Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Nino »

Nirwanno, swietnie to wylozylas. Ja zrozumialam to tak, ze wspolpracujac z Laska i nie odrzucajac swojego, skrojonego na miare ;) krzyza: i tak bede rozwijac szczescie w sobie, nawet, jesli bedzie ono dla innych niewidoczne lub niezrozumiale, a moja sytuacja po ludzku beznadziejna.
To jest niezwykle pociagajace w chrzescijanstwie: ze jestesmy powolani do szczescia, milosci i zycia w obfitosci Bozej laski praktycznie w kazdej sytuacji zyciowej. W kazdej mamy wybor. A przy tym nie jest to hurraoptymizm, bo jednak wiemy i jestesmy o tym pouczani od dziecka: ze nie da sie przejsc zycia bez krzyza, choc mozna go odrzucac...Ale i krzyz jest cenny. Najcenniejszy! I wszyscy wiemy dlaczego. A skoro cos jest cenne, to jest tez zrodlem radosci....I tak brzemie staje sie lekkie... A nawet slodkie!
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Mr.x »

contesempre pisze: 20 sie 2020, 8:16 Witajcie,
trochę mnie nie było, trochę się działo ale pominę szczegóły, opowiem w skrócie. Chciałabym napisać Wam świadectwo uzdrowienia małżeństwa ale niestety... :| nie będzie takie.

Rozprawa się odbyła, mąż się przyznał do Kowalskiej, powiedział przed sądem, że nie kocha mnie od kiedy złożył pozew. I wiece co? Coś we mnie pękło. Nie mam już ochoty ani siły na życie nim i dostosowywanie życia pod niego. On już nie wróci. Ja w sądzie powiedziałam swoje, nie zmieniłam stanowiska, kolejną rozprawę sędzia wyznaczył na wiosnę. Moja adwokat powiedziała, że to po to, byśmy mieli czas na porozumienie.
Nagle wszystkie słowa, którymi karmił moją nadzieję, okazały się kłamstwami a nie prawdą. Po rozprawie mąż wysłał mi zdjęcie z Kowalską a ona sama później pisała do mnie swoje żale. Totalnie nie rozumiem jej zachowania :roll: to takie dziecinne a niby mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi.
Nie mam ochoty na wojnę z nim ani robienie mu pod górkę. Nie ukrywam niczego, w sądzie opowiedziałam o mojej wcześniejszej relacji z Kowalskim a mąż powiedział, ze pewności nie ma czy go zdradziłam tylko nadszarpnęłam jego zaufania :roll: i to jest powodem rozpadu małżeństwa...

W miniony weekend pierwszy raz odważyłam się porozmawiać na ten temat z koleżankami, wyrzuciłam z siebie wszystko, dosłownie wszystko, wszystkie jego słowa kierowane do mnie, obelgi, to jak mnie traktował, co robiłam dla niego, jak traktowała mnie jego rodzina, co mówiliśmy w sądzie itd. Wcześniej nie umiałam, nie chciałam i bałam się, że mąż się dowie i będzie miał pretensje ale po tym co usłyszałam na rozprawie, dostałam jakiejś odwagi :lol: do tej pory wszystko wyrzucałam z siebie tutaj.

Uczę się od nowa żyć, już bez niego. Nadal są wzloty i upadki ale po każdym upadku wiem jak się podnieść. Świadomość tych wahań i wiedza, że za każdym razem się podniosę, sprawiają, że w chwilach zwątpienia nie tkwię zbyt długo.

