Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: mare1966 »

Wysłuchałem pierwszego linka
podanego przez rente11 .
Wola Boża – Wolność Moja - o. Paweł Sawiak SJ - VI Podkarpackie Forum Charyzmatyczne

Powiem tyle - praktycznie identyczne z tym co pisałem tutaj
i jakie są moje zapatrywania w tym temacie .

I tak , np.
18.50 - 19.50 ..... bo śmierci Bóg nie uczynił , nie ma woli Boga w cierpieniu ( mniej więcej tak to brzmi )

około 23.00 Wola Boża jest w nas ( Bóg w naszym sercu złożył pewne pragnienia , które to są i Jego i naszymi jednocześnie ) ....... mniej więcej taki sens

26.45 Mamy świat kreować , stwarzać bo jesteśmy dziećmi Stwórcy .


30.30 - 30.58 Mamy robić wszystko aby swoje pragnienia ( te dobre oczywiście )
realizować . Dopiero jak wszystkie drogi są zamknięte ZOSTAWIĆ TO JEMU !
( czyli dopiero jak wszystkie ludzie nasze możliwości się wyczerpały ! )
Amica

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Amica »

Dokładnie o to chodzi. :)

Myślę, że część osób może postrzegać rozważanie "Jezu, Ty się tym zajmij", jako pozostanie w bierności i czekanie na cud.

Jeśli Bóg jest miłością i dobrocią, to Jego plan na nasze życie jest wspaniały, idealny. Ale to nie znaczy, że On porusza nami, jak pacynkami, żebyśmy tę Jego wolę wypełniali. To jest pewna propozycja życia, jaką nam przedstawia, a my - zgodnie z wolną swoją wolą, albo z tej propozycji korzystamy, albo nie. Jeśli modlę się o uzdrowienie małżeństwa, o to, byśmy z mężem byli szczęśliwi, to staram się (trudne) nie podpowiadać Bogu własnych rozwiązań sytuacji. Oczywiście mogę je sobie wyobrażać, w jaki sposób Bóg może sprawić, że mój mąż, który miłość utożsamia z motylkami w brzuchu, który nie jest szczęśliwy sam ze sobą i poszukuje kogoś, kto wypełni mu tę samotność, który nie jest wierzący i nie otrzymał łaski wiary - że jakoś będzie miał okazję dowiedzieć się, że jest inna droga i wtedy dopiero np. podjąć jakieś ostateczne decyzje.

Czyli może Bóg postawi na drodze mojego męża mądrych i dobrych ludzi, którzy staną się dla niego autorytetem, może jednak zdecyduje się na przeczytanie książek, które mu zapakowałam do torby, kiedy się wyprowadzał, a do których obiecał zajrzeć, może usłyszy, zobaczy coś, co przypomni mu nasz związek z początków, kiedy byliśmy w sobie zakochani i uwielbialiśmy spędzać ze sobą czas. Nie wiem, co Bóg ma w zanadrzu. To mogą być przecież rzeczy, sposoby o których nie mam pojęcia. A i tak przecież mąż może - zgodnie ze swoją wolną wolą, w którą Bóg nie ingeruje - zdecydować inaczej i złożyć pozew.

Jak tak spojrzymy wstecz na swoje życie, to każdy z nas pewnie po latach inaczej odczytuje pewne wskazówki, pewne sytuacje i może je teraz ocenić jako ostrzeżenia, czerwone światełka, jako właśnie takie działanie Boga w naszym życiu.

Ja miałam dosłowne ostrzeżenie od Boga. :) Na spowiedzi przedślubnej z całego życia (u Dominikanów), spowiednik pytał mnie o narzeczonego. Kiedy dowiedział się, że jest niewierzący, odbyła się taka mniej więcej rozmowa:
- Czy wiesz, co robisz, na co się decydujesz, wiążąc swoje życie z niewierzącym?
- No ale przecież każdy może w każdej chwili się nawrócić, a mój narzeczony jest dobrym człowiekiem. Jest uczciwy, prawy, łagodny, szanuje i lubi ludzi, wszystkim pomaga. Owszem, chodzi do kościoła tylko dla mnie, ale czy nie można być dobrym człowiekiem bez wiary w Boga?
- Nie. Można bywać dobrym człowiekiem. Dzisiaj twój narzeczony ma świetne zasady na życie, jutro może się zmienić i zmienią się też jego zasady. Jeśli ktoś nie opiera swoich wartości na czymś stałym, jak Bóg, wiara, przykazania, zawsze może upaść, zmienić swoje priorytety i nadal czuć się ze sobą w porządku.
- No tak, ale ludzie wierzący też upadają.
- Tak. Ale mając punkt odniesienia, który jest stały i niezmienny, Boga, łatwiej mogą wrócić na swoje tory.

