Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

Witam wszystkich!
Trafiłam tutaj po spotkaniu z Panią w poradni małżeńskiej przy kościele. W ogóle bardzo długo zbierałam się w sobie żeby w ogóle tutaj napisać... Ale coraz trudniej mi poradzić sobie z własnymi emocjami, odczuciami i myślami.

Od czego zacząć...
Jesteśmy po sakramencie małżeństwa niecały rok. Kryzys jaki nas dotyka trwa jednak chyba nieco dłużej. Od momentu jak pojawiło się dziecko, czyli odkąd nie mieszkamy z mężem na co dzień razem. Mąż pracuje w innym mieście, w mieście gdzie oboje mieszkaliśmy około 4 lata. Nasze poznanie się, potem narzeczeństwo - z perspektywy czasu nic nie wyglądało tak jak powinno być. Przede wszystkim zabrakło mi ochrony własnych wartości... Co jest związane z moim poranionym dzieciństwem. Nie umiałam stworzyć ze swej strony zdrowego związku, co mój obecnie mąż od samego początku umiejętnie wykorzystywał... Byłam bardzo zdominowana i zaślepiona. Można powiedzieć, że przez pierwsze lata związku bardzo zakochana i uległa. Zrobiłam tym krzywdę nie tylko sobie ale też mężowi. Przez brak granic nie mogłam przeforsować nic na swoją stronę, chyba że jemu było to na rękę.

Jesteśmy "w związku" prawie 10 lat, w tym po 3 latach się zaręczyliśmy, po 5 latach cywilny i dopiero po 9 kościelny. Do każdej zmiany "statusu" dążyłam uparcie. Może powinnam uprzeć się i odpuścić... Wiele razy dawałam wtedy jeszcze nie mężowi możliwość odejścia, kiedy zaczynały się właśnie takie momenty jak ten w naszym życiu. On jednak nigdy nie potrafił odejść, a ja postanowiłam, że chcę mieć już tylko tego partnera, chciałam ustabilizowania naszego "statusu" i w końcu udało się zawrzeć związek sakramentalny. W międzyczasie pojawiło się dziecko... Świadomie, zaplanowanie... Dziś kiedy się zastanawiam nad tym moim związkiem i życiem, widzę (o zgrozo) jak wiele błędów popełniłam, jak wiele rzeczy zdarzyło się nie w tej kolejności jak powinno i jak wiele rzeczy w ogóle nie powinno się zdarzyć. Być może dziś nie tkwiłabym w wg mnie "toksycznym" związku... Tyle, że co się stało już się nie odstanie.

Gdyby tylko od początku w moim krótkim życiu na pierwszym miejscu był Pan Bóg...

Wszystko nasiliło się kiedy pojawiło się dziecko, a zarazem przestaliśmy mieszkać razem. Ze względu na dobro niemowlęcia po porodzie postanowiłam wrócić do miasta rodzinnego. W mieście, w którym mieszkaliśmy nie było warunków mieszkaniowych dla tak małego dziecka (praktycznie brak ogrzewania...). Ponadto byłam wtedy już po 3 semestrze studiów, które bardzo chciałam skończyć - to sprawiło, że opiekować się dzieckiem pomagali moi rodzice i teściowie. Decyzja była wspólna, że na czas dokończenia studiów zostanę u rodziców z dzieckiem a mąż będzie pracował w innym mieście. Potem w wielokrotnych rozmowach próbowałam ustalić jakie mąż ma plany - czy chciałby abyśmy przeprowadzili się do miasta, w którym on pracuje i razem podjęli pracę i opiekę nad dzieckiem wynajmując inne mieszkanie niż dotychczas, czy chce wrócić do miasta rodzinnego i zamieszkać w odziedziczonym w międzyczasie domu po dziadkach. Mąż zdecydowanie odpowiadał, że chce wrócić, że chce zamieszkać w tym domu. Obecnie ja z dzieckiem mieszkam w domu po jego dziadkach a on dalej wynajmuje mieszkanie w mieście gdzie pracuje.

