Chcę się pozbierać po zdradzie. JUŻ!!!
: 12 maja 2019, 19:25
Witajcie!
Choć od momentu, kiedy zawalił mi się świat, minęły dopiero niecałe 4 miesiące i wiem, że to baaaardzo mało, chcę zacząć się podnosić. Nie śmiejcie się.
Oto moja historia.
Mężatka od 31 lat. Ufająca bezgranicznie mężowi, który był dla mnie wzorem uczciwości, przyzwoitości, wierności. Żyło nam się w małżeństwie świetnie, choć jesteśmy chodzącymi przeciwieństwami. Ja dodawałam fantazji, mąż był opoką. Przez znajomych postrzegani byliśmy za fantastyczna parę, wiele nam zazdrościło.
Odkąd nasze dzieci poszły na swoje, byliśmy zupełnie wolni i mogliśmy zacząć zyć jak w okresie narzeczeństwa. Ale tak się nie stało, bo nic nie chciało iskrzyć.
Jakieś 3 lata temu zaczęło się psuć. Z drobnych sprzeczek wyrastały awantury. U mnie kompletnie spadło libido. Zwaliłam to na karb menopauzy. Sfera fizyczności przestała dla mnie być przyjemnością, stała się czymś, co robiłam dla świętego spokoju, coraz rzadziej i rzadziej. Za jego zgodą, bo nie chciał, jeżeli miałabym się zmuszać. Powoli zaczęła zanikac bliskośc i uczuciowość. Starałam się za to bardzo dbac o dom, o to aby zawsze był obiad, żeby pachniało ciastem, aby mój mąż, które ciężko pracuje i zarabia na moje fanaberie, zumby, jogi i perfumy, po powrocie z pracy znalazł przystań. Wydawało mi się, ze tak właśnie wygląda wspólne dojrzałe życie. Bez fajerwerków, ale poprawnie. Spędzaliśmy razem wolny czas, jesteśmy oboje aktywni sportowo, biegamy, chodzimy do kina, mieliśmy zawsze o czym gadać.
No i pewnego razu przyszła bardzo dziwna wiadomość na jego telefon. Przypadkiem odczytałam. Przyznał się do fascynacji pewną kobietą. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zaczęłam pytać, powiedział, ze „nic między nimi nie było”, że to tylko fascynacja i zauroczenie, że dobrze im się razem rozmawiało. Rozjaśnił się na twarzy, jak o tym mówił. Nie uwierzyłam. Zaczęłam wypytywać o szczegóły, aby usłyszeć „nie”. Wił się, wypierał, było widać, ze kłamie. Zareagowałam typowo – histeria, płacz, wymioty, drgawki, wycie, walenie głową w ścianę, spanie na podłodze itd. itp. Każdy kto przez to przeszedł, wie o czym piszę.
I tak przez kolejny miesiąc co 2, 3 dni dowiadywałam się o nowych faktach, łącznie ze zdradą fizyczną. Razem pracują, ona rozwódka, mniej więcej w moim wieku, "zrobiona". Wszystko trwało prawie rok. W tym czasie byliśmy na wspólnych wyjazdach, wyprawach, na przeróznych spotkaniach, kawiarenkach itd. Oboje szczęsliwi. Ja w małżenstwie, on w związku z kochanką. Nie domyślałam się niczego. To był dla mnie największy szok, jaki przeżyłam w zyciu. Nic tak mnie nie zmiotło, jak wiadomość o tym, ze mój wspaniały, kochający, oddany, wyjątkowy mąż, mógł posunąć się do zdrady i długotrwałego kłamstwa i że potrafił tak się maskować.
Ponoć chciał z nią skończyć już wcześniej, ponoć powiedział jej, ze nie zostawi dla niej żony, ponoć cierpiał i miał wyrzuty sumienia, ponoć zabrakło mu kilku dni, sprawa byłaby zamknięta, a ja nigdy bym się nie dowiedziała.
On bardzo żałuje tego co zrobił, twierdzi, ze popełnił największy błąd w zyciu, chce wszystko naprawić. Jednocześnie ma wyrzuty sumienia wobec niej, że dał jej nadzieję, a potem zostawił.
