Małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Chciałbym zaraportować, co się u mnie wydarzyło w ostatnich dniach.

W weekend udało się wyjść z żoną wspólnie do restauracji i porozmawiać. Wydawać by sie mogło, że to duży krok w dobrą stronę, przez długi czas rozmowa przebiegała bardzo przyjemnie, aż do czasu, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o nas.

Otóż żona po az kolejny powiedziała, że od dawna mnie nie kocha, że chce odejść, znaleźć sobie innego partnera i że mi też zaleca znalezienie kogoś, kto bardziej będzie do mnie pasował... Powiedziała też, że od ślubu ewoluowałem w kierunku, którego ona nie akcetuje, że jestem fanatykem religijnym, w dodatku, że jestem uzależniony od Internetu (ostatnio rzeczywiście dużo czasu spędzam przy komputerze, głównie na forum Sycharu). Żona też wyrzuca mi, że przytyłem (niestety, reaguję na stres kompulsywnym jedzeniem, ale wydaje mi się, że ten zarzut jst najmniej istotny).

Więc sytuacja jest kuriozalna - wykańczamy dom, przy czym żona nie chce, żebym tam zamieszkał (nota bene, ja spłacam ratę kredytu).

Szczerze mówiąc, a tych okolicznściach mieszkanie z nią nie sprawia mi przyjemności (mimo wględnie normalnych rozmów od czasu do czasu).

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, o którym wcześniej nie wspominałem (nie było to aż tak istotne, a ponadto nie chcałem ujawniać zbyt wielu szczegółów). Od jakiegoś czasu mieszka z nami szesnastoletnia dziewczyna, której matka (nasza znajoma) wyjechała za granicę i nie miał się nią kto zająć w Polsce. Żona złożyła do sądu wniosek o ustanowienie jej opiekunem dziewczynki. Dziś przyszło z sądu pismo z pytaniem, czy chcemy jako małżeństwo stać sie rodziną zastępczą dla niej. Powiedziałem żonie, że w tych okolicznościach raczej nieodpowiedzialne byłoby podejmowanie tego typu zobowiązania. Po cichu liczę jednak, że może ta sytuacja da żonie impuls do pracy nad związkiem. Może jednak to płonna nadzieja, skoro żona nie ma wątpliwości, narażając naszego syna na kolejną traumę (pierwszą było odrzucenie przez biologicznych rodziców).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Monti chyba dlugo nie zasne po Twoim raporcie.
Napisz moze co zamierzasz Ty w jakim kierunku idziesz.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Angela »

Babcia mojego męża powtarzała:,,Co to się z ludźmi porobiło?! A to dlatego, że nie znają głodu".

Jeżeli Twoja żona nie ma względu na innych, Ciebie, syna i może dziewczyny, którą wam powierzono, na Twoim miejscu nie ułatwiałabym jej realizacji jej planu od strony materialnej. Prawdopodobnie ma wygodny dla siebie plan. Nawet gdyby chciała zamieszkać sama z synem w nowym domu, przepisując spłatę kredytu na siebie, to odbije to sobie na alimentach. Jeżeli chce rozstania, to ja sprzedałabym dom, spłaciła kredyt i bez zobowiązań bankowych dokonała rozdzielności majątkowej.
A możliwy szantaż, że pozbawiasz w ten sposób syna godnych warunków życia, bym zignorowała. Dla dziecka większą wagę ma obecność obojga rodziców niż własny pokój. Rozstanie przeżywa silniej niż ich śmierć. Zwłaszcza dla adoptowanego po raz kolejny okazuje się, że jego potrzeby bliskości zostają pominięte w decyzjach dorosłych. Gdyby tak postawiona sprawa nowego domu miała szansę spowodować otrzeźwienie, to czemu nie spróbować.
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Zgadzam się zdecydowanie z Angelą.
Czas na kubeł zimnej wody, a nie na rozwijanie czerwonych dywanów i fajerwerki.
Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24 Powiedziałem żonie, że w tych okolicznościach raczej nieodpowiedzialne byłoby podejmowanie tego typu zobowiązania.
Jak zareagowała żona?
Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24 Po cichu liczę jednak, że może ta sytuacja da żonie impuls do pracy nad związkiem.
Monti wydaje mi się ,że żona powinna najpierw popracować nad sobą ;)
Ale to konieczny wstęp do pracy nad związkiem. ;) I trzeba powiedzmy jej to chyba umożliwić - dać możliwość wyboru pójścia w tym kierunku.
Tak jak pisał nałóg.
Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24 Otóż żona po az kolejny powiedziała, że od dawna mnie nie kocha, że chce odejść, znaleźć sobie innego partnera i że mi też zaleca znalezienie kogoś, kto bardziej będzie do mnie pasował... Powiedziała też, że od ślubu ewoluowałem w kierunku, którego ona nie akcetuje, że jestem fanatykem religijnym, w dodatku, że jestem uzależniony od Internetu (ostatnio rzeczywiście dużo czasu spędzam przy komputerze, głównie na forum Sycharu). Żona też wyrzuca mi, że przytyłem (niestety, reaguję na stres kompulsywnym jedzeniem, ale wydaje mi się, że ten zarzut jst najmniej istotny).
Wiesz co może czas zacząć ignorować uwagi od nieżyczliwej krzywdzącej i nie wspierającej męża żony pod swoim adresem.


Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24 Więc sytuacja jest kuriozalna - wykańczamy dom, przy czym żona nie chce, żebym tam zamieszkał (nota bene, ja spłacam ratę kredytu).
No chyba ratę w czerwcu już bym zapłacił połowę.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: s zona »

jarek70 pisze: 30 maja 2018, 7:53 Zgadzam się zdecydowanie z Angelą.
Czas na kubeł zimnej wody, a nie na rozwijanie czerwonych dywanów i fajerwerki


Monti wydaje mi się ,że żona powinna najpierw popracować nad sobą ;)
Ale to konieczny wstęp do pracy nad związkiem. ;) I trzeba powiedzmy jej to chyba umożliwić - dać możliwość wyboru pójścia w tym kierunku.
Tak jak pisał nałóg

Wiesz co może czas zacząć ignorować uwagi od nieżyczliwej krzywdzącej i nie wspierającej męża żony pod swoim adresem.
Monti ,
podpisuje sie pod slowami Jarka 70 ,ale jako kobieta zupelnie nie rozumiem Twojej zony,
co chce osiagnac ...moze jej "versja " jest nieco inna ?
Ale ,jesli jest tak ,jak to opisujesz ,to wg mnie uczciwe jest postawienie sprawy ,jesli kredyt wspolny to i obciazenia rowniez ..
Osobiscie nie jestem zwolenniczka " grilowania" meza/zony ,ale nieraz ostre postawienie sprawy pomaga .
A moze macie jakiegos zaufanego ksiedza lub kogos z rodziny .Kogos ,kogo zona ceni i moglby wystapic w rolii mediatora.. ew poszukac kogos na zewnatrz .
Wg mnie warto zrobic wszystko ,co moze uratowac to malzenstwo ,
a reszte zostawic Bogu :)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Dziękuję wszystkim za zainteresowanie moim wątkiem.

Obecnie zupełnie nie wiem, co robić. Wydaje mi się, że po ludzku zrobiłem już bardzo wiele dla ratowania małżeństwa, resztę zostawiam Bogu (choć pewną przeszkodą jest tu moje zamartwianie się i brak ufności).

Terapia czy mediacja odpada - żona nie jest tym zainteresowana.

Jeśli chodzi o budowę domu, to chciałem się z tego wcześniej wycofać, ale spowodowałoby to dużą stratę. Ostatecznie zatem kontynuujemy budowę. W praktyce żona ze swojej wypłaty nie będzie w stanie zapłącić nawet połowy raty (wtedy ja będę musiał zapłacić za inne wydatki, więc na jedno wyjdzie). Pewną część pieniędzy żona pożyczyła od swojej matki i tego nie zamierzam spłacać. Może, jak żona zamieszka sama to zobaczy, że ciężo jej będzie to wszystko ogarnąć, to zmieni punkt widzenia... Gdyby nasze rozstanie okazało się definitywne, wtedy zawsze można sądownie znieść współwłasność i się rozliczyć.

Obecnie kwestie finansowe są jednak dla mnie drugorzędne. Piszecie, że żona musi zacząć pracę nad sobą, ale - jak wiadomo - ja nie mam na o wpływu. Ewentualnie moja zmiana może coś w niej ruszyć na zasadzie akcja - reakcja.