Potem spowiedź potoczyła się normalnie, spowiednik dał sobie spokój z przekonywaniem mnie, ale pewnie wyczuł, że nie miało to sensu, bo to był czas, kiedy I TAK NIE PRZYJĘŁABYM TAKIEJ WSKAZÓWKI. Chociaż powstała w konfesjonale, w klasztorze, gdzie Bóg jest w sposób szczególny. Mało tego - ja wyszłam z tej spowiedzi lekko obrażona na spowiednika, że chciał "zmącić" mój spokój, a w ogóle mojego narzeczonego nie zna i że lepiej niech księża patrzą na siebie i swoje grzechy, pedofilię, bogacenie się itd.

Otrzymałam wskazówkę tak wyraźną, że wyraźniejsza być nie mogła. I która zrealizowała się 16 lat później.

Przypadek? Podobno u Boga nie ma przypadków. Jeśli On widzi całe moje życie, to może stawiać na mojej drodze różne sytuacje i ludzi, którzy w ostatecznym rozrachunku doprowadzą mnie do Niego. Czy to Boga wina, że nie słuchałam, że nie zastanowiłam się, a parłam do swego, bez refleksji. Młodziutka nie byłam, miałam 27 lat, coś w głowie powinnam mieć.

Dzisiaj mój mąż rzeczywiście ma inne zasady, bo się zmienił, bo przeżył jakieś doświadczenia, bo siebie ma w centrum i nie uznaje wartości chrześcijańskich. Dzisiaj dotrzymanie słowa nie ma już dla niego takiego znaczenia, bo przecież "nie można nic na siłę", "bo się starał, ale nie wyszło" itd.

Moja wiara była malusia i słaba, kościółkowa i naiwna, ale była. Była. I kiedy miałam też kryzys związany z małżeństwem, rozczarowanie jego niską jakością - o rozstaniu poważnie nie myślałam. Raczej szukałam rozwiązań. I szukałam tych rozwiązań tylko dlatego, że w moim świecie nie do pomyślenia byłoby, by "rozdzielać to, co Bóg złączył". Gdybyśmy byli w związku tylko cywilnym, zapewne od 2009 roku bylibyśmy po rozwodzie i to z mojej inicjatywy.

Najtrudniejsze jest dla mnie tylko rozeznanie w tym, CO jest wolą Boga, jeśli chodzi o moje życie.

Mam w sobie przekonanie i gotowość, że zrobiłabym wszystko, co by mnie Bóg poprosił, nawet jeśli byłoby to trudne dla mnie. Bo ufam i to jest fakt. Ale - skąd mam wiedzieć, co jest Jego wolą i jaki ma pomysł dla mnie? Gdzie jest ta Jego propozycja, jak ją odczytać?
Przyznam, że to jest dla mnie zagadka. Chcę i decyduję się na to, aby moja wola szła za wolą Boga, ale jak sprawdzić, jak się dowiedzieć, jak być pewnym, jaka ta wola Boga dla mnie jest?

Obiektywnie Bóg widziałby nas razem, skoro jesteśmy małżeństwem sakramentalnym. No ale - czy w Jego oczach nasze małżeństwo jest ważne, czy w Jego oczach jestem odpowiednią osobą w życiu mojego męża, którego przecież też kocha? I takie pytania.

Na pewno jest coś, o czym nie wiem, a Bóg to wie, więc na moją logikę jest to bez sensu, a wszystko jest misternie poukładane na przestrzeni mojego życia. Dlatego te wątpliwości też zostawiam Bogu, licząc na to, że pomoże mi te wątpliwości rozwiać. Że te myśli, które przychodzą mi do głowy, pochodzą od niego.

