Bezradność

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: s zona »

Koronka z prośbą by Jezus się TYM zajął... na różańcu
https://www.youtube.com/watch?v=jlgtgC72LJc

Langusto ,
westchne w modlitwie o 15h :)
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Camilaa »

Langusto
A to Ty wystapujesz z pozwem o separację? Podobno Twoj mąż sie wahał... ? Choć niby to tez potrafi wstrząsnąć druga osoba jak nie jest zdecydowany...
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: s zona »

Camilaa pisze: 25 maja 2018, 9:44 Langusto
A to Ty wystapujesz z pozwem o separację? Podobno Twoj mąż sie wahał... ? Choć niby to tez potrafi wstrząsnąć druga osoba jak nie jest zdecydowany...
moim wstrzasnelo ,skutecznie....
ale to jeszcze swieze i separacja zawieszona na rok .
Langusta
Posty: 18
Rejestracja: 10 lut 2018, 19:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Langusta »

Z całego serca dziękuję za modlitwę 🌸🌸🌸

Chcę wystąpić sama o separację. W obecnej chwili nie widzę żadnych możliwości porozumienia między nami.
On się cały czas wahał ale teraz kiedy przyszedł czas podjęcia decyzji i się nie mógł zdecydować, a ja naciskałam, twierdzi, że nie ma co ratować i chce tylko spotykać się z dziećmi.
Wyczuwam w nim złość.
Wczoraj chciał konkretnych ustaleń co do rozstania.
Dziś napisał do mnie z pytaniem czego oczekuję od niego, co on ma zrobić...
I że chciał poczuć moją miłość, cyt: „nie w słowach i nie w milczeniu”.
Jak napisałam, że wiele razy mówiłam, że go kocham, że chcę ratować to małżeństwo. To on na to, że mam przestać się oszukiwać, że go kocham...
Nasze rozmowy są zupełnie bez sensu.
On swoje, ja swoje.
Nie wiem czy dobrze robię z tą separacją...
Jak miałam mu niby tą miłość pokazać?
Słowa to za mało, postawa za mało ...
Czego tak naprawdę on chce?
Nie wiem...
Ukasz

Re: Bezradność

Post autor: Ukasz »

Langusta pisze: 25 maja 2018, 23:15 Chcę wystąpić sama o separację.
Langusta pisze: 25 maja 2018, 23:15 Nie wiem czy dobrze robię z tą separacją...
Ja też chciałem ratować i wystąpiłem o separację - z wyłącznej winy żony.
Miałem jednak jasność i tak to komunikowałem żonie, że robię to dla ratowania naszego małżeństwa. Przez pierwsze miesiące miałem ogromne wątpliwości, czy postąpiłem słusznie.
Dziś znacznie mniejsze, bo te kilka miesięcy osobno bardzo dużo mi dały. Stanąłem na nogi, udało się wyrwać z trwającego od 30 lat uzależnienia, "odbluszczylem" się. I przede wszystkim pokochałem moją żonę od nowa. Po kilku latach przerwy mogłem znów jej powiedzieć, że ją kocham. Teraz znów mieszkamy razem. Na razie żona patrzy na mnie z dystansem i niedowierzaniem, żadnej bliskości nie ma, ale wspólne plany na przyszłość już tak.
To nie znaczy, że u Ciebie byłoby podobnie. Chcę tylko podkreślić to, że warto bardziej pytać o cel, niż o przyczynę: po co chcesz wnosić o separację? Co w dłuższej perspektywie chcesz osiągnąć? Jeżeli jest to ratowanie małżeństwa, to jest ważne, żeby to głośno i wyraźnie powiedzieć. I sobie, i mężowi.
Langusta pisze: 25 maja 2018, 23:15 Dziś napisał do mnie z pytaniem czego oczekuję od niego, co on ma zrobić...
Jak ja bym chciał usłyszeć takie pytanie od mojej żony!
Zastanów się dobrze i mu odpowiedz. Jest Twoim mężem, ma prawo zadać takie pytanie, do szczerej i rzetelnej odpowiedzi.
Może napiszesz to także tutaj i ktoś Ci coś podsunie?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Nirwanna »

