Bezradność
Moderator: Moderatorzy
Bezradność
Witajcie,
Zaglądam tu już od jakiegoś czasu. Chociaż chyba za późno tu trafiłam.
Tyle tylu cierpienia, rozpaczy, problemów... ale też mnóstwo prawdy, życzliwości i dobrych rad.
Dziękuję, że jesteście.
Chciałabym się podzielić z Wami moją historią. Jest bardzo podobna do tych, o których czytałam ale samemu strasznie trudno ją nieść.
Miłość mojego życia poznałam w pierwszej klasie liceum. Uczyliśmy się jej, poznawaliśmy siebie, od pierwszego dotyku, pierwszego pocałunku. W moim życiu nie było nigdy innego mężczyzny. Miałam wszystko czego pragnęłam. Dziękowałam Bogu za tą miłość i za rodzinę. Jesteśmy 19 lat po ślubie. Mamy dwójkę dzieci.
Kryzys zaczął się 2,5 roku temu. Wraz ze zbliżającą się 40 - tką mojego męża.
Zaczął mówić o braku emocji, o przemijaniu, o tym, że nic go już nie czeka.
Starałam się wtedy coś zmienić, bardziej o siebie zadbać, zapewnić mu nowe doznania. Raz było lepiej raz gorzej. Nasze życie przyjmowało kształt sinusoidy. Z tym, że wzniesienia zaczęły trwać coraz krócej. Po jakimś czasie przyznał się, że się zakochał w kimś. Ponoć nie doszło do zdrady fizycznej. Pisali ze sobą i kilka razy się spotkali (tyle wiem od niego). Strasznie to przeżyłam ale zapewniał, że kocha i chce być ze mną. Przełknęłam. Nie wracałam, nie wypominała. Starałam się być dobrą żoną i kochanką. Niestety mimo wszystko było coraz gorzej. Mówił, że to co było między nami się wypaliło, że musi odejść, żeby się przekonać. O wyprowadzce słyszałam tuż przed wigilią, która przygotowywałam sama i spędzaliśmy ją z jego rodzicami.
Po cudownym Sylwestrze spędzonym we dwójkę już po dwóch dniach nie czuł bliskości emocjonalnej, podczas gdy ja czułam się tak blisko niego. Dwa razy dał się namówić na terapię. Powiedział tam, że raczej nie chce naprawiać naszego małżeństwa, nie widzi w tym sensu. Mimo, że spaliśmy do tej pory ze sobą każdej nocy wtuleni w siebie.
No i wtedy wydawało mi się, że muszę postawić granicę, że nie chcę być tylko ciałem do zaspokajania potrzeb, że chcę, żebyśmy razem chcieli to naprawiać i poprosiłam o to, żeby przeniósł się do pokoju gościnnego, żebyśmy mogli nabrać trochę dystansu i żeby mógł się zastanowic czego naprawdę chce.
Po tygodniu milczenia gdy chciałam porozmawiać usłyszałam, że to mu pomogło, że to koniec, nie widzi szans, wyprowadzi się.
I trwa to już dwa miesiące. Dzisiaj zapowiedział, że wyprowadzka w środę. Nie ma odwagi tylko powiedzieć tego dzieciom.
Zarzuca mi, że nie potrafiłam go z tego wyciągnąć. Że to on był zawsze inicjatorem i motorem wszystkiego. Że ja tylko potrafię się zamknąć w swoim cierpieniu i się modlić.
Serce pęka z żalu...
Prześledziłam forum, przeczytałam kilka polecanych książek, staram się dbać o siebie, modlę się, byłam na spotakniu w ognisku Sychar.
Jednak każdy jego uśmiech, każdy żart daje mi nadzieję... Gdy mi ja zabiera znowu upadam, rozpaczam i tracę ją.
Nie wiem zupełnie jak mam ustalić spotkania z dziećmi, czy pozwolić mu wpadać do domu kiedy tylko będzie chciał, czy ustalić jakieś zasady...
oczekuje ode mnie, że mu pomogę z dziećmi, że obędzie się bez kłótni i sporów dla ich dobra ...
