Jak ratować?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Drodzy,

Jesteśmy w głębokim kryzysie, po rozwodzie cywilnym (zawnioskowanym przez męża, ale na który ja się zgodziłam).
Poznałam męża 8 lat temu, ślub był 4 lata temu. Ja wolałam wziąć tylko ślub cywilny, a mąż chciał wziąć ślub kościelny. Mimo swojej słabej (wtedy) wiary, zdecydowałam się na ślub kościelny - ze wszystkimi jego konsekwencjami. W tym czasie dowiedziałam się również, że w moim bliskim otoczeniu jest osoba, która była kilkanaście lat w związku z księdzem. Kryzys mój wiary się pogłębił.

W ramach przygotowań do ślubu postanowiliśmy, że nie będziemy do ślubu współżyć (choć wcześniej to robiliśmy), wyspowiadaliśmy się, uzyskaliśmy rozgrzeszenie i dotrzymaliśmy postanowienia. Mąż należy do bardzo oziębłych, chłodnych osób, nie lubi bliskości, boi się jej, ma problemy z potencją. Na naukach przedmałżeńskich, kiedy mowa była o kwestiach bliskości i intymności małżeńskiej, ciężko było mi tego słuchać, bo wiedziałam, że jest to trudna dla nas kwestia. Bardzo dużo płakałam podczas tych nauk i moje wątpliwości się pogłębiały. W dniu ślubu czułam się jakbym była "na autopilocie", nie wzruszałam się. W medytacji po Komunii Świętej prosiłam Boga, żeby dopomógł nam stworzyć szczęśliwe małżeństwo. Na moment zawierania ślubu kochałam męża i zakładałam, że będę z nim całe życie.

Po ślubie jednak kryzys się pogłębił. Wiele dni po ślubie mąż nawet nie chciał spróbować podjąć współżycia. W różnych rozmowach i kłótniach wywalczyłam (bo inicjatywa była z mojej strony, mąż był niechętny) wizytę u psychologa i seksuologa. Mąż chodził kilka miesięcy na terapię, brał leki, ale bez efektów. Unikał mnie, a ja czułam się odepchnięta. Mąż pogrążał się w pracy, wstawał przede mną, kładł się dużo później niż ja. Odsuwał mnie od siebie fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Każdą chwilę spędzał w pracy lub na sporcie. Ja też nie pozostawałam mu dłużna, byłam niemiła, wręcz okrutna, szorstka. Też się oddalałam.

Kiedy zdecydowaliśmy się mieć dziecko i sugerowałam mężowi, że są dni, kiedy poczęcie jest możliwe, to przedkładał pracę ponad naszą rodzinę i mówił, że coś chce najpierw skończyć, popracować zanim przyjdzie do mnie. Po czym ten moment odwlekał. Po iluś takich sytuacjach w pewnym momencie zbuntowałam się i powiedziałam, że dziecko nie powstanie jako coś na drugim miejscu po pracy, ze rodzina i miłość powinny być dla niego ważniejsze. Od tamtego momentu coś we mnie pękło i zaczęliśmy mieszkać w odrębnych pokojach. Mąż nie próbował do mnie wracać, nie szukał bliskości. Bunt we mnie narastał, czułam się całkowicie odrzucona - co bardzo mnie bolało i dawałam tej frustracji wyraz, znalazłam pracę w innym mieście i wyprowadziłam się z domu. Mąż nie szukał drogi powrotu, krótko po mojej wyprowadzce złożył papiery w sądzie i w kilka tygodni uzyskaliśmy rozwód (za porozumieniem stron) - wynajął bardzo dobrego prawnika.

Ja za to powróciłam do Boga, do Kościoła. Oczywiście złożyły się na to różne okoliczności, różne osoby, które spotkałam. Zaczęłam chodzić do Kościoła, modlić się codziennie. Byłam u spowiedzi generalnej. Zaczęłam czytać Słowo Boże, czytać Sycharowe forum. Odmówiłam Nowennę Pompejańską (jutro mam ostatni, 54 dzień) w intencji znalezienia drogi życiowej i jestem pewna, że powinnam walczyć o swoje małżeństwo. Mąż natomiast mówi, że małżeństwo jest skończone i rozwiedzione osoby powinny zostać rozwiedzione, a nie kombinować. Nie chce się ze mną spotykać - mówi, że takie spotkania są dla niego źródłem stresu i dyskomfortu. Mówi, że za dużo się wydarzyło, że nie odpuścimy starych zaszłych żali i zagryziemy się już całkiem. Żałuję bardzo, że zgodziłam się na rozwód, że wtedy nie walczyłam. Ale jestem gotowa walczyć z całych sił.
Dodam, że całe to zagmatwanie w moim życiu zaczęło się już w dzieciństwie i ponieważ pochodzę z domu bardzo dysfunkcyjnego, przemocowego, zawsze moim marzeniem było stworzenie szczęśliwej rodziny. A wpadłam w schematy i nieszczęścia.