Nie modlę się o powrót męża, nie modlę się o jego nawrócenie. Nie życzę im źle. Zastanawiam się tylko,jak długo Kowalska będzie trwała w tym bałaganie z moim mężem. Ale życzę im dobrze, kocham męża mimo wszystko i chcę żeby był szczęśliwy a jeśli z nią jest, to niech tak zostanie.
Modlę się o mądrość dla siebie, o świeży umysł, o roztropność i opanowanie, rozwagę w działaniu, o wzmocnienie mojej wiary i kierowanie mnie do modlitwy w chwilach zwątpienia, o odsunięcie ode mnie myśli o mężu bo są męczące, o dobre życie, o to by być dobrym człowiekiem.
Rozumiem Cię doskonale. Ja tak samo miałem straszne opory przed tym by cokolwiek mówić. Po prostu się wstydziłem, że ktoś mnie wyśmieje, albo coś podobnego. Nie jest łatwo o takich rzeczach mówić, bo to nie jest temat do chwalenia się. Sam ostatnio zacząłem mówić i zobaczyłem, że ludzie normalnie to odbierają i często starają się nawet pomóc, nawet pytając czy nic się nie da już zrobić. Ja to przechodziłem przez bardzo długi czas, a jeszcze nieraz mam problem z tym żeby mówić swobodnie. Wydaje mi się to całkowicie normalne. Moim zdaniem nie masz obowiązku tak jak piszesz dzielić z każdym wszystkim. Dobrze też wyrzucać z siebie te wszystkie emocje i rzeczy, bo to po prostu jest potrzebne. Sam dusiłem wiele w sobie przez naście lat mojego małżeństwa i uważam, że czasem trzeba do kogoś się wygadać i mówić o swoich kłopotach nie tylko swojemu mężowi/żonie, bo zawsze można dostać jakieś nowe spojrzenie na sprawę, że nie tylko my mamy takie kłopoty, a przysłowiowe rozrzucone brudne skarpetki nie są aż tak wielkim kłopotem jak nam się wydają ;)
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Mr.x »

Jeszcze jedną rzecz dodam. Przepraszam, że tak w dwóch postach, ale jakoś tak wyszło. Ja również mam podobnie. Uczę się żyć bez swojej żony. Nasza relacja umarła. Szanuje to, że nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Rozumiem swoje błędy z przeszłości, chciałem to naprawić wiele razy, ale chyba tak czasem jest, że się nie da. Tak samo jak Ty też miewam upadki. Czasem jest ok, ale też są takie dni że dosłownie ryczę, wściekam się i zastanawiam czy ja śnię. Ja tez już odpuściłem, bo widzę że ta walka nie ma żadnego sensu u mnie. Moja żona podjęła decyzję i tylko albo aż muszę ją uszanować. Staram się trwać w przysiędze małżeńskiej, ale nie jest też takie łatwe w takiej sytuacji, kiedy od długiego czasu nie mamy żadnego kontaktu czy relacji. Wszystko jest okropnie trudne. Mam nadzieje, że sama znajdziesz to co najlepsze, a kto wie co Cię czeka ;)
contesempre
Posty: 216
Rejestracja: 08 sty 2020, 20:42
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: contesempre »

Mr.x pisze: 16 wrz 2020, 12:12 Jeszcze jedną rzecz dodam. Przepraszam, że tak w dwóch postach, ale jakoś tak wyszło. Ja również mam podobnie. Uczę się żyć bez swojej żony. Nasza relacja umarła. Szanuje to, że nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Rozumiem swoje błędy z przeszłości, chciałem to naprawić wiele razy, ale chyba tak czasem jest, że się nie da. Tak samo jak Ty też miewam upadki. Czasem jest ok, ale też są takie dni że dosłownie ryczę, wściekam się i zastanawiam czy ja śnię. Ja tez już odpuściłem, bo widzę że ta walka nie ma żadnego sensu u mnie. Moja żona podjęła decyzję i tylko albo aż muszę ją uszanować. Staram się trwać w przysiędze małżeńskiej, ale nie jest też takie łatwe w takiej sytuacji, kiedy od długiego czasu nie mamy żadnego kontaktu czy relacji. Wszystko jest okropnie trudne. Mam nadzieje, że sama znajdziesz to co najlepsze, a kto wie co Cię czeka ;)
Jakbyś pisał o mnie... Uczę się żyć bez niego i czasem wychodzi mi to całkiem nieźle a za chwilę znowu szum bo on coś naopowiadał... i cały mój dotychczas budowany spokój, ulatnia się jak tak szybko jak para znika w powietrzu.
Mimo wszystko ośmielę się powiedzieć, że jest dużo lepiej u mnie niż jeszcze pół roku temu. Chyba powoli osiągam spokój, którego pragnęłam przy mężu. Mam nadzieję, że ta ostatnia historia z kłamstwami mojego męża była ostatnią i budowany od nowa spokój, nie zostanie znowu lub zbyt szybko zaburzony.
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Mr.x »