Zbyt dużo by zajęło opisywanie wszystkiego od początku. Najważniejszym co teraz powinnam napisać to obecna sytuacja... Otóż odkąd pojawił się nowy członek rodziny mąż od góry do dołu go olewa. Nie interesuje go nic na temat dziecka. Nie zastanawia się czy jest zdrowy, głodny, czy ma się w co ubrać, czy ma pieluchy etc. Żadna sfera życia dziecka go nie interesuje. Wręcz ostatnio (około tydzień temu, może troszkę dłużej) mąż powiedział mi, że jemu jest wygodnie tak jak jest. Czyli on tam - jedyne co go interesuje to by pójść do pracy, odbębnić swoje, wrócić do mieszkania, coś zjeść i odpocząć. Nie musi się martwić o porządek w domu, czy trawa jest skoszona, czy w piecu jest dostatecznie dużo opału inie trzeba podkładać, nikt nie zakłóca mu odpoczynku, nie biega po domu, nie krzyczy, nie trzeba karmić, przewijać, budzić się wcześnie rano etc. Żona też nie marudzi, że może by coś zrobić, czymś się zainteresował. Matka nie próbuje tłumaczyć, że domem to się trzeba zajmować, że może by z dzieckiem trochę pobył. Teściowa razem ze mną zajmuje się tym dużym domem po jej rodzicach. I nie przeszkadzało by mi to, że wszystkie obowiązki rodzinne spadają na mnie, gdyby nie to, że ostatnio regularnie pojawiają się pretensje o niezaspokojenie seksualne męża. Ja rozumiem, że są potrzeby, że w końcu żona ale to ja jestem za przeproszeniem tylko żoną "od seksu", a jakim on jest mężem? Bo ja się czuję, że jestem żoną a cz y on się czuje mężem?? Bo przeczytałam gdzieś tutaj na forum, że jest różnica między "mieć żonę/męża" a "by żoną/mężem"... No i kurcze mąż zamiast wsiąść w auto/busa/pociąg i przyjechać żeby z nami pobyć (nie jest aż tak daleko od tych dwóch miejscowości) to woli ciągle mieć pretensje, że ja nie przyjeżdżam do niego, że ja nie dzwonię etc. Ja wiem, że może powinnam wychodzić z większą inicjatywą do niego, ale po którymś razie kiedy nasze telefoniczne rozmowy kończą się tak samo nie mam ochoty nawet dzwonić do niego.

Przed zawarciem sakramentu małżeństwa rozmawialiśmy o tym kiedy zamierza wrócić. Ustaliliśmy, że wróci w kwietniu tego roku. Umowę w pracy jednak przedłużył na czas nieokreślony i powiedział, że popracuje tam jeszcze rok, czyli do kwietnia przyszłego roku. A ostatnio (około tydzień temu) napisał, że nie wie kiedy wróci, bo nic go tutaj nie ciągnie. W każdej z jego taki wiadomości widzę jeden podtekst - to ja nie robię nic żeby go zachęcić do powrotu. Wg niego to ja się nie staram, bo nie piszę do niego z podtekstem seksualnym, nie rozmawiam o seksie, o tym jak bym chciała i co bym w tym "łóżku" nie robiła. Dodatkowo nie wysyłam mu nagich zdjęć i filmików ze swoim udziałem, a takie by chciał... To by mu ZREKOMPENSOWAŁO, że nie ma tej żony na co dzień. Jestem strasznie zmęczona tą seksualną wojną. Dodam, że nigdy nie odmówiłam mu seksu.

Po przemyśleniach i poczytaniu trochę sycharowego forum czuję się uprzedmiotowiona. Chciałabym by był moim mężem i ja chciałabym nie bać się być żoną... Podczas gdy nie sformalizowaliśmy jeszcze naszego związku bałam się, że mnie zostawi... Teraz nie boję się jego odejścia, chociaż chciałabym uratować i uleczyć to małżeństwo. Chciałabym wiedzieć co oprócz modlitwy i potrzebnych mi rozmów z innymi ludźmi (niekoniecznie koleżankami, czy nawet nie z rodziną) mogę zrobić... Jak mogę uratować siebie, by móc ratować ten związek. Dla nas i dla naszego dziecka!

