rose pisze: ↑03 kwie 2020, 9:46
nałóg pisze: ↑02 kwie 2020, 22:21
Mąż,mąż ,mąż..... Bóg-Ty-mąż-dzieci- rodzina-przyjaciele i bliscy. Taka kolejność.Kochaj bliźniego swego jak siebie samego
Wiem, on jest moja obsesją i chyba jestem uzależniona psychicznie od tego człowieka. Ale dzisiaj nie wiem co zrobić żeby ustawić odpowiednią kolejność. Nałóg nawet nie wiesz jakbym chciała to wszystko poprzestawiać. Ale czy to jest możliwe tak z dnia na dzień.
Witaj Rose,
Z własnego doświadczenia powiem, że nic nie możesz dzisiaj zrobić. U mnie trwało to pół roku aż bez strachu oddałam swoje małżeństwo w ręce Boga i przestałam walczyć na własne sposoby. Wcześniej myślałam, że przekonam męża do powrotu bo przecież ja go znam najlepiej. Także popełniłam wiele błędów wspominanych tu w wątku, typu wypominki, groźby, oczekiwanie spełnienia obietnic... Prosiłam męża by wybaczył moje złe zachowania, przekonywałam, ze ja wybaczyłam jego. Na każde dzień dobry, na okazywanie troski odpowiada atakiem i wytykaniem moich błędów, jest tak zacietwierzony na swoim bólu, że wszystkie moje słowa, odbijają się od niego.
On mnie słyszy ale nie słucha. Ale tak to już jest, im częściej wraca do złego tym bardziej czarne scenariusze pisze sobie w głowie i uważa, ze tylko on ma rację a wszystko co sobie ułoży w głowie, uważa za rzeczywistość i żadne moje słowa nie są w stanie go przekonać do mojej tezy. Twierdzi, że wybaczył. I wiesz co? Ja wiem, że nie wybaczył a doświadczyłam tego na sobie. Dopóki ja sobie nie wybaczyłam, nie byłam w stanie wybaczyć jemu a oboje zawiniliśmy porządnie !!! I wiem, ze on nie wybaczy mi, dopóki nie wybaczy sobie a sobie, nie wybaczy dopóki swoje wyrzuty sumienia zagłusza wypominając moje błędy.
Modlę się i wierzę, że mąż wróci. Przestałam odpowiadać atakiem na atak, przestałam odpowiadać emocjonalnie i raptownie bez zastanowienia. Zaczęłam stawiać się na jego miejscu, uświadomiłam sobie czym jest sakrament i jak powinna wyglądać dojrzała miłość. Ale to dzięki Bogu, dzięki modlitwie. Wcześniej w rozpaczy płaszczyłam sie przed mężem. Teraz jestem pełna spokoju, choć czasem ktoś mi powie "daj sobie spokój" lub coś w tym stylu to staram się jednak myśleć pozytywnie. Nie nastawiam sie na happy end i mam świadomość tego, że przed nami rozprawa rozwodowa ale uświadomiłam sobie, że MIŁOŚĆ UDA SIĘ TYLKO WE DWOJE, że nie mam nic udowadniać i moje ludzkie pomysły na ratowanie małżeństwa wcale nie były tak dobre jak mi się wydawało i przyniosły więcej złego niż dobrego.
Powiem wprost, Jeśli kochasz męża i oboje wyrażacie chęć odbudowy małżeństwa, nie utrudniaj Wam tego, nie uświadamiaj go jak bardzo Cię skrzywdził. Z perspektywy osoby tak uświadamianej powiem tylko jedno, to niszczy człowieka psychicznie, bo on chce sie od tego uwolnić, wybaczyć sobie, być może spełnił już warunki szczerej spowiedzi i stara się zadośćuczynić Bogu i bliźniemu ale Ty mu na to nie pozwolisz, będziesz wracać i wzbudzać w nim coraz większe poczucie winy aż w końcu on, przestanie chcieć widząc taką perspektywę dalszej przyszłości. Pójdźcie na terapię, przepracujcie to, powiedzcie sobie kto, do kogo, o co ma żal, przy terapeucie, on wyjaśni Tobie jego słowa, jemu Twoje, byście się lepiej zrozumieli i więcej do tego nie wracaj. Rozdrapiesz strupek, popłynie krew, jeśli będziesz go zdzierać raz za razem kiedy przyschnie, zostanie blizna - więc daj mu się zagoić. Tak jest z wypominaniem przy przebaczeniu. Jeśli chcesz przebaczyć czyli, żeby nie została blizna po strupku, nie wypominaj bo przez to będzie się wylewać przez Was oboje, niezliczona ilość nienawiści i zostawi ogromną bliznę.
Wspólna modlitwa, wspólne rekolekcje, spotkania Sycharowskie. Szukajcie rozwiązania nie ludzkiego ale Bożego inaczej rozstaniecie się i całe życie będziecie żywili do siebie urazę. Ułożysz sobie życie z kimś innym a jak spojrzysz na niego będziesz miała obrazek jego i Kowalskiej. I tak jak napisała Nirwanna, wybaczenie to nie zapomnienie.