U mnie szum pojawia się zwłaszcza po rozmowie z moją żoną. Jak słyszę jakieś nowe zarzuty, lub podważane są rzeczy których byłem pewien. Ja doszedłem do takiego momentu w pewnym czasie, że nie byłem pewnie dosłownie niczego. Z perspektywy czasu widzę, że dobrze że gdzieś komuś się zwierzałem, bo to pomaga mi ustalić i przypomnieć sobie pewne fakty, nawet wtedy kiedy moja żona twierdzi, że tak nie mówiła, czy się zachowała inaczej.

Mi się wydaje, że spokój to można jako taki osiągnąć dopiero po rozwodzie, wtedy kiedy już wszystko zostanie przekreślone i z ludzkiego punktu widzenia nie ma szans na realny powrót małżonka. Ja jestem akurat w trakcie rozwodu i już myślałem, że jakoś to zaakceptowałem, pogodziłem się z tym, ale widzę że targają mną emocję, wątpliwości powracają, żal, smutek i wszystkie inne rzeczy. Fakt, faktem jest tego coraz mniej ale mimo wszystko nawet jakby moja żona teraz mówiła że wraca i chce budować, to bym ją przyjął, bo mi strasznie jej brakuje. Rozmowy i wszystkiego co było z nią związane. Warto robić coś dla siebie. Konkretnie dla siebie. Czyli jeśli lubisz czytać, to czytaj itd itd.. Mi się wydaje, że przechodzisz dosłownie piekło, bo ja jestem w trakcie rozwodu ale z tego co wiem, to moja żona nie ma partnera, ale pamiętam jak mnie wkurzało jak w czasie kryzysu pisała z jakimiś kolegami, czy po prostu się spotykała ze znajomymi, ale ze mną nie chciała.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Mr.x pisze: 18 wrz 2020, 11:08 (...)
Mi się wydaje, że spokój to można jako taki osiągnąć dopiero po rozwodzie, wtedy kiedy już wszystko zostanie przekreślone i z ludzkiego punktu widzenia nie ma szans na realny powrót małżonka. Ja jestem akurat w trakcie rozwodu i już myślałem, że jakoś to zaakceptowałem, pogodziłem się z tym, ale widzę że targają mną emocję, wątpliwości powracają, żal, smutek i wszystkie inne rzeczy. Fakt, faktem jest tego coraz mniej ale mimo wszystko nawet jakby moja żona teraz mówiła że wraca i chce budować, to bym ją przyjął, bo mi strasznie jej brakuje.
(...)
To tak nie działa. Rozwód nie służy zapewnieniu spokoju. Przechodziłam taki etap, gdy w ten sposób myślałam. Najpierw takie myśli pojawiły się u mnie w ostrym kryzysie, gdy mój mąż przerwał terapię i wrócił do narkotyków. Potem już w trakcie rozwodu, do którego zaczał dążyć mąż, gdy po prostu byłam zmęczona tym co się działo. Ale czułam podobnie jak ty - że moje małżeństwo jest dla mnie ważne. Dlatego na rozwód się nie zgodziałam. Ważniejsze jedt dla mnie być w zgodzie ze sobą i z moją wiarą, niż godzić się na coś czego nie chcę w imię spokoju, którego i tak w ten sposób nie da się osiągnąć.