Langusto, myślę, że Ukasz słusznie zwraca uwagę na to, że mąż zadaje konkretne pytania. I sądzę, że warto, aby usłyszał na nie odpowiedź - równie konkretną. O tym, czego oczekujesz, opisują to maksymalnie nie ogólnikami, lecz konkretami właśnie. Wcale nie jest powiedziane, że Twój mąż w podskokach rzuci się to spełniać, ale chodzi głównie na ten moment o to, abyś Ty sama zweryfikowała i zwerbalizowała swoje oczekiwania, na ile są konkretne i na ile realne do spełnienia.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: s zona »

Ukasz pisze: 27 maja 2018, 16:01
Ja też chciałem ratować i wystąpiłem o separację - z wyłącznej winy żony.
Miałem jednak jasność i tak to komunikowałem żonie, że robię to dla ratowania naszego małżeństwa. Przez pierwsze miesiące miałem ogromne wątpliwości, czy postąpiłem słusznie.
Dziś znacznie mniejsze, bo te kilka miesięcy osobno bardzo dużo mi dały. Stanąłem na nogi, udało się wyrwać z trwającego od 30 lat uzależnienia, "odbluszczylem" się. I przede wszystkim pokochałem moją żonę od nowa. Po kilku latach przerwy mogłem znów jej powiedzieć, że ją kocham. Teraz znów mieszkamy razem. Na razie żona patrzy na mnie z dystansem i niedowierzaniem, żadnej bliskości nie ma, ale wspólne plany na przyszłość już tak.
To nie znaczy, że u Ciebie byłoby podobnie. Chcę tylko podkreślić to, że warto bardziej pytać o cel, niż o przyczynę: po co chcesz wnosić o separację? Co w dłuższej perspektywie chcesz osiągnąć? Jeżeli jest to ratowanie małżeństwa, to jest ważne, żeby to głośno i wyraźnie powiedzieć. I sobie, i mężowi.
lLangusto ,
podpisuje sie pod slowami Ukasza ,u nas sytuacja niemal indentyczna . Z tym ,ze my pomimo wspolnych wakacji mieszkamy odzielnie .. tzn ja na emigracji z dziecmi ...

Ale ,co byc moze wazne dla Ciebie ,to pamietam ,ze moja adwokat mowila ,ze mozemy puscic najpierw pismo do meza ,nie musimy od razu skladac do sadu ,zeby maz odniosl sie do tego ..
U mnie wniosek o separacje odlezal sie u adwokatki rok, az wyaslo pelnomoctnictwo .Potem niemal nastepny od zlozenia wniosku w sadzie do 1 rozprawy od kwietnia do marca , wiec troche czasu na przemyslenie /przemodlenie bylo ..

Ale najwazniejsze ,zebys sobie samej odpowiedziala ,co chcesz uzyskac przez separacje .. Mnie chodzilo o to ,zeby maz sie " ogarnal " i zaczal zyc ,jak maz a nie osoba stanu wolnego ,ktora ma prawo do " swojego zycia prywatnego" ,jak czesto mowil ,tylko ja w swojej naiwnosci sadzilam ,ze chodzi tylko o relacje kolezenskie ,a nie damsko - meskie .. Te mnie przerosly ..

Sadze ,ze meza rowniez " zdziwila" moja postawa ,wystapilysmy tez o zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci , separacje i alimenty przy okazji ,zostaly przyznane na pos niejawnym po 2 tyg ..
Mnie b pomogla opinia publiczna , poniewaz terminy byly przesuwane z uwagii na odleglosc ...
Maz pozniej wniosl o odrzucenie wniosku i nie podal zadnych swiadkow a jego adw dzwonil ,zebym wycofala wniosek ...

O zawieszenie separacji poprosilam ok niecale 2 tyg przed rozprawa ..Zlozylo sie kilka rzeczy ,ktore mi daly do myslenia ,ale sadze ,ze przewazyla katecheza ks Piotra Glasa i slowa Sw Charbela
https://www.youtube.com/watch?v=6v18z6f ... Su80FrCLjq
od 1:50
..." Kierunek ,ktory obierasz jest wazniejszy ,niz predkosc z ktora sie poruszasz .
Jaki jest pozytek z predkosci i przyspieszenia ,kiedy kierunek jest bledny .
Nie zaczynaj niczego na ziemi ,jesli nie bedzie to mialo konca w niebie .
Nie wybieraj takiej drogii na ziemi ,ktora nie doprowadzi Cie do nieba ...."