Potrzebuję mądrości Ducha Św. i modlitwy ...
Dodam, że niestety był dla mnie najważniejszy. Ustępowałam, godziłam się na wiele, nie miałam swoich pasji, mało znajomych, przyjaciół wcale.
Tylko rodzina i mój Ukochany.
Mąż się pogubił, przestał się spowiadać. Do kościoła chodzi jeszcze tylko ze względu na dzieci.
Bardzo dużo pracuje. Twierdzi, że spełnia się w pracy. Wraca o 23.00 we wszystkie dni tygodnia oprócz czwartków. Jest cudownym,przystojnym, uwielbianym przez swoje pacjentki lekarzem.
Trochę się tego nazbierało ...
Chwała Panu!
Zaglądam tu już od jakiegoś czasu. Chociaż chyba za późno tu trafiłam.
Tyle tylu cierpienia, rozpaczy, problemów... ale też mnóstwo prawdy, życzliwości i dobrych rad.
Dziękuję, że jesteście.
Chciałabym się podzielić z Wami moją historią. Jest bardzo podobna do tych, o których czytałam ale samemu strasznie trudno ją nieść.
Miłość mojego życia poznałam w pierwszej klasie liceum. Uczyliśmy się jej, poznawaliśmy siebie, od pierwszego dotyku, pierwszego pocałunku. W moim życiu nie było nigdy innego mężczyzny. Miałam wszystko czego pragnęłam. Dziękowałam Bogu za tą miłość i za rodzinę. Jesteśmy 19 lat po ślubie. Mamy dwójkę dzieci.
Kryzys zaczął się 2,5 roku temu. Wraz ze zbliżającą się 40 - tką mojego męża.
Zaczął mówić o braku emocji, o przemijaniu, o tym, że nic go już nie czeka.
Starałam się wtedy coś zmienić, bardziej o siebie zadbać, zapewnić mu nowe doznania. Raz było lepiej raz gorzej. Nasze życie przyjmowało kształt sinusoidy. Z tym, że wzniesienia zaczęły trwać coraz krócej. Po jakimś czasie przyznał się, że się zakochał w kimś. Ponoć nie doszło do zdrady fizycznej. Pisali ze sobą i kilka razy się spotkali (tyle wiem od niego). Strasznie to przeżyłam ale zapewniał, że kocha i chce być ze mną. Przełknęłam. Nie wracałam, nie wypominała. Starałam się być dobrą żoną i kochanką. Niestety mimo wszystko było coraz gorzej. Mówił, że to co było między nami się wypaliło, że musi odejść, żeby się przekonać. O wyprowadzce słyszałam tuż przed wigilią, która przygotowywałam sama i spędzaliśmy ją z jego rodzicami.
Po cudownym Sylwestrze spędzonym we dwójkę już po dwóch dniach nie czuł bliskości emocjonalnej, podczas gdy ja czułam się tak blisko niego. Dwa razy dał się namówić na terapię. Powiedział tam, że raczej nie chce naprawiać naszego małżeństwa, nie widzi w tym sensu. Mimo, że spaliśmy do tej pory ze sobą każdej nocy wtuleni w siebie.
No i wtedy wydawało mi się, że muszę postawić granicę, że nie chcę być tylko ciałem do zaspokajania potrzeb, że chcę, żebyśmy razem chcieli to naprawiać i poprosiłam o to, żeby przeniósł się do pokoju gościnnego, żebyśmy mogli nabrać trochę dystansu i żeby mógł się zastanowic czego naprawdę chce.
Po tygodniu milczenia gdy chciałam porozmawiać usłyszałam, że to mu pomogło, że to koniec, nie widzi szans, wyprowadzi się.
I trwa to już dwa miesiące. Dzisiaj zapowiedział, że wyprowadzka w środę. Nie ma odwagi tylko powiedzieć tego dzieciom.
Zarzuca mi, że nie potrafiłam go z tego wyciągnąć. Że to on był zawsze inicjatorem i motorem wszystkiego. Że ja tylko potrafię się zamknąć w swoim cierpieniu i się modlić.