Jedyne wyjście (tak uważam) - to, tak jak Mare napisał - zrobić wszystko, co możliwe w tej sytuacji - a jeśli to nie zadziała, to zamknąć oczy i oddać się Panu i Jego pomysłowi na nasze życie. Co w mojej sytuacji mogę zrobić? Tak sobie wymyśliłam, że postaram się być jak najlepszym człowiekiem, możliwie najlepszym, jakim mogę być w swojej ułomności. Tak, aby mieć takie przekonanie, że mój mąż nie straci niczego, nie zostanie skrzywdzony, nie będzie cierpiał, gdyby zdecydował się odbudować małżeństwo.

Tak jak wspomniałam - u mnie już zadziałał się cud - w postaci mojego spokoju. Jestem emocjonalna, czasami bywam porywcza, impulsywna, oczy mam w mokrym miejscu, szybko się stresuję, uwielbiałam czarne scenariusze itd.

A tutaj - nic. Po prostu nic, jest spokój, wyciszenie, pocieszenie - pomimo, że "głównej prośby" Bóg na razie nie spełnia, pomimo osobistego dramatu, braku wizji przyszłości, żalu za straconymi szansami itd. Dla mnie to cud i wybieram pozostanie na tej drodze, bo widzę i czuję, że mi to służy. A może i będzie służyło naszemu małżeństwu w dalszej przyszłości.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: mare1966 »

Amika napisała :
"Ja miałam dosłowne ostrzeżenie od Boga. :) Na spowiedzi przedślubnej z całego życia (u Dominikanów), spowiednik pytał mnie o narzeczonego. Kiedy dowiedział się, że jest niewierzący, odbyła się taka mniej więcej rozmowa:
- Czy wiesz, co robisz, na co się decydujesz, wiążąc swoje życie z niewierzącym?"


Amika ,
po co od razu mieszać do tego Boga ?
Dostałaś po prostu dobrą radę od osoby bardziej świadomej i doświadczonej od ciebie .
Takie rady daję i ja , wręcz "trąbię" o tym na tym forum .
Dla mnie to oczywista oczywistość .
Po prostu takim ludziom NIE PO DRODZE , CEL drogi zupełnie inny ,
inne wartości itd.
Ja już nie wspomnę o małżeństwach mieszanych ,
z kimś spoza europejskiego kręgu kulturowego zwłaszcza .

=================================================================

Dla mnie plan Boga jest prosty .
Mamy przygotowane mieszkania w niebie .
Trzeba się tylko na ten program zapisać
i wypełnić parę warunków ( np. 10 przykazań )
A reszta - "róbta co chceta" wedle otrzymanych talentów i możliwości
I tylko jedna zasada - MACIE POMNAŻAĆ DOBRO .
Oto cały plan .
Mamy się sprawdzić , nabrać rozumu i dokonać wyboru .
A świat się kręci jak kręci , nie z winy i woli Boga ,
tylko ludzi . Bóg powiedział , czyńcie sobie ziemię poddaną ,
a Jezus - królestwo moje nie jest z tego świata .

I jak się ludzkość rządzi - tak ma .
A Bóg ma czas , przyjdzie kiedy uzna za stosowne
rozliczy się z nami
i nastanie NOWE .
Amica

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Amica »

mare1966 pisze: 05 kwie 2018, 12:21
po co od razu mieszać do tego Boga ?
Dostałaś po prostu dobrą radę od osoby bardziej świadomej i doświadczonej od ciebie .
Ponieważ uważam, że wszystko co dobre, od Niego pochodzi. :) Proste.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: s zona »

Mare 1966 ,
a moze warto " przestac byc maniakiem z zachowaniem kontroli nad wszystkim "
i oddac troche kontroli Najwyzszemu ?