Langusto ,
nadal westchne w modlitwie ,dobrze ,ze tutaj trafilas ,
w Sycharze czuc ducha modlitwy za siebie nawzajem :D
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Camilaa »

s zona pisze: 27 maja 2018, 23:43

Ale najwazniejsze ,zebys sobie samej odpowiedziala ,co chcesz uzyskac przez separacje .. Mnie chodzilo o to ,zeby maz sie " ogarnal " i zaczal zyc ,jak maz a nie osoba stanu wolnego ,ktora ma prawo do " swojego zycia prywatnego" ,jak czesto mowil .
S zona jak uzasadnilas swój pozew?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: s zona »

Camilaa ,
to juz mojej adw zajelo 10 str ,jesli dobrze pamietam .
Langusta
Posty: 18
Rejestracja: 10 lut 2018, 19:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Langusta »

Kochani,

nie mam komu się wygadać więc muszę Wam...

Długo nie pisałam. Nie wiem od czego zacząć. Kryzys trwa...I końca nie widać. Jestem okłamywana cały czas... i chłonę te kłamstwa, stwarzam sobie w podświadomości zawsze jakąś nadzieję, żeby się czegoś trzymać, żeby nie zwariować.
Oceńcie sami. Może ja nie potrafię się odbluszczyć? Gdzie jest granica między odbluszczeniem a miłością?

Był moment kiedy chciałam separacji. Jakoś tak Nirwana i Ozeasz pokazali mi jednak, że nie ma sensu się spieszyć. Po deklaracji mojego męża, że nie chce nic naprawiać, mieszkał osobno, imprezował, wdrożyłam Listę Zerty. Bez kontaktu byliśmy miesiąc. Wrócił ze swoich mini wakacji ze znajomymi i: TĘSKNI... Za mną, za dziećmi...Zaczęliśmy się spotykać częściej. Raz było lepiej, raz gorzej. Wypierał się kowalskiej, że to skończone, że sam to skończył, że nie miało sensu i nic by z tego nie wyszło. Generalnie pokazywał się na facebooku, instagramie, schudł, siłownia, nowi znajomi, nowe życie i mnóstwo nowych ciuchów:-) Jak tu kochać takiego narcyza i egoistę?
Zaczął chorować. Przyjechał kiedyś z temperaturą do domu. Zasnął w naszym łóżku. Po powrocie z pracy weszłam i dotknęłam jego czoła... Nastąpiło olśnienie, że tylko przy mnie czuje się dobrze i bezpiecznie. Umówił się potem ze mną na mieście i przyznał się że mnie zdradził. Mówił o swoim zagubieniu, o wielkim uczuciu do kowalskiej, o tym, że zawsze to ona była powodem, że chciał z nią żyć, pobrać się, ale to nie wyszło i chciałby wrócić do domu. Strasznie mnie ta prawda zabolała. Następnego dnia jednak wrócił do domu. A ja nie potrafiłam powiedzieć NIE.
Myślałam, że jakoś się to ułoży skoro jej nie ma już w jego życiu. Było kilka fajnych rozmów, nawet spaliśmy ze sobą...Był ciągle jakiś nieswój. To się pogłębiało. Któregoś wieczoru przyznał się, że do niej pisze... Spakowałam jego rzeczy... nie odszedł...jeszcze przez tydzień. Potem było coraz gorzej. Pił prawie codziennie...
W ostatni czwartek prosił o spotkanie. Był gotowy do powrotu. Mówił, ze mimo tego zawirowania nie wyobraża sobie życia beze mnie, że przy mnie czuje się sobą...Powiedziałam, żeby się nie spieszył i poukładał sobie w głowie te swoje uczucia do kowalskiej...Przepraszał i był gotowy na powrót w każdej chwili...No i potem nastała cisza...Wyjechał na weekend na konferencję, nie odzywał się, dzisiaj zapytałam dlaczego tak milczy...NIE CHCE MNIE RANIĆ!
Cały dzień znowu mi ciężko...Pojechałam do niego...Chciałam wiedzieć co się dzieje...kowalska pisze, powiedziała, mężowi, chce odejść...
On nie chce mnie ranić ... prosi, żebym mu dała jeszcze tydzień... Pytam na co? Na decyzję...
Ja naprawdę nie mam już sił. Co ja mam robić? Ze spotkań Sycharu wynoszę, żeby trwać, ufać Bogu, być cierpliwym, oddać to Panu...
Jednak czasami się zastanawiam czy ja nie jestem naiwna, słaba, uwieszona na nim?

