Zawieszenie po zdradzie
: 27 sie 2017, 22:52
Postanowiłam po krotce (bez większych szczegółów) opisać moją historię. Może przeczytam tu coś, co mnie natchnie do dalszego działania...
Żona jestem od 7 lat, w związku od 13. Młodo się poznaliśmy. Mamy 2 letnie dziecko.
Rok temu Mąż powiedział mi że od roku mnie zdradza i że niedługo pojawi się jego drugie dziecko.
Od początku chciałam wspolnie ratować małżeństwo. Sytuacja była zmienna az do maja br. Od tego czasu żyjemy w zawieszeniu. Mąż jeździ do drugiego dziecka 2 razy w tygodniu mimo mojej niezgody na takie warunki. Mieszkamy razem, ale właściwie chyba tylko w formie rodziców naszego dziecka i współlokatorów. On nie może się zdecydować na ostateczne opuszczenie nas (mówi że mnie), chociaż twierdzi, że nie po to, żeby żyć z drugą "rodzina". Do tego dochodzą jego uzależnienia od zachowań i substancji.
Pracuje nad sobą, wychodzę że współuzależnienia. Byłam u psychologa, chodzę na 12 kroków i mam opiekę duchową. Dużo osób mi radzi czekać. Nic nie robić i czekać, bo on wykazuje elementy bycia przy rodzinie. A wyrzuceniem go z domu przetnę te cienka nitkę jaka jeszcze między nami jest. Czuję się jednak trochę jak idiotka, która pozwala oszustowi i zdrajcy na mieszkanie razem w oddzielnych łóżkach i patrzenie jak on brnie w zło.
Po roku od dowiedzenia się o tym wszystkim zaczynam myśleć że na pewno zostanę sama i to tylko kwestia czasu. W sumie jestem sama od dawna... Mimo jego fizycznej obecności. Zastanawiam się jednak czy nie będę miała wyrzutów sumienia, że ostatecznie to ja przecielam te nitkę...
W tym momencie mamy zupełnie inne wizje na życie. On się zafiksowal na bycie tata dla swoich dzieci i nie jest gotowy na odbudowywanie małżeństwa. Widocznie nie jest też gotowy na odejście.
Nie wiem co robić. Trwać, skupić się na sobie i żyć swoim życiem jak staram się to robić czy jednak ulozyc te sytuacje od razu. Tylko co tu znaczy "ułożyć"...?
Przeczytałam już dużo polecanych tu książek, stawiam granicę jak umiem ale on też otwarcie przyznaje, że nie umie teraz uszanować moich warunków.
Nie wiem czy jasno to napisałam ale nie jest to łatwe chcac zachować jakaś anonimowość...
Żona jestem od 7 lat, w związku od 13. Młodo się poznaliśmy. Mamy 2 letnie dziecko.
Rok temu Mąż powiedział mi że od roku mnie zdradza i że niedługo pojawi się jego drugie dziecko.
Od początku chciałam wspolnie ratować małżeństwo. Sytuacja była zmienna az do maja br. Od tego czasu żyjemy w zawieszeniu. Mąż jeździ do drugiego dziecka 2 razy w tygodniu mimo mojej niezgody na takie warunki. Mieszkamy razem, ale właściwie chyba tylko w formie rodziców naszego dziecka i współlokatorów. On nie może się zdecydować na ostateczne opuszczenie nas (mówi że mnie), chociaż twierdzi, że nie po to, żeby żyć z drugą "rodzina". Do tego dochodzą jego uzależnienia od zachowań i substancji.
Pracuje nad sobą, wychodzę że współuzależnienia. Byłam u psychologa, chodzę na 12 kroków i mam opiekę duchową. Dużo osób mi radzi czekać. Nic nie robić i czekać, bo on wykazuje elementy bycia przy rodzinie. A wyrzuceniem go z domu przetnę te cienka nitkę jaka jeszcze między nami jest. Czuję się jednak trochę jak idiotka, która pozwala oszustowi i zdrajcy na mieszkanie razem w oddzielnych łóżkach i patrzenie jak on brnie w zło.
Po roku od dowiedzenia się o tym wszystkim zaczynam myśleć że na pewno zostanę sama i to tylko kwestia czasu. W sumie jestem sama od dawna... Mimo jego fizycznej obecności. Zastanawiam się jednak czy nie będę miała wyrzutów sumienia, że ostatecznie to ja przecielam te nitkę...
W tym momencie mamy zupełnie inne wizje na życie. On się zafiksowal na bycie tata dla swoich dzieci i nie jest gotowy na odbudowywanie małżeństwa. Widocznie nie jest też gotowy na odejście.
Nie wiem co robić. Trwać, skupić się na sobie i żyć swoim życiem jak staram się to robić czy jednak ulozyc te sytuacje od razu. Tylko co tu znaczy "ułożyć"...?
Przeczytałam już