Uwagi żony, z którymi się nie zgadzam zamierzam ignorować, przy czym w takiej sytuacji raczej mało prawdopodobe jest, by żona się ponownie we mnie zakochała.

To, co przemawia za budową domu wg mnie to jakaś nadzieja, że żona nie ucieknie z dzieckiem na drugi koniec Polski (np. do swoich rodziców). To marne pocieszenie, ale zawsze jakieś...
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jonasz

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jonasz »

Monti pisze: 30 maja 2018, 10:44 To, co przemawia za budową domu wg mnie to jakaś nadzieja, że żona nie ucieknie z dzieckiem na drugi koniec Polski (np. do swoich rodziców). To marne pocieszenie, ale zawsze jakieś...
Monti zauwaz ze musiałaby zabrać wtedy ze sobą córkę znajomej.
Rozumiem że jej pojawienie się wiąże się z poprawą sytuacji finansowej o której napomknąłeś.
Monti pisze: 30 maja 2018, 10:44 Uwagi żony, z którymi się nie zgadzam zamierzam ignorować, przy czym w takiej sytuacji raczej mało prawdopodobnie jest, by żona się ponownie we mnie zakochała.
Ja bym marzył żeby zona nawróciła się może dorosła przy tym wszystkim i nauczyła się kochać ;)
Amica

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Amica »

Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24
Otóż żona po az kolejny powiedziała, że od dawna mnie nie kocha, że chce odejść, znaleźć sobie innego partnera i że mi też zaleca znalezienie kogoś, kto bardziej będzie do mnie pasował... Powiedziała też, że od ślubu ewoluowałem w kierunku, którego ona nie akcetuje, że jestem fanatykem religijnym, w dodatku, że jestem uzależniony od Internetu (ostatnio rzeczywiście dużo czasu spędzam przy komputerze, głównie na forum Sycharu). Żona też wyrzuca mi, że przytyłem (niestety, reaguję na stres kompulsywnym jedzeniem, ale wydaje mi się, że ten zarzut jst najmniej istotny).
Monti pisze: 30 maja 2018, 10:44 Uwagi żony, z którymi się nie zgadzam zamierzam ignorować, przy czym w takiej sytuacji raczej mało prawdopodobe jest, by żona się ponownie we mnie zakochała.
A zatem impas. Bo żeby mogło dość do jakiegokolwiek porozumienia, a co mówić o pojednaniu - to konieczne jest, aby obie strony siebie słuchały.

Co do fanatyzmu religijnego, to się nie wypowiem, bo nie znam szczegółów. Mogę tylko się domyślać, że najbardziej on razi ludzi niewierzących, kiedy wraz z wiarą nie idą czyny, czyli niespójność. Osoby, które mocno wierzą w Boga nie drażnią, jeśli poza tym ich życie jest wizytówką tej wiary. A tam, gdzie jest hipokryzja, ślepe i jednostronne traktowanie Pisma Świętego, stawianie wyżej tradycji od sedna wiary (czyli latam codziennie na mszę, ale nie zauważam żywych ludzi wokół siebie, nie staram się robić nic dobrego). Nie twierdzę rzecz jasna, że takie coś u Ciebie występuje, ale warto się zastanowić, dlaczego Twoja "ewolucja" drażni Twoją żonę. Ewolucja, czyli kiedyś taki nie byłeś?

To co powyżej w połączeniu z zarzutem, że siedzisz cały czas przy kompie - to może być przykład. Siedzeniem na Sycharze nie naprawimy nic wokół.

Co do tuszy - zapewne dla większości kobiet wygląd mężczyzny nie ma aż takiego znaczenia. Ale jeśli chodzi o kompulsywne objadanie się, to przecież jest objaw czegoś niepoukładanego w życiu, jakiejś słabości. Jeśli więc mężczyzna lubi sobie zjeść (bo jest smakoszem), ma oponkę, ale przy tym np. ćwiczy, jest aktywny, pracowity, radosny, umie cieszyć się życiem - to taki ktoś jest bardzo interesujący - pomimo oponki.

A jeśli taki mężczyzna objada się, może jeszcze siedząc przy komputerze - to widok jest smutny, nie pociąga, nie daje nadziei na zmiany. Druga osoba (a zwłaszcza kobieta, która lubi analizować przyszłość) czuje podskórnie jakieś nowe piętrzące się zadania, jakie ją czekają. Np. pogłębianie się problemu, czyli wspólna starość z osobą coraz grubszą, która nie jest aktywna, nie ma zainteresowań, siedzi w chałupie przy kompie, którą może potem trzeba będzie się zajmować, wyręczać, na której pomoc nie można będzie liczyć.
To ważne.