Jak był w domu to nie było mi łatwo...Nic z siebie nie dawał. Okazywałam mu miłość drobnymi gestami. Kanapką do pracy, kolacją. Proponowałam wspólne wyjścia. Odmawiał raczej.
On pragnie silnych emocji, doznań, namiętności...tego nie potrafię mu dać...Ona tak...

Chciałabym wiedzieć kim ona jest... Spojrzeć jej w oczy...Jest ponoć katoliczką z trójką dzieci i mierzy się z tym tak strasznie jak mój mąż...

Boże ratuj...
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Bezradność

Post autor: acine »

Langusta pisze: 07 paź 2018, 21:24 Kochani,

nie mam komu się wygadać więc muszę Wam...

Długo nie pisałam. Nie wiem od czego zacząć. Kryzys trwa...I końca nie widać. Jestem okłamywana cały czas... i chłonę te kłamstwa, stwarzam sobie w podświadomości zawsze jakąś nadzieję, żeby się czegoś trzymać, żeby nie zwariować.
Oceńcie sami. Może ja nie potrafię się odbluszczyć? Gdzie jest granica między odbluszczeniem a miłością?

Był moment kiedy chciałam separacji. Jakoś tak Nirwana i Ozeasz pokazali mi jednak, że nie ma sensu się spieszyć. Po deklaracji mojego męża, że nie chce nic naprawiać, mieszkał osobno, imprezował, wdrożyłam Listę Zerty. Bez kontaktu byliśmy miesiąc. Wrócił ze swoich mini wakacji ze znajomymi i: TĘSKNI... Za mną, za dziećmi...Zaczęliśmy się spotykać częściej. Raz było lepiej, raz gorzej. Wypierał się kowalskiej, że to skończone, że sam to skończył, że nie miało sensu i nic by z tego nie wyszło. Generalnie pokazywał się na facebooku, instagramie, schudł, siłownia, nowi znajomi, nowe życie i mnóstwo nowych ciuchów:-) Jak tu kochać takiego narcyza i egoistę?
Zaczął chorować. Przyjechał kiedyś z temperaturą do domu. Zasnął w naszym łóżku. Po powrocie z pracy weszłam i dotknęłam jego czoła... Nastąpiło olśnienie, że tylko przy mnie czuje się dobrze i bezpiecznie. Umówił się potem ze mną na mieście i przyznał się że mnie zdradził. Mówił o swoim zagubieniu, o wielkim uczuciu do kowalskiej, o tym, że zawsze to ona była powodem, że chciał z nią żyć, pobrać się, ale to nie wyszło i chciałby wrócić do domu. Strasznie mnie ta prawda zabolała. Następnego dnia jednak wrócił do domu. A ja nie potrafiłam powiedzieć NIE.
Myślałam, że jakoś się to ułoży skoro jej nie ma już w jego życiu. Było kilka fajnych rozmów, nawet spaliśmy ze sobą...Był ciągle jakiś nieswój. To się pogłębiało. Któregoś wieczoru przyznał się, że do niej pisze... Spakowałam jego rzeczy... nie odszedł...jeszcze przez tydzień. Potem było coraz gorzej. Pił prawie codziennie...
W ostatni czwartek prosił o spotkanie. Był gotowy do powrotu. Mówił, ze mimo tego zawirowania nie wyobraża sobie życia beze mnie, że przy mnie czuje się sobą...Powiedziałam, żeby się nie spieszył i poukładał sobie w głowie te swoje uczucia do kowalskiej...Przepraszał i był gotowy na powrót w każdej chwili...No i potem nastała cisza...Wyjechał na weekend na konferencję, nie odzywał się, dzisiaj zapytałam dlaczego tak milczy...NIE CHCE MNIE RANIĆ!
Cały dzień znowu mi ciężko...Pojechałam do niego...Chciałam wiedzieć co się dzieje...kowalska pisze, powiedziała, mężowi, chce odejść...
On nie chce mnie ranić ... prosi, żebym mu dała jeszcze tydzień... Pytam na co? Na decyzję...
Ja naprawdę nie mam już sił. Co ja mam robić? Ze spotkań Sycharu wynoszę, żeby trwać, ufać Bogu, być cierpliwym, oddać to Panu...
Jednak czasami się zastanawiam czy ja nie jestem naiwna, słaba, uwieszona na nim?