Natomiast nie oznacza to oczywiście, że niezgoda na rozwód przynosi spokój. Mój mąż jest zły na mnie, że nie godzę się na rozwód i zdarza się, że daje temu wyraz. Trudno. Spokojnie tłumaczę mu swoją postawę, myślę, że gdyby chciał, potrafiłby ją nawet zrozumieć. Jeszcze całkiem niedawno mieliśmy oboje taką samą postawę wobec rozwodów. Wyjaśniłam mężowi, że on ma prawo zmienić zdanie, a ja mam prawo swojego zdania nie zmieniać.
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Mr.x »

Ruta pisze: 22 wrz 2020, 21:25
Mr.x pisze: 18 wrz 2020, 11:08 (...)
Mi się wydaje, że spokój to można jako taki osiągnąć dopiero po rozwodzie, wtedy kiedy już wszystko zostanie przekreślone i z ludzkiego punktu widzenia nie ma szans na realny powrót małżonka. Ja jestem akurat w trakcie rozwodu i już myślałem, że jakoś to zaakceptowałem, pogodziłem się z tym, ale widzę że targają mną emocję, wątpliwości powracają, żal, smutek i wszystkie inne rzeczy. Fakt, faktem jest tego coraz mniej ale mimo wszystko nawet jakby moja żona teraz mówiła że wraca i chce budować, to bym ją przyjął, bo mi strasznie jej brakuje.
(...)
To tak nie działa. Rozwód nie służy zapewnieniu spokoju. Przechodziłam taki etap, gdy w ten sposób myślałam. Najpierw takie myśli pojawiły się u mnie w ostrym kryzysie, gdy mój mąż przerwał terapię i wrócił do narkotyków. Potem już w trakcie rozwodu, do którego zaczał dążyć mąż, gdy po prostu byłam zmęczona tym co się działo. Ale czułam podobnie jak ty - że moje małżeństwo jest dla mnie ważne. Dlatego na rozwód się nie zgodziałam. Ważniejsze jedt dla mnie być w zgodzie ze sobą i z moją wiarą, niż godzić się na coś czego nie chcę w imię spokoju, którego i tak w ten sposób nie da się osiągnąć.

Natomiast nie oznacza to oczywiście, że niezgoda na rozwód przynosi spokój. Mój mąż jest zły na mnie, że nie godzę się na rozwód i zdarza się, że daje temu wyraz. Trudno. Spokojnie tłumaczę mu swoją postawę, myślę, że gdyby chciał, potrafiłby ją nawet zrozumieć. Jeszcze całkiem niedawno mieliśmy oboje taką samą postawę wobec rozwodów. Wyjaśniłam mężowi, że on ma prawo zmienić zdanie, a ja mam prawo swojego zdania nie zmieniać.


Chyba źle mnie trochę zrozumiałaś. Chodziło mi oto, że rozwód po ludzku przekreśla generalnie wszystko w większości przypadków. Takie są fakty. Ja tu bardziej mówię o sobie niż piszę, żeby cokolwiek komuś sugerować, ale rozumiem też podejście w ostatnich postach autorki, bo po ludzki nie ma przesłanek do tego, że małżeństwo się uda uratować. Mój przykład. Nie jestem z żoną ponad 2 lat. W ostatnim czasie nasz kontakt ustał do 0, nawet gdy piszę do niej po prostu nie ma ochoty ze mną rozmawiać, czy kontaktować się. Czeka nas rozwód. Nie mam z punktu widzenia ludzkiego liczyć czy moja zgoda, czy nie zgoda na rozwód coś zmieni. Tak mi się wydaje. Chodzi bardziej o "spokój", który pozbawi tych wszystkich nadziei bo ta nadzieje jest w jakiś racjonalny sposób wytłumaczalna, bo zawsze może się stać jakiś cud. Jak ktoś dąży do rozwodu, później do stwierdzenia nieważności małżeństwa, nasza relacja umarła, to na jakiej podstawie mam prawo twierdzić i żyć nadzieją? Sorry.... Dla mnie jest to akurat wyniszczające takie łudzenie się.. szczerze podziwiam tych wszystkich co trwają i mają tyle siły. Moje założenie jest takie, że nie zamierzam zakładać nowej rodziny, bo źle bym się z tym czuł. Czekam na to co powie sąd biskupi i po tym ewentualnie będę się zastanawiać co dalej. Pracować dla siebie można jasne. To jest super. Tylko jak to się mówi do tanga trzeba dwojga... Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, po prostu ja bardziej patrzę przede wszystkim bardziej po ludzku na swoje małżeństwo, bo jestem zmęczony nadzieją.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Nirwanna »

