Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Moderator: Moderatorzy
Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Dobry wieczór, czytam Was od kilku miesięcy, widzę jak wiele mądrości, zrozumienia i cierpliwości można tutaj znaleźć. Borykam się ze swoją małżeńską sytuacją od iluś już lat (kilkanaście lat stażu małżeńskiego), bezskutecznie niestety. Oboje z mężem swego czasu popełniliśmy błędy, bolesne, z którymi nie umieliśmy sobie poradzić. Ja zdradziłam męża, potem próbowałam naprawiać małżeństwo, jak się okazało tylko sama, pogrążając się tylko w coraz większym poczuciu winy. Potem on odreagowywał, również zdradzając mnie, choć nigdy nie szukałam na to dowodów, wiem to bazując na pewnych poszlakach, intuicji i dziwnych zbiegach okoliczności. Jakiś czas temu mąż się wyprowadził, potem złożył pozew. Mamy dzieci. Zajmujemy się zgodnie nimi. Niedługo odbędzie się rozprawa rozwodowa. Nie mam już siły i ochoty na walkę. Wyczerpałam już wszystkie możliwości, chcę zacząć normalnie żyć. Chciałam Wam poprosić o pomoc jak dotrwać do rozprawy, przeżyć ją i dalej normalnie funkcjonować. Nie będę walczyć w sądzie, nie mam na to siły, energii. Jestem dość pozbieraną już osobą w tej chwili raczej, chciałabym poprosić Was jednak o podzielenie się ze mną swoim doświadczeniem. Chciałabym wiedzieć jak wygląda Wasze życie po rozwodach, co ma sens, a co nie. Chcę dzieciom dawać siłę oraz zapewnić jak najlepsze, najspokojniejsze życie. Rozumowo jestem pogodzona już chyba z sytuacją, emocjonalnie jednak nie.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Witaj Martusia na naszym forum
Niby sobie wytłumaczyłaś, że już "pozamiatane", ale Twoje emocje nie chcą się z tym pogodzić.
Pytasz się, co dalej robić.
Na Twoim miejscu ja próbowałbym popracować nad swoimi emocjami.
Mi pomogło zajęcie się sobą. Co prawda nie jestem po rozwodzie a w nieformalnej separacji, ale doszedłem do siebie dopiero wtedy, gdy "odwiesiłem się" od żony. Przestałem o niej myśleć. Po prostu włożyłem swoje małżeństwo do uczuciowej zamrażarki.
Co prawda największy skok w moim podejściu do tematu był wtedy, gdy leżałem przez pół roku, bo wysiadł mi kręgosłup. Czasami miałem takie bóle, że dosłownie wyłem z bólu. Ale dzięki temu wreszcie nie myślałem o żonie. Teraz ten ból błogosławię. Oczywiście Tobie czegoś takiego nie życzę.
Niestety do jakiejś stabilizacji potrzebowałem prawie 4 lat. Potem było już coraz lepiej. Ale jeszcze teraz (po 8 latach) mogę powiedzieć, że każdy kolejny rok jest coraz lepszy.
Może więc zajmij się sobą i dziećmi?
Zapraszamy do któregoś z naszych ognisk:
http://sychar.org/ogniska/
Mamy też ostatnie miejsca na turnusie wakacyjnym:
viewtopic.php?f=73&t=910
Na koniec przypominam, że internet nie jest anonimowy. Dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikacje Ciebie i Twojej rodziny.
Tylko że dla kobiet czasami ważniejsze są właśnie emocje a nie myślenie rozumowe.
Niby sobie wytłumaczyłaś, że już "pozamiatane", ale Twoje emocje nie chcą się z tym pogodzić.
Pytasz się, co dalej robić.
Na Twoim miejscu ja próbowałbym popracować nad swoimi emocjami.
Mi pomogło zajęcie się sobą. Co prawda nie jestem po rozwodzie a w nieformalnej separacji, ale doszedłem do siebie dopiero wtedy, gdy "odwiesiłem się" od żony. Przestałem o niej myśleć. Po prostu włożyłem swoje małżeństwo do uczuciowej zamrażarki.