Serce pęka z żalu...
Prześledziłam forum, przeczytałam kilka polecanych książek, staram się dbać o siebie, modlę się, byłam na spotakniu w ognisku Sychar.
Jednak każdy jego uśmiech, każdy żart daje mi nadzieję... Gdy mi ja zabiera znowu upadam, rozpaczam i tracę ją.
Nie wiem zupełnie jak mam ustalić spotkania z dziećmi, czy pozwolić mu wpadać do domu kiedy tylko będzie chciał, czy ustalić jakieś zasady...
oczekuje ode mnie, że mu pomogę z dziećmi, że obędzie się bez kłótni i sporów dla ich dobra ...
Potrzebuję mądrości Ducha Św. i modlitwy ...
Dodam, że niestety był dla mnie najważniejszy. Ustępowałam, godziłam się na wiele, nie miałam swoich pasji, mało znajomych, przyjaciół wcale.
Tylko rodzina i mój Ukochany.
Mąż się pogubił, przestał się spowiadać. Do kościoła chodzi jeszcze tylko ze względu na dzieci.
Bardzo dużo pracuje. Twierdzi, że spełnia się w pracy. Wraca o 23.00 we wszystkie dni tygodnia oprócz czwartków. Jest cudownym,przystojnym, uwielbianym przez swoje pacjentki lekarzem.
Trochę się tego nazbierało ...
Chwała Panu!
Re: Bezradność
Witaj na naszym forum Langusta
Cóż, kolejny mężczyzna, który poczuł przemijanie czasu. W dodatku lekarz, który chwilami czuje się jak Bóg, który decyduje o czyjejś śmierci lub życiu.
A sam nie może tego powiedzieć dzieciom? Zobaczy, jak to przyjmą, jak w jednej chwili zawali się im świat.
Pisząc Langusta pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie i Twojej rodziny.
Cóż, kolejny mężczyzna, który poczuł przemijanie czasu. W dodatku lekarz, który chwilami czuje się jak Bóg, który decyduje o czyjejś śmierci lub życiu.
A sam nie może tego powiedzieć dzieciom? Zobaczy, jak to przyjmą, jak w jednej chwili zawali się im świat.
Pisząc Langusta pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie i Twojej rodziny.
Re: Bezradność
Langusta,
Dobrze, że tu trafiłaś, jesteśmy wszyscy w podobnej lub takiej samej sytuacji,
doskonale rozumiem co czujesz, emocje są ogromne i cały ich wachlarz...
Skup sie na ile jesteś w stanie na sobie i dzieciach, one bardzo Ciebie teraz potrzebują.
Mąż prawdopodobnie ma teraz klapki na oczach.
Dobrze, że tu trafiłaś, jesteśmy wszyscy w podobnej lub takiej samej sytuacji,
doskonale rozumiem co czujesz, emocje są ogromne i cały ich wachlarz...
Skup sie na ile jesteś w stanie na sobie i dzieciach, one bardzo Ciebie teraz potrzebują.
Mąż prawdopodobnie ma teraz klapki na oczach.
Re: Bezradność
Dziękuję Jacku:-)
Pewnie powie dzieciom... ja się do tego nie wyrywam. Czekam. Nie wiem tylko czy powinnam postawić teraz jakieś granice jeżeli chodzi o kontakt z nimi. Ma wpadać kiedy chce? Ma się spotykać z nimi w domu? Mam go unikać? Czy utrzymywać kontakt?
Nie wiem co dobre dla mnie i dla dzieci?
Kochają go. Zawsze deklarował wartości o mocy i jedności rodziny. Dzieci już nie są małe. Wiedzą i czują dużo.
Wszystkie się sypie. Boję się jak sobie z tym poradzą teraz i w przyszłości. Trzymają w sobie emocje. Nie chcą o tym rozmawiać.
Nie mogę zrozumieć skąd ten egoizm. Stawianie siebie i swoich pragnień ponad wszystko:-(
Czasami myślę, że dąży również do własnej destrukcji, że powinnam go przed tym ratować, że to moja wina, że nie potrafię ...