Proszę o radę, inspirację lub wskazówkę jak walczyć o to małżeństwo.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: Nirwanna »

Witaj, forest12 u nas na forum,
Skoro nas czytasz, to wiesz już, że każdemu nowemu użytkownikowi zalecamy daleko posuniętą ostrożność w podawaniu szczegółów, po których można by rozpoznać Ciebie lub bliskich. Internet wbrew pozorom nie jest anonimowy.

Sugerujemy również, aby słowa "walka o małżeństwo" zastąpić "ratowaniem małżeństwa" - walka zakłada rany i pokonanych, a w ratowaniu wszyscy powinni okazać się wygranymi. To niby drobiazg, ale okazuje się, że zmiana słownictwa jakim się posługuję, wpływa potem na moje działania.

Piszesz, że oboje pochodzicie z trudnych domów, warto zatem zaznajomić się z tematem, wiedzieć jak się z nim zmierzyć, możesz zacząć np. od strony www.rozwinacskrzydla.pl
I podstawowe - w Sycharze uczymy się, że wpływ mamy tylko na siebie. I na tym skupiamy swoją energię. A kiedy zmieniamy siebie, okazuje się że zmienia się też świat wokół nas i ludzie nas otaczający :-) A nawet jeśli nie, to zmienia nam się patrzenie na świat i ludzi :-)

Czy myślałaś może o terapii dla siebie? Czy masz możliwość odwiedzenia jednych z naszych Ognisk sycharowskich?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Dziękuję Nirwanna. Masz rację - słowa mają moc! Ratowanie, uzdrowienie to właściwsze słowa.
Niestety mieszkam w mieście, w którym nie ma ogniska - a w najbliższym mieście, w którym jest - nie mogę być regularnie.
Jeśli chodzi o terapię to chodziłam kilka miesięcy - skończyło się pogorszeniem mojego stanu, więc się trochę boję.
Mam dylematy - czy kontaktować się, czy nie...
Nie wiem od czego zacząć. Dużo czytam, staram się zrozumieć, pracować nad sobą, modlić się.
Dziękuję za link - na pewno przeczytam.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: Nirwanna »

Forest12, na spotkaniach Ogniska nie musisz bywać regularnie, nawet jeśli trafisz na nie raz na dwa-trzy miesiące, to dobrze. Dostaniesz przede wszystkim wsparcie w realu większej grupy osób.

Jeśli chodzi o terapię - wiesz, że terapia z definicji ma rozwalać? Ona burzy nasze błędne przekonania o świecie i sobie samym, a to boli, i to naprawdę mocno, człowiek się czuje, jakby świat się walił.... Z drugiej strony, powinna być tak prowadzona, aby człowiek czuł się w podstawowy sposób bezpiecznie, aby mógł tak na co dzień funkcjonować i wypełniać swoje obowiązki.
Dlatego warto szukać takiego terapeuty, któremu zaufam, z którym się dogaduję, od którego przyjmę trudne rzeczy.

Możesz też pomyśleć jeszcze o warsztacie 12 Kroków, z tym, że nie jest to terapia, a warsztaty rozwoju osobistego.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Nirwanna, dzięki. Sprawdziłam sobie najbliższe ognisko. Postaram się do niego dołączyć.
Jeśli chodzi o ewentualną terapię - też muszę znaleźć kogoś zaufanego w najbliższym większym mieście.
A jak powinnam się w tym czasie zachowywać wobec męża? Jest jakaś recepta?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: Nirwanna »

A jak powinnam się w tym czasie zachowywać wobec męża? Jest jakaś recepta?
A tu to akurat najlepiej słuchać się Pana Boga, bo to On zna najdogłębniej Ciebie i męża. Czyli dzień po dniu uczyć się rozeznawać, co Pan Bóg mówi mi dziś, konkretnie do mnie, o mojej konkretnej sytuacji. :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Dziękuję.
Mnie czasami kusi, żeby się nie starać, nie próbować. Że to będzie prostsze. Że może po prostu starać się o unieważnienie.