Co prawda największy skok w moim podejściu do tematu był wtedy, gdy leżałem przez pół roku, bo wysiadł mi kręgosłup. Czasami miałem takie bóle, że dosłownie wyłem z bólu. Ale dzięki temu wreszcie nie myślałem o żonie. Teraz ten ból błogosławię. Oczywiście Tobie czegoś takiego nie życzę.
Niestety do jakiejś stabilizacji potrzebowałem prawie 4 lat. Potem było już coraz lepiej. Ale jeszcze teraz (po 8 latach) mogę powiedzieć, że każdy kolejny rok jest coraz lepszy.
Może więc zajmij się sobą i dziećmi?
Zapraszamy do któregoś z naszych ognisk:
http://sychar.org/ogniska/
Mamy też ostatnie miejsca na turnusie wakacyjnym:
viewtopic.php?f=73&t=910
Na koniec przypominam, że internet nie jest anonimowy. Dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikacje Ciebie i Twojej rodziny.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Martusia, czy jesteś w małżeństwie sakramentalnym ?
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Dziękuję za Wasze odpowiedzi, tak, jestem w małżeństwie sakramentalnym. Dużo bólu już przeżyłam, i fizycznego i psychicznego. Odnośnie emocji, to gdzieś zawsze jeszcze coś się tli, na coś jest nadzieja, natomiast fakty są jasne i nie można im zaprzeczać. Wszystko krok po kroku idzie w kierunku rozwodu. Nie wiem jaki sens jest kopanie się z koniem, to bardzo męczy psychicznie. Zajmuję się dziećmi, staram też sobą, chciałabym mieć wskazówki, jak ja mogę dobrze żyć. Chciałabym zobaczyć światło w tunelu, że będzie dobrze, że będę szczęśliwa i swoją resztę życia mam szansę przeżyć dobrze.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Martusia
Wybierz się na jakieś spotkanie z Sycharkami (spotkanie ogniska, rekolekcje, wakacje - są jeszcze ostatnie miejsca) i zobaczysz, że nawet po takich przejściach można być szczęśliwym i zadowolonym. To może to będzie to Twoje "światełko w tunelu".
Wybierz się na jakieś spotkanie z Sycharkami (spotkanie ogniska, rekolekcje, wakacje - są jeszcze ostatnie miejsca) i zobaczysz, że nawet po takich przejściach można być szczęśliwym i zadowolonym. To może to będzie to Twoje "światełko w tunelu".
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Martusia, czytasz nas jakiś czas, jak sama napisałaś, to zapewne zauważyłaś, że często powtarzamy "zajmij się sobą".
Dla każdego to będzie coś innego, ale to naprawdę podstawa!
Poza odbudową/wzmocnieniem relacji z Jezusem, tak po ludzku, zadbaj o siebie.
Może jakaś zapomniana pasja ?
Może studia, o których marzyłaś ?
Naprawdę propozycji jest wiele
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Martusiu ,mnie kiedys b pomogly rekolekcje z Sycharem,trafilam tam na madre Sycharki ,uslyszalam ,ze jestem Corka Krola ,zaczelam o sobie myslec w innych kategoiach a nie tylko przegladac sie w oczach meza .jacek-sychar pisze: ↑20 maja 2018, 14:50 Martusia
Wybierz się na jakieś spotkanie z Sycharkami (spotkanie ogniska, rekolekcje, wakacje - są jeszcze ostatnie miejsca) i zobaczysz, że nawet po takich przejściach można być szczęśliwym i zadowolonym. To może to będzie to Twoje "światełko w tunelu".
Paradoksalnie na meza tez to podzialalao ,zaczal dostrzegac nowa mnie ,jest dobrze
Teraz widze ,jak ten kryzys byl nam Obojgu potrzebny .
Rozejrzyj sie prosze za jakims spotkaniem , w czerwcu jest w Ciekocinku o przebaczeniu ,Mirakulum pisala ,moze ktos wrzuci link.
Westchne w modlitwie
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Dziękuję za odpowiedzi. Zastanowię się czym mogę się zająć, choć obowiązków na co dzień sporo. Przejrzę te możliwości rekolekcji, choć nigdy nie uczestniczyłam w takowych. Dużo czytam, staram się rozmawiać z życzliwymi mi ludźmi, choć w środku serce krwawi, że tak potoczyło się życie.