Jak był w domu to nie było mi łatwo...Nic z siebie nie dawał. Okazywałam mu miłość drobnymi gestami. Kanapką do pracy, kolacją. Proponowałam wspólne wyjścia. Odmawiał raczej.
On pragnie silnych emocji, doznań, namiętności...tego nie potrafię mu dać...Ona tak...

Chciałabym wiedzieć kim ona jest... Spojrzeć jej w oczy...Jest ponoć katoliczką z trójką dzieci i mierzy się z tym tak strasznie jak mój mąż...

Boże ratuj...
Witaj Langusto,
to uczucia ktore opisujesz swojego meza do tej katoliczki z trojka dzieci wskazuje wedlug mnie ze oboje maja pelno nierozwiazanych problemow.
1. Twoj maz jest prawdopodobnie uzalezniony od nalogowego regulowania emocji i uczuc czyli przykre emocje zapija alkoholem co opisalas ze pije w sytuacjach go przerastajacych.

2.Piszesz ze pragnie silnych emocji doznan namietnosci ( czy tak on to sam sformulowal? ) ale jednoczesnie sam ci sie przyznal i opisal co czuje do tej kobiety co wskazuje ze probuje z tym walczyc- dla mnie to uzalenienie od seksu i milosci. Na zachodzie sa takie grupy 12 krokowe grupy ktore z tego lecza u nas w formie szczatkowej i raczej w duzych miastach ale nie wszystkich ) SLAA - slaa.pl
Jest taka ich Wielka Ksiaga jak "Wielka Ksiega Anonimowych Alkoholikow" tylko sie nazywa "Anonimowi uzaleznieni od seksu i milosci" i tam jest dokladnie opisana taka sama sytuacja glownego bohatera Richarda jak mowil swojej zonie wlasnie o tym wszytskim co ty opisujesz, ze sie zakochal, ze czuje namietnosc do innej itp itd. Na ogol jak ktos jest w romansie to stara sie to ukrywac za wszelka cene. To ze Twoj maz ci chce o tym mowic swiadczy ze wszedl na jakis etap ze tak powiem wyzszy i wlasnie wskazuje ze ma jakies sumienie i chce z tym walczyc. Tak mi sie przynajmniej wydaje.

3. Problem owej katoliczki z trojka dzieci pokazuje jak czesto ta katolickosc jest plytka ze tak powiem niedzielna, ona tez jest pewnie uzalezniona od milosci ktorej moze nie daje jej jej wlasny maz ale to jest moje tylko gdybanie.

Ja mysle ze Twoj maz powinien szukac pomocy wlasnie w tego typu wspolnotach 12 krokowych uzaleznionych od seksu i milosci. W Polsce spotkania odbywaja sie w salkach kosciola rzymskokatolickiego wiec raczej Kosciol patrzy na ten problem ze zrozumieniem. Jak nie ma blisko was takich wspolnot to sa skypowe mitingi i jest troche do poczytania w internecie.

ps. Zorientuj sie jak i czy w ogole Twoj maz jest/byl uzalezniony od pornografii a uscislajac od ogladania pornografii i jednoczesnego zaspokojania sie samemu, to by dalo tez jakas wskazowke czego on poszuuje i czy ma nierealistyczne oczekiwania do zony i skad one moga pochodzic.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: s zona »

