Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Moderator: Moderatorzy
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
@jacek_sychar - dzięki, przeczytam, choć czytam dosyć wolno a lista lektur w kolejce długa.
Co do mojego zdziwienia - w zasadzie się nie dziwię (macie tu sporo przypadków a Ty chyba czytasz wszystkie), tylko byłem lekko w szoku, ze tak szybko i bezbłędnie. No ale skoro też wylosowałeś trójpak to mnie rozumiesz. Choć z kikoma zdaniami Twoimi z tego wątku się nie zgadzam.
Napisałeś autorce wątku: "Jeżeli Ty sama w siebie nie wierzysz, to jak ma Ciebie cenić Twój mąż?"
U mnie problem jest dokładnie odwrotny - żona nie tylko siebie ceni, ale wręcz houbi. W zasadzie niewielką przesadą byłoby stwierdzenie że świata nie widzi poza samą sobą, a dostrzega w nim tylko to, co jest jej własnym wybrażeniem - a resztę olewa jako nieistotną, niewartą uwagi. Na przykład ćwiczenie typu "postaw się w mojej sytuacji" jest nie do wykonania.
Gdyby miała odrobinę pokory - łatwiej byłoby (być może - tak to sobie wyobrażam) przemówić do niej tak, aby zrozumiała. Ale jeśli z założenia ma rację a ja jej nie mam, jeśli zaprzecza zanim dowie się w ogóle o co chodzi, jeśli niczego co proponuję nie próbuje nawet wdrożyć bo "skąd wiesz że masz rację" - no to nie ma pola do cenienia czegokolwiek. A sama w siebie wierzy (przynajmniej w relacji ze mną) - i to bezgranicznie.
Ja tak mam i wiele osób tak ma, że pokorę docenia. Kiedyś miałem dziewczynę, która powiedziała mi wprost, że nie jest zbyt oczytana, paru słów które użyłem, nie rozumie, wstyd jej za to, ale tak jest i poprosiła o wyrozumiałość - jak myślisz, jaka była moja reakcja? Ależ oczywiście, nie ma sprawy, chętnie pomogę, będziemy uczyć się razem, dumny jestem że ktoś chce korzystać z mojego doświadczenia - dam ile uniesiesz i jeszcze więcej.
Niestety teraz jest odwrotnie - żona wszystko wie, wszystko rozumie, nawet jeśli mówi coś ewidentnie błędnego, to nie daje sobie wytłumaczyć bo skąd ja wiem, a słownik też wcale nie wie, a nawet jak wie, to jest jeszcze jedno znaczenie którego tu nie napisali. I uprzedzam że moja żona wbrew pozorom nie ma lat trzynastu i nie uczęszcza do gimnazjum - kiedy nie wchodzi w spór ze mną, potrafi być inteligentna, w pracy, wcale nie prostej zaszła całkiem wysoko. Na czas rozmowy ze mną jednak, by mi udowodnić że jednak nie mam racji - zawiesza logikę, prawdę, sens i rozum. Przeszkadzają - a zatem do diabła z nimi. Jak zaczną pomagać to wrócimy do nich.
Co do mojego zdziwienia - w zasadzie się nie dziwię (macie tu sporo przypadków a Ty chyba czytasz wszystkie), tylko byłem lekko w szoku, ze tak szybko i bezbłędnie. No ale skoro też wylosowałeś trójpak to mnie rozumiesz. Choć z kikoma zdaniami Twoimi z tego wątku się nie zgadzam.
Napisałeś autorce wątku: "Jeżeli Ty sama w siebie nie wierzysz, to jak ma Ciebie cenić Twój mąż?"
U mnie problem jest dokładnie odwrotny - żona nie tylko siebie ceni, ale wręcz houbi. W zasadzie niewielką przesadą byłoby stwierdzenie że świata nie widzi poza samą sobą, a dostrzega w nim tylko to, co jest jej własnym wybrażeniem - a resztę olewa jako nieistotną, niewartą uwagi. Na przykład ćwiczenie typu "postaw się w mojej sytuacji" jest nie do wykonania.
Gdyby miała odrobinę pokory - łatwiej byłoby (być może - tak to sobie wyobrażam) przemówić do niej tak, aby zrozumiała. Ale jeśli z założenia ma rację a ja jej nie mam, jeśli zaprzecza zanim dowie się w ogóle o co chodzi, jeśli niczego co proponuję nie próbuje nawet wdrożyć bo "skąd wiesz że masz rację" - no to nie ma pola do cenienia czegokolwiek. A sama w siebie wierzy (przynajmniej w relacji ze mną) - i to bezgranicznie.