Nie wkalkulował w to wszystko tego, ze jego romans wyjdzie na jaw i jaka może być moja reakcja. Na palcach jednej ręki można policzyć dni, kiedy nie płakałam. Chodzę na terapię, faszeruję się tabletkami na uspokojenie. Zwierzyłam się kilku najbliższym osobom, mam w nich ogromne oparcie. On nie zwierzył się nikomu. Namówiłam go na terapię indywidualną, był na kilku spotkaniach, ale nie jest zadowolony. Wkrótce wybieramy się na terapię dla par.
Przez te 3 miesiące przeprowadziliśmy wiele rozmów. Wszystko wskazuje na to, ze ona na niego zarzuciła sieć po to, aby go złamać i podreperować sobie ego. Taka jest moja teoria. Czy podstarzała kobieta po traumie rozwodu będzie się zasadzać na żonatego mężczyznę wiedząc ze może przeżyć kolejne odrzucenie? Mój mąz połknął haczyk. To nie jest typ flirciarza i podrywacza, ja byłam jego pierwszą i do tej pory jedyną kobietą. Oddał się jej totalnie, stracił samokontrolę i instynkt samozachowawczy. Spotykali się i u niej w domu i w kafejkach. Nie bał się, ze ktoś coś zauważy, że w pracy ktoś może się czegoś domyślać. Pokochał ją szaleńczo. A ona uwierzyła, że są szanse na stały związek. Nie znam jej, ale chciałabym się z nią spotkać i porozmawiać. Po prostu ją poznać. Wszyscy mi to odradzają. Co Wy o tym myślicie?
Mąż nie wyobraża sobie życia beze mnie. Ale czy to nie takie życie, jak po wypadku, na wózku? Niby wszystko się przewartościowuje, ale przecież cholernie chce się chodzić!! I ta świadomość, ze władzy w nogach pozbawiła mnie najbliższa mi osoba, której ufałam w 1000%! Nie wiem, czy będę w stanie iść dalej przez życie z kimś, kto mnie tak strasznie zawiódł. Miotam się. Raz myślę, że dam radę i będzie dobrze, a za chwilę, czy może uciąć to i szukać nowej miłości (absurd, po 50-tce...), przy której zapomnę? Tak strasznie mi żal, że nasze małżeństwo już nigdy nie będzie takie, jakie mogłoby być. Że nawet jeśli jednak bedziemy razem, będę do konca zycia pamiętac o tym co się stało. Wykańczają mnie wizualizacje. Każdy jego dotyk, przytulenie, pocałunek, wyzwala skojarzenia,że on też tak z nią zrobił. Nie potrafię nad tym zapanować, to jest straszne!! Kiedy to się skonczy?? Nie potrafie też zapanowac nad nieustannym wytykaniu mężowi szczegółów ich związku, o których wiem. Chcę, aby go to cały czas bolało.
Czasem zachowuję się tak, jakbym nie była sobą. Bywa, ze boję się swoich reakcji. Zdarza mi się niszczyć przedmioty, jego ubrania, książki. To jest tak jakby zalewała mnie jakaś fala. Nagle uświadamiam sobie strasznie mocno, ze to jednak stało się naprawdę, bo ja cały czas nie potrafię w to uwierzyć! Wykancza mnie to. Z wesołej, zawsze uśmiechniętej babki stałam się wrakiem. Schudłam 7 kg (jedyna pozytywna rzecz w tym wszystkim). Od tego czasu nie obejrzałam żadnego filmu i nie przeczytałam ani kartki żadnej książki, choć jestem molem książkowym. Z trudem skupiam się w pracy.
Dla niego wszystko jest proste. On już z nią skonczył. Nie wiem na co liczył. Na to ze go poklepię po plecach i powiem, ok stary, było, minęło? A ja mogę mu mówić tylko jedno. Dlaczego????
Byłam na kilku spotkaniach wspólnotowych. Nie szukałam tego, samo do mnie przyszło. Jest mi z tymi ludźmi bardzo dobrze i ciepło.
I jeszcze jedno. Ja religijnie obojętna, on wierzący i praktykujący.
Ja wiem, ze jestem dopiero na początku drogi, ale ja chcę już, już teraz się podnosić! Czytam wszędzie, że na takie rzeczy potrzeba co najmniej roku. Ale ja chce być wyjątkiem! Mam już swoje lata i coraz mniej czasu, Chcę z powrotem być silna, energiczna, być podporą dla naszych dzieci i pomagać innym w kryzysach tak, jak to robiłam do tej pory. Ech.......
