Małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Monti pisze: 26 lis 2018, 12:50 Póki co, niestety nie widać u mnie żadnych pozytywnych zmian.
A ja widzę - W TOBIE .
I tak naprawdę to jest w tym najważniejsze. ;)
Pustelnik

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Pustelnik »

"Być może nie jest to typowy problem, może wyda Wam się to niemęskie, ale ten lek wynika z agresji, której doświadczam. Żyję w tym stresie już bardzo długo, boję się o to, co powie na ten temat kardiolog."

Ja tam miałem TAKIE SILNE LĘKI, mało co spałem przez 3 miechy.
Myślę , że mój lęk był "wieloaspektowy" .
Jednym z jego składowych, był mieszkający sobie w podświadomości ... lęk egzystencjalny.
Niektórzy mówią na "trudne emocje" - że są to "anioły niosące jakąś informację".
Po takim lęku zobaczyłem jaki jestem holistyczny- połączenie psyche, ciała fizycznego i ... ducha/duszy.
Ten mój lęk , po częsci, postawił mi dawno nie stawiane PYTANIE O SENS ZYCIA (nie moją projekcje na życie, moje idealistczne czy głupie/z tego świata plany czy zamierzenia).

0
Po tym doświadczeniu trudno mi sobie wyobrazić (dobry, pozwalający na duzy rozwój) KRYZYS BEZ LĘKU.
Co ciekawe w poprzednim, zaraz poprzedzającym kryzysie pod tytułem wieloletnie objawy depresjii, też on był (ale tak schowany, "zakopany") - miałem szansę go dostrzec - jeden raz przez 10 minut i dopiero ... "po" depresji.

Życzę Ci dobrego "wchodzenia" w Twoje sytuacje kryzysowe (może biblijne 7 lat chudych ... :-( ).

Dbaj o siebie ! Odwagi ! Pogody Ducha!
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Minęła pierwsza Wigilia bez żony i dziecka. Przed samą wieczerzą całkiem się rozsypałem. Zjadłem pospiesznie u rodziców, wróciłem do domu, położyłem się spać o 20.30.
Żona pojechała z synem do swoich rodziców, wracają dopiero w niedzielę. Jak odwoziłem ich na pociąg powiedziała mi, że w pierwszy dzień świąt (czyli dziś) jedzie do kolegi do Niemiec... Nie muszę Wam pisać, co to wg mnie oznacza... Na szczęście syn zostaje z dziadkami. Dzisiaj zadzwonię do teściów z życzeniami i wybadam, czy rzeczywiście pojechała...
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
jacol
Posty: 31
Rejestracja: 13 lip 2018, 19:33
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacol »

Monti trzymaj się. Jesteśmy z Tobą.
Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską. Św. Augustyn.
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Monti ... jestem...
jacek-sychar

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: jacek-sychar »

Monti
Ja też na początku ciągle myślałem (lub nawet sprawdzałem) gdzie jest żona. A jak dowiedziałem się, że nie jest w domu, to się zadręczałem. Dopiero gdy przestałem o niej myśleć, to zaczął się mój proces zdrowienia.
Trzymaj się.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: vertigo »

Monti,

pozwól, że w Twoim wątku złożę życzenia świąteczne wszystkim Forumowiczom, w nieco nietypowej formie:

W nocy, podczas której narodził się Jezus, aniołowie zanieśli pasterzom Dobrą Nowinę.
Był wśród nich pewien pasterz tak bardzo ubogi, że nic nie posiadał. Kiedy jego przyjaciele
postanowili udać się do groty, by zanieść jakiś podarunek, zaprosili również jego.

Lecz on odpowiedział: "Nie mogę z wami pójść, cóż mogę ofiarować, nic nie mam".
Ale pasterze tak mocno na niego nalegali, że w końcu go przekonali. Przybyli razem tam,
gdzie znajdowało się Dzieciątko wraz z Matką i Józefem. Maria trzymała w ramionach Dziecię
i uśmiechała się widząc hojność tych, którzy ofiarowali ser, wełnę, owoce czy inne dary.

W pewnym momencie spojrzała na pasterza, który nic nie przyniósł, i skinęła na niego, aby się zbliżył.
On po chwili wahania, z wielkim zakłopotaniem, podszedł do nich.

Wtedy Maria, aby mieć wolne ręce i przyjąć przyniesione dary, złożyła łagodnie Dziecię w jego pustych ramionach..



