Strona 28 z 57

Re: I co teraz?

: 18 kwie 2018, 7:08
autor: Smutek
mare1966
Siostra na męża i dwoje małych dzieci. Mam wrażenie, że odkąd się pojawiły te dzieci posiadła wiedzę i patent na wszystkie problemy świata, oczywiście nie swoje. Musiałam trochę ukrócić jej zapędy, bo za każdym razem dostawałam ochrzan, dlaczego nie wywaliłam męża i ile jeszcze to potrwa.
Wiem, że mój strach przed przyszłością szkodzi tylko mnie. Dlaczego pozbieranie się do kupy tyle trwa...

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 19:24
autor: Smutek
Kochani napiszcie czy Wasi mężowie/żony w trakcie kryzysu też ściągali obrączki?
Pierwszy raz mąż zdjął obrączkę na tydzień przed tą "wielką wyprowadzką". Nawet tego wtedy nie zauważyłam, bo unikał ze mną jakiegokolwiek kontaktu. Kiedy wrócił, założył.
Wczoraj zwróciłam uwagę, że znów nie nosi. Boli mnie to chyba bardziej niż jego zachowanie.
Jest teraz bardzo głośny, wszystkim trzaska - drzwi, szafki, nawet jak kubek stawia na stole to głośno. Przeklina jak szewc i im mniej ma racji, to tym bardziej się wymądrza. Wieczorami piwko i to nie jedno, ale przeważnie trzy. Kapsle latają po kuchni, żebym usłyszała, że ON PIJE PIWO. Staram się tego nie komentować, bo mam wrażenie, że tylko czeka na moją kontrę czy zwrócenie uwagi.
Nadal kilkakrotnie zmienia każdą decyzję, którą podejmuje. Ciężko to wszystko znoszę, w jakiś dołek wpadłam, ale przy nim nie pokazuję, że mi źle.
Wczoraj sam z siebie zapytał czy chcę iść na spacer z psem i z nim. Poszłam, ale w połowie pożałowałam, szarpał tego biednego psa, że parę razy zwróciłam uwagę i sama zaczęłam go prowadzić. Normalnie to bym chyba wzięła psa i poszła do domu, ale wytrzymałam. Za parę minut rozmawiał normalnie o jakichś nieistotnych sprawach.
Czasami czuję się jakbym w domu miała dziecko, które bawi się odbezpieczonym granatem i za chwilę rzuci...nie rzuci...nie wiadomo...

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 19:42
autor: jacek-sychar
Smutek pisze: 23 kwie 2018, 19:24 Kochani napiszcie czy Wasi mężowie/żony w trakcie kryzysu też ściągali obrączki?
Demonstracyjnie.

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 19:46
autor: Smutek
Jacek, a on kurde, niby nie że cichcem, ale też nie że mi oko tym wybił. Po prostu zdjął, a ja przypadkowo zauważyłam.

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 20:15
autor: zsercem
Z rzutem o blat w kuchni. Jak zaprotestowałem przeciwko wyjazdowi do kowalskiego. Potem zakładała jak coś chciała ode mnie.

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 21:14
autor: Lawendowa
jacek-sychar pisze: 23 kwie 2018, 19:42
Smutek pisze: 23 kwie 2018, 19:24 Kochani napiszcie czy Wasi mężowie/żony w trakcie kryzysu też ściągali obrączki?
Demonstracyjnie.
Potwierdzam.
Zostawił w bardzo widocznym miejscu i dzień później zadzwonił, żeby się upewnić, czy aby na pewno zauważyłam :lol:

Smuteczku z tego co piszesz, to Twój mąż naprawdę zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. A może chce Cię sprowokować, żebyś to Ty nie wytrzymała i coś z tym zrobiła czyt. "uwolniła" go od siebie? Najlepiej tak żeby on nie musiał nic robić tzn. podejmować decyzji?

Re: I co teraz?

: 23 kwie 2018, 21:17
autor: Smutek
zsercem
To zakładanie jak miała interes, paskudne i wyrachowane. Co się dzieje w głowie takiego człowieka...nie mogę tego pojąć.

Re: I co teraz?

: 24 kwie 2018, 11:12
autor: krople rosy
Smutek pisze: 23 kwie 2018, 19:24 Jest teraz bardzo głośny, wszystkim trzaska - drzwi, szafki, nawet jak kubek stawia na stole to głośno. Przeklina jak szewc i im mniej ma racji, to tym bardziej się wymądrza. Wieczorami piwko i to nie jedno, ale przeważnie trzy. Kapsle latają po kuchni, żebym usłyszała,
Tak wygląda szczęśliwy mężczyzna mający kochankę?
Albo coś nie poszło albo to demonstracja niechęci że ciągle jeszcze mieszka w małżeńskim gnieździe.
Smutek pisze: 23 kwie 2018, 19:24 Wczoraj sam z siebie zapytał czy chcę iść na spacer z psem i z nim. Poszłam, ale w połowie pożałowałam, szarpał tego biednego psa
Może to pretekst do sprowokowania jakiejś poważnej rozmowy...ale odwagi brakło...?

Re: I co teraz?