Choć od momentu, kiedy zawalił mi się świat, minęły dopiero niecałe 4 miesiące i wiem, że to baaaardzo mało, chcę zacząć się podnosić. Nie śmiejcie się.
Oto moja historia.
Mężatka od 31 lat. Ufająca bezgranicznie mężowi, który był dla mnie wzorem uczciwości, przyzwoitości, wierności. Żyło nam się w małżeństwie świetnie, choć jesteśmy chodzącymi przeciwieństwami. Ja dodawałam fantazji, mąż był opoką. Przez znajomych postrzegani byliśmy za fantastyczna parę, wiele nam zazdrościło.
Odkąd nasze dzieci poszły na swoje, byliśmy zupełnie wolni i mogliśmy zacząć zyć jak w okresie narzeczeństwa. Ale tak się nie stało, bo nic nie chciało iskrzyć.
Jakieś 3 lata temu zaczęło się psuć. Z drobnych sprzeczek wyrastały awantury. U mnie kompletnie spadło libido. Zwaliłam to na karb menopauzy. Sfera fizyczności przestała dla mnie być przyjemnością, stała się czymś, co robiłam dla świętego spokoju, coraz rzadziej i rzadziej. Za jego zgodą, bo nie chciał, jeżeli miałabym się zmuszać. Powoli zaczęła zanikac bliskośc i uczuciowość. Starałam się za to bardzo dbac o dom, o to aby zawsze był obiad, żeby pachniało ciastem, aby mój mąż, które ciężko pracuje i zarabia na moje fanaberie, zumby, jogi i perfumy, po powrocie z pracy znalazł przystań. Wydawało mi się, ze tak właśnie wygląda wspólne dojrzałe życie. Bez fajerwerków, ale poprawnie. Spędzaliśmy razem wolny czas, jesteśmy oboje aktywni sportowo, biegamy, chodzimy do kina, mieliśmy zawsze o czym gadać.
No i pewnego razu przyszła bardzo dziwna wiadomość na jego telefon. Przypadkiem odczytałam. Przyznał się do fascynacji pewną kobietą. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zaczęłam pytać, powiedział, ze „nic między nimi nie było”, że to tylko fascynacja i zauroczenie, że dobrze im się razem rozmawiało. Rozjaśnił się na twarzy, jak o tym mówił. Nie uwierzyłam. Zaczęłam wypytywać o szczegóły, aby usłyszeć „nie”. Wił się, wypierał, było widać, ze kłamie. Zareagowałam typowo – histeria, płacz, wymioty, drgawki, wycie, walenie głową w ścianę, spanie na podłodze itd. itp. Każdy kto przez to przeszedł, wie o czym piszę.
I tak przez kolejny miesiąc co 2, 3 dni dowiadywałam się o nowych faktach, łącznie ze zdradą fizyczną. Razem pracują, ona rozwódka, mniej więcej w moim wieku, "zrobiona". Wszystko trwało prawie rok. W tym czasie byliśmy na wspólnych wyjazdach, wyprawach, na przeróznych spotkaniach, kawiarenkach itd. Oboje szczęsliwi. Ja w małżenstwie, on w związku z kochanką. Nie domyślałam się niczego. To był dla mnie największy szok, jaki przeżyłam w zyciu. Nic tak mnie nie zmiotło, jak wiadomość o tym, ze mój wspaniały, kochający, oddany, wyjątkowy mąż, mógł posunąć się do zdrady i długotrwałego kłamstwa i że potrafił tak się maskować.
Ponoć chciał z nią skończyć już wcześniej, ponoć powiedział jej, ze nie zostawi dla niej żony, ponoć cierpiał i miał wyrzuty sumienia, ponoć zabrakło mu kilku dni, sprawa byłaby zamknięta, a ja nigdy bym się nie dowiedziała.
On bardzo żałuje tego co zrobił, twierdzi, ze popełnił największy błąd w zyciu, chce wszystko naprawić. Jednocześnie ma wyrzuty sumienia wobec niej, że dał jej nadzieję, a potem zostawił.