Jesteś zmęczony nadzieją żywioną po ludzku. Zaczerpnięcie od Boga nadziei jako cnoty teologalniej całkiem zmienia punkt widzenia. I nie męczy.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Mr.x pisze: 23 wrz 2020, 16:42 Chyba źle mnie trochę zrozumiałaś. Chodziło mi oto, że rozwód po ludzku przekreśla generalnie wszystko w większości przypadków. Takie są fakty. Ja tu bardziej mówię o sobie niż piszę, żeby cokolwiek komuś sugerować, ale rozumiem też podejście w ostatnich postach autorki, bo po ludzki nie ma przesłanek do tego, że małżeństwo się uda uratować. Mój przykład. Nie jestem z żoną ponad 2 lat. W ostatnim czasie nasz kontakt ustał do 0, nawet gdy piszę do niej po prostu nie ma ochoty ze mną rozmawiać, czy kontaktować się. Czeka nas rozwód. Nie mam z punktu widzenia ludzkiego liczyć czy moja zgoda, czy nie zgoda na rozwód coś zmieni. Tak mi się wydaje. Chodzi bardziej o "spokój", który pozbawi tych wszystkich nadziei bo ta nadzieje jest w jakiś racjonalny sposób wytłumaczalna, bo zawsze może się stać jakiś cud. Jak ktoś dąży do rozwodu, później do stwierdzenia nieważności małżeństwa, nasza relacja umarła, to na jakiej podstawie mam prawo twierdzić i żyć nadzieją? Sorry.... Dla mnie jest to akurat wyniszczające takie łudzenie się.. szczerze podziwiam tych wszystkich co trwają i mają tyle siły. Moje założenie jest takie, że nie zamierzam zakładać nowej rodziny, bo źle bym się z tym czuł. Czekam na to co powie sąd biskupi i po tym ewentualnie będę się zastanawiać co dalej. Pracować dla siebie można jasne. To jest super. Tylko jak to się mówi do tanga trzeba dwojga... Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, po prostu ja bardziej patrzę przede wszystkim bardziej po ludzku na swoje małżeństwo, bo jestem zmęczony nadzieją.
Ja jestem z tych co sobie trwają i nie zgadzam się na rozwód. Nie wymaga to siły. Choć tak kiedyś myślałam - z podziwem - o Sycharkach: rany ale to siłacze i siłaczki, jak ja bym tak chciała, taka być. Może to zabawne, ale tak w wyobrażeniach widziałam Sycharków jako świetliste istoty bliższe aniołom niz ludziom. No i obdarzone nadludzkimi mocami :) Byłam w podobnym punkcie do ciebie. Nie chciałam rozwodu, nadzieja mnie wyniszczała emocjonalnie, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się związać z inną osobą niż mój mąż. Dziś jestem bliższa sycharowskiej światłości :) Silna nie jestem - ale się staję. Po ludzku moje małżeństwo nie ma wielkich szans, ale ufam Panu, że zrobi to co będzie mógł i dla mnie i dla mojego męża. To zupełnie inny stan niż wyniszczająca nadzieja.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Paprotka »

Co daje szarpanina rozwodowa ? Kiedy się nad tym myślałam. Poprosiłam tez o statystyki a także opinie samych małżonków. Dla mnie rozwód cywilny nie ma znaczenia wiec nie rozumiem po co się szarpać. Jeśli ludzie maja być ze sobą to będą. Szarpanina powoduje raczej zniechęcenie i agresje niż zrozumienie.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Nirwanna »