Langusto ,cuda sie zdarzaja :D
dywan pisze: 07 paź 2018, 15:59 Zepsuty 13 masz rację, być może tak jest,ze każdy ma inna odporność. U mnie podobne jest to, że ja również wiedziałam,ze mąż ma taką pasję, że gra w gry i nie miałam nic przeciwko.Ja to w ogóle chyba byłam za dobra-(he,he, żartuję znam swoje wady, kryzys wszystko pokazał, jestem DDA), mąż miał moje karty do bankomatu, zarządzał finansami.Nie chcę wnikać szczegółowo, bo być może czeka mnie apelacja,internet nie jest anonimowy.Z powodu swoich kiepskich umiejętności techniczno - informacyjnych miałam mocno pod górkę, a mąż ma taki zawód,który mu to ułatwiał.Ale pomoc Matki Bożej , Jezusa Chrystusa, mojego Wujka św. pamięci, ś.p. ks. Kaczkowskiego była ogromna, choć szatan robił wszystko,żeby była rozpacz, dno, rezygnacja.To jest niesamowite, to cud, ze jest taki wyrok. Napiszę kiedyś świadectwo, opiszę wszystko co mnie spotkało, ja ten kryzys miałam przepowiedziany we śnie przez mojego Wujka, ostrzegł mnie,żebym chwyciła za Różaniec (wtedy to była dla mnie jakaś abstrakcja) , potem w trakcie kryzysu było nocne pukanie do drzwi, chociaż nikogo nie widziałam. Zdarzyło się to dwa razy.Jak już zaczęłam gorliwie odmawiać Różaniec, były sny- wąż wbił mi się w rękę, córcia miała sen,ze goni ją wąż, był też sen gwałtu przez demona, ale ratunek przyniosła modlitwa Zdrowaś Maryjo. Ja już wtedy zrozumiałam co to za walka.Codzienny Różaniec za męża,Msza w Gietrzwałdzie, Droga Krzyżowa w Medjugorie, którą odbył mój znajomy ksiądz, Nowenna 9 Sobót, prośba do Maryi na Jasnej Górze .Byłam na 3 modlitwach wstawienniczych z Odnową w Duchu Św.Wtedy poczułam bliską obecność Boga.W zeszłym roku przyśnił mi się Pan Jezus, który odpowiedział mi na mojewypłakane pytanie - Jak wybaczyć? " Jesli kochasz, to wybaczysz" tak mi odpowiedział i ujrzałam ogromny napis MIŁOSIERDZIE BOŻE.Dał mi obraz w tym śnie. Nie chcę mówić co to było.To wszystko tak chaotycznie, ale jak już uratujemy wraz z Panem i Najświętszą Maryją duszę mojego męża wówczas napiszę piękne świadectwo.
Sama mam jeszcze " pod gorke ",ale to dzieki kryzysowi odkrylam wiele :D
Poznalam min sw Rite i sw Mala Arabke i jej modlitwe do Ducha sw http://skarbykosciola.pl/xix-wiek/maria ... hnij-mnie/
https://www.youtube.com/watch?v=d50BFVVRDmY
Westchne w modlitwie :)
Camilaa
Posty: 290
Rejestracja: 19 sty 2018, 20:54
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Bezradność

Post autor: Camilaa »

Langusta, przytulam, widzę Ze Ci ciężko…

No i właśnie, kiedy dobro nie wystarcza na co pozwolić takiemu odchodzącemu? Czy to amok, czy niedojrzałość, że oni od nas uciekają… może ta dobroć wcale nie potrzebna? Wczoraj się nad tym tez zastanawiałam (po rozmowie z mężem) że może to takie nijakie, bez emocji… nie ma w tym nic interesującego, pociągającego, że dajemy się trochę wykorzystywać kiedy mąż jest daleko emocjonalnie , bez zadośćuczynienia przed powrotem. Że to nasze wyrzuty sumienia bycia zostawionym sprawiają że my tez mamy klapki na oczach i dajemy się obedrzeć z własnego ja…. Wiem że chciałaś dobrze Langusto, ale może trzeba zadbać o siebie żebyś ty się dobrze czuła? Wzmocnić, a jego zostawić w spokoju…. Tak na chlodno przemyśleć.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Bezradność