Na razie dziecko mało zna swojego ojca, jest przyzwyczajone, że pojawia się raz na miesiąc na 3 do 7 dni... I wcale za bardzo nie spędza z nim czasu :( Boli to strasznie, bo wiem, że przyjdzie moment, że będzie potrzebowało taty... Ale wiem też, że nie mogę pozwolić by nasze dziecko widziało brak szacunku swojego taty do swojej mamy!

Pisząc to na pewno wielu spraw jeszcze nie opisałam, tego nawarstwiło się tak wiele, że na raz nie potrafię wszystkiego opisać.
Zapisałam się na terapię indywidualną do psychologa, mąż stwierdził, że on nie potrzebuje. On nie widzi w sobie problemu, jedyne co mi pozostaje co do niego to modlić się by zobaczył to wszystko tak jak wygląda naprawdę... Może zdarzy się cud!
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Czarek »

Witaj Senorita na forum.

Na początku chciałbym Cię zachęcić do odwiedzenia, któregoś z naszych Ognisk (ich wykaz masz tutaj: http://sychar.org/ogniska/ ) oraz poinformować abyś w trosce o własne bezpieczeństwo pamiętała o zachowaniu odpowiedniego poziomu ostrożności w opisywaniu własnej historii z uwagi na fakt, że internet nie jest anonimowy.
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Kryzys jaki nas dotyka trwa jednak chyba nieco dłużej. Od momentu jak pojawiło się dziecko, czyli odkąd nie mieszkamy z mężem na co dzień razem.
Myślę, że narodziny dziecka stały się tylko katalizatorem problemów, które dotykały każdego z Was i Waszą relację już wcześniej.
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Przede wszystkim zabrakło mi ochrony własnych wartości...
Czy możesz napisać co to za wartości?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Co jest związane z moim poranionym dzieciństwem.
O jakich zranieniach piszesz?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Dziś kiedy się zastanawiam nad tym moim związkiem i życiem, widzę (o zgrozo) jak wiele błędów popełniłam, jak wiele rzeczy zdarzyło się nie w tej kolejności jak powinno i jak wiele rzeczy w ogóle nie powinno się zdarzyć. Być może dziś nie tkwiłabym w wg mnie "toksycznym" związku... Tyle, że co się stało już się nie odstanie.
Czy nabyłaś umiejętności aby błędów, które dostrzegasz nie powielać?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Gdyby tylko od początku w moim krótkim życiu na pierwszym miejscu był Pan Bóg...
Jak teraz wygląda Twoja relacja z Bogiem?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Zapisałam się na terapię indywidualną do psychologa, mąż stwierdził, że on nie potrzebuje.
Senorita na męża nie masz wpływu. Myślę, że terapia jest dobrym posunięciem, pod warunkiem że zajmiesz się na niej zmianą i naprawą samej siebie a nie męża.
Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

Odnośnie wartości: mężowi na początku ze wszystkim się spieszyło - seks, wyznania miłości, deklaracje. Nie znaliśmy się dobrze, a on już wiedział, że kocha, że chce być już na zawsze - ja wolałam poczekać z tym wszystkim do momentu kiedy się lepiej poznamy. Nie udało mi się, uległam jego ówczesnemu czarowi, uwierzyłam jak zakochana nastolatka... Jestem osobą wierzącą, ale do momentu poznania męża wyglądało to jak u większości ludzi. Niedziela do kościoła, wieczorny pacierz... Gdy go poznałam wsiąknęłam w niego całkowicie... I zamiast próbować go pociągnąć do Boga, sama oddaliłam się jeszcze bardziej.