Życzę Tobie, sobie i każdemu, by jak najwięcej rzeczy zbędnych wypuścić ze swoich rąk, serca, umysłu, by stać się coraz bardziej pojemnymi na łaskę i wszelkie dary od naszego Dobrego Pana.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję Wam za wsparcie i życzenia.
Żona wprost potwierdziła mi w smsie, że jest w Niemczech. Nie łudzę się, że pojechała tam w celach krajoznawczych. Jak się ostatnio dowiedziałem, kiedyś była też ze swoją koleżanką-mężatką u jej kowalskiego i była mowa o tym, że trzeba jej (czyli żonie) znaleźć chłopaka.
Szczerze mówiąc, nie rusza mnie to teraz aż tak bardzo, jak bym przypuszczał. Żona emocjonalnie zostawiła mnie już dawno temu. Najdziwniejsze, że ona nie odczuwa z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia. Widocznie filozofia buddyjska, którą ostatnio wyznaje, nie widzi w takim zachowaniu nic niestosownego.
Mam do siebie żal, że wcześniej nie postawiłem granic w odpowiedni sposób. Być może wtedy uniknąłbym chociaż budowy domu, który teraz spłacam, a który w tych okolicznościach nie jest mi do niczego potrzebny.
Z plusów, cieszy mnie mój dobry kontakt z synem. Ostatnio byliśmy dwa dni na nartach i nasza relacja jest naprawdę fajna. Nie widać też po nim za bardzo traumy związanej z rozpadem rodziny. Może jako dziecko, które przed adopcją już sporo przeszło, jest zahartowany w różnych trudnych sytuacjach. Staram się dać mu dużo ciepła i bezpieczeństwa.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Pustelnik

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Pustelnik »

Monti pisze: 25 gru 2018, 21:27 Dziękuję Wam za wsparcie i życzenia.
(...) Z plusów, cieszy mnie mój dobry kontakt z synem. Ostatnio byliśmy dwa dni na nartach i nasza relacja jest naprawdę fajna. Nie widać też po nim za bardzo traumy związanej z rozpadem rodziny. Może jako dziecko, które przed adopcją już sporo przeszło, jest zahartowany w różnych trudnych sytuacjach. Staram się dać mu dużo ciepła i bezpieczeństwa.
Hmmm, a może ... nauczył się wypierać/nieokazywać ? Warto byś jego i siebie poobserwował pod kątem reagowania emocjonalnego.
Dla mnie czas kryzysu małżenskiego - to także czas przepracowania "głębszego" własnej rodziny pierwotnej - co się dostało, a co ... zbraķło.
Niektórzy mówią: nie będziesz dobrym ojcem (a nawet ... powtórzysz błędy rodzica) jak nieprzepracujesz ...
Pogody Ducha !
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Po dłuższej nieobecności w moim wątku, chciałbym napisać co nieco o naszej aktualnej sytuacji.

Na zewnątrz wiele się nie zmieniło: mieszkamy oddzielnie, opieką nad synem jakoś się dogadujemy. Ja staram się pracować nad sobą, wzmacniać się, niwelować lęk.

Pojawiają się problemy wychowawcze z synem. Regularnie jestem na dywaniku w szkole. Nasz syn, będący w pierwszej klasie podstawówki, ewidentnie nie radzi sobie z emocjami. Jak coś idzie nie po jego myśli, wpada w szał, bije dzieci, rzuca zabawkami czy rozwala stoliki. Generalnie – nie sposób go opanować. Doświadczyłem tego kilka razy w domu, więc wiem, o czym mówią nauczycielki. Nie wiem, na ile są to problemy tkwiące w nim samym (np. jakaś skrajna postać ADHD),na ile obciążenia genetyczne po rodzicach biologicznych, a na ile obecna sytuacja rodzinna. Chciałem ten problem jakoś rozwiązać, zaproponowałem psychologa dziecięcego, na co żona mi powiedziała: „nie chcę, żeby był taki jak ty”.

Tak więc, jak widać, nie łapię z żoną żadnego porozumienia, nie widzę u niej zmiany nastawienia. Chce, żebym się kontaktował z nią jak najrzadziej. Jedyne, o czym chce rozmawiać, to rozwód.

Z kolei ja podczas ewentualnej rozprawy sądowej na pytanie sędziego: „czy pana uczucia względem żony wygasły?”, nie mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć, że tak.

Nie wiem, czy jest kowalski i ta wiedza na ten moment nie jest mi potrzebna. Tak czy inaczej, żona nie jest zainteresowana wspólnym życiem. Pisze mi, że to wstyd mieć takiego męża…

W tym wszystkim moje refleksje są takie, że nie chcę z nią być, jeśli ma być taka, jak jest teraz. Wiem, że teoretycznie może się zmienić, że Bóg może ją dotknąć, ale wiem też, że statystyki mówią, że kobiety znacznie rzadziej wracają. Więc nie liczę na to, ale jeśli Bóg do czegoś takiego doprowadzi, to pozostaję otwarty.