Niezgoda na rozwód nie ma wprost przełożenia na to, czy ludzie będą z sobą czy nie będą.
Jednak niezgoda na rozwód i zachowanie na sali sądowej może być wielkim świadectwem, pomagającym później w powrotach. A co najmniej świadectwem wiary i życia Ewangelią.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Pavel »

Paprotka pisze: 23 wrz 2020, 19:47 Co daje szarpanina rozwodowa ? Kiedy się nad tym myślałam. Poprosiłam tez o statystyki a także opinie samych małżonków. Dla mnie rozwód cywilny nie ma znaczenia wiec nie rozumiem po co się szarpać. Jeśli ludzie maja być ze sobą to będą. Szarpanina powoduje raczej zniechęcenie i agresje niż zrozumienie.
Szarpanina nie daje nic pozytywnego.
Ale niezgoda na rozwód nie oznacza szarpaniny, przynajmniej nie musi. Warto ze swojej strony się nie szarpać, poprzez swoją postawę dawać świadectwo.
Nie wierzę też w determinizm, bo tak odczytuję „jak ludzie mają ze sobą być to będą”.
Z takim podejściem, bez pracy własnej, naprawiania relacji (jeśli jest możliwość) szanse na to jednak maleją.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Mr.x »

Ruta pisze: 23 wrz 2020, 18:51
Mr.x pisze: 23 wrz 2020, 16:42 Chyba źle mnie trochę zrozumiałaś. Chodziło mi oto, że rozwód po ludzku przekreśla generalnie wszystko w większości przypadków. Takie są fakty. Ja tu bardziej mówię o sobie niż piszę, żeby cokolwiek komuś sugerować, ale rozumiem też podejście w ostatnich postach autorki, bo po ludzki nie ma przesłanek do tego, że małżeństwo się uda uratować. Mój przykład. Nie jestem z żoną ponad 2 lat. W ostatnim czasie nasz kontakt ustał do 0, nawet gdy piszę do niej po prostu nie ma ochoty ze mną rozmawiać, czy kontaktować się. Czeka nas rozwód. Nie mam z punktu widzenia ludzkiego liczyć czy moja zgoda, czy nie zgoda na rozwód coś zmieni. Tak mi się wydaje. Chodzi bardziej o "spokój", który pozbawi tych wszystkich nadziei bo ta nadzieje jest w jakiś racjonalny sposób wytłumaczalna, bo zawsze może się stać jakiś cud. Jak ktoś dąży do rozwodu, później do stwierdzenia nieważności małżeństwa, nasza relacja umarła, to na jakiej podstawie mam prawo twierdzić i żyć nadzieją? Sorry.... Dla mnie jest to akurat wyniszczające takie łudzenie się.. szczerze podziwiam tych wszystkich co trwają i mają tyle siły. Moje założenie jest takie, że nie zamierzam zakładać nowej rodziny, bo źle bym się z tym czuł. Czekam na to co powie sąd biskupi i po tym ewentualnie będę się zastanawiać co dalej. Pracować dla siebie można jasne. To jest super. Tylko jak to się mówi do tanga trzeba dwojga... Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, po prostu ja bardziej patrzę przede wszystkim bardziej po ludzku na swoje małżeństwo, bo jestem zmęczony nadzieją.
Ja jestem z tych co sobie trwają i nie zgadzam się na rozwód. Nie wymaga to siły. Choć tak kiedyś myślałam - z podziwem - o Sycharkach: rany ale to siłacze i siłaczki, jak ja bym tak chciała, taka być. Może to zabawne, ale tak w wyobrażeniach widziałam Sycharków jako świetliste istoty bliższe aniołom niz ludziom. No i obdarzone nadludzkimi mocami :) Byłam w podobnym punkcie do ciebie. Nie chciałam rozwodu, nadzieja mnie wyniszczała emocjonalnie, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się związać z inną osobą niż mój mąż. Dziś jestem bliższa sycharowskiej światłości :) Silna nie jestem - ale się staję. Po ludzku moje małżeństwo nie ma wielkich szans, ale ufam Panu, że zrobi to co będzie mógł i dla mnie i dla mojego męża. To zupełnie inny stan niż wyniszczająca nadzieja.