..' Ojciec Szustak wskazuje natomiast, że trzeba Duchowi Świętemu pozwolić przejąć kontrolę, bo tylko wtedy gdy pozwolisz Mu się prowadzić, wchodzisz "w prędkości nadświetlne", czyli — stajesz się świętym...."

https://www.deon.pl/religia/swiadectwa/ ... brego.html
od 2 min 40
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: mare1966 »

Tak brzmi tytuł :
"Adam Szustak OP: z modlitwą "Jezu, Ty się tym zajmij" ludzie robią coś bardzo niedobrego"

A linka sam dawałem już wcześniej , nie pamiętam w jakim wątku .
Pantop
Posty: 3188
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Pantop »

Do: Amica
Amica pisze: Potem spowiedź potoczyła się normalnie, spowiednik dał sobie spokój z przekonywaniem mnie, ale pewnie wyczuł, że nie miało to sensu, bo to był czas, kiedy I TAK NIE PRZYJĘŁABYM TAKIEJ WSKAZÓWKI.
Brawo Amica.
Pokaż mi jedną osobę, która w tej sytuacji podjęła decyzję o pozostawieniu narzeczonego/narzeczonej.
Może który z czytelników??
:lol: :lol: :mrgreen: :mrgreen: :lol: :lol: :lol:
Amica

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Amica »

:D

Ależ spowiednik nie namawiał mnie wcale do rozstania! :) Miałam miłością i cierpliwością przyciągać narzeczonego do Kościoła tak, jak potrafię, dawać świadectwo itd. Ślub mógł poczekać, aż narzeczony się nawróci... ;) Ale widzisz - ważniejsze było w tamtym momencie to, że jesteśmy zakochani, a poza tym już sala zamówiona, suknia kupiona itd. Tak że tak to było. :]
Pantop
Posty: 3188
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Pantop »

Do: Amica
Amica pisze::D

Ależ spowiednik nie namawiał mnie wcale do rozstania! :) Miałam miłością i cierpliwością przyciągać narzeczonego do Kościoła tak, jak potrafię, dawać świadectwo itd. Ślub mógł poczekać, aż narzeczony się nawróci... ;) Ale widzisz - ważniejsze było w tamtym momencie to, że jesteśmy zakochani, a poza tym już sala zamówiona, suknia kupiona itd. Tak że tak to było. :]
Dobrze.
Pokaż mi jednego (a może ktoś z czytelników), który BY POCZEKAŁ na nawrócenie narzeczonego/narzeczonej w tej sytuacji :D :P :lol: :mrgreen: :lol: :lol: :lol:
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: mare1966 »

Amica :
"ale ważniejsze było w tamtym momencie to, że jesteśmy zakochani, a poza tym już sala zamówiona, suknia kupiona itd."

No właśnie , a CZAS uczy co jest naprawdę ważne .
Po latach i latami koszty jakie się zapłaci i płaci latami
za takie głupie decyzje
są znacznie , znacznie wyższe
niż ta sala i suknia .
Koszty trudnego życia na własne życzenie , a nie " z woli Boga" .


Czy jeżeli bardzo podoba wam się jakieś auto w salonie ,
ale nie pasuje do waszego portfela , to też je kupujecie ,
w nadziei , że JAKOŚ TO BĘDZIE ,
najważniejsze , że "zakochałem się w tym aucie" .

I żeby nie było , sam sobie też potrawkę nawarzyłem . :lol:
Amica

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Amica »

Pantop pisze: 15 kwie 2018, 10:56
Dobrze.
Pokaż mi jednego (a może ktoś z czytelników), który BY POCZEKAŁ na nawrócenie narzeczonego/narzeczonej w tej sytuacji :D :P :lol: :mrgreen: :lol: :lol: :lol:

A widzisz. Akurat znam taką osobę i modlę się, aby jej absztyfikant nie zrejterował. Na razie się trzyma, nawet ostatnio kupił jej w prezencie książkę "365 dni z Jezusem", czy jakoś tak. Wiem, że oglądają razem Szustaka. Do kościoła jeszcze nie chodzi, ale i tak jest postęp. Dziewczyna jest niewiele starsza, niż ja wtedy byłam, a jednak jej wiara jest o wiele większa. Mój mąż na początku chodził nawet ze mną do kościoła (chociaż nie uczestniczył, po prostu był obok). Miałam szansę, ale ją zaprzepaściłam. Po prostu wtedy nie było to dla mnie ważne, nie rozumiałam tego. I tak o.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: mare1966 »

Mimo to , uważam , że dziewczyna
i tak wiele ryzykuje .
Ja bym chodził
i na przedstawienia operowe ,
na balety ,
i gdziekolwiek
jakby mi zależało
( a zwykle przecież zależy ) .
............. do ślubu ,
potem jeszcze od czasu do czasu
.......... a potem PRZEPADŁO
Tak to najczęściej bywa .