Zranienia z dzieciństwa dotyczyły relacji z moim ojcem, tym jak wyglądało małżeństwo rodziców. Mama jest osobą bardzo religijną. Ze względów bezpieczeństwa rozwiodła się z moim ojcem. Pozostała jednak mu wierna, bo nigdy więcej w jej życiu nie było innego mężczyzny. Potem po kilku latach kiedy ojca nie było z nami, znów zamieszkali razem i na razie dalej mieszkają. Starają się jakoś żyć razem. Ja też zawsze wierzyłam i wiedziałam, że sakrament małżeństwa jest na całe życie i dalej w to wierzę i wiedziałam z czym wiąże się złożenie tej przysięgi przed Bogiem. Ale reasumując zranienia dotyczyły molestowania przez mojego ojca, potem ojciec nie dawał mamie pieniędzy na mnie, nawet po zasądzeniu alimentów nie bardzo je płacił, dużo nam z mamą brakowało. Tata "przekupywał" mnie bym chciała się z nim często widywać dając to czego mi brakowało, wyciągał mnie na spotkania, a że mama musiała przy nich być to wyciągał i ją. Mama od zawsze choruje, nieraz nie może wstać z łóżka z powodu bólu, więc dla niej to było ogromne poświęcenie bylebym nie straciła całkiem kontaktu z ojcem... Ja nie odczułam jego intencji co do mojej osoby jako coś złego, potrafił mi bardzo namieszać w głowie, nigdy nie robił niczego siłą. Prędzej używał nacisku psychicznego mówiąc, że "to po to bym nie chorowała jak mama" etc. Zniszczył mi tym psychiczną stabilizację, której nie odzyskałam chyba do tej pory...

Widzę swoje błędy, niektórych nie mogę powielić bo co się raz zdarzy to się nie odstanie, a tych które widzę staram się nie powielać. Myślę, że jeszcze tej umiejętności nie opanowałam, choć się staram...

Pierwszym krokiem jaki podjęłam jest rozmowa z Bogiem - codzienna, tego było bardzo długo brak i było mi trudno się zmobilizować. Z własnego lenistwa, było trudno. Chcę odbudować relację z Panem i właśnie czekam na najbliższe spotkanie w Ognisku Sychar. Potrzebuję też spowiedzi, takiej gruntownej. Ale mam jakieś opory by iść do pierwszego lepszego konfesjonału... Chciałabym spowiedzi, gdzie duchowny mnie poprowadzi, bo moje spowiedzi do tej pory wyglądały bardzo schematycznie i już nawet nie wiem czy potrafię to dobrze zrobić... Zmiana w moim sercu jednak jakaś zaszła, bo chcę być bliżej Boga.

A terapię właśnie w ty celu podjęłam. Bo jeśli nie zacznie się to ode mnie, od mojej zmiany to małżeństwo nie przetrwa w dobrej kondycji. A bardzo bym chciała lepiej siebie zrozumieć i zacząć działać tak by mój mąż poczuł, że ma żonę. Tylko nie wiem jak go przekonać, że to że go kocham nie jest oparte tylko na seksie... :/
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Czarek »

Senorita pisze: 04 sie 2018, 22:39 Zranienia z dzieciństwa dotyczyły relacji z moim ojcem, tym jak wyglądało małżeństwo rodziców.
Senorita to co napisałaś powyżej plus doświadczenie molestowania, o którym wspominasz mają olbrzymi wpływ na to jak postrzegasz siebie samą i jak funkcjonujesz w bliskich relacjach dziś.
Dobra terapia da Ci szansę na przepracowanie tych zranień w przestrzeni psychicznej.
Warto abyś równocześnie starała się rozwijać swoją relację z Bogiem, byś w Jego oczach mogła odnaleźć i poznać swoją prawdziwą, niezbywalną wartość jako kobiety i człowieka oraz doświadczyć mocy Bożej miłości.
krople rosy

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: krople rosy »

Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 W międzyczasie pojawiło się dziecko... Świadomie, zaplanowanie...
Przez męża również?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Wiele razy dawałam wtedy jeszcze nie mężowi możliwość odejścia, kiedy zaczynały się właśnie takie momenty jak ten w naszym życiu. On jednak nigdy nie potrafił odejść,
Nie potrafił czy nie chciał? Co go przy Tobie zatrzymywało?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Wszystko nasiliło się kiedy pojawiło się dziecko, a zarazem przestaliśmy mieszkać razem
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Ze względu na dobro niemowlęcia po porodzie postanowiłam wrócić do miasta rodzinnego.
Wiem, że niżej piszesz, że wspólną decyzją było pozostanie z dala od męża aż do ukończenia studiów ale chciałam jeszcze dopytać jak mąż zareagował na to, że z małym, nowo narodzonym dzieckiem wyprowadzasz się do rodziców? Było mu to obojętne?
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Otóż odkąd pojawił się nowy członek rodziny mąż od góry do dołu go olewa. Nie interesuje go nic na temat dziecka. Nie zastanawia się czy jest zdrowy, głodny, czy ma się w co ubrać, czy ma pieluchy etc. Żadna sfera życia dziecka go nie interesuje.
Z tego co wyczytałam dla twojego męża się wiele nie zmieniło. Żyje jak singiel. Ponieważ podjęliście decyzję o osobnym życiu mąż nie ma okazji być mężem i ojcem. Nie nawiązał żadnej relacji ze swoim dzieckiem gdyż zaraz po jego urodzeniu wyjechałaś. Nowy człowiek w rodzinie zmienia życie dorosłych ludzi o tyle o ile oboje zaangażowani są w zycie rodzinne i małżeńskie.
Moje pytanie brzmi; dlaczego nie mieszkacie razem? Nie ważne tu czy tam....według mnie decyzja o scaleniu rodziny jest w tym momencie niezbędna.
Mąż nie tyle powinien dojeżdżać co po prostu być i uczestniczyć w życiu swojego dziecka jesli ma mieć z nim żywą relację.
Żyjąc dalej tak jak do tej pory czyli posiadając dwa odrębne życia oddalacie się od siebie z każdą minutą i z każdym dniem.
Tak ja to widzę.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: s zona »

Czarek pisze: 04 sie 2018, 22:53
Warto abyś równocześnie starała się rozwijać swoją relację z Bogiem, byś w Jego oczach mogła odnaleźć i poznać swoją prawdziwą, niezbywalną wartość jako kobiety i człowieka oraz doświadczyć mocy Bożej miłości.
Senorita,
mnie pomogl List Boga do kobiety , taki plaster od Pana Boga , moze juz znasz ?
https://www.youtube.com/watch?v=tUCVn4PswG0

Warto tez pomodlic sie o dobrego spowiednika ,moze sprobujesz umowic sie z ks ,ktory bedzie Ci mogl poswiecic ok godz ,zamiast standardowego pospiechu podczas mszy sw ...
Sama mialam tez szczescie przez ok 10 lat korzystac z kier duchowego , bardzo cenne doswiadczenie ...
przejsc razem przez virage w zyciu ...

I wazna rzecz ,kluczowa u Was - separacja , bo ta u Was ma miejsce .
Ze swojego doswiadczenia uwazam ,ze przedluzajaca sie separacja , to rownia pochyla dla kazdego malzenstwa .
Zadne korzysci /dobra nie zastapia braku / zniszczonych relacji wobec Was i dziecka . Jesli Twoja tesciowa
jest madra kobieta ,to tez powinna byc Ci pomoca .

Seniorita , uwazam ,ze dobrze byloby wzmocnic sie duchowo ,moze Adoracja ,ja znajdowalam tam sily ..
I znalesc dogodny czas we dwoje z mezem na powazna rozmowe ,jak widzi Wasze malzenstwo /rodzine za rok , 5 lat .. pozwol mu byc szefem rodziny a nie mezem ,ktory ma prawo do " zycia prywatnego" ..
Wybacz ,ze w tym tonie ,ale ja to przerabialam przez kilkanascie lat ,niemal doszczetnie niszczac " w dobrej wierze" nasze malzenstwo ...
Dlatego ,jesli jestes jeszcze w mocy ,zeby to zmienic , wiec nie czekaj .. kwietnia 2019 lub pozniej ...
Westchne w modlitwie o 15h:)
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: karo17 »

Witaj Senorita
Kilka spraw tu się nazbierało.

Zacznę od relacji ojciec dziecko jak wg. mnie powinno wyglądać.

Kluczowe jest żeby w tym odnaleźć realną wartość.
Czasy tu się dużo zmieniły. Coraz częściej widać ojców z wózkami na spacerach. I to jest ten czas gdy tworzy się bardzo duża więź z dzieckiem. Można wyjść do parku i przy okazji zrobić dla dziecka jakieś zakupy (pieluchy itd.). Takie zajmowanie się dzieckiem nie powinno być „odrabianiem pańszczyzny”. Im dziecko będzie starsze tym mniej będzie miało szacunku dla takiego ojca. I poza kieszonkowym do czego miałby być potrzebny taki ojciec dla dziecka?