To wszystko bardzo boli. Ponad 6 lat wspólnego życia, deklaracje, że kocha codziennie mocniej, że nigdy mnie nie zostawi… Przykre to, jak bardzo można zawieść się na człowieku i jak boli to odrzucenie. Zresztą, chyba wszyscy to wiecie. Oby tylko przetrwać ten etap żałoby, później podobno już jest lżej.

Kilkumiesięczna samotność sprawia, że coraz częściej pojawiają się u mnie głody emocjonalne związane z brakiem bliskości drugiej osoby, a także pokusy dotyczące czystości. Obawiam się, jak to będzie wyglądało, bo perspektywy naprawy małżeństwa po ludzku są znikome, a natura ludzka ułomna.

Staram się pielęgnować relację z Bogiem, moim ratunkiem jest jak najczęstsza Eucharystia. Wierzę, że On działa, choć kompletnie nie rozumiem tego, co obecnie dzieje się w moim życiu…
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Pustelnik

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Pustelnik »

Monti pisze: 08 lut 2019, 17:06 Pisze mi, że to wstyd mieć takiego męża…
Niezrozumienie istoty wstydu czy ... manipulacja ??? :?

Swego czasu taki mniej więcej sms wysłałem żonie na jej info "wstydzę się za Ciebie" :
Wstyd, który odbiera życie
https://pl.aleteia.org/2018/10/30/wstyd ... era-zycie/

Częściej słowo „wstyd” pada w chwili, gdy sprzedajemy go komuś innemu. „Wstydzę się za ciebie”. To naprawdę straszne słowa. Mówię ci, że jesteś kimś dziwnym, złym i niechcianym w moim świecie. Wmawiam ci winę za moje własne czucie się kimś o pomniejszonej wartości. Traktuję ciebie jako część mnie, składnik mojego wizerunku – a nie jako oddzielnego człowieka, odpowiedzialnego za swoje własne decyzje i czyny.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Mam jeszcze do Was jedno pytanie dotyczące opieki nad dzieckiem.
We wczorajszym poście pisałem, że w miarę dobrze dogaduję się z żoną w sprawie opieki nad synem. Wydaje mi się, że pochwaliłem to trochę przedwcześnie…
Do tej pory byłem w miarę zadowolony, gdyż udawało nam się zgodnie dzielić opieką nad synem i realizować coś na kształt opieki naprzemiennej. Syn nocował u mnie 3, czasem 4 noce w tygodniu.
Jako że syn chodzi o szkoły w miejscu zamieszkania żony, tam ma większość kolegów i chce się z nimi widywać. Ja z jednej strony nie chcę go ograniczać w tym kontakcie, ważne jest, żeby miał kontakt z rówieśnikami. Jednocześnie odbywa się to trochę kosztem moich kontaktów z synem. Przed chwilą właśnie żona poinformowała mnie, że syn się fajnie bawi od rana i żebym przyjechał po niego dopiero w poniedziałek rano (w poniedziałek u nas zaczynają się ferie).
Do tego, zbliża się wiosna, dzień będzie coraz dłuższy i siłą rzeczy zabawy na podwórku będą się przedłużały. Żona będzie miała więc pretekst, by jeszcze ograniczyć mój kontakt z synem.
Dla mnie priorytetem jest zachowanie jak najlepszej więzi z synem. Chcę jakoś wyważyć te wszystkie racje i zachować zdrowy rozsądek. Żona zarzuca mi, że jestem zafiksowany na tym temacie, nie mam swojego życia i moje zachowanie jest destrukcyjne.
Zaznaczam, że odległość pomiędzy moim miejscem zamieszkania i żony nie jest duża – jakieś 7 km.
Jak to wszystko sensownie poukładać?

Druga kwestia to sprawa wychowania religijnego syna. Jak już pisałem wyżej, moja żona w praktyce porzuciła wiarę katolicką, w domu ma posąg Buddy, jej podejście do wiary jest bardzo luźne.
Dla mnie bardzo ważne jest przekazanie synowi wiary, co dla żony jest przejawem oszołomstwa.
Dotychczas zazwyczaj w niedzielę albo w sobotę wieczorem bywałem z synem w kościele, choć dla niego Msza jest jeszcze niezrozumiała i nudna. Interesują go historie z Biblii, więc często czytam mu Pismo Święte.
Żona zatem zaproponowała (a raczej arbitralnie orzekła), że syn będzie chodził ze mną do kościoła w co drugą niedzielę, a w pozostałe będzie z nią praktykował medytację.
Syn jest w pierwszej klasie, za jakiś czas czeka go Pierwsza Komunia. Już widzę pole do problemów i dyskusji w przyszłości…
Jak to z kolei poukładać? Czy upierać się, by syn uczestniczył ze mną w Mszy w każdą niedzielę? Czy raczej na razie odpuścić, póki syn i tak za wiele nie rozumie z Eucharystii i skupić się np. na Biblii czy rozmowach o Bogu?
Często nawet w sytuacji, gdy oboje rodzice są wierzący, nie udaje im się przekazać wiary dzieciom. Tym trudniej jest, gdy postawa rodziców jest niespójna. Wiem, że niektórzy z Was, mając już dorosłe dzieci, przeżywają ich odejście od wiary. Rozbita rodzina niestety nie sprzyja wychowaniu religijnemu.
Może za mało mam ufności w to, że Bóg znajdzie drogę do serca mojego syna?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Ukasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Ukasz »