Nie wkalkulował w to wszystko tego, ze jego romans wyjdzie na jaw i jaka może być moja reakcja. Na palcach jednej ręki można policzyć dni, kiedy nie płakałam. Chodzę na terapię, faszeruję się tabletkami na uspokojenie. Zwierzyłam się kilku najbliższym osobom, mam w nich ogromne oparcie. On nie zwierzył się nikomu. Namówiłam go na terapię indywidualną, był na kilku spotkaniach, ale nie jest zadowolony. Wkrótce wybieramy się na terapię dla par.
Przez te 3 miesiące przeprowadziliśmy wiele rozmów. Wszystko wskazuje na to, ze ona na niego zarzuciła sieć po to, aby go złamać i podreperować sobie ego. Taka jest moja teoria. Czy podstarzała kobieta po traumie rozwodu będzie się zasadzać na żonatego mężczyznę wiedząc ze może przeżyć kolejne odrzucenie? Mój mąz połknął haczyk. To nie jest typ flirciarza i podrywacza, ja byłam jego pierwszą i do tej pory jedyną kobietą. Oddał się jej totalnie, stracił samokontrolę i instynkt samozachowawczy. Spotykali się i u niej w domu i w kafejkach. Nie bał się, ze ktoś coś zauważy, że w pracy ktoś może się czegoś domyślać. Pokochał ją szaleńczo. A ona uwierzyła, że są szanse na stały związek. Nie znam jej, ale chciałabym się z nią spotkać i porozmawiać. Po prostu ją poznać. Wszyscy mi to odradzają. Co Wy o tym myślicie?
Mąż nie wyobraża sobie życia beze mnie. Ale czy to nie takie życie, jak po wypadku, na wózku? Niby wszystko się przewartościowuje, ale przecież cholernie chce się chodzić!! I ta świadomość, ze władzy w nogach pozbawiła mnie najbliższa mi osoba, której ufałam w 1000%! Nie wiem, czy będę w stanie iść dalej przez życie z kimś, kto mnie tak strasznie zawiódł. Miotam się. Raz myślę, że dam radę i będzie dobrze, a za chwilę, czy może uciąć to i szukać nowej miłości (absurd, po 50-tce...), przy której zapomnę? Tak strasznie mi żal, że nasze małżeństwo już nigdy nie będzie takie, jakie mogłoby być. Że nawet jeśli jednak bedziemy razem, będę do konca zycia pamiętac o tym co się stało. Wykańczają mnie wizualizacje. Każdy jego dotyk, przytulenie, pocałunek, wyzwala skojarzenia,że on też tak z nią zrobił. Nie potrafię nad tym zapanować, to jest straszne!! Kiedy to się skonczy?? Nie potrafie też zapanowac nad nieustannym wytykaniu mężowi szczegółów ich związku, o których wiem. Chcę, aby go to cały czas bolało.
Czasem zachowuję się tak, jakbym nie była sobą. Bywa, ze boję się swoich reakcji. Zdarza mi się niszczyć przedmioty, jego ubrania, książki. To jest tak jakby zalewała mnie jakaś fala. Nagle uświadamiam sobie strasznie mocno, ze to jednak stało się naprawdę, bo ja cały czas nie potrafię w to uwierzyć! Wykancza mnie to. Z wesołej, zawsze uśmiechniętej babki stałam się wrakiem. Schudłam 7 kg (jedyna pozytywna rzecz w tym wszystkim). Od tego czasu nie obejrzałam żadnego filmu i nie przeczytałam ani kartki żadnej książki, choć jestem molem książkowym. Z trudem skupiam się w pracy.
Dla niego wszystko jest proste. On już z nią skonczył. Nie wiem na co liczył. Na to ze go poklepię po plecach i powiem, ok stary, było, minęło? A ja mogę mu mówić tylko jedno. Dlaczego????
Byłam na kilku spotkaniach wspólnotowych. Nie szukałam tego, samo do mnie przyszło. Jest mi z tymi ludźmi bardzo dobrze i ciepło.
I jeszcze jedno. Ja religijnie obojętna, on wierzący i praktykujący.
Ja wiem, ze jestem dopiero na początku drogi, ale ja chcę już, już teraz się podnosić! Czytam wszędzie, że na takie rzeczy potrzeba co najmniej roku. Ale ja chce być wyjątkiem! Mam już swoje lata i coraz mniej czasu, Chcę z powrotem być silna, energiczna, być podporą dla naszych dzieci i pomagać innym w kryzysach tak, jak to robiłam do tej pory. Ech.......