Małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Nirwanna »

Monti, u mnie jest tak, że gdy modlitwa nie przynosi (upragnionego) spokoju, to najczęściej Panu Bogu chodzi o to, że mam coś konkretnego do zrobienia. Przez spokój osiadłabym w błogostanie, przez brak spokoju, czyli niepokój dopytuję się Go wciąż - "o co chodzi". Modlitwa w stanie niepokoju ma mi dać powera do poszukiwań oraz ma mnie przygotować na Jego odpowiedź. Gdy jestem już na tę odpowiedź gotowa "o co chodzi i co mam robić" - dostaję ją od Niego.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

ozeasz pisze: 01 lip 2018, 10:50 A czy modlitwę traktujesz "technicznie" do zrealizowania jakiś celów typu : pokój , uratowanie małżeństwa , panowanie nad sobą ,zmiana ,czy jako relacje z Bogiem ,Tatą , przebywanie z Nim na co dzień w każdej sytuacji , rozmowa ,zwierzanie się ,oczekiwanie na radę , postawa ufności jak dziecko ukryte w ramionach Ojca i związane z tym poczucie bezpieczeństwa ?
Dobre pytanie. Generalnie dążę do nawiązania autentycznej relacji z Bogiem, ale rzeczywiście, jak jest dobrze to modlę się dużo mniej.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

Monti pisze: 01 lip 2018, 8:07 U mnie kryzys twa już ponad rok i przez ten czas odczuwam duże napięcie z tym związane, a także objawy fizjologiczne (przyspieszone bicie serca itp.).
Obawiam się, że ten stan może na dłuższą metę bardzo niekorzystnie wpłynąć na moje zdrowie, dlatego pytam. Tym bardziej, że na razie nie ma perspektyw, żeby sytuacja się szybko zmieniła.
Ja na razie próbuję rozładowywać napięcie poprzez sport (rower), a wyciszenia szukam na modlitwie (niestety, z jakichś przyczyn modlitwa nie daje mi trwałego pokoju).
Monti
Niestety kryzys jest okresem "jazdy na adrenalinie". Po czymś takim zwykle następuje okres wyluzowania, a to często powoduje, że zaczynają wychodzić różne problemy, niestety zdrowotne.
U mnie po roku od kryzysu zaczęły się różne choroby. Co prawda można by to zwalić na "peselozę", ale ich nasilenie jest zadziwiające.
Coś podobnego obserwowałem też u innych ludzi.
Co prawda w kryzysie małżeńskim powiedzieć "nie przejmuj się" jest głupie i może to zrobić tylko ten, który tego nie przeżył, ale jeżeli tylko człowiek przeżyje pierwszy okres szoku i niedowierzania, to polecał bym dbanie o siebie. Dobrze, że zajmujesz się sportem. A jak z jedzeniem? Najczęściej sporo zrzucamy kilogramów. Warto jednak jak już potrafimy jeść, żeby zadbać o siebie.
Sport (chociaż spacery), jedzenie, małe przyjemności (dobra książka, film, spotkanie ze znajomymi).
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Wydaje mi się, że mój stres bierze się też głównie stąd, że chcąc uratować swój związek, muszę przeciwstawić się rodzicom i dalszej rodzinie (wyprowadzić się i w jakimś zakresie uciąć/przemodelować te relacje). Zostałem wychowany w takiej ścisłej symbiozie małżeństw z teściami, ponadto nadal różni członkowie rodziny wywierają na mnie naciski w tym zakresie. Obecnie mieszkamy po sąsiedzku i badzo odczuwam ich dezaprobatę wobec mojego zachowania. Dlatego tak długo zeszło mi, by to wszystko zrozumieć.

Oczywiście, ta cała sytuacja nie jest czarno-biała, bo – jak wiecie z moich postów – żona ma dużo „za uszami”. Bardzo liczę jednak na to, że Pan kiedyś te wszystkie relacje jakoś poukłada.

Tak sobie myślę, że w zasadzie to nie mam wyboru, szukanie innych rozwiązań byłoby głupotą i doprowadziło do katastrofy.

Widzę, jak syn autentycznie cieszy się w lepszych momentach naszego małżeństwa, jak uśmiecha się, widząc nas przytulonych. Z kolei po kłótniach pyta z lękiem: tato, kochasz mamę? W tym kontekście ograniczenie relacji z dziadkami chyba nie jest aż tak dużym kosztem, zwłaszcza dla dziecka, które już raz zostało porzucone przez biologicznych rodziców.