: 24 kwie 2018, 13:29
autor: 3Has
Smutek pisze: Staram się tego nie komentować, bo mam wrażenie, że tylko czeka na moją kontrę czy zwrócenie uwagi.
(...)
Czasami czuję się jakbym w domu miała dziecko, które bawi się odbezpieczonym granatem i za chwilę rzuci...nie rzuci...nie wiadomo...
Bo tak jest, z tym że ten granat, to Ty albo uzbrajasz albo nie. Jeśli będziesz odporna, i nie uzbroisz granatu - to sobie może rzucać. Wtedy to się nazywa granat ćwiczebny:)

Oczywiście że masz dorosłe dziecko, i to rozkapryszone. Trzeba go wychować. To niełatwe zadanie - wiem. Ale po prostu bądź cierpliwa. Myślę że dobrze sobie dajesz radę, tylko za dużo Ciebie to kosztuje.

Re: I co teraz?

: 24 kwie 2018, 17:29
autor: Smutek
Lawendowa
Jest dokładnie tak jak piszesz. Najlepiej żebym podjęła za niego wszystkie decyzje, zwłaszcza te niewygodne. I jeszcze ponosiła za nie odpowiedzialność przed innymi.
krople rosy
Myślę, że coś nie wypaliło na początku z ewentualną kowalską i dlatego te płacze i depresje. Ale mogę też się mylić, bo nie miałam ewidentnego dowodu poza komórką i tymi kłamstwami na temat "koleżanki". A że biedak się tu męczy nic nie poradzę. Teraz nawet lepsze warunki do wyprowadzki niż w zimie. Tak naprawdę nie wiem co planuje, co myśli, pewnie nawet on sam tego nie wie.
3 Has
Nie uzbroję tego granatu, chociaż to niełatwe. Jestem prawie choleryczką więc ciężko i to spory wysiłek, żeby nie reagować, puścić mimo uszu, nie skomentować bzdur, które wygłasza, ale staram się jak mogę.

Re: I co teraz?

: 02 maja 2018, 21:38
autor: Smutek
Szukajcie a znajdziecie....😢
Po długim czasie zaglądnęłam dzisiaj do jego komórki, jak poszedł brać prysznic. Smsy i połączenia pokasowane ale zostawił konwersację na Messenger. Koleżanka z pracy, status wolna, ostatnie zdjęcie z facetem z 2016 roku, młodsza, na pewno, ale nie sprawdziłam ile, bo mi się tak ręce zaczęły trząść... pisze do niej "Smerfetko" i typowe pierdoły wkręcające zwykłe przekomarzanie w rozmowę pełną dwuznaczności, wiadomo o co chodzi. Szczerze, to przecież podejrzewałam coś takiego, a teraz siedzę i ryczę. Bo tego nie da się "odzobaczyć".
Nie robiłam sobie wielkich nadziei przecież, ale ostatnie dwa tygodnie były względnie spokojne i nawet zaczął się coś więcej odzywać, no i sruuu.
Początek taki sam jak 3 lata temu. Wtedy też zastałam to w takim momencie, ale wtedy jeszcze mnie kochał. Teraz nie ma nic...
Z wyglądu zwykła dziewczyna, żadna seks bomba, ale może ma to coś, w sumie teraz wystarczy, że nie jest mną i już ma fory...
Nie chcę i nie mogę cofnąć się do pierwszego etapu rozpaczy, ale to tak boli bardzo.
Nie wiem co teraz robić. Udawać, że nic nie wiem i czekać, aż to zabrnie dalej... nie wiem czy dam radę. Z drugiej strony jeśli to ruszę, to rozpęta się wojna, a dla niego kolejny argument przeciw mnie...
Szans na to, że to umrze śmiercią naturalną też nie ma, bo pracuje z nią.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem...

Re: I co teraz?

: 02 maja 2018, 22:21
autor: mare1966
Też nie wiem , co tu doradzić .

Smerfetka wie , że Papa Smerf osmerfowany ?

Re: I co teraz?

: 02 maja 2018, 23:00
autor: Smutek
mare1966
Tak, wie. Nawet w tych rozmowach coś tam o mnie było, a jego odpowiedź chłodna na mój temat. Chociaż on po zdjęciu obrączki już nie czuje się pewnie żonaty...
Ja nie wiem, jak on sobie wyobraża, że tu będzie mieszkał, bo nie "umie" wynająć mieszkania i jednocześnie będzie "układał" sobie życie? Jemu się ciągle wydaje, że zrobił mi łaskę tym, że mieszka u mnie. Staram się zachowywać w stosunku do niego normalnie, ale bez nadskakiwania jakiegoś, kiedy wychodzi z jakąś inicjatywą, w sensie rozmową, propozycją, nawet jeśli to mało istotne rzeczy, odpowiadam. Kiedy się nie odzywa, wycofuje, ja zajmuję się sobą, nie nagabuję, zostawiam przestrzeń. Nie wiem czy teraz dam radę być "normalna".
Te wiadomości to regularny flirt, z aluzjami seksualnymi, żarcikami itp. Mam wrażenie, że to jest właśnie ta rozwiedziona koleżanka z pracy, o której krążyło kilka wersji przed jego wyprowadzką, że z baru, że ze szkoły, na końcu że z pracy. Podał mi nawet wtedy jej imię i nazwisko, z tym że skłamał, bo ona nazywa się inaczej.
Gdzieś pod skórą czułam, że to się nie skończyło, ale nie miałam dowodów. No to teraz już wiem...