Druga sprawa to że zajmujesz się z teściową dzieckiem.
To nie jest dobre.
Dobry „układ” to gdy mama z tatą zajmują się dzieckiem. A dziadkowie od czasu do czasu mogą się zająć dzieckiem i tyle. Dziadkowie nie są od wychowywania wnuków 24/h.

Co od Twojego męża. To jego postawa nie jest jakaś „dziwna”. Chciałby mieć przyjemne spokojne życie. Kawalerskie można by powiedzieć. A płaczące dziecko i żona czegoś wymagająca nie bardzo się w takie życie wpisują...
Dojdziemy do dojrzałości. Czy weźmie realną odpowiedzialność za rodzinę Twój mąż? Już pisałem kiedyś że małżeństwo to w głównej mierze obowiązki. Jeśli takiego życia się nie chce tylko beztroskie to nie powinno się brać ślubu. Takie jest moje zdanie.

Jesteście dopiero po ślubie. Może napisz na kartce jak Ty widzisz Waszą rodzinę. Jak powinna wyglądać, jaki podział obowiązków. I przedstaw to mężowi. Gdy już są dzieci to wszystko się zmienia. Trzeba dostosować się do nowej rzeczywistości. Im wcześniej dotrze do męża na czym polega małżeństwo i rodzina tym lepiej dla Was. W takim zawieszeniu jak teraz nie da się dugo trwać.
Pozdrawiam
Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

krople rosy pisze: 05 sie 2018, 12:32
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 W międzyczasie pojawiło się dziecko... Świadomie, zaplanowanie...
Przez męża również?

Tak, nie zrobiłam niczego poza jego plecami.
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Wiele razy dawałam wtedy jeszcze nie mężowi możliwość odejścia, kiedy zaczynały się właśnie takie momenty jak ten w naszym życiu. On jednak nigdy nie potrafił odejść,
Nie potrafił czy nie chciał? Co go przy Tobie zatrzymywało?

Skoro nie odszedł, a miał taką możliwość to chyba tak naprawdę nie chciał. Każde jego "zerwanie" było sprawdzaniem mnie. Teraz to wiem.
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Wszystko nasiliło się kiedy pojawiło się dziecko, a zarazem przestaliśmy mieszkać razem
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Ze względu na dobro niemowlęcia po porodzie postanowiłam wrócić do miasta rodzinnego.
Wiem, że niżej piszesz, że wspólną decyzją było pozostanie z dala od męża aż do ukończenia studiów ale chciałam jeszcze dopytać jak mąż zareagował na to, że z małym, nowo narodzonym dzieckiem wyprowadzasz się do rodziców? Było mu to obojętne?

Pierwszą decyzją był poród w mieście rodzinnym i mieszkanie tu przez pierwszy miesiąc życia dziecka. Potem miałam wrócić, ale jedynym co musiał mąż zrobić to poszukać mieszkania, by dziecko nie marzło w tym, które obecnie wynajmuje. I żeby w momencie jak będę musiała być na zajęciach a mąż w pracy to żeby mogła mama przyjechać i się dzieckiem zająć. Ale mężowi nie chciało się szukać - no bo zawsze ja byłam od takich rzeczy, to teraz za duży wysiłek dla niego.
Jakiś miesiąc temu kiedy pytałam dlaczego nie wziął wolnego chociaż na te dni kiedy byłam w szpitalu (udało nam się przyjechać razem dzień przed porodem do rodziców na kilka dni wolnego męża i moje po zakończeniu semestru), powiedział mi, że z premedytacją nie śpieszył się na porodówkę, a potem zostawił mnie samą - być może chodziło mu o to, że sam się czuł opuszczony :(
Nie chcę tłumaczyć siebie, bo na pewno jest dużo mojej winy w całym tym bałaganie, a jedyne czego chcę to zrozumieć i wiedzieć co mam JA dalej robić.
Senorita pisze: 04 sie 2018, 17:12 Otóż odkąd pojawił się nowy członek rodziny mąż od góry do dołu go olewa. Nie interesuje go nic na temat dziecka. Nie zastanawia się czy jest zdrowy, głodny, czy ma się w co ubrać, czy ma pieluchy etc. Żadna sfera życia dziecka go nie interesuje.
Z tego co wyczytałam dla twojego męża się wiele nie zmieniło. Żyje jak singiel. Ponieważ podjęliście decyzję o osobnym życiu mąż nie ma okazji być mężem i ojcem. Nie nawiązał żadnej relacji ze swoim dzieckiem gdyż zaraz po jego urodzeniu wyjechałaś. Nowy człowiek w rodzinie zmienia życie dorosłych ludzi o tyle o ile oboje zaangażowani są w zycie rodzinne i małżeńskie.
Moje pytanie brzmi; dlaczego nie mieszkacie razem? Nie ważne tu czy tam....według mnie decyzja o scaleniu rodziny jest w tym momencie niezbędna.
Mąż nie tyle powinien dojeżdżać co po prostu być i uczestniczyć w życiu swojego dziecka jesli ma mieć z nim żywą relację.
Żyjąc dalej tak jak do tej pory czyli posiadając dwa odrębne życia oddalacie się od siebie z każdą minutą i z każdym dniem.
Tak ja to widzę.
Ja doskonale wiem, że się oddalamy, że mąż i dziecko potrzebują mieć żywą relację. Pisałam już, że podjęłam temat mieszkania razem już kilka razy, pytałam jakie mąż ma plany. On dalej twierdzi, że chce wrócić. To ja powinnam pojechać do niego? Zamieszkać w tamtym mieście? Tam szukać pracy? I co w takiej sytuacji zrobić z dzieckiem? Jakaś rada?
jacek-sychar

