tęsknotą za przytuleniem , marzeniami o "upojnych nocach" ?
......... to raczej patologia uczuć
Ale rozumem można .
I dalej .
Rozumowa miłość , nie wyklucza uczuciowej .
Ale nie od zakochania się wychodzi ,
ale od przyjaźni np.
( choć od zakochania też można )
To nie uczucia mają być fundamentem , ale WARTOŚCI ,
podobieństwa , coś w rodzaju pokrewieństwa
intelektu czy dusz ( to jeszcze wyższa liga ) .
Najwyższą jest prawdopodobnie zdolność
do przeżyć mistycznych , wykraczających
poza ziemską rzeczywistość .
======================================================
Miłość doskonała ( finalna , docelowa )
to RELACJA doskonała , a relacja to WYMIANA , uzupełnienie ,
wzajemne POZNAWANIE , tym samym otwartość na to poznawanie
i ciekawość poznawania . Dawanie i branie jednocześnie .
Jeszcze raz - piszę o miłości doskonałej .
I to jest miłość mądra i szczęśliwa .
................ no , to zejdźmy na Ziemię teraz
Do w miarę udanego małżeństwa
nie trzeba wcale aż tak wiele - nieco rozsądku po obu stronach ,
jakiś minimum umiejętności komunikacji ,
szkielet wartości podstawowych i przyzwoitość .
Profity będą po obu stronach - dobre .
To interes dla obojga .
Kobieta będzie miała - stabilizację , pewność ,warunki ,
bezpieczeństwo ( wszystko niezbędne do posiadania i wychowania dzieci )
a mąż strawę , ciepło w domu i w łóżku .
To mało ?
Miłość cierpiąca ?
Miłość jednokierunkowa ?
........tylko czasowa
Taki układ pojmowany jako WIECZNIE ISTNIEJĄCY
nie miałby racji bytu , byłby niemądry i bezsensowny .
Zresztą - wszystko się zgadza , wedle planu Boga ,
tak nie będzie .
Re: I co teraz?
Chłopaki -czy Wam chodzi o ŻYCIE WIECZNE czy o NIEBO lub PIEKŁO bo tak będzie ostatecznie?
Może w tym jest nieporozumienie, że mare twierdzi, że na NIEBO trzeba zapracować a Pantop twierdzi, że życie wieczne na pewno jest i kropka.
Bo jest. Niebo piekło i czyściec. A po przyjściu Chrystusa tylko niebo i piekło. Może stąd nieporozumienie?
Może w tym jest nieporozumienie, że mare twierdzi, że na NIEBO trzeba zapracować a Pantop twierdzi, że życie wieczne na pewno jest i kropka.
Bo jest. Niebo piekło i czyściec. A po przyjściu Chrystusa tylko niebo i piekło. Może stąd nieporozumienie?
Re: I co teraz?
Nie stawiam się ponad innych i jestem całkowicie świadoma lepszych ode mnie - to mnie wręcz mobilizuje do większej pracy ... Możesz nazwać to chwaleniem się , brakiem skromności lub innym określeniem. Ja na to do czego doszłam ciężko pracowałam, bardzo ciężko i nie będę ukrywać dumy z tego co osiągnęłam i na jakim etapie jestem. Wiem również ,że ludzie zawsze źle będą odbierali czyjeś sukcesy i będą uważali,że nie wypada się nimi chwalić. Nie mam z tym problemu. Wiesz Mare, ja już to wszystko przerobiłam. Przerobiłam to ,że aby szanować , rozumieć i doceniać innych muszę najpierw potraktować tak siebie samą. Taki system zresztą sprawdza się w każdej dziedzinie. Przerobiłam również to, by chodzić wreszcie z głową wysoko podniesioną - uwaga : nie zadartą tylko godnie podniesioną.mare1966 pisze: ↑17 mar 2018, 14:20 Helenast
stawiasz się trochę "ponad " innych .
Tak publicznie ?
Zapewne , masz ku temu zasługi , ale ..... ostrożniej ,
bo mogą się objawić "godniejsi" niźli ty .
Owszem - nie chwalisz się dla chwalenia ,
ale ........ no trochę jednak jest w tym i tego .
Można tak odczytać przynajmniej .
Przy okazji - skromność nie jest i moją mocną stroną .
Re: I co teraz?
helenast ,
gramy w jednej drużynie ,
chociaż na różnych pozycjach .
Pozostańmy przy tym .
