Amica pisze: ↑17 lip 2018, 15:13
Nie widzę powodu, czemu miałabym pisać do kogoś na priv wypytując o szczegóły sprawy, to przecież bez sensu i trąci mi to jakimś niezdrowym zaciekawieniem i wnikaniem w czyjeś sprawy zbyt mocno.
Amica, to nie tak. Ja nie wypytuję, a tym bardziej z ciekawości. Po prostu pamiętam siebie, gdy przez trzy lata sama szarpałam się z problemami wstydząc się porozmawiać z kimś z rodziny, księdzem lub kimkolwiek, nawet ukrywając się pod nikiem. Szukałam w internecie tylko podobnych sytuacji do mojej i miałam coraz większy mętlik, bo na swoją sytuację nie byłam w stanie spojrzeć obiektywnie. Było mi wstyd, że w moim małżeństwie, dawanym dotąd za przykład dzieją się ,,takie" rzeczy. Czasem trzeba ośmielenia do zwierzeń.
ozeasz pisze: ↑16 lip 2018, 11:00
monikanob pisze:
Dlaczego napiętnowani są tutaj osoby, które piszą o tym że podjęły decyzję o rozwodzie?
Czy nie powinno być tak, że należałoby zapytać co takiego zrobił Twój małżonek, że podjęłaś taka decyzję?
Monikanob, zachęcam zatem, tak jak na priv, abyś jednak podzieliła się swoją historią. Dzielenie się swoimi problemami jest jednocześnie właśnie pierwszym krokiem uwolnienia z uzależnienia emocjonalnego od drugiej osoby. Uzależnieniem jest trwaniem przy swojej jedynej wizji życia ściśle związanej z tą drugą osobą, a jednocześnie zamknięcie się na spojrzenie innych, zamknięcie ,,ja i moje cierpienie, tylko moje i nikt nie ma prawa wstępu". Moje zdrowienie zaczęło się, gdy zaczęłam mówić o problemie. Jedni rozumieli, inni nie, ale generalnie otrzymałam pomoc. Choćby, gdy ktoś inny bez emocji sporzy na problem, udaje się odzielić rzeczy wyolbrzymione od tych, których nie wolno lekceważyć lub brać na przeczekanie.
Jednocześnie, bez wyjaśnienia, forumowicze będą się skupiać na odwodzeniu od pomysłu rozwodu a nie na Twoim pytaniu.
monikanob pisze: ↑16 lip 2018, 18:57
Naprawdę nikt tutaj nie słyszał albo nie spotkał się z uzależnieniem psychicznym ?
Żeby z takim uzależnieniem walczyć, to wpierw trzeba sobie uświadomić co to jest.
Marylko, bardzo dobrze to ujęłaś:
marylka pisze: ↑17 lip 2018, 16:06
Ja uważam, że w małżeństwie czy nie - warto być uniezależnionym emocjonalnie od małżonka.
Czasem dopiero kryzys uświadamia, że z takim uzależnienie się już w małżeństwo wchodziło. Małżonek miał być dobrą wróżką, która spełni wypowiedziane i ukryte marzenia. Ale on nie jest wszechmogący, to za duży ciężar dla śmiertelnika i przecenienie go.
marylka pisze: ↑17 lip 2018, 16:06
Po pierwsze - zdaj sobie sprawę ze swojej odrębności, wyzbyj się powiedzonek, że jesteś połową. To sugeruje, że
jako odrębna - nie istniejesz. A to nieprawda jest!
Rozumowo to polega na daniu sobie i drugiej osobie prawa do wolności. Pogodzenia się z samodzielnymi wyborami tej drugiej osoby. Nawet Bóg nie odbiera nikomu tego prawa. Ale uzależnione serce nie chce słuchać rozumu. Jest złość:
monikanob pisze: ↑16 lip 2018, 18:57
Jestem zła na męża pod tym względem, że ja dla ratowania małżeństwa zrobiłabym wszystko, a on się najzwyczajniej poddał.
oraz rozpacz, gdy nie ma innego pomysłu na życie, gdy jedynym pragnieniem jest jednak tylka ta wizja i nie ma wewnętrznej zgody na inne rozwiązania. Rozpacz to druga twarz pychy. Człowiek pyszny nie chce rad od innych ludzi ani od Boga. Zrozpaczony też odrzuca inne pomysły ,,jeżeli nie życie w szczęśliwym małżeństwie i rodzinie, to już nic innego. "
W moim przypadku był mix: złoś na męża, że jest powodem mojej rozpaczy. A to już duże przekłamanie. Mojej rozpaczy nie jest winny drugi człowiek, tylko ja sama. Małżonek może być odpowiedzialny za krzywdę ( zdradę, przemoc, drwinę lub w drugą stronę lekceważenie i obojętność). Ale jak ja reaguję na krzywdę, to juz wynik pogodzenia lub nie ze sobą i Bogiem.
Parafrazując tytuł polecanej tu na forum lektury (Eva-Maria Zurhorst), Kochaj siebie, a nieważne z kim się zwiążesz lub ktoś cię zawiedzie lub opuści. Prawdziwa miłość siebie to nie narcyzm, wyrasta z wiary, że Bóg nas kocha. Nie możemy być bardziej surowi od Boga i potępiać siebie za braki i te braki zapełniać protezą z drugiego człowieka. Jednocześnie nie możemy osiadać na laurach w pracy nad sobą, ale poczuć się współpracownikiem Boga (dziedzicem) w pomnażaniu dobra. Braki zawinione systematycznie, cierpliwie eliminować, a z pozostałymi się pogodzić. Mieć z tego radość niezależnie od działań innych.
Myslę, że nadzejdzie taki czas, gdy będę się budzić już pogodzona z tym co kolejny dzień może mi przynieść, a może i z ciekawością nowych wyzwań. Czego i Tobie Monikanob życzę.