No to bardzo fajnie! Może trochę Ci tego zazdroszczę, ja po prostu tak jak niżej napisała Nirwanna jestem rzeczywiście zmęczony tą nadzieją ludzką. Po prostu. Nie mam siły już, dlatego chciałbym się z tym pogodzić. Nie żyje mi się super, ale staram się robić różne rzeczy dla siebie, natomiast nie ukrywajmy jest ciężko . Brakuje mi pewnie takiej ''Bożej'' nadziei, ponieważ nigdy nie byłem aż na tak mocnym etapie wiary ;)
Nirwanna pisze: 23 wrz 2020, 18:10 Jesteś zmęczony nadzieją żywioną po ludzku. Zaczerpnięcie od Boga nadziei jako cnoty teologalniej całkiem zmienia punkt widzenia. I nie męczy.
Paprotka pisze: 23 wrz 2020, 19:47 Co daje szarpanina rozwodowa ? Kiedy się nad tym myślałam. Poprosiłam tez o statystyki a także opinie samych małżonków. Dla mnie rozwód cywilny nie ma znaczenia wiec nie rozumiem po co się szarpać. Jeśli ludzie maja być ze sobą to będą. Szarpanina powoduje raczej zniechęcenie i agresje niż zrozumienie.
Tu akurat trochę się z Tobą zgodzę. Też tak uważam, że jak ludzie mają i przede wszystkim CHCĄ być razem to po prostu są. Nie patrzą na, że tak to brzydko nazwę ale jak to się mówi ''papierek'', bo przecież większość spraw w sądzie biskupim dotyczy tego, że ktoś ma już kogoś i chce sobie ''poukładać'' życie religijne.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Mr.x pisze: 23 wrz 2020, 20:49
Paprotka pisze: 23 wrz 2020, 19:47 Co daje szarpanina rozwodowa ? Kiedy się nad tym myślałam. Poprosiłam tez o statystyki a także opinie samych małżonków. Dla mnie rozwód cywilny nie ma znaczenia wiec nie rozumiem po co się szarpać. Jeśli ludzie maja być ze sobą to będą. Szarpanina powoduje raczej zniechęcenie i agresje niż zrozumienie.
Tu akurat trochę się z Tobą zgodzę. Też tak uważam, że jak ludzie mają i przede wszystkim CHCĄ być razem to po prostu są. Nie patrzą na, że tak to brzydko nazwę ale jak to się mówi ''papierek'', bo przecież większość spraw w sądzie biskupim dotyczy tego, że ktoś ma już kogoś i chce sobie ''poukładać'' życie religijne.
Też musiałam przemyśleć co da mi szarpanina rozwodowa. I wymyśliłam - nic mi nie da. Dlatego się nie szarpię. Otrzymałam pozew rozwodowy. Wyraziłam swoje stanowisko, nie chcę rozwodu, więc się na niego nie zgadzam. Już. Przed sądem ani nie oczerniam męża, ani nie wybielam siebie. Zapytana mówię prawdę. Jestem zadowolona, bo jestem w zgodzie ze sobą. Nie muszę kłamać. Nie muszę walczyć. A że mojemu męzowi nie podoba się moja postawa? Mi jego też się nie podoba, ale nie zmuszam go z tego powodu do zmiany postawy wycofania pozwu o rozwód - więc staram się nie pozwalać męzowi, na to, by on z kolei naciskał na mnie o zgodę (z coraz lepszym skutkiem).
Musiałam także oczywiście przemyśleć, czy czasem nie będzie łatwiej, jak już się po prostu zgodzę. No i wyszło mi, że nie. Ani nie spowoduje to zmiany postawy męza wobec mnie, ani nie zatrzymam jego przemocy i destrukcji. Rozwód to nie traktakt pokojowy. To zwyczajnie tak nie działa.
Pisze się mi teraz o tym łatwo - ale zanim do takich wniosków doszłam, przeszłam niezłe wewnętrzne boje. Sama ze sobą, z własnymi lękami, przekonaniami, chęcią oszczędzenia sobie kłopotów.