Zresztą sporu ja tu nie widzę jakiegoś zasadniczego .
Nawiasem , widzę , że każda z osób na Sycharze
to jak osobna gwiazda w przestrzeni kosmosu .
( nie w tym sensie , że "gwiazda" tv )
Niby podobni , ale i jednocześnie zaskakująco różne
mamy często widzenie
spraw i Ziemi i Nieba .
===================================
Marylka ,
życie wieczne wynika z nieśmiertelności duszy .
Skoro jest nieśmiertelna - to żyje wiecznie .
Logiczne , nie ?
Tylko , co to za życie wieczne w piekle ?
To chyba wiadomo , o co chodzi , nie ?
gramy w jednej drużynie ,
chociaż na różnych pozycjach .
Pozostańmy przy tym .
Zresztą sporu ja tu nie widzę jakiegoś zasadniczego .
Nawiasem , widzę , że każda z osób na Sycharze
to jak osobna gwiazda w przestrzeni kosmosu .
( nie w tym sensie , że "gwiazda" tv )
Niby podobni , ale i jednocześnie zaskakująco różne
mamy często widzenie
spraw i Ziemi i Nieba .
===================================
Marylka ,
życie wieczne wynika z nieśmiertelności duszy .
Skoro jest nieśmiertelna - to żyje wiecznie .
Logiczne , nie ?
Tylko , co to za życie wieczne w piekle ?
To chyba wiadomo , o co chodzi , nie ?
Re: I co teraz?
Dla mnie logiczne..Marylka ,
życie wieczne wynika z nieśmiertelności duszy .
Skoro jest nieśmiertelna - to żyje wiecznie .
Logiczne , nie ?
Tylko , co to za życie wieczne w piekle ?
To chyba wiadomo , o co chodzi , nie ?
Nie rozumiem tylko o co Eam chodzi z Pantopem. Ale w sumie to nieważna
Re: I co teraz?
Marylka, chyba "słownik" poprzekręcał ci troszkę niektóre wyrazy - nie wiem czy wszyscy zrozumieliśmy co chciałaś napisać (PS poprawiłam cytowanie)
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Re: I co teraz?
Do: marylka
W potocznym rozumieniu na NIEBO trzeba zapracować.
W dosłownym rozumieniu - nie ma takiej możliwości.
Pozwoliłem sobie tylko ponazywać rzeczy po imieniu, coby jasność byłaChłopaki -czy Wam chodzi o ŻYCIE WIECZNE czy o NIEBO lub PIEKŁO bo tak będzie ostatecznie?
Może w tym jest nieporozumienie, że mare twierdzi, że na NIEBO trzeba zapracować a Pantop twierdzi, że życie wieczne na pewno jest i kropka.
Bo jest. Niebo piekło i czyściec. A po przyjściu Chrystusa tylko niebo i piekło. Może stąd nieporozumienie?
W potocznym rozumieniu na NIEBO trzeba zapracować.
W dosłownym rozumieniu - nie ma takiej możliwości.
Re: I co teraz?
helenast - brzmi to trochę, jakbyś już osiągnęła poziom mistrzowski, oświecenie...helenast pisze: ↑17 mar 2018, 12:36 [...] Masz rację Aleksandrze, że taki poziom miłości to wyższy poziom [...] Nie będę ukrywać,że ogrom pracy mnie to kosztowało, ogrom łez, buntu również, ciężkiej pracy na 12 krokach, ale w końcu wysiłek nie poszedł na marne. [...]
Chciałabym, by każdy doznał takiego sposobu dawania i okazywania uczuć / miłości [...] ja tak żyję i jest nam z tym dobrze.
Re: I co teraz?
Witajcie.
Na imprezie tak ja się spodziewałam było poprawnie i miło. Pod koniec mąż nawet trochę się rozkręcił i było wesoło. Jednak w momencie powrotu do domu już widziałam, że wraca poprzedni nastrój, obojętność. Wieczorem dołożył mi pytaniem czy go ostrzygę i że mi zapłaci. Wracamy do punktu wyjścia. Powiedziałam, że nie chcę pieniędzy, że skoro wrócił to jest bez sensu takie coś. Zaczął się upierać, na końcu stwierdził, że jak nie chcę pieniędzy to pójdzie do fryzjera. Odpowiedziałam, że skoro tak chce to niech idzie i tym "optymistycznym" akcentem zakończyliśmy wieczór. Nie kłóciłam się, nie upierałam, chociaż w środku rodzi się bunt na tę...nie wiem jak to nazwać...głupotę? No, ale tak, dla mnie to głupota, a dla niego? Może pokazywanie jakiejś autonomii, odrębności, niezależności? Po ludzku wygląda to tak jakby mi łaskę zrobił tym, że wrócił, że tutaj jest i jakby karał mnie za swoje przewinienia, jakbym to ja musiała się starać, żeby zasłużyć na jego...nawet nie miłość...ale na rozmowę czy minimalne zainteresowanie. Trudne to do przełknięcia i do zrozumienia.