Nie wiem więc, czy to dobry pomysł - ignorowanie sygnałów od żony. Zwerbalizowała swoje uwagi i jeśli nie zamierzasz w ogóle tego nawet przemyśleć, to może... ma trochę racji?

No przepraszam, że tak piszę - bo pewnie nie znam tysiąca innych kontekstów - tylko wiesz, mnie chodzi raczej o zasadę: słuchania drugiej strony (zwłaszcza kobiety), jeśli chce się nią sobą zainteresować. Większość kowalskich zdobywa nieszczęśliwe żony przede wszystkim tym, że słuchają.

Życzę Ci pomyślności, pozdrawiam. :)
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Jarek70, córka znajomej jest u nas od niedawna, natomiast decyzja o kontynuacji budowy domu była wcześniej.

Historia tej dziewczyny jest dośc mocno zagmatwana. Jej matka generalnie trochę ją zostawiła samopas w Polsce i nie do końca poczuwa się do swoich obowiązków rodzicielskich. Żona zdecydowała się zaopiekowac nią raczej z pobudek powiedzmy altruistycznych, z pewnością nie finansowych (co akurat dobrze o niej świadczy).

Wizja poprawy sytuacji finansowej żony wiązała się z tym, że zmieniła pracę i obiecano jej dość dobre zarobki w niedługim czasie (nota bene, na razie to się nie sprawdza...).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Gdzieś mi się w oczy niedawno rzuciły słowa mniej więcej takie: ,, Pozwoliłem żonie odejść bo ją kocham i wiem, że zasługuje na kogoś lepszego....zamiast sam stać się lepszym''.
Monti być może zarzuty żony to nieustanne szukanie pretekstu do udowodnienia Ci, że wina za powolny rozkład małżeństwa
spoczywa jedynie na Twoich barkach ...może to studnia bez dna, do której wrzucasz kolejne porcje miłości a studnia i tak sucha....
A może zarzuty zony mają jednak jakieś drugie dno do którego warto się dokopać. Która mądra kobieta wiedząc, że mąż odizolował się od rodziców, buduje dla rodziny dom chciałaby końca swego małżeństwa?
Być może tylko kobieta cyniczna, kalkulantka, despotka .....
Czy taka jest Twoja żona?
A może chciałaby mężczyzny który potrafi podejmować konkretne decyzje...ale sam z siebie.....nie pod dyktando żony, rodziców, znajomych, Sycharu?
Może się powtarzam bo już to chyba pisałam....ale gdzie jesteś Ty ? I Twoja tożsamość?
Gdy tak patrzę co piszesz to mam wrażenie że dokończysz ten dom, wyprowadzisz się z niego i będziesz finansowo obciążony do końca życia. Tylko dlatego że brak Ci męskiego pazura. stanowczych kroków. Wniosków. Przemyśleń.
Mam wrażenie że cały czas usuwasz się w cień i dla ,,świętego'' spokoju spełniasz czyjeś oczekiwania łudząc się że to rozwiąże problemy.
Nie na tym jednak zbuduje się silne i trwałe małżeństwo.
nałóg
Posty: 3326
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: nałóg »

Monti....będzie trochę ironicznie i sarkastycznie:
buduj dom a jak już wybudujesz to wara ci od niego i nie możesz w nim mieszkać bo żonka sobie nie życzy....lecz nie waż się zapomnieć o spłaceniu kredytu co miesiąc....a i jeszcze alimenty masz płacić. A jak narobi długów to biegnij szybko i spłacaj bo jak nie to będzie dodatkowy foch.
Buduj dom z nadzieją że może żonka się otrząśnie i wróci do Ciebie cała w przeprosinach i z wolą zadośćuczyniania ....

Monti....raczej złudne te Twoje nadzieje. Życie pokazuje coś innego: "zdradzacz" (nie ważne czy fizyczny, emocjonalny) zaczyna się zastanawiać nad tym co i po co robi wtedy, gdy przyjemności z takiego stanu są większe od negatywnych konsekwencji . Czyli? w ogromnej większości tylko przykre konsekwencje i ból (fizyczny czy emocjonalny) ale i ten bytowy (finanse) jest impulsem do podjęcia wysiłku rachunku zysków i strat.