Byłoby chyba lepiej, żebyś się sprowadził z powrotem do domu - jak okrzepniesz na tyle, że będziesz na to gotów.
Wychowanie religijne syna - problemów nie da się uniknąć, ale można je trochę ograniczyć wybierając również z tego, co wspólne, np. medytacja chrześcijańska czy po prostu wiedza o obu religiach. Nie wiem, na ile głęboka jest wiedza Twojej żony nt. buddyzmu, ale zapewne Twoja formacja chrześcijańska jest solidniejsza. Proponując układ jakoś symetryczny zyskasz, bo będziesz umiał dać więcej.
Czy pójście z synem do psychologa dziecięcego wymaga zgody żony? A jeśli tak, to może uzyskać np. jakieś skierowanie ze szkoły, żeby to przynajmniej pozornie nie wychodziło od Ciebie?
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: burza »

Monti, dzieci tak mają, że niewiele rozumnia, jeszcze o Bogu, wierzę a kościół jest nudny. Wiem, bo też mam córkę 6.5lat i idzie, że mną z niechętnie. Więc, czasem odpuszczam i na siłę nie ciągnie a tym samym i ja nie idę bo samej jej nie zostawię. A mąż z nią nie pójdzie jo sam nie chodzi był 6.5roku temu kiedy była chrzciny.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Ukaszu, uważam, że na tym etapie nasze wspólne zamieszkanie jest bezcelowe. Żona z jakichś przyczyn odczuwa we mnie pogardę i niechęć, oskarża mnie o różne dziwne rzeczy, próbując chyba w jakiś sposób zracjonalizować i usprawiedliwić swoją decyzję o rozstaniu. Wczoraj zasygnalizowałem jej, że moje uczucia wobec niej mimo wszystko nie wygasły, na co odpowiedziała bardzo raniącymi słowami. Nie widzę więc sensu narażania się na te ataki. Teraz, mieszkając samemu, mam przynajmniej czas, żeby zająć się sobą, wyciszyć, a jak syn jest ze mną spędzać z nim czas tak, jak mamy obydwaj na to ochotę.

Jeśli chodzi o psychologa, to formalnie, z tego, co wiem, nie ma wymogu, żeby była to decyzja obydwojga rodziców. Ale rozmawiałem z jednym psychoterapeutą i nie chciał podjąć się pracy z dzieckiem bez wiedzy i zgody żony. Terapia w tym przypadku opiera się w dużej mierze na pracy z rodzicami, więc dobrze, by ich stanowisko i działania były spójne. Być może szkoła może dać jakieś skierowanie, nie pytałem jeszcze, bo też nie chciałem wtajemniczać nauczycielek w naszą sytuację rodzinną. Spróbuję na razie coś poczytać na ten temat, może są jakieś metody, które mógłbym zastosować na własną rękę.

Jeśli chodzi o wychowanie religijne, to rzeczywiście, dzieci w tym wieku nudzą się w kościele. Mam wrażenie, że czasem lepiej odpuścić godzinną Mszę i przeczytać dziecku samą Ewangelię z dnia i porozmawiać o tym. Utkwiły mi w pamięci słowa Roberta Friedricha z jednego z wywiadów, w którym powiedział, że głównym zadaniem ojca jest przekazanie dziecku wiary. Zdecydowanie łatwiej jest, jak obydwoje rodzice mają te same wartości. Jak są one rozbieżne, jest dużo trudniej.

Być może trochę nakręcam się tą sprawą relacji z synem, ale na ten moment jest to dla mnie ważniejsze, niż ratowanie małżeństwa. Pewnie zaraz posypią się na mnie gromy, że mam niewłaściwą hierarchię wartości. Chodzi mi o to, że już w jakimś sensie pogodziłem się z odejściem żony. Teraz chciałbym być jak najbardziej zaangażowanym ojcem, a nie tylko dochodzącym.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
ODPOWIEDZ