Wydaje mi się też, że pojawienie się w naszej rodzinie dziewczyny, którą wzięliśmy pod opiekę, też było jakimś sygnałem od Boga, że chce nas scalić.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dzisiaj mamy szóstą rocznicę ślubu, prośba o modlitwę za nas.

Ostatnio udaje nam się nawet jakoś dogadać, chć mam wrażenie, że problemy nie są rozwiązane, tylko zamiecione pod dywan.

Praktycznie zakończyliśmy budowę domu, za jakeś dwa tygodnie czeka nas przeprowadzka (ostatecznie na szczęście wspólna).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Nirwanna »

Monti, pomodlę się.

Wiesz, ostatnio inaczej brzmisz w swoim pisaniu, tak bardziej konkretnie, mądrze, bym rzekła - po męsku. Najwyraźniej wdrożyłeś dobry program naprawczy samego siebie, nie porzucaj go. Widać wg mnie pierwsze efekty, choć trzeba sporo czasu, aby się utrwaliły. Dlatego powtórzę - nie zaniechaj go, trwaj w tym :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Mysle podobnie jak Nirwana.
Czerpie tez dla siebie z Twoich wpisow Monti. :D
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Nirwanna pisze: 04 sie 2018, 6:53 Wiesz, ostatnio inaczej brzmisz w swoim pisaniu, tak bardziej konkretnie, mądrze, bym rzekła - po męsku. N
Podzielam to spostrzeżenie :)
Monti pisze: 04 sie 2018, 6:44 Dzisiaj mamy szóstą rocznicę ślubu, prośba o modlitwę za nas.
Wszystkiego co najlepsze na kolejne lata wspólnego małżeńskiego życia.
Monti pisze: 04 sie 2018, 6:44 Ostatnio udaje nam się nawet jakoś dogadać, chć mam wrażenie, że problemy nie są rozwiązane, tylko zamiecione pod dywan.
Czasem mogą być po prostu zawieszone by można się było nimi zająć w odpowiednim dla wszystkich czasie. Nic na siłę.

Co Cię najbardziej nurtuje?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: s zona »

Monti pisze: 04 sie 2018, 6:44 Dzisiaj mamy szóstą rocznicę ślubu, prośba o modlitwę za nas.

Ostatnio udaje nam się nawet jakoś dogadać, chć mam wrażenie, że problemy nie są rozwiązane, tylko zamiecione pod dywan.

Praktycznie zakończyliśmy budowę domu, za jakeś dwa tygodnie czeka nas przeprowadzka (ostatecznie na szczęście wspólna).
Monti ,niech Pan Was strzeze i Blogoslawi w tym nowym domu :D
Dolanczam z uznaniem do przedmowcow , kiedy Cie czytam .
ps
Westchne w modlitwie ,moje dzieci dzisiaj tez maja dokladnie 6 Rocznice Slubu :D
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję Wam za miłe słowa. Cieszę się, że z boku widać jakąś zmianę we mnie, choć jeszcze przede mną długa droga. Ciągle jeszcze trudno mi uzyskać prawdziwy pokój serca i wszystko oddać Bogu. Walczę z tym, by nie wybiegać za bardzo w przyszłość, żyć chwilą obecną i nie stresować się tym, na co nie mam wpływu.

Jeśli chodzi o nasze relacje małżeńskie, to ciągle szwankuje komunikacja. Zdarza się, że żona w złości odzywa się agresywnie, z pewną pogardą (przynajmniej tak to odbieram) i wyzwiskami. Ja staram się w takich sytuacjach być spokojny, a jednocześnie staram się stawiać granice, mówiąc np.: nie życzę sobie, żebyś tak się do mnie odnosiła. Na szczęście, te sytuacje zdarzają się już rzadziej. Ciągle jednak czuję lęk przed żoną, nawet w zupełnie błahych (ale potencjalnie konfliktogennych) sytuacjach.

W relacjach żony z moimi rodzicami (a raczej w ich braku) nie zmieniło się nic. Chociaż ta sprawa mnie boli, zostawiłem ten temat Bogu, niech On działa i przygotowuje ich serca na przebaczenie i pojednanie.