Ja tak mam i wiele osób tak ma, że pokorę docenia. Kiedyś miałem dziewczynę, która powiedziała mi wprost, że nie jest zbyt oczytana, paru słów które użyłem, nie rozumie, wstyd jej za to, ale tak jest i poprosiła o wyrozumiałość - jak myślisz, jaka była moja reakcja? Ależ oczywiście, nie ma sprawy, chętnie pomogę, będziemy uczyć się razem, dumny jestem że ktoś chce korzystać z mojego doświadczenia - dam ile uniesiesz i jeszcze więcej.
Niestety teraz jest odwrotnie - żona wszystko wie, wszystko rozumie, nawet jeśli mówi coś ewidentnie błędnego, to nie daje sobie wytłumaczyć bo skąd ja wiem, a słownik też wcale nie wie, a nawet jak wie, to jest jeszcze jedno znaczenie którego tu nie napisali. I uprzedzam że moja żona wbrew pozorom nie ma lat trzynastu i nie uczęszcza do gimnazjum - kiedy nie wchodzi w spór ze mną, potrafi być inteligentna, w pracy, wcale nie prostej zaszła całkiem wysoko. Na czas rozmowy ze mną jednak, by mi udowodnić że jednak nie mam racji - zawiesza logikę, prawdę, sens i rozum. Przeszkadzają - a zatem do diabła z nimi. Jak zaczną pomagać to wrócimy do nich.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
3Has
I dalej podtrzymuję swoje zdanie!
Dalszy Twój wywód nie zmienia mojego zdania i nie uzasadnia jego odmiennego rozumienia.
Wybacz, ale nie mam teraz czasu tego dokładniej uzasadnić.
Jak masz ochotę, możemy to odłożyć na później.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Ja wczoraj usłyszałam bardzo mądre słowa ks. podczas kazania.. odnośnie wczorajszej Ewangelii gdzie było: "kto ma uszy niechaj słucha"..margaritum pisze: ↑24 lip 2017, 11:54
Czasami po kolejnej niefortunnej czepialskiej wypowiedzi, kiedy najpierw powiem, potem pomyślę, mam ochotę zaszyć sobie usta na stałe
ks. dodał: mamy dwoje uszu, dwoje oczu i jedne usta - tego chciałabym się trzymać
staram się też nieraz zamilknąć, chociaż wiem, że robię to ciut za późno.. kiedy już się rozpędzam.. ale.. zawsze lepiej powiedzieć nawet o to jedno zdanie mniej...
kiedyś nie potrafiłam sobie odmówić ani trochę..
Pavel ma rację.. robisz ten sam błąd 3Hans co ja.. i pewnie nie tylko my.. to jest niestety pycha..
Pogrubiłam zdania Pavla, z którymi sama mam problem. Niestety ale właśnie tak to działa.. kiedy myślimy, że posiedliśmy taką wiedzę niemal WSZECHWIEDZĘ, że już wszystko wiemy... jak powinno WSZYSTKO już teraz wyglądać.. a to zazwyczaj jeszcze bardzo bardzo mało...Pavel pisze: ↑24 lip 2017, 14:20
Dwie sprawy, z którymi ja miałem duży problem, warto sobie przemyśleć:
1 - czy najważniejsza jest racja? Czy może ważniejsza jest relacja?
2 -Na porażkach również się uczymy (a przynajmniej możemy). Czy pozwalasz sobie i żonie na pomyłki, na błądzenie, potknięcia?
Czy akceptujesz, że może obrać inną drogę niż ta, którą uważasz za słuszną?
Znam "nie bo nie", wiem czym jest "walka o władzę" w małżeństwie oraz jak to jest, gdy żona nie potrafi się przyznać do błędu.
To co bym proponował, to wycofanie się z linii frontu, nie uczestniczenie w tych niekonstruktywnych potyczkach.
Warto dawać przykład swoim zachowaniem, spowodować, że żona (i inni ludzie) pomyślą: "ja też tak chcę".
I na tym poprzestać, bo podejrzewam, że przed gadaniem, poprawianiem jej i nauczaniem, może się po prostu bronić. Wtedy nawet głupi, niedorzeczny sposób obrony jest uznawany za lepszy niż uległość.
Nie wiem oczywiście jak jest u Was, piszę na bazie swoich doświadczeń.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Ok, to może tak - jeśli przywoływane tu autorytety np ks Pawlukiewicz, ks Dziewiecki, chrześcijańscy psychologowie, szerzej - sam Kościół mówi: pracuj nad swoimi wadami, a ja powtarzam za nimi: pracuj nad swoimi wadami, to rozumiem że popełniam grzech pychy?inga pisze: Pavel ma rację.. robisz ten sam błąd 3Hans co ja.. i pewnie nie tylko my.. to jest niestety pycha..