Oczywiście , nie wykluczam ,
że facet się nawróci , ale jak to potrwa
to jej stuknie 30 -tka .
Pantop
Posty: 3188
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Pantop »

Do: Amica

Jest w tym przypadku co go opisałaś coś pięknego ale jakże rzadkiego.

Niemal każdy wybierając swoją połówkę widział jakieś jej wady ale mówił sobie właśnie: ,,jakoś to będzie,,.
Dlaczego.
Dlatego, że nikt nie jest idealny.
Nadto czekając aż ktoś się zmieni nigdy nie ma się gwarancji, że ta zmiana będzie trwała i nie zawiedzie w krytycznych chwilach.
Moim zdaniem tutaj nie ma mądrych.
A każdy jest mądry po czasie doświadczeń.

Mamy za to gwarancję, że gdy będziemy po drugiej stronie dowiemy się wszystkiego.
Kwestia czasu :mrgreen:
Amica

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Amica »

@Mare1966

Na szczęście Twoje zdanie, Twoje poglądy i Twój sposób, "jak Ty byś zrobił" nie ma dla tych ludzi kompletnie żadnego znaczenia.


@Pantop

To prawda. Dlatego mocno im kibicuję, modlę się za nich. W dziewczynie jest dużo spokoju i cierpliwości. Jest postawa jest dla mnie nieustającym świadectwem. To znaczy taka postawa, żeby nie być "letnim". Tylko albo w jedną, albo w drugą stronę. Albo totalnie zawierzyć Bogu, albo przestać udawać chrześcijanina....
Pantop
Posty: 3188
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozumieć "Jezu Ty się tym zajmij"

Post autor: Pantop »

Do: Amica


A wiesz jak to jest z tym totalnym zawierzeniem Bogu.



Opowieść o mistrzu linoskoczków

Do miasta przyjechał mistrz linoskoczków ze swoim popisowym numerem: między dwoma najwyższymi budynkami miasta lina a na niej skoczek bez drążka i asekuracji.
- Wierzycie, że dam radę przejść bez zabezpieczeń na drugą stronę?
- Wierzymy!! woła tłum na dole licząc przewrotnie na jakąś małą tragedię :mrgreen:
Mistrz przechodzi raz i drugi.
Aplauz.
Mistrz dźwiga poprzeczkę:
- A czy wierzycie, że zrobię to samo z taczką?
Na dole konsternacja. Jak to z taczką? Nikt tego wcześniej nie próbował!
Mistrz bierze taczkę i przechodzi bez szwanku na drugą stronę.
Cisza i burza braw.
- A teraz - proponuje mistrz - wypełnię taczkę ciężkimi kamieniami. Czy wierzycie, że przejdę na drugą stronę?
- Wierzymy! Wierzymy!! - wyje rozentuzjazmowany tłum.
Mistrz przejeżdża po linie z taczką wypełnioną po brzegi ciężkimi kamieniami.
Na dole szaleństwo. Ludzie skaczą sobie w ramiona. Wiwatom, radości, okrzykom, gwizdom i tańcom nie ma końca.
Mistrz schodzi na dół.
Kiedy minęły gratulacje i wyrównały się emocje mistrz wyciąga z zanadrza prawdziwy i największy numer popisowy swego życia:
- A czy wierzycie, że potrafię przejechać na drugą stronę z człowiekiem na taczce?
Tłum nie ma najmniejszej wątpliwości.
- Oczywiście mistrzu, że wierzymy!! Ty potrafisz wszystko!!
- Dobrze więc- kontynuuje mistrz - Który z was wejdzie do taczki? Może ty?? - wskazuje na najgłośniej wiwatującego
- Ja??? - pyta zadziwiony wskazany
- To może ty?? - wskazuje drugiego
- Ja nie mogę! - broni się drugi
- A ty??? - palec mistrz wskazuje trzeciego
- A ja mam żonę i dzieci!!
- Który z was się odważy?!! - rzuca wyzwanie mistrz

.. Tłum bez ociągania rozchodzi się do domów.
ODPOWIEDZ