Jeśli chodzi o Waszą dyskusję to jeśli mogę się odnieść to chyba skłaniam się ku zdaniu, że w życiu wszystko jest "za coś". Nie potrafię kochać nie oczekując wzajemności, nawet podświadomie. Mówię szczerze, staram się, próbuję, pracuję nad sobą i wiem, że będzie to z pożytkiem dla mnie, ale w głębi serca mam nadzieję, że mąż doceni, zrozumie i wróci do mnie sercem. I nawet jeśli już się od niego emocjonalnie odwieszę, nawet jeśli będę potrafiła bez niego żyć i jeśli podejmie decyzję o definitywnym rozstaniu, to przecież będę liczyć na to, że ten czas, ta moja praca, starania były po to, żeby o tym sobie kiedyś przypomniał i jednak wrócił. Wiem, że panowie tu bardziej pisali dosłownie, że coś za coś i skłaniam się ku temu, choć to może prozaiczne. Może nawet na początku nie uświadamiamy sobie tego. A kochać nie oczekując niczego w zamian to bardzo piękne, ale dla mnie osobiście jeszcze nie do osiągnięcia.
Na imprezie tak ja się spodziewałam było poprawnie i miło. Pod koniec mąż nawet trochę się rozkręcił i było wesoło. Jednak w momencie powrotu do domu już widziałam, że wraca poprzedni nastrój, obojętność. Wieczorem dołożył mi pytaniem czy go ostrzygę i że mi zapłaci. Wracamy do punktu wyjścia. Powiedziałam, że nie chcę pieniędzy, że skoro wrócił to jest bez sensu takie coś. Zaczął się upierać, na końcu stwierdził, że jak nie chcę pieniędzy to pójdzie do fryzjera. Odpowiedziałam, że skoro tak chce to niech idzie i tym "optymistycznym" akcentem zakończyliśmy wieczór. Nie kłóciłam się, nie upierałam, chociaż w środku rodzi się bunt na tę...nie wiem jak to nazwać...głupotę? No, ale tak, dla mnie to głupota, a dla niego? Może pokazywanie jakiejś autonomii, odrębności, niezależności? Po ludzku wygląda to tak jakby mi łaskę zrobił tym, że wrócił, że tutaj jest i jakby karał mnie za swoje przewinienia, jakbym to ja musiała się starać, żeby zasłużyć na jego...nawet nie miłość...ale na rozmowę czy minimalne zainteresowanie. Trudne to do przełknięcia i do zrozumienia.
Jeśli chodzi o Waszą dyskusję to jeśli mogę się odnieść to chyba skłaniam się ku zdaniu, że w życiu wszystko jest "za coś". Nie potrafię kochać nie oczekując wzajemności, nawet podświadomie. Mówię szczerze, staram się, próbuję, pracuję nad sobą i wiem, że będzie to z pożytkiem dla mnie, ale w głębi serca mam nadzieję, że mąż doceni, zrozumie i wróci do mnie sercem. I nawet jeśli już się od niego emocjonalnie odwieszę, nawet jeśli będę potrafiła bez niego żyć i jeśli podejmie decyzję o definitywnym rozstaniu, to przecież będę liczyć na to, że ten czas, ta moja praca, starania były po to, żeby o tym sobie kiedyś przypomniał i jednak wrócił. Wiem, że panowie tu bardziej pisali dosłownie, że coś za coś i skłaniam się ku temu, choć to może prozaiczne. Może nawet na początku nie uświadamiamy sobie tego. A kochać nie oczekując niczego w zamian to bardzo piękne, ale dla mnie osobiście jeszcze nie do osiągnięcia.
Re: I co teraz?