Pewnie powie dzieciom... ja się do tego nie wyrywam. Czekam. Nie wiem tylko czy powinnam postawić teraz jakieś granice jeżeli chodzi o kontakt z nimi. Ma wpadać kiedy chce? Ma się spotykać z nimi w domu? Mam go unikać? Czy utrzymywać kontakt?
Nie wiem co dobre dla mnie i dla dzieci?
Kochają go. Zawsze deklarował wartości o mocy i jedności rodziny. Dzieci już nie są małe. Wiedzą i czują dużo.
Wszystkie się sypie. Boję się jak sobie z tym poradzą teraz i w przyszłości. Trzymają w sobie emocje. Nie chcą o tym rozmawiać.
Nie mogę zrozumieć skąd ten egoizm. Stawianie siebie i swoich pragnień ponad wszystko:-(
Czasami myślę, że dąży również do własnej destrukcji, że powinnam go przed tym ratować, że to moja wina, że nie potrafię ...
Re: Bezradność
Langusta
Nie ma tu Twojej winy. Nie obarczaj się odpowiedzialnością.
Teraz Ty też jesteś pokrzywdzona. Staraj się o siebie dbać, żebyś nie wpadła w czarną otchłań.
Nie ma tu Twojej winy. Nie obarczaj się odpowiedzialnością.
Teraz Ty też jesteś pokrzywdzona. Staraj się o siebie dbać, żebyś nie wpadła w czarną otchłań.
Re: Bezradność
Straszne jest czytanie o początkach kryzysu , przypomina mi sie wtedy moje cierpienie , ten ból nie do zniesienia , natłok mysli i analiz , czas biegnący tak powoli .
Patrząc teraz z perspektywy 2 lat widze że wszystko dzieje się po coś , że Bóg ma dla nas plan .
To co czsem wydaje się nam straszne okazuje się darem Bożym , ja Bogu dziękuje za mój kryzys .
Patrząc teraz z perspektywy 2 lat widze że wszystko dzieje się po coś , że Bóg ma dla nas plan .
To co czsem wydaje się nam straszne okazuje się darem Bożym , ja Bogu dziękuje za mój kryzys .
Re: Bezradność
Absolutnie się zgadzam. Największy ból w moim życiu okazał się być największym darem jaki otrzymałem od dnia narodzin.
Z perspektywy czasu i własnych doświadczeń polecam byś z całych sił przestała na mężu wisieć emocjonalnie. To odpycha i jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Ja wisiałem, zresztą wolałem niestety być mądrzejszy od forumowiczów i popełniłem większość klasycznych błędów popełnianych przez opuszczanych.
Zachęcam, poza wizytami w ogniskach, do czytania polecanych na forum książek oraz rekolekcji.
Kryzys małżeński, poza ewentualnym kryzysem wieku średniego u męża, nie wziął się znikąd. Warto dokładnie przeanalizować siebie i małżeństwo.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Bezradność
Witaj
Ja bez wstępów i to co myślę .
Zawsze to jednak jeden z punktów widzenia ,
więc może i warto przeczytać i się zastanowić .
Od razu przepraszam , bo będzie ostro .
Ukochany , miłość mojego życia , cudowny sylwester itp.
To jakaś bajka ?
Ja rozumiem , na szesnastolatkę nawet typowe
( choć zauważam , że te dzisiejsze nastolatki ,
to bywa , że mają poglądy jakby już życie przeżyły , takie doświadczone ) .
A twój mąż nie lepszy .
Wypaliło się ?
To jest poważny facet , odpowiedzialny ojciec ?
Spełnia się w pracy ?
Jak , poprzez adorację i uwielbienie pacjentek do własnej osoby ?
Co prawda nie od dzisiaj to wiem ,
ale niestety , ani wykształcenie ani tzw.pozycja społeczna
zupełnie nie świadczy o ludziach .
-----------------------------------------------------------------------------------
Teraz pozytywy .
Czas najwyższy trochę się przebudzić z tej bajki .