Nie do końca rozumiem stwierdzenie Jacka, co to znaczy wstawić małżeństwo do uczuciowej zamrażarki. Po co? Co to znaczy? Z zamrażarki zazwyczaj rzeczy się po jakimś czasie wyjmuje i rozmraża, tak więc należy żyć w nadziei, mimo, że pozytywnych oznak brak, że to się da odmrozić? Czy to nie jest przedłużanie swojego bólu?
Nie do końca rozumiem stwierdzenie Jacka, co to znaczy wstawić małżeństwo do uczuciowej zamrażarki. Po co? Co to znaczy? Z zamrażarki zazwyczaj rzeczy się po jakimś czasie wyjmuje i rozmraża, tak więc należy żyć w nadziei, mimo, że pozytywnych oznak brak, że to się da odmrozić? Czy to nie jest przedłużanie swojego bólu?
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
MartusiaMartusia pisze: ↑20 maja 2018, 21:57 Nie do końca rozumiem stwierdzenie Jacka, co to znaczy wstawić małżeństwo do uczuciowej zamrażarki. Po co? Co to znaczy? Z zamrażarki zazwyczaj rzeczy się po jakimś czasie wyjmuje i rozmraża, tak więc należy żyć w nadziei, mimo, że pozytywnych oznak brak, że to się da odmrozić? Czy to nie jest przedłużanie swojego bólu?
Zamroziłem swoją miłość do żony żeby nie cierpieć.
Jak coś jest zamrożone, to nie ma w tym świeżości. Robi się z tego lodowa skała. Nie ma przecież sensu zamrażania czegoś, co nie ma w sobie wody (kasza, mąka, makaron).
Jeżeli coś jest zmrożone, to to wtedy nie boli. Co się robi, żeby nie bolało u dentysty? Zastrzyk, który jest taką formą zamrażania. Lepiej to widać u sportowców. Jak któryś ma jakąś kontuzję, to mu zamrażają to miejsce.
Ale zamrożenie ma tę zaletę, że można to rozmrozić. Może nie jest to całkiem wtedy świeże, ale może się jeszcze nadawać do użytku.
Gdybym nie zamroził swojej miłości do żony, to ona albo by zgniła, albo ja bym dalej cierpiał.
Czyli taka postawa nie rodzi bólu.
Oczywiście można sobie zastąpić taka miłość uczuciem do innej osoby, ale po pierwsze na pewno nie będzie to po katolicku, a po drugie jaką miałbym pewność, że nie trafiłbym jeszcze gorzej?
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Zastanów się, z jaką sytuacją chcesz się godzić i co to znaczy normalnie żyć.
Jeśli dobrze rozumiem Twoje posty, to nie widzisz w tej chwili szans na wspólne życie z mężem, bo on tego nie chce. Zakładam, że Twój ogląd sytuacji jest poprawny w tym, co się odnosi do teraźniejszości. W takiej sytuacji rzeczywiście trzeba przyjąć do wiadomości fakty i przygotować się na ich konsekwencje.
Czymś zupełnie innym byłby taki sam pogląd na przyszłość - że nigdy nie będziecie już razem. Tego nie możesz wiedzieć. A jeśli wierzysz i jesteś sakramentalną żoną, to Bóg Cię zapewnia, że jest to możliwe. Co więcej, takie jest Twoje powołanie, Twoja droga, zasada, którą powinnaś się kierować, Twoja norma.
Normalne życie będzie więc przygotowaniem do tego, do przyszłego życia razem. Oznacza to zarówno umiejętność przetrwania czasu samotności, jak wezwanie do wzrastania, także w miłości do męża. Może nie od razu, ale ten cel powinien być jasny.
A tak w krótkiej perspektywie - nie zgodzić się na rozwód i ewentualnie wnosić o separację.
Jeśli dobrze rozumiem Twoje posty, to nie widzisz w tej chwili szans na wspólne życie z mężem, bo on tego nie chce. Zakładam, że Twój ogląd sytuacji jest poprawny w tym, co się odnosi do teraźniejszości. W takiej sytuacji rzeczywiście trzeba przyjąć do wiadomości fakty i przygotować się na ich konsekwencje.
