santi pisze: ↑07 mar 2019, 18:21
Monti pisze: ↑25 gru 2018, 21:27
Najdziwniejsze, że ona nie odczuwa z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia. Widocznie filozofia buddyjska, którą ostatnio wyznaje, nie widzi w takim zachowaniu nic niestosownego.
Możesz to rozwinąć? U mojej żony też to podejrzewam. Ta filozofia wkrada sie pod postacią coachingu zen, psychoterapii w nurcie humanistycznym i jogi w organizm kobiet jak w masło. W Polsce to w ogóle nie zostało za bardzo zauważone, a np. w Wwie kluby jogi rosną jak grzyby po deszczu. Przyszło to z Zachodu w latach 90. Co śmieszne w ogóle nie zainteresowało sie tym pokolenie urodzone w rocznikach 40'50'60' natomiast młodsi łykają to bezkrytycznie.
Filozofia buddyjska jest wg mnie groźniejsza dla katolicyzmu niż islam, bo wkrada sie niepostrzeżenie w serce człowieka, a nie w rozum i na dodatek w poczuciu akceptacji siebie i samorealizacji, a w gruncie rzeczy jest MEGA EGOIZMEM.
Światopogląd mojej żony ewoluował bardzo szybko; na przestrzeni około 9 lat przeszła od w miarę zaangażowanego katolicyzmu do postawy bardzo krytycznej wobec tej religii.
Kiedy się poznawaliśmy, miałem wrażenie, że żona jest głęboko wierząca. Potem okazało się, że nasza religijność trochę się różni. Ja miałem większą potrzebę nazwijmy to wspólnotowego czy też tradycyjnego wyrażania wiary. Żona z czasem zaczęła oskarżać mnie o fundamentalizm, oszołomstwo, czy jak to nazwać. Zaczęła twierdzić, że wszystkie religie są tak samo dobre, coraz rzadziej chodziła do kościoła, przestała się spowiadać.
Obecnie chyba nie uważa się za katoliczkę i twierdzi, że z tego tytułu przysięga zawarta w kościele jej nie obowiązuje.
Jej zainteresowanie buddyzmem pojawiło się w czasie kryzysu. Teraz wiem, że też coś czyta na ten temat, bo czasami przychodzą mi na maila powiadomienia z biblioteki, jak przetrzyma jakąś książkę. Czasem w naszych kłótniach/dyskusjach odwoływała się do filozofii buddyjskiej. Przez jakiś czas próbowała medytować na sposób wschodni.
Moja wiedza odnośnie buddyzmu szczerze mówiąc jest niewielka. Do tej pory uważałem to za raczej pozytywny system filozoficzny, którego celem jest dążenie do harmonii ze sobą i światem, czyli generalnie dobre rzeczy.
Trudno mi powiedzieć, na ile ta decyzja żony jest przemyślana i zakorzeniona, na ile jest to fascynacja czymś innym, chęć bycia oryginalną, a na ile próba jakiegoś usprawiedliwienia odejścia ode mnie.
Jeśli zauważasz podobne cechy u swojej żony (czy ewentualnie także innych kobiet), to jest to ważna wskazówka pewnego trendu. Rzeczywiście, ta wolność, samorealizacja czy co tam jeszcze mająca wypływać z buddyzmu (choć może jest to jakiś wykrzywiony obraz tej religii) w gruncie rzeczy jest egoizmem, bo prowadzi do krzywdy małżonków, dzieci i innych kosztem swojego zadowolenia (bo raczej nie szczęścia). A może się to umacniać, bo w dobie kryzysu Kościoła instytucjonalnego, bardziej trendy będzie powiedzieć, że jest się buddystą niż jakimś nudnym katolem… (uprzedzam moderację, że to sarkazm).