I jak widzę - dostrzegasz już pewne błędy .
Brak równowagi w związku .
Byłaś jakby tłem dla męża , może upiększającym zwierciadłem ,
co nazywasz miłością , a on odczuwał jako wiszenie na nim .
I zapewne poznał kobietę aktywną , z osobowością własną ,
niezależną , nową itd.
W tym akurat nic dziwnego , raczej dziwne byłoby
nikogo interesującego w życiu nie spotkać .
Natomiast - głupie są wnioski jakie wyciąga .
Myślę , że na początek dobrze będzie
jak droga Langusto trzeźwiej spojrzysz na siebie , męża
i potem dopiero na wasze małżeństwo , rodziny - te z domów
oraz waszą rodzinę .
Dokąd prowadzi droga .
Ja bez wstępów i to co myślę .
Zawsze to jednak jeden z punktów widzenia ,
więc może i warto przeczytać i się zastanowić .
Od razu przepraszam , bo będzie ostro .
Ukochany , miłość mojego życia , cudowny sylwester itp.
To jakaś bajka ?
Ja rozumiem , na szesnastolatkę nawet typowe
( choć zauważam , że te dzisiejsze nastolatki ,
to bywa , że mają poglądy jakby już życie przeżyły , takie doświadczone ) .
A twój mąż nie lepszy .
Wypaliło się ?
To jest poważny facet , odpowiedzialny ojciec ?
Spełnia się w pracy ?
Jak , poprzez adorację i uwielbienie pacjentek do własnej osoby ?
Co prawda nie od dzisiaj to wiem ,
ale niestety , ani wykształcenie ani tzw.pozycja społeczna
zupełnie nie świadczy o ludziach .
-----------------------------------------------------------------------------------
Teraz pozytywy .
Czas najwyższy trochę się przebudzić z tej bajki .
I jak widzę - dostrzegasz już pewne błędy .
Brak równowagi w związku .
Byłaś jakby tłem dla męża , może upiększającym zwierciadłem ,
co nazywasz miłością , a on odczuwał jako wiszenie na nim .
I zapewne poznał kobietę aktywną , z osobowością własną ,
niezależną , nową itd.
W tym akurat nic dziwnego , raczej dziwne byłoby
nikogo interesującego w życiu nie spotkać .
Natomiast - głupie są wnioski jakie wyciąga .
Myślę , że na początek dobrze będzie
jak droga Langusto trzeźwiej spojrzysz na siebie , męża
i potem dopiero na wasze małżeństwo , rodziny - te z domów
oraz waszą rodzinę .
Dokąd prowadzi droga .
Re: Bezradność
Tylko dwa zdania .
To niby oczywiste , ale może jednak napiszę .
Poznaliście się bardzo wcześnie , więc oboje
nie mieliście okazji trochę się rozejrzeć .
Zwłaszcza tobie ( prawdopodobnie ) chłopak
przysłonił cały świat , był całym światem .
A u niego studia , praca , dzieci ,
dobiega tej 40
i zaczął się rozglądać po świecie , robić podsumowanie osiągnięć itp.
Jest to w sumie proces naturalny ( dzieci też dorastają ) , więcej czasu .
Facet odleciał , druga młodość to i drugi raz szuka dziewczyny
( zwykle dosłownie , tj. młodszej kobiety )
Lepiej jak małżonek jest odpowiedzialny niż "kochający" .
Ja myślę , że jest szansa , że mu jednak przejdzie .
Lekarz też człowiek , zachorował na oczy .
Ginekolog pewnie .
( nie odpowiadaj oczywiście ! )
To niby oczywiste , ale może jednak napiszę .
Poznaliście się bardzo wcześnie , więc oboje
nie mieliście okazji trochę się rozejrzeć .
Zwłaszcza tobie ( prawdopodobnie ) chłopak
przysłonił cały świat , był całym światem .
A u niego studia , praca , dzieci ,
dobiega tej 40
i zaczął się rozglądać po świecie , robić podsumowanie osiągnięć itp.
Jest to w sumie proces naturalny ( dzieci też dorastają ) , więcej czasu .