Co do chcenia - ludzie są zmienni, ich emocje są zmienne. Niektórym ludziom po jakimś czasie zachciewa się z powrotem życia z porzuconą żoną czy męzem, innym nie. Nie wierzę, że to napiszę - ale ma to trochę wtórne znacznie. Na pierwszym planie jest po prostu przyzwoitość, dotrzymanie słowa. Jest też nauka Kościoła o tym czym jest rozwód, jakie ma skutki nie tylko dla małżonków, ale dla otoczenia, innych małżonków, wspólnoty Kościoła. Warto się z nią zapoznać. Zresztą czujemy to intuicyjnie. Wiemy, że rozwód nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie widzę więc powodu, by godzić się na coś, co uważam za z gruntu złe i aby postępować wbrew sobie. Czy ja chcę być w moim małżeństwie - chcę. No to jestem. Czy przestałam być żoną, od tego, że mój mąż przestał wypełniac przysięgę małżeńską? Nie. Mój mąz także pozostaje mężem, tylko po prostu takim, który nie wypełnia przysięgi. To bardzo mi pomogło, gdy zrozumiałam tak w sobie, sercem, że niezaleznie od wszystkiego pozostajemy małżeństwem.

Jak ktoś "ma juz kogoś" i idzie do sądu biskupiego, by sobie "układać życie religijne" - to należy o tym w sądzie powiedzieć. Instytucja stwierdzenia nieważności małżeństwa temu nie służy. Sąd biskupi nie ocenia stanu małżeństwa na teraz, ocenia ważność sakramentu - w chwili jego zawarcia. Jest jeszcze II instancja - jeśli mamy w sercu przekonanie, że małzeństwo jest zawarte ważnie, że coś w procesie zostało przeoczone, niedopatrzone - mamy prawo z niej korzystać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił

Post autor: Ruta »

Mr.x pisze: 23 wrz 2020, 20:49
Brakuje mi pewnie takiej ''Bożej'' nadziei, ponieważ nigdy nie byłem aż na tak mocnym etapie wiary ;)
Ja zawsze czułam więź z Bogiem. Ale nie zawsze żyłam blisko Boga, w zgodzie z Nim. Były okresy, gdy się odwracałam i żyłam tak jak piszesz, bez Bożej nadziei. I takie, gdy uważałam, że wiem lepiej, co dla mnie dobre, co dobre dla mojego małżeństwa i rodziny i nie ma co aż tak przesadzać. Gdy w moim kryzysowym od lat małżeństwie kryzys się zaostrzył, zwróciłam się do Boga o pomoc. Po prostu czułam, że sama nie dam rady. Przyszłam do niego bezradna, czując się absolutnie niegodna Jego pomocy, uwagi, Miłości. Dostałam i pomoc i uwagę i Miłość. Moja wiara się umacnia, przez moje doświadczenie, przez modlitwę, przez jej świadome pogłebianie. Ale i tak wystarczy zrobić tylko ten mały pierwszy krok. Wiem, że czasem i tak własnie ten mały pierwszy krok wydaje się skokiem w przepaść - ale ten skok jest super :)

Mr.x, może spróbuj dać sobie parę dni na spojrzenie w siebie, pooglądaj konferencje, wystąpienia mądrych kapłanów, zmów parę modlitw - może coś ci z tego zaskoczy, zobaczysz gdzie jest ten twój pierwszy krok, coś tam się w tobie poruszy. Zwykle się mówi, że parę dni cię nie zbawi - a tu odwrotnie - może jednak zbawi :)
Zablokowany