Bo widzisz, tak się niestety dzieje że w naszym nieszczęsnym małżeństwie ja pracuję nad swoimi wadami, a przynajmniej się staram - niestety nie wpływa to na moją żonę mobilizująco. Przykład - moje nerwy. Było naprawdę gorzej niż jest, obecnie nie jest idealnie, ale jest lepiej - niestety w jej zachowaniu nie zmieniło się nic.
Ok, ja nie żałuję swojej pracy, będę ją wykonywał nadal - ale nie zgodzę się że przypominanie jej o obowiązku pracy nad sobą (zwłaszcza z uwagi na "trójpak" jak się wyraził Jacek - jest pychą. I absolutnie, nie przypisuję sobie wszechwiedzy ani niczego takiego. Ale parafrazując - jeśli twierdzę że 2x2 jest 4 a ktoś się upiera że 5, to ośmielam się twierdzić że jednak ja mam rację.
Najlepsze że werbalnie moja żona mi ją przyznaje - tylko nic z tym nie robi. Ja już doszedłem do wniosku że "że przed gadaniem, poprawianiem jej i nauczaniem, może się po prostu bronić" więc już się nie dopominam o nic, ale dorosłego traktowania (np informowania o swoich planach które mnie dotyczą) - wymagam bezwzględnie.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
3 Has moźe popatrz na swoją żonę jak na kobietę a nie jak na rywala kto ms racje.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
"Najlepsze że werbalnie moja żona mi ją przyznaje - tylko nic z tym nie robi."
Bo wbrew pozorom inna rzecz wiedzieć ,
a inna rzecz działać .
Pytanie , DLACZEGO "nic nie robi" ?
Nie chce , chce ale nie potrafi , nie ma umiejętności , siły itd.
To może być podobne do "walki z nałogiem" ,
albo podobne do nasze walki z grzechami .
Co z tego , że wiemy i znamy przykazania .
Grzechy wciąż te same .
Bo wbrew pozorom inna rzecz wiedzieć ,
a inna rzecz działać .
Pytanie , DLACZEGO "nic nie robi" ?
Nie chce , chce ale nie potrafi , nie ma umiejętności , siły itd.
To może być podobne do "walki z nałogiem" ,
albo podobne do nasze walki z grzechami .
Co z tego , że wiemy i znamy przykazania .
Grzechy wciąż te same .
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Nie bardzo rozumiem o co Ci dokładnie chodzi w powyższym zdaniu. Konkrety? Przykłady?
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Chciałem odnieść się do Twoich postów 3Has, ale doszedłem do wniosku, że się wstrzymam, bo to jest wątek uny. O ile przynajmiej część tematów poruszonych dziś powinna być pomocna i jej, o tyle lepiej chyba będzie, jeśli oddamy wątek właścicielce
W związku z tym zachęcam do stworzenia własnego wątku, tam chętnie podejmę dalszą dyskusję.
W związku z tym zachęcam do stworzenia własnego wątku, tam chętnie podejmę dalszą dyskusję.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Mój post z 24 lip 2017, 23:33 był skierowany oczywiście do @Unicorn2 - muszę się przyzwyczaić do opóźnień w publikacji na tym forum:)
@mare1966 - moim zdaniem nie chce, ale to dłuższy temat, a wątek jest Uny.
@Una - przepraszam, nie chciałem zawłaszczać wątku, a trochę niestety tak wyszło. Celem moim było pomóc Tobie, gdyż wydaje mi się że jest podobieństwo między moimi reakcjami a Twojego męża - tzn moje są chyba bardziej stonowane (niczego nie tłukę, itp) ale przemawia chyba przez to ta sama frustracja.
Jeśli chcesz czegoś się dowiedzieć to śmiało - a inne osoby proszę o koncentrację na sytuacji Uny.
@mare1966 - moim zdaniem nie chce, ale to dłuższy temat, a wątek jest Uny.
@Una - przepraszam, nie chciałem zawłaszczać wątku, a trochę niestety tak wyszło. Celem moim było pomóc Tobie, gdyż wydaje mi się że jest podobieństwo między moimi reakcjami a Twojego męża - tzn moje są chyba bardziej stonowane (niczego nie tłukę, itp) ale przemawia chyba przez to ta sama frustracja.
Jeśli chcesz czegoś się dowiedzieć to śmiało - a inne osoby proszę o koncentrację na sytuacji Uny.
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Co mogę zrobić gdyby mąż złożył wniosek o rozwód?
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
Una moźesz odpowiedzieć na wniosek , wnioskować oddalenie pozwu no i zacznie się dziać.
Polskie sądownictwo to maszynka do rozwalania rodzin dlatego nie źyczę Ci źebyś się tam znalazła
Polskie sądownictwo to maszynka do rozwalania rodzin dlatego nie źyczę Ci źebyś się tam znalazła
Re: Trwający kryzys - jak ratować małżeństwo ?
A dokładniej? Jest sens wnioskować wtedy o terapię, albo separację i terapię?