Piszesz:"Jeśli chodzi o budowę domu, to chciałem się z tego wcześniej wycofać, ale spowodowałoby to dużą stratę. Ostatecznie zatem kontynuujemy budowę." Kredytodawca bardzo rzadko zgadza się na zwolnienie jednego z dłużników z długu(kredytu) na rzecz drugiego. Podział majątku w przypadku małżeńskiej wspólności ustawowej -w tym wypadku raczej niemożliwy z datą wsteczną- jest łatwy gdy strony się zgadzają, ale bank i tak nie zwalnia z długu. Podział sądowy: długotrwały, kosztowny.
Masz wybór: podkładać współmałżonce poduszki bezpieczeństwa pod tyłek aby nie odczuwała dyskomfortu separowania się od ciebie , albo "wyrwać " jej tę poduchę z pod tyłka aby się ciut poobijała i poczuła konsekwencje swojej postawy(pod warunkiem że to tylko jej postawa).
Każde z tych rozwiązań może być chybione i przynieść inne od oczekiwanego rozwiązanie.
Decyzja i wszelkie z tym związane konsekwencje są TWOJE!!! i te przyjemne te przykre.

PD.PS Polecam Modlitwę o Pogodę Ducha do rozważenie i przemedytowania na co masz wpływ, a na co nie...
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: Monti »

Ostatnie komentarz damskiej cześci użytkowników forum są dość gorzkie pod moim adresem, Nie mam Wam jednak tego za złe, może być to też w jakimś zakresie punkt widzenia mojej żony, jakaś część prawdy o mnie, której nie chcę dostrzec.

Nie twierdzę, że wszystkie zarzuty żony pod moim adresem są zupełnie bezpodstawne. Niestety, jej sposób przedstawiania swoich racji nie motywuje mnie do zmiany, a raczej dołuje i wprowadza w coraz gorsze samopoczucie. Żona chciałaby mnie widzieć zadowolonego z życia i uśmiechniętego, przy czym swoim zachowaniem de facto mnie unieszczęśliwia, mając jednocześnie pretensje, że nie jestem taki, jak kiedyś.

Z tego, co się orientuję, w przysiędze małżeńskiej nie mówimy: nie opuszczę Cię aż do śmierci, pod warunkiem, że będziesz wysportowany, zadowolony z życia i nie zmienisz się ani na jotę.

Moja żona też bardzo zmieniła sie od ślubu. Nie wszystkie zmiany mi się podobają, ale to akceptuję (i tak nie zmieni się pod moim wpływem, bo już jej na mnie nie zależy).

Krople Rosy, sugerujesz mi, że zagubiłem w tym wszystkim siebie, swoją tożsamość i że brak mi "męskiego pazura". Na czym miałby Twoim zdaniem polegać ten pazur? Mógłbym wyrzucić żonę z domu i powiedzieć, że skoro nie chce ze mną być to do widzenia, ewentualnie sam się wyprowadzić. Ale chyba nie o to chodzi. Sugerujesz mi, że powinieniem na ten mment odciąć się od rodziców (czyli spełnić jej oczekiwania), jednocześnie zarzucając mi spolegliwość wobec innych. Nie do końca rozumiem ten tok myślenia.
Mogę też uprzeć się i powiedzieć, że skoro wybudowaliśmy ten dom, to będziemy w nim razem mieszkać.Ale jeśli żona nie zacznie pracy nad sobą, to dalej będziemy się szarpać tylko w innym miejscu.

Dlatego zwracam się do Was, bo moje dotychczasowe przemyślenia i modlitwy nie dały mi jasnej odpowiedzi, co robić. Nie czekam, aż sytuacja sama sie rozwiąże. Chciałbym coś zrobić, ale skończyły mi się pomysły. W tym wszystkim najważniejsze jest dla mnie, by syn jak najmniej ucierpiał na tej sytuacji. Wiem, że nikt mi nie powie, co mam robić, ale część osób ma podobne doświadczenia i podzieliło się nimi także na priv (za co dziękuję).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: marylka »

Ufff dzięki nałóg...dokładnie To chciałam napisać. Tylko podejrzewałam, że zostanę wyautowana.
Jeszcze dodam...Monti...
czy myślisz, że żona Cię szanuje?
Kogo ona z Ciebie zrobiła?
Sponsora? Budowniczego? Ojca zastępczego?
Tak siebie przedstawiasz, więc mniemam, że rą świadomość masz o sobie kim jesteś dla niej.
I dalej...
DLACZEGO?????
Dlaczego pozwalasz się tak traktować?
Szanujesz siebie?
Lubisz siebie-doceniasz siebie?
Piszesz o kompulsywnym jedzeniu.....DLACZEGO robisz sobie krzywdę?
I...
Jeżeli TY SAM SIEBIE nie szanujesz - dlaczego żona miałaby Cię szanować?

