Re: Jak walczyć o małżeństwo kiedy mąż odpuścił
: 20 sie 2020, 8:16
Witajcie,
trochę mnie nie było, trochę się działo ale pominę szczegóły, opowiem w skrócie. Chciałabym napisać Wam świadectwo uzdrowienia małżeństwa ale niestety... nie będzie takie.
Rozprawa się odbyła, mąż się przyznał do Kowalskiej, powiedział przed sądem, że nie kocha mnie od kiedy złożył pozew. I wiece co? Coś we mnie pękło. Nie mam już ochoty ani siły na życie nim i dostosowywanie życia pod niego. On już nie wróci. Ja w sądzie powiedziałam swoje, nie zmieniłam stanowiska, kolejną rozprawę sędzia wyznaczył na wiosnę. Moja adwokat powiedziała, że to po to, byśmy mieli czas na porozumienie.
Nagle wszystkie słowa, którymi karmił moją nadzieję, okazały się kłamstwami a nie prawdą. Po rozprawie mąż wysłał mi zdjęcie z Kowalską a ona sama później pisała do mnie swoje żale. Totalnie nie rozumiem jej zachowania to takie dziecinne a niby mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi.
Nie mam ochoty na wojnę z nim ani robienie mu pod górkę. Nie ukrywam niczego, w sądzie opowiedziałam o mojej wcześniejszej relacji z Kowalskim a mąż powiedział, ze pewności nie ma czy go zdradziłam tylko nadszarpnęłam jego zaufania i to jest powodem rozpadu małżeństwa...
W miniony weekend pierwszy raz odważyłam się porozmawiać na ten temat z koleżankami, wyrzuciłam z siebie wszystko, dosłownie wszystko, wszystkie jego słowa kierowane do mnie, obelgi, to jak mnie traktował, co robiłam dla niego, jak traktowała mnie jego rodzina, co mówiliśmy w sądzie itd. Wcześniej nie umiałam, nie chciałam i bałam się, że mąż się dowie i będzie miał pretensje ale po tym co usłyszałam na rozprawie, dostałam jakiejś odwagi do tej pory wszystko wyrzucałam z siebie tutaj.
Uczę się od nowa żyć, już bez niego. Nadal są wzloty i upadki ale po każdym upadku wiem jak się podnieść. Świadomość tych wahań i wiedza, że za każdym razem się podniosę, sprawiają, że w chwilach zwątpienia nie tkwię zbyt długo.
Nie modlę się o powrót męża, nie modlę się o jego nawrócenie. Nie życzę im źle. Zastanawiam się tylko,jak długo Kowalska będzie trwała w tym bałaganie z moim mężem. Ale życzę im dobrze, kocham męża mimo wszystko i chcę żeby był szczęśliwy a jeśli z nią jest, to niech tak zostanie.
Modlę się o mądrość dla siebie, o świeży umysł, o roztropność i opanowanie, rozwagę w działaniu, o wzmocnienie mojej wiary i kierowanie mnie do modlitwy w chwilach zwątpienia, o odsunięcie ode mnie myśli o mężu bo są męczące, o dobre życie, o to by być dobrym człowiekiem.
trochę mnie nie było, trochę się działo ale pominę szczegóły, opowiem w skrócie. Chciałabym napisać Wam świadectwo uzdrowienia małżeństwa ale niestety... nie będzie takie.
Rozprawa się odbyła, mąż się przyznał do Kowalskiej, powiedział przed sądem, że nie kocha mnie od kiedy złożył pozew. I wiece co? Coś we mnie pękło. Nie mam już ochoty ani siły na życie nim i dostosowywanie życia pod niego. On już nie wróci. Ja w sądzie powiedziałam swoje, nie zmieniłam stanowiska, kolejną rozprawę sędzia wyznaczył na wiosnę. Moja adwokat powiedziała, że to po to, byśmy mieli czas na porozumienie.
Nagle wszystkie słowa, którymi karmił moją nadzieję, okazały się kłamstwami a nie prawdą. Po rozprawie mąż wysłał mi zdjęcie z Kowalską a ona sama później pisała do mnie swoje żale. Totalnie nie rozumiem jej zachowania to takie dziecinne a niby mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi.
Nie mam ochoty na wojnę z nim ani robienie mu pod górkę. Nie ukrywam niczego, w sądzie opowiedziałam o mojej wcześniejszej relacji z Kowalskim a mąż powiedział, ze pewności nie ma czy go zdradziłam tylko nadszarpnęłam jego zaufania i to jest powodem rozpadu małżeństwa...
W miniony weekend pierwszy raz odważyłam się porozmawiać na ten temat z koleżankami, wyrzuciłam z siebie wszystko, dosłownie wszystko, wszystkie jego słowa kierowane do mnie, obelgi, to jak mnie traktował, co robiłam dla niego, jak traktowała mnie jego rodzina, co mówiliśmy w sądzie itd. Wcześniej nie umiałam, nie chciałam i bałam się, że mąż się dowie i będzie miał pretensje ale po tym co usłyszałam na rozprawie, dostałam jakiejś odwagi do tej pory wszystko wyrzucałam z siebie tutaj.
Uczę się od nowa żyć, już bez niego. Nadal są wzloty i upadki ale po każdym upadku wiem jak się podnieść. Świadomość tych wahań i wiedza, że za każdym razem się podniosę, sprawiają, że w chwilach zwątpienia nie tkwię zbyt długo.
Nie modlę się o powrót męża, nie modlę się o jego nawrócenie. Nie życzę im źle. Zastanawiam się tylko,jak długo Kowalska będzie trwała w tym bałaganie z moim mężem. Ale życzę im dobrze, kocham męża mimo wszystko i chcę żeby był szczęśliwy a jeśli z nią jest, to niech tak zostanie.
Modlę się o mądrość dla siebie, o świeży umysł, o roztropność i opanowanie, rozwagę w działaniu, o wzmocnienie mojej wiary i kierowanie mnie do modlitwy w chwilach zwątpienia, o odsunięcie ode mnie myśli o mężu bo są męczące, o dobre życie, o to by być dobrym człowiekiem.