Jeden z ojców, z którymi rozmawiałam na temat małżeństwa uczulił mnie jednak, że mogę wpaść w pułapkę "podkoloryzowania" rzeczywistości, żeby uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa. I powiedział też coś, co do mnie bardzo trafiło - że wg kanonu każde, absolutnie każde małżeństwo jest ważne, jeśli sąd metropolitalny nie orzeknie inaczej. Co oznacza, że moim obowiązkiem jest starać się je uratować, bo aktualnie jest ono ważne przed Bogiem i Kościołem. Ale tak jak pisałam - mam różne rozterki i wahania, podszepty i "wujków dobra rada", którzy twierdzą, że powinnam zacząć randkować itd.

Za kilka dni mija termin, kiedy mogłabym wrócić do nazwiska panieńskiego po rozwodzie cywilnym, ale mam ogromny opór. Dla mnie to nazwisko to taka nić, która również łączy mnie z mężem.

Z kolei mąż daje mi niejasne sygnały, bo mówi, że chce dystansu, że nie chce się ze mną widywać, że to wszystko nie ma szans, a sam sakrament wg niego był tylko "rytuałem magicznym", a jak ostatnio byłam u niego w mieście i zaproponowałam mu wyjście na obiad - to się ze mną wybrał. Nie rozumiem :( Kilka dni później napisał mi smsa, że w jego otoczeniu cyt. "kościołowa" para (co oznaczało małżeństwo sakramentalne, praktykujące) się też rozstała i jak coś nie działa, to nie zadziała i sakramenty nie mają nic do tego.

Chyba za dużo myślę.
jacek-sychar

Re: Jak ratować?

Post autor: jacek-sychar »

forest12 pisze: 22 mar 2017, 7:37 Że może po prostu starać się o unieważnienie.
Forest
W Kościele katolickim nie ma unieważniania małżeństwa. Jest tylko badanie jego ważności i ewentualnie stwierdzenie, że ono od początku było nieważne. Niewielka niby różnica w słowach, ale kolosalna w znaczeniu.

Mądry jest ten ojciec, z którym rozmawiałaś. :D
forest12 pisze: 22 mar 2017, 7:37 Ale tak jak pisałam - mam różne rozterki i wahania, podszepty i "wujków dobra rada", którzy twierdzą, że powinnam zacząć randkować itd.
Takich wujków to każdy z nas ma wielu. Ja tez słyszałem "masz prawo do szczęścia", "jesteś wart ułożenia sobie życia na nowo", ...
Ale teraz Ci sami ludzie, którzy namawiali mnie do pójścia "na skróty życia", teraz z szacunkiem odnoszą się do mojej decyzji trwania samotnie.
forest12 pisze: 22 mar 2017, 7:37Nie rozumiem
Nie rozumiesz męża? To witaj w klubie nie rozumiejących swoich małżonków. Nie staraj się go zrozumieć, go raczej Ci się to nie uda.
Zacznij żyć swoim zżyciem, najlepiej opartym na Bogu. Taka myśl z książki ojca Augustyna Polanowskiego "Ostatnie rekolekcje" (cytat luźny): "Nie zazna szczęścia człowiek, który pokłada całe swoje życie w drugim człowieku". Czy my nie pokładamy za często właśnie swojego życia na naszych małżonkach? A powinniśmy je oprzeć na Bogu.
forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Jacku, dziękuję.
Czyli po prostu skupić się na swojej więzi z Bogiem i czekać pokornie na dalszy bieg wydarzeń... Trudne, ale chyba jedyne wyjście.
Zaczęłam nowennę do MB Rozwiązującej Węzły, słucham Szustakowych rekolekcji.
Chciałabym wrócić do domu... :(
forest12
Posty: 6
Rejestracja: 30 sty 2017, 15:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: forest12 »

Pracuję nad sobą, chociaż nie jest łatwo. Niedawno trafiły do mnie mocno słowa wypowiedziane na rekolekcjach.
Dodatkowo czytam Chapmana.
Czekam, czekam, czekam.
I wierzę.
ODPOWIEDZ