Pewnym problemem jest też rozejście się naszych światopoglądów. Ta jak wspominałem wcześniej, o ile ja staram się zbliżyć do Boga, o tyle żona zdystansowała się od Kościoła, praktycznie zaniechała uczestnictwa w niedzielnej Mszy. Stała się na tyle liberalna, że nie widzi nic złego np. w rozwodzie (niekoniecznie naszym, raczej w ogóle). Czasem zdarza się nam odmówić wspólnie przed snem Ojcze nasz – to niewiele, ale zawsze coś. To jest pewien problem w wychowaniu religijnym syna. Dużo łatwiej byłoby przekazać mu wiarę, gdyby nasza postawa była jednolita.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Kochani, proszę Was o pomoc.

Wydawało mi się, że między nami zaczyna się układać. Nie było wprawdzie sielanki, ale udawało nam się dogadywać. Cieszyliśmy się tym, że wspólnie zamieszkamy w nowym miejscu. Liczyłem na nowe otwarcie. Wprawdzie wiele problemów pozostało nierozwiązanych, żona nigdy nie okazała żadnej refleksji nad swoja postawą, ale liczyłem, że przemyśli sobie pewne sprawy.

Wczoraj, przewożąc meble do nowego domu, miałem wypadek. Wpadłem do rowu samochodem z przyczepą. Nic poważnego mi się nie stało (jestem tylko trochę poobijany), ale auto jest do kasacji. Jest to to samochód, który dostaliśmy od teścia i którym żona jeździ do pracy, stary i o bardzo znikomej wartości.

Żona zrobiła mi karczemną awanturę, jak mogłem tak nie uważać (rzeczywiście, incydent był z mojej winy). Padły wyzwiska, obelgi itp.

Dzisiaj obwieściła mi, że nie chce ze mną być, że musimy się rozstać, że mnie nienawidzi i męczy się ze mną. Chce zamieszkać w nowym domu z synem i dziewczyną, którą się opiekujemy. Powiedziała, że będę mógł zabierać syna na weekendy i popołudniami.

Kompletnie nie wiem, co robić. Źle się jeszcze czuję, bo wczoraj rozbiłem głową szybę, a tu jeszcze taki cios.

Pomódlcie się, proszę, za nas.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

Monti

Nieprzepracowane kryzysy zwykle wychodzą w którymś momencie ze zdwojoną siłą.

A czy ten nowy dom należy również do Ciebie?
Jeżeli tak, to dlaczego Ty masz w nim nie mieszkać?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Cały czas, jak było względnie dobrze obawiałem się właśnie tego, że siedzę na bombie...

Dom jest nasz wspólny i oczywiście mogę się wprowadzić, ale żona powiedziała, że wtedy ona sobie coś wynajmie.

Nie mam pojęcia, co robić. Może taka rozlaka choć na chwilę by była dobra. Z jakichś przyczyn Bóg dopuścił tę sytuację.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: s zona »

Monti pisze: 19 sie 2018, 11:56
Kompletnie nie wiem, co robić. Źle się jeszcze czuję, bo wczoraj rozbiłem głową szybę, a tu jeszcze taki cios.

Pomódlcie się, proszę, za nas.
Monti,
a moze warto sprawdzic , czy nie jestes jeszcze w szoku i nie czujesz zadnego urazu po wypadku ?

Odnosnie nowego domu ,to jesli razem chcieliscie tam wieszkac ,wiec dlaczego pod wplywem klotnii ,mialbys sie z niego wyprowadzac ..
Dzieki Bogu ,ze w wypadku ucierpial tylko samochod ,nawet ,jesli mial - dla zony - jakas wartosc sentymentalna,to tylko materia .. Mozna to jakos ogarnac , wziasc cos lepszego na raty ,nwm ,jakie masz mozliwosci ..

Moze warto dzisiaj nie prowadzic zadnych konstruktywnych rozmow - oboje jestescie w emocjach - przespac sie a jutro nowy dzien , oby przyniosl nowe swiatlo..
Pomodle sie zaraz :)
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: udasiek »

Monti pisze: 19 sie 2018, 11:56 Dzisiaj obwieściła mi, że nie chce ze mną być, że musimy się rozstać, że mnie nienawidzi i męczy się ze mną.
Monti ja nie wiem czy Tobie już pisałam, ale b się identyfikuję z Twoją żoną niestety, też tak miałam - mówiłam mężowi że go nie chcę, nienawidzę, gardzę, chcę rozwodu... pełny pakiet (prócz przekleństw). Pokrótce mówiąc było ze mną źle... a co ciekawe zawsze byłam uważana za osobę niezwykle spokojną i "kochaną". Cierpiała cała rodzina, dzieci, mąż, niewyobrażalną ilość ran mu zadałam, myślałam że "to tylko słowa". Dowiedziałam się jaką słowa mają wartość gdy ja usłyszałam od męża że już nie kocha mnie i nie chce być ze mną, otrzeźwił mnie jego romans i wyprowadzka...