Czymś zupełnie innym byłby taki sam pogląd na przyszłość - że nigdy nie będziecie już razem. Tego nie możesz wiedzieć. A jeśli wierzysz i jesteś sakramentalną żoną, to Bóg Cię zapewnia, że jest to możliwe. Co więcej, takie jest Twoje powołanie, Twoja droga, zasada, którą powinnaś się kierować, Twoja norma.
Normalne życie będzie więc przygotowaniem do tego, do przyszłego życia razem. Oznacza to zarówno umiejętność przetrwania czasu samotności, jak wezwanie do wzrastania, także w miłości do męża. Może nie od razu, ale ten cel powinien być jasny.
A tak w krótkiej perspektywie - nie zgodzić się na rozwód i ewentualnie wnosić o separację.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Ukaszu, dziękuję za wpis. Niedługo będzie rozprawa rozwodowa, przyzwyczaiłam się do życia samej z dziećmi, tak jak pisałam relacje z mężem mamy dobre w miarę. Żyję w miarę spokojnie, powoli pozbywam się lęku, strachu o przyszłość itp. Nie chcę walczyć na papiery w sądzie, wychodzę z założenia, że jak plan jest taki, że mamy być w przyszłości razem, to to i tak się wydarzy. Nie chcę już się płaszczyć, prosić po raz n-ty, żeby się zastanowił, czy jest pewny, że chce rozwodu, za każdym razem słyszałam, że tak, jest pewien swojej decyzji.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Miałem na myśli to, żebyś nie wyrażała zgody na rozwód. On go chce - to jego decyzja. A Twoja zgoda lub nie - to Twoja, i Twoja odpowiedzialność.
Bóg na pewno ma taki plan, żeby sakramentalni małżonkowie byli razem. Człowiek może go jednak zniweczyć korzystając ze swojej wolnej woli. Zgoda na rozwód (nie mówiąc już o inicjatywie) to wręcz klasyczny przykład takiego działania. Nie znasz teraz przyszłych skutków takiej decyzji, ale nie mam wątpliwości, że byłyby złe.
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
Witaj Martusiu ,zgadzam sie z Ukaszem .
A dajac mezowi zielone swiatlo na rozwod ,jednoczesnie oddalasz Wasze pojednanie /zgadzasz sie na cudzolostwo meza . Ks Dziewiecki dobrze to tlumaczy ..
Masz prawo nie zgodzic sie na rozwod,wniesc o separacje ,ktora lepiej chroni w razie choroby ,
na co zwrocil mi uwage adwokat meza .
Jedynie nie mozna wrocic do nazwiska panienskiego i zawierac kolejnego slubu cywilnego .
Reszta pozostaje taka sama .
Sciskam serdecznie ,westchne w modlitwie
ps " Idac za Jackiem z zamrazaniem uczuc " ,
smiem twierdzic ,ze to Separacja jest swojego rodzaju zamrazarka ,
coby w stosownym momencie wrzucic na wrzatek
i " niemal " bez strat korzystac w pozniejszym okresie
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
W jakim sensie separacja chroni w razie choroby?
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia"
(Flp 3,14)
(Flp 3,14)
Re: Pogodzić się z sytuacją i normalnie żyć
http://sychar.org/promocja/broszura/broszura-sychar-www.
str 5
..." Rozwód nie jest jedynym sposobem zabezpieczenia przed ubóstwem i przemocą
Różnice między separacją a rozwodem ..."
..."nieograniczony okres płacenia alimentów na rzecz małżonka
obowiązek wzajemnej pomocy między małżonkami ...."
Alimenty na wspolmalzonaka i obowiazek wzajemnej pomocy do smierci ,jedynie w przypadku separacji , przy rozwodzie wygasaja po 5 latach .
Adwokat meza sugerowal mi ,ze chce separacji dla w/w korzysci .
Pozdrawiam
str 5
..." Rozwód nie jest jedynym sposobem zabezpieczenia przed ubóstwem i przemocą
Różnice między separacją a rozwodem ..."
..."nieograniczony okres płacenia alimentów na rzecz małżonka
obowiązek wzajemnej pomocy między małżonkami ...."
Alimenty na wspolmalzonaka i obowiazek wzajemnej pomocy do smierci ,jedynie w przypadku separacji , przy rozwodzie wygasaja po 5 latach .
Adwokat meza sugerowal mi ,ze chce separacji dla w/w korzysci .
Pozdrawiam