Do mistrza jeszcze mam daleką drogę, ale wciąż pracuję nad sobąAleksander pisze: ↑17 mar 2018, 23:21helenast - brzmi to trochę, jakbyś już osiągnęła poziom mistrzowski, oświecenie...helenast pisze: ↑17 mar 2018, 12:36 [...] Masz rację Aleksandrze, że taki poziom miłości to wyższy poziom [...] Nie będę ukrywać,że ogrom pracy mnie to kosztowało, ogrom łez, buntu również, ciężkiej pracy na 12 krokach, ale w końcu wysiłek nie poszedł na marne. [...]
Chciałabym, by każdy doznał takiego sposobu dawania i okazywania uczuć / miłości [...] ja tak żyję i jest nam z tym dobrze.
Re: I co teraz?
Dlatego wciąż czujesz gorycz, żal , smutek , a nawet złość . Ty dajesz, a on nie. To prawda,że wymaga to pracy, ale masz wszystko przed sobą. Wydaje mi się,że dobrze zrobiłaś utrzymując swoje stanowisko w sprawie pieniędzy za podcięcie włosów.Nie chciał to nie.A tak w sumie to śmieszne , dziecinne i ostentacyjne wręcz zachowanie męża. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jest spory procent osób, które zachowują się jak ofiary , a nie jak winowajcy. Czy to pewien rodzaj wyparcia, chęć zatuszowania win - nie wiem , trudno określić. Z tego co piszesz Smutku to widać jakby mąż naprawdę robił łaskę,że jest z Tobą. Może dlatego ,że traktujesz go jak szklane jajko. Sama stwarzasz taki układ u Was. Ja wiem,że boisz się zrobić jakikolwiek ruch by mąż się nie wyprowadził , by nie odszedł, by się nie wkurzał. Smutek - to sztuczne , nie uważasz ? Jak długo tak chcesz tak funkcjonować ? Mąż zrobił Ci łaskę ,że wrócił i teraz na tej łasce funkcjonuje. To bolesne, ale trzeba stanąć w lustrze prawdy.
Re: I co teraz?
Zasada:dawaj dobro......bo chcesz dawać......i nie żałuj dobra..pd
Re: I co teraz?
Z drugiej strony....Smutk -jeśli nie jesteś gotowa zrobić zdecydowanych kroków -nie podejmuj ich. Rób to, co Ci serce podpowiada. Każdy ma swój czas i dojrzewa w swom czasie do takiej czy innej decyzji.
Teraz dopiero widzę jak było u mnie i co do mnie rodzina mówiła.
A ja cały czas trwałam w tym związku.
No cóż - naginał mnie naginał i w końcu złamał. Nawet ja -obrońca węzła małżeńskiego musiałam się poddać i odejść.
Wiesz Smutku, że mąż stosuje wobec Ciebie przemoc?
Wyraźnie karze Cię za coś swoim ostentacyjnym zachowaniem.
I ma z tego jakieś profity.
Może nie musi się starać? Nie wiem - w obowiązkach domowych? W wyglądzie? Finansowo?
No i .....wyraźnie czuje się PANEM?
Dlaczego?
Bo jesteś w bezruchu i boisz się cokolwiek zrobić, żeby nie spłoszyć nastroszonego ptaszka.
Jestem przekonana, że to on ma jakieś ptoblemy ze sobą. I nie chcąc się do nich przyznać -oskarża i obwinia Cię nie wiadomo o co.
No cóż...on może zwentylować się na Tobie. Ty stoisz zakleszczona.
Dla mnie jego zachowanie jest marne.
Teraz dopiero widzę jak było u mnie i co do mnie rodzina mówiła.
A ja cały czas trwałam w tym związku.
No cóż - naginał mnie naginał i w końcu złamał. Nawet ja -obrońca węzła małżeńskiego musiałam się poddać i odejść.
Wiesz Smutku, że mąż stosuje wobec Ciebie przemoc?
Wyraźnie karze Cię za coś swoim ostentacyjnym zachowaniem.
I ma z tego jakieś profity.
Może nie musi się starać? Nie wiem - w obowiązkach domowych? W wyglądzie? Finansowo?
No i .....wyraźnie czuje się PANEM?
Dlaczego?
Bo jesteś w bezruchu i boisz się cokolwiek zrobić, żeby nie spłoszyć nastroszonego ptaszka.
Jestem przekonana, że to on ma jakieś ptoblemy ze sobą. I nie chcąc się do nich przyznać -oskarża i obwinia Cię nie wiadomo o co.
No cóż...on może zwentylować się na Tobie. Ty stoisz zakleszczona.
Dla mnie jego zachowanie jest marne.