Teraz myślę że powody mojego gniewu były takie:
- wielki gniew wewnętrzny - dom rodzinny i co poniektóre wydarzenia z dzieciństwa wygenerowały we mnie taki poziom wewnętrznego gniewu, ukrytego, nienazwanego że byłam jak nadmuchany balonik - wystarczyło małe coś a ja wybuchałam, jak tornado zmiatałam tego kto był najbliżej i "najsłabszy" (tzn. najbardziej mnie kochał) czyli męża i dzieci,
- dom rodzinny z którego "pobrałam nauki" - moi rodzice zawsze rozwiązywali konflikty krzykiem, moja mama mówiła że "mąż powinien znieść wszystko, szczególnie słowa prawdy", nauka bycia żoną w domu rodzinnym - "kobieta powinna wymagać, kierować mężem, wychować go sobie". Sączenie zarzutów na mojego męża przez mamę.
- niewiedza - nie wiedziałam że to SOBIE trzeba postawić granice na pierwszym miejscu.
- brak spowiedzi, komunii, Pana Boga.

Błędy męża które na teraz mogę jakoś nazwać (nie żebym zwalała na niego winę ale przecież też był w tym małżeństwie, po prostu może Ci to jakoś pomoże, coś może zobaczysz u siebie):
- gołe baby na kompie - był to dla mnie mega cios który uderzył w całe moje jestestwo
- niesłuchanie mnie - nieodrywanie wzroku od monitora gdy mówiłam,
- ciągłe zmiany pracy - brak stabilizacji finansowej,
- komputer i granie wyniesione ponad wszystko "czas to miłość" - główny czas mojego męża zajmował komp.

Co mi pomogło:
- postawienie granicy przez męża - tu uważam że "kara" dla mnie była zbyt surowa :cry: ale niestety podziałała otrzeźwiająco - przewartościowałam całe swoje życie - przeniosłam ciężar ważności, oczekiwania zaspokojenia miłości na Pana Boga a ciężar zapewnienia sobie np przyjemności, bezpieczeństwa, odpowiedzialności za swoje życie na siebie,
- "Granice w relacjach małżeńskich" ale co ciekawe moja koleżanka odebrała tą książkę zupełnie inaczej (w stylu "no widzisz ten mój mąż to w ogóle nie umie postawić sobie granic" - czyli znów mąż), dla mnie to był przełom,
- Spotkania Małżeńskie - tam z mężem na spokojnie wyjaśniliśmy sobie największe bolączki, ale nie byłoby poprawy gdyby nie wziął pod uwagę moich zastrzeżeń i zarzutów - on wziął na klatę i stosuje się, nie do wszystkich oczywiście ale do najważniejszych jak zwrócenie się do mnie gdy ze mną rozmawia - co jest dla mnie mega ważne,
- psychoterapia - najpierw małżeńska na którą poszliśmy z mojej inicjatywy gdy już mąż nie mieszkał z nami - tam szokiem było gdy pani psych. zachowywała się jakby to była moja wina! znosiłam to choć zęby mnie bolały, zależało mi, pani dobrze wiedziała że ja to zniosę :lol: ale widzę że pracowała nad poczuciem własnej wartości męża najpierw aby później delikatnie mu powiedzieć co robi źle, no i nie oszukujmy się prawdy dużo mi powiedziała ale było to dla mnie jak fanga w nos,
- psychoterapia moja - najpierw u pana który mi wiele rzeczy uświadomił co narobiłam i jaki mężczyzna jest inny, później u pani która zaczęła mój wewnętrzny gniew powoli odkopywać.
- oczywiście sychar, dobrzy ludzie którzy mi powiedzieli że zawsze jest nadzieja, książki z listy...
Teraz ciągle czytam, uczę się, obserwuję siebie... pilnuję się, nie chcę powrotu do starego, strasznie byłam nieszczęśliwą wredną kobietą...

Pogrubione polecam Wam, nie odpuszczaj, nie wyprowadzaj się, bądź twardszy, stawiaj granice, mów o swoich uczuciach że żona Cię rani.
No i zdrowiej :)
ODPOWIEDZ