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: jacek-sychar »

karo17 pisze: 06 sie 2018, 14:22 I to jest ten czas gdy tworzy się bardzo duża więź z dzieckiem. Można wyjść do parku i przy okazji zrobić dla dziecka jakieś zakupy (pieluchy itd.).
:shock: :shock: :shock:
Mężczyzna, gdy idzie z dzieckiem na spacer, to jest z nim na spacerze. Gdy idzie na zakupy dla dziecka, to robi zakupy.
Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

Krople rosy nie opanowałam jeszcze umiejętności cytowania...
jacek-sychar

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: jacek-sychar »

A instrukcja cytowania jest tutaj:
viewtopic.php?f=20&t=229
Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

karo17 pisze: 06 sie 2018, 14:22 Kluczowe jest żeby w tym odnaleźć realną wartość.
Czasy tu się dużo zmieniły. Coraz częściej widać ojców z wózkami na spacerach. I to jest ten czas gdy tworzy się bardzo duża więź z dzieckiem. Można wyjść do parku i przy okazji zrobić dla dziecka jakieś zakupy (pieluchy itd.). Takie zajmowanie się dzieckiem nie powinno być „odrabianiem pańszczyzny”. Im dziecko będzie starsze tym mniej będzie miało szacunku dla takiego ojca. I poza kieszonkowym do czego miałby być potrzebny taki ojciec dla dziecka?
Zdaję sobie z tego sprawę... I to mnie przeraża od samego początku. Chciałabym by się mąż tak zaangażował i nie był tylko od zabawek, kieszonkowego itp...
karo17 pisze: 06 sie 2018, 14:22 Druga sprawa to że zajmujesz się z teściową dzieckiem.
To nie jest dobre.
Dobry „układ” to gdy mama z tatą zajmują się dzieckiem. A dziadkowie od czasu do czasu mogą się zająć dzieckiem i tyle. Dziadkowie nie są od wychowywania wnuków 24/h.
To nie jest tak, że się z teściową dzieckiem zajmuję. Teściowa i moja mama zajmują się dzieckiem tylko wtedy gdy ja mam coś do załatwienia. Z uczelnią - jakieś zajęcia, praktyki, lekarz itp. Poza tymi zdarzeniami na co dzień zajmuję się dzieckiem sama. Teściowa pomaga mi w zasadzie przy domu. Podlewa ogródek, od czasu do czasu zajrzy do pieca czy nie trzeba dosypać, wybrać popiołu. Poza tym zamyka się oddzielnie w swojej części domu, a ja jestem z dzieckiem na piętrze u siebie całkiem osobno.
karo17 pisze: 06 sie 2018, 14:22 Jeśli takiego życia się nie chce tylko beztroskie to nie powinno się brać ślubu. Takie jest moje zdanie.
Ale ślub już jest.
Senorita
Posty: 8
Rejestracja: 02 sie 2018, 16:33
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: Senorita »