Post autor: ozeasz »

Langusta pisze:Jak tu kochać takiego narcyza i egoistę?
Jak Jezus ? Przecież On nas nigdy nie przekreśla , a prowadzi do prawdy o nas samych ,pozwala nam ponosić konsekwencje ,zarazem pomaga nam sie z nich podnieść i uczyć się na potknięciach , z jednej strony przyjmuje nasze zdrady mimo ran które zadajemy , z drugiej Jego działania są dla nas zbawienne , "w Jego ranach jest nasze zdrowie"
Langusta pisze:Umówił się potem ze mną na mieście i przyznał się że mnie zdradził. Mówił o swoim zagubieniu, o wielkim uczuciu do kowalskiej, o tym, że zawsze to ona była powodem, że chciał z nią żyć, pobrać się, ale to nie wyszło i chciałby wrócić do domu. Strasznie mnie ta prawda zabolała.
Piszę tu u Ciebie ,bo Twój post opisuje jakby moją relację z Bogiem , jest analogiczna ,nie umiem kochać ,ranię Tego który mnie umiłował nad życie ,przyznaję się Mu że zdradzam , wypłakuję się Mu w ramię , to dodaje mi sił że mimo tego jaki jestem , On mnie nie odrzuca ,niestety moje zachowanie sie powtarza , On wie że jestem grzesznikiem ,On wie że jestem bezsilny , On mimo to mnie kocha …..

Tu nie chodzi o naiwność ,tu chodzi o moje zbawienie , "....poznacie prawdę ,a prawda was wyzwoli."
Langusta pisze:W ostatni czwartek prosił o spotkanie. Był gotowy do powrotu. Mówił, ze mimo tego zawirowania nie wyobraża sobie życia beze mnie, że przy mnie czuje się sobą...Powiedziałam, żeby się nie spieszył i poukładał sobie w głowie te swoje uczucia do kowalskiej...Przepraszał i był gotowy na powrót w każdej chwili...No i potem nastała cisza...Wyjechał na weekend na konferencję, nie odzywał się, dzisiaj zapytałam dlaczego tak milczy...NIE CHCE MNIE RANIĆ!
Jak pomóc człowiekowi który się pogubił ? Przede wszystkim może warto zadać pytanie , czy wie że się pogubił i ile warte jest dla niego to , by wrócić na właściwą drogę .
Jeśli nie wie że się pogubił , można próbować mu to pokazać ,jednak jeśli nie interesuje go inna rzeczywistość niż ta którą sam odbiera subiektywnie , to może się nie udać .
Wydaje mi się , że Twój mąż wie że się pogubił ,ale jeszcze nie w pełni zauważa , doświadcza skutków tego ,tych bezpośrednich ,strata żony , rozbicie rodziny i tych pośrednich strata życia wiecznego.
Langusta pisze:...kowalska pisze, powiedziała, mężowi, chce odejść...
On nie chce mnie ranić ... prosi, żebym mu dała jeszcze tydzień... Pytam na co? Na decyzję...
Ja naprawdę nie mam już sił. Co ja mam robić? Ze spotkań Sycharu wynoszę, żeby trwać, ufać Bogu, być cierpliwym, oddać to Panu...
Jednak czasami się zastanawiam czy ja nie jestem naiwna, słaba, uwieszona na nim?
Czy Jezus jest naiwny w sakramencie pokuty i pojednania ? Czy to że wybacza można nazwać naiwnością , czy przez to że przebacza akceptuje nasze upadki ? Czy nie jest tak że jest skoncentrowany w tym wszystkim na tym by nas ratować , zarazem dając nam pełnię wolności wraz z konsekwencjami ? Czy przez to że Go ranimy kocha nas mniej ?Jeśli nie , to skąd się to bierze oprócz tego że sam jest Miłością , może z tego że NAPRAWDĘ ZALEŻY MU NA NAS ?

Pozdrawiam serdecznie . :)
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