Miałem takie odczucie, być może mylne, że w pewnym sensie mnie trochę oskarżasz. Z zewnątrz może tak to wyglądać, że to ja się wyprowadziłem, ja porzuciłem rodzinę (i niewykluczone, że żona może tak to przedstawiać). Ale zrobiłem to nie dlatego, że mi się znudziło, tylko doszedłem już do ściany.white chocolate pisze: ↑25 paź 2019, 10:01Skąd taki wniosek?Wiem. Znam Twój watek. Nie popieram jednak wyprowadzki Twojej z nowo wybudowanego domu. Oczywiste jest że teraz jest ze wszystkim pod górkę i trzeba kombinować.
Cięzko się też patrzy na Twój wysiłek wybudowania domu oraz płacenia raty na coś z czego w ogóle nie korzystasz.
Nie chodzi mi tu o takie motywacje jak mściwość i walkę o czyjeś racje, po prostu uważam, że to jest Twój dom.
A mój post to tylko moja opinia i mój punkt widzenia. Nic więcej.
Zrobisz jak uważasz.
Wydaje mi się, że w myśleniu wielu sycharków pokutuje takie myślenie, że za wszelką cenę trzeba mieszkać razem. Dopiero jak ktoś jest maltretowany fizycznie, to ma "przyzwolenie" na wyprowadzkę i separację. Tymczasem dla dzieci dorastanie w domu, gdzie ciągle są kłótnie i napięta atmosfera, wcale nie jest fajne, Ostatnio rozmawiałem z koleżanką, która opowiadała mi, jaką ulgę odczuła jako dziecko, gdy jej rodzice po latach kłótni się rozstali. Uprzedzając argument, że nie można się kłócić w pojedynkę - owszem, ale nasza cierpliwość i zdolność do nadstawiania drugiego policzka jest ograniczona.
Zupełnie inna sytuacja jest, gdy ktoś wyprowadza się i zaczyna nowy związek, a inna, gdy ktoś chce po prostu normalnie żyć i dalej opiekuje się dzieckiem i trwa w wierności.
Uwierz mi, że co miesiąc, robiąc przelew raty kredytu, wkurzam się na swoją głupotę. Gdybym kiedyś miał tę wiedzę, którą mam dzisiaj, z pewnością tego domu bym nie budował, bo nie było takiej potrzeby. Tym bardziej, że w międzyczasie spotkały mnie pewne perturbacje zawodowe i perspektywa obciążenia finansowego jeszcze przez 10 lat bardzo mi ciąży. Z drugiej strony, mam dzięki temu takie poczucie, że zrobiłem naprawdę dużo dla ratowania naszego małżeństwa. Zawsze mam też nieruchomość. Może kiedyś otrzymam spłatę, a jak nie, to przepiszę swój udział na syna i będzie miał jakieś zabezpieczenie finansowe.