jacek-sychar pisze: 06 sie 2018, 22:15 A instrukcja cytowania jest tutaj:
viewtopic.php?f=20&t=229
Coś mi się udało już pokombinować chyba :)
s zona pisze: 05 sie 2018, 14:40 Wybacz ,ze w tym tonie ,ale ja to przerabialam przez kilkanascie lat ,niemal doszczetnie niszczac " w dobrej wierze" nasze malzenstwo ...
Dlatego ,jesli jestes jeszcze w mocy ,zeby to zmienic , wiec nie czekaj .. kwietnia 2019 lub pozniej ...
Westchne w modlitwie o 15h:)
Każda rada, każde słowo przyjmę i rozważę :) Nie ma złego tonu, ważne by trafiło. Ja właśnie nie chcę czekać, ta decyzja o przedłużeniu czasu do kwietnia przyszlego roku to jego decyzja. Mam pojechać tam do niego i się wprowadzić? To jedyne wyjście?
krople rosy

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: krople rosy »

Senorita pisze: 06 sie 2018, 21:57 a doskonale wiem, że się oddalamy, że mąż i dziecko potrzebują mieć żywą relację. Pisałam już, że podjęłam temat mieszkania razem już kilka razy, pytałam jakie mąż ma plany. On dalej twierdzi, że chce wrócić. To ja powinnam pojechać do niego? Zamieszkać w tamtym mieście? Tam szukać pracy? I co w takiej sytuacji zrobić z dzieckiem? Jakaś rada?
Ten temat powinnaś podjąć z mężem. Trzeba problem położyć na stół i go obejść z każdej strony. Powiedz czego Tobie brakuje, czego byś chciała, co Ci lezy na sercu a potem wsłuchaj się w to co ma do powiedzenia mąż.
Jemu z tego , co piszesz brakuje Ciebie jako żony w całym tego słowa znaczeniu stąd prośby o to byś częściej dzwoniła, przyjeżdżała czy inicjowała chęć bycia z nim. Tyle, że w małżeństwie trzeba być by z niego czerpać w pełni a nie dojeżdżać i wyrywać coś dla siebie z całego kontekstu małżeńskiego życia.
Bez towarzyszenia sobie na co dzień, w trudach, obowiązkach dnia codziennego i w radościach i wspólnych sukcesach nie odnajdziecie drogi do siebie i fizyczne zespolenie nie utrzyma ani nie wzmocni relacji.
Mąż by się rozwijał jako mężczyzna a nie karłowaciał powinien wiedzieć i doświadczać tego, że go kochasz, potrzebujesz , tęsknisz, szanujesz i słuchasz. Podobnie Ty: by być spełnioną żoną i mamą potrzebujesz dzielić swe życie z mężem na pół , doświadczać jego zaangażowania i bycia dla Ciebie zawsze gdy tego z dzieckiem potrzebujesz.
Żadna mama ani teściowa Twojego męża w niczym nie zastąpi. Powinien o tym wiedzieć.
Pomóc mogą, owszem ale każdy powinien odegrać swoją rolę, zamiast wchodzić w czyjąś bo zaburza się cały ład i porządek.

Podejmijcie temat wspólnego życia i nie odkładajcie go na potem. Mąż potrzebuje żony, żona męża, dziecko obojga rodziców.
Jak to zrobić by wyszło optymalnie i z korzyścią dla całej rodziny to kwestia waszej dobrej woli i poważnego podejścia do tematu.
Dla dobra sprawy ja umiałabym iść na ustępstwa by mąż czuł się jak głowa rodziny , potem ewentualnie można szukać innych rozwiązań adekwatnych do okoliczności i polepszających sytuację rodzinną. Jakiś poważny ruch na pewno zrobić trzeba.
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy zdarzy się cud nawrócenia...

Post autor: karo17 »

Jacek mężczyzna może (potrafi) zrobić też dwie rzeczy jednocześnie ;) A na dodatek połączyć przyjemne z pożytecznym.
Nie trzeba się ograniczać :)
ODPOWIEDZ