Ja zrozumiałam jedno....jeżeli chcę się poświęcać...coś z siebie dać to tylko dlatego, że tego CHCĘ.
Kiedyś było inaczej - czułam się wykorzystywana niejako ofiara przez męża.
I teraz - jeźeli uważasz, że to dobry pomysł ze sponsorowaniem żonie domu i innych przyjemności - spoko - Twoja kasa - Twoje prawo.
Tylko nie miej żalu jak ona tego nie doceni. I puści Cie w samych slipach /oby/
Bo już dzisiaj Ci nie okazuje szacunku, a Ty dalej robisz swoje...
Masz ochotę schudnąć?
Bierzesz rower, idziesz na siłkę czy basen.
Nie masz zamiaru - siedzisz i jesz i tyjesz.
Twoje życie.
Żona, gdyby chciała Ci pomóc w rzuceniu wagi - zaproponowałaby dietetyka czy spacer czy inne ciekawe czynności ruchowe. ;)
A jeśli z taka pogardą mówi o Twoim problemie - bo i Ty go dostrzegasz, że problem jest...to ja w tym nie widzę troski i szacunku dla Ciebie.
No ale znowu powraca pytanie....czy Ty sam siebie szanujesz?
Popatrzyłeś w lustro z uznaniem dla rzeczy, które udało Ci sie do tej pory osiągnąć? Ja jak Cię czytam co osiągnąłeś do tej pory to mam obraz zaradnego, ogarniętego i odpowiedzialnego za rodzinę faceta. Widzisz to?
Pogratulowałeś sobie?
To dobry początek....ja tak zaczynałam....jak zostałam sama... przed lustrem....trochę komicznie wygląda, ale polecam.
Nie mogę sie nadziwić Tobie tak jak kiedyś ja sobie: - jak mogłam dopuścić do takiego stanu swoją głowę, że jestem nikim?
Bo co?
Bo on tak sądzi? Pokazuje mi przez zdrady jak ważna jestem dla niego?

Przecież mam kasę, wielu przyjaciół, kochaną rodzinę /rodziców, rodzeństwo, dzieci/ BOGA!
Jak mogłam myśleć że jestem nikim?
Ja sobie poradzę. Owszem, samotność boli, ale ja sama nie będę.
A on? Będzie miał problemy. No ale....to przecież JEGO wybór. To jemu nie pasiła taka żona. I finansowo i rodzinnie mu się nie opłacało. Ale to był JEGO WYBÓR.

I jeśli chcesz to zrób porządek ze sobą. Nie dla niej. Dla SIEBIE. Odzyskaj swoją godność w SWOICH oczach!
A dom....to Ty rozdajesz karty. Zrobisz co uważasz. Albo jej sprezentujesz albo zablokujesz....nie widzisz, że to TY rządzisz? Dobrze wiesz jakie kroki trzeba w jedna czy drugą strone zrobić.
HELLLLLO!
Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego w jakiej NAPRAWDĘ sytuacji jesteś?
I kończąc.....mój mąż się zreflektował...zaczął pracę nad sobą...kiedyś skakałabym do nieba z radości słysząc jak mnie to nie kocha.
Nic z tego.
Zanim wrócił musiał zrobić porządek ze swoim życiem.
Więc stawianie granic w mojej ocenie jest bolesne - dla obydwu stron. Ale warto.
Uczą przede wszystkim szacunku do drugiej osoby, bo KAŻDA isoba na ten szacunek zasługuje.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: karo17 »