Re: I co teraz?

: 03 maja 2018, 0:57
autor: Smutek
Mam wrażenie, że weszłam na inny, jak to mówią gracze komputerowi, level (poziom) cierpienia. Zdaję sobie sprawę, że na ten moment mogło być gorzej, ale w tym kierunku to właśnie zmierza.
Nie mogę zasnąć, więc wybaczcie, że ględzę, w sytuacjach krytycznych zawsze Wy pierwsi.
Wyryczałam się już, nie ostatni raz w najbliższym czasie zapewne i staram się to ogarnąć, chociaż boli...
Zawsze myślałam, że bardziej zaboli mnie zdrada fizyczna (do której jeszcze, sądząc po tym co i jak piszą, jeszcze nie doszło), ale tylko tak myślałam. Choć przecież podejrzewałam coś takiego, to po raz kolejny pęka mi serce. Ile razy jeszcze?
Jestem zmęczona, psychicznie, fizycznie, w każdy możliwy sposób. Myślałam, że wytrzymam, udźwignę dużo, ale nie jestem wyjątkowa, jestem zwyczajnym słabeuszem. Nie, nie użalam się, stwierdzam fakt.
Z jednej strony jestem zła, mam ochotę wywalić go na zbity pysk (przepraszam za dosadność, ale mam w głowie o wiele gorsze słowa), na pożegnanie kopnąć w tyłek, a gdyby na czubek mojego buta napatoczyła się kowalska to wzięłabym drugi rozmach. Muszę uznać, że na ten moment mój mąż naprawdę nic do mnie nie czuje, nic a nic. Co więc z tego by mi przyszło? Nikła szansa, że ze strachu przed samodzielnością by otrzeźwiał, ale jak wtedy wyglądałoby nasze życie. Żałośnie. Druga opcja, to że wyniósłby się faktycznie, nie wiem, do tych swoich rodziców, na mieszkanie siostry i wtedy mógłby swobodnie już bez kombinowania kontynuować to co zaczął. Ona wolna, on biedny wywalony przez żonę, ona pociesza itp., itd. Pytanie więc czemu wrócił po tej jednodniowej wyprowadzce? Myślę, że dlatego, że to nie ja go wyrzuciłam, ta decyzja nie była też do końca jego, to teściowie ugięli się wystraszeni jego stanem (wtedy były gadki o tym, że sobie coś zrobi).
Skoro więc te opcje nie są dobrym rozwiązaniem zostaje wariant trzeci. Nie chcę zaprzepaścić tego do czego doszłam do tej chwili. Serce i rozum podpowiadają mi, żeby trwać, chociaż mój charakter się buntuje jeszcze, ale tak naprawdę mnie dawnej już prawie nie ma. Widzę u siebie całkiem inne zachowania, inne reakcje. I nie są to rzeczy zaplanowane, bo "tak trzeba teraz". Po prostu to się dzieje "samo", a właściwie wiadomo, że bez Jego pomocy by tego nie było. I chociaż się boję, że nie dam rady, że nie uniosę, to wiem co muszę zrobić. Wytrwam ile się da, choć czuję kolejną tonę kamieni na plecach. Wiem, że większość z Was zna ten ciężar, aż za dobrze. Dlaczego mi się wydawało, że u mnie będzie inaczej...
18 maja kończę Nowennę Pompejańską w intencji uratowania małżeństwa. Wielu z Was pisało, że w małżeństwie dalej źle, ale odczuwacie spokój i Matka Boża przygotowała Was na wiadomość o kowalskich, na dowod, na poznanie prawdy. I tak też jest u mnie.
Wiem, że teraz będzie ciężej. Przedtem nie byłam pewna gdzie wychodził, do kogo pisał na komórce, zawsze istniała szansa, że z kolegą. A teraz? Też istnieje ta sama szansa, ale mój mózg już wie i teraz zaczną się nękania umysłu.
Kończę już, przepraszam że takie wypracowanie. Wiem co mam robić, musiałam to po prostu przeanalizować, zobaczyć to napisane.
Dobranoc

Re: I co teraz?

: 03 maja 2018, 8:03
autor: jacek-sychar
Smutek pisze: 03 maja 2018, 0:57 Wytrwam ile się da, choć czuję kolejną tonę kamieni na plecach. Wiem, że większość z Was zna ten ciężar, aż za dobrze.
No tak, wreszcie wiem, dlaczego mi wysiadł kręgosłup po odejściu żony. To ta tona kamieni na nieprzyzwyczajony do dźwigania organizmy. :( ;)
Smutek
Trzymaj się. Widzę, że już wiesz, co masz robić.
Ja nie dałem rady dalej trwać przy żonie. Tobie życzę, żebyś wytrwała.