Facet odleciał , druga młodość to i drugi raz szuka dziewczyny
( zwykle dosłownie , tj. młodszej kobiety )
Lepiej jak małżonek jest odpowiedzialny niż "kochający" .
Ja myślę , że jest szansa , że mu jednak przejdzie .
Lekarz też człowiek , zachorował na oczy .
Ginekolog pewnie .
( nie odpowiadaj oczywiście ! )
Re: Bezradność
Większość tych naszych mężów operuje tymi samymi frazesami " nie kocham , nie chcę nic naprawiać, wypaliło się ",Mój mąż rok temu również wyprowadził się w poszukiwaniu szczęścia .a do tego był mu potrzebny rozwód .Pytasz Langustko o kontakty z dziećmi , ja mam dorosłe córki jedna mieszka ze mną(20 lat)druga ma juz swoją rodzinę ale na początku kryzysu i krótko po rozwodzie mój mąż był przez nas zapraszany na obiad , kawę (myślałam, ze może coś w nim drgnie) ale każda ta wizyta przynosiła mi rozczarowanie i ból .Teraz tego nie ma ,skończyły sie obiady ,a ja jestem spokojniejsza Z perspektywy czasu widzę , że im mniej go widzę i mniej o nim wem tym lepiej ? Ale do tego musialam dojrzeć i to też zasługa sycharu. U mnie się to sprawdza , Mniej znaczy lepiej
Re: Bezradność
Masz rację kaja .
Większość tych naszych żon operuje tymi samymi frazesami " nie kocham , nie chcę nic naprawiać,
wypaliło się " .
cytat :
" Z perspektywy czasu widzę , że im mniej go widzę i mniej o nim wem tym lepiej ? "
Z perspektywy czasu doczesnego pewnie i tak ,
ale wiecznego już chyba nie koniecznie .
Wierność nie kończy się chyba na braku seksu z kimś innym ,
tylko od tego zaczyna . Myślę , że te wymagania wierności , są znacznie wyższe ,
choć i trudne do wypełnienia .
Większość tych naszych żon operuje tymi samymi frazesami " nie kocham , nie chcę nic naprawiać,
wypaliło się " .
cytat :
" Z perspektywy czasu widzę , że im mniej go widzę i mniej o nim wem tym lepiej ? "
Z perspektywy czasu doczesnego pewnie i tak ,
ale wiecznego już chyba nie koniecznie .
Wierność nie kończy się chyba na braku seksu z kimś innym ,
tylko od tego zaczyna . Myślę , że te wymagania wierności , są znacznie wyższe ,
choć i trudne do wypełnienia .
Re: Bezradność
Do: mare1966
To co zawarte pomiędzy na niewiele się zda bez początku i końca.
Prościej?
Zastąp brak wierności fizycznej jakąkolwiek inną, powiedz o tym żonie i obserwuj efekt
W pewnym ujęciu można zaryzykować wręcz tezę, że tam się zaczyna i kończy jednocześnie; zaś wszystko przynależne tej materii zawarte jest między owym początkiem a końcem właśnie.Wierność nie kończy się chyba na braku seksu z kimś innym ,
tylko od tego zaczyna . Myślę , że te wymagania wierności , są znacznie wyższe ,
choć i trudne do wypełnienia .
To co zawarte pomiędzy na niewiele się zda bez początku i końca.
Prościej?
Zastąp brak wierności fizycznej jakąkolwiek inną, powiedz o tym żonie i obserwuj efekt
Re: Bezradność
Pantop
wierność fizyczna jest elementarną zasadą ,
nie tylko małżeństwa sakramentalnego ,
ale jakiegokolwiek ,
w zasadzie w każdej kulturze .
Z pewnością natomiast wierność nie kończy się na seksie .
wierność fizyczna jest elementarną zasadą ,
nie tylko małżeństwa sakramentalnego ,
ale jakiegokolwiek ,
w zasadzie w każdej kulturze .
Z pewnością natomiast wierność nie kończy się na seksie .
Re: Bezradność
Mare też mi się to podoba.