Z chodzeniem do kościoła. Mówisz żonie po co tam chodzisz? Czy gdyby zabrał syna w niedzielę czy inny dzień do kościoła żeby się pomodlić za jego zdrowie na przykład to żona miała by coś przeciwko? Ja bardzo często jak jestem na spacerze z dzieckiem zabieram ją do kościoła, żeby się za małą i całą rodzinę pomodlić. Nie ma powodu żeby żona miała Ci to za złe. Może żona uważa że uciekasz od jakichś spraw w „świat kościoła” Taki wniosek mi się nasunął.
Czy u Was był/jest widoczny podział na stronę stanowczą i wycofaną w związku? Jak było na początku małżeństwa? Wiele osób stwierdza tu na forum, że życie dla obojga przez kilka lat to zazwyczaj sielanka a później się zaczyna. Tymczasem piszesz że od ślubu żonie coś nie pasowała i szło w złym kierunku...
Co do domu, pisałeś że żona miała pieniądze od rodziców więc jakoś się chyba dołożyła do jego budowy, choć nie wiemy w jakiej części.

Chyba wiele osób, łącznie ze mną nie wie gdzie tu jest "pies pogrzebany"? Dlatego jest źle skoro jest dobrze. Wykańczany dom, dziecko, mąż pracujący, wierzący niezdradzający, żona też raczej kowalskiego nie ma, to co tu jest nie tak? Czy to że jej się "odwidziało"po jakimś tam czasie to wszystko tłumaczy?
Co spowodowało ze nie jesteś już zadowolony z życia (co zarzuca Ci żona)?

Na koniec
Kobiety lubią różnych mężczyzn (nic odkrywczego). Takich co są ulegli, takich dominujących. Mieszankę tego i tego. Może Twoja żona na początku widziała w Tobie człowieka ambitnego, samodzielnego, wiedzącego czego chce, który nie konsultuje każdej decyzji z mamą (choć radzić zawsze się można). Takiego którym może się pochwalić przed koleżankami, jego pozycją czy co tam jeszcze dodamy. I po jakimś czasie naszła ją „refleksja” nad jakością małżeństwa... Stąd jej złośliwości, raniące słowa itd.
Proszę nie odbierać tego postu pod tytułem „kto tu zawinił?” Z boku jest to normalne powiedzielibyśmy małżeństwo, a jednak coś tu nie gra...
krople rosy

Re: Małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Monti, krótko bo nie bardzo mam teraz mozliwość dłuższego odniesienia się do Twojego postu.
Monti pisze: 30 maja 2018, 15:40 Krople Rosy, sugerujesz mi, że zagubiłem w tym wszystkim siebie, swoją tożsamość i że brak mi "męskiego pazura". Na czym miałby Twoim zdaniem polegać ten pazur?
Czytając Ciebie odnoszę wrażenie, że brakuje Tobie samodzielnego myślenia, odważnego artykułowania swoich potrzeb, planów, itp.
Twoja postawa wydaje mi się w wielu sytuacjach bierna i odtwórcza. Być moze się mylę....nie mam wglądu ponad to co tutaj piszesz.
Każdy też może odbierać Ciebie inaczej ale ponieważ zadałeś mi pytanie to odpowiadam.
Czy żona konsultowała z Tobą sprawę z tą porzuconą dziewczyną? Była ciekawa co masz do powiedzenia?
Czy po raz kolejny przytakujesz temu co żona zaproponuje?
Piszesz też:
Monti pisze: 29 maja 2018, 19:24 wykańczamy dom, przy czym żona nie chce, żebym tam zamieszkał (nota bene, ja spłacam ratę kredytu).

Szczerze mówiąc, a tych okolicznściach mieszkanie z nią nie sprawia mi przyjemności (mimo wględnie normalnych rozmów od czasu do czasu).
Żona chce....żona nie chce....a gdzie jesteś Ty? Co TY masz w tej sytuacji do powiedzenia? Wygląda to tak że dopasujesz się do wszystkiego czego żona sobie zażyczy. Jesteś głową rodziny, budujesz dom, będziesz spłacał kredyt....a i tak najważniejsze jest, co żona postanowi.
Gdzie jesteś Ty jako mężczyzna?
Czy Ty chodzący do koscioła, siedzący przed komputerem i szukający pomocy na forum i zajadający problemy to cały Ty? Bo może tak widzi Ciebie żona?
Może TY się wycofałeś z życia i próbujesz wpasować gdzie ci każą czy sugerują?
Co zamierzasz zrobić Monti? Co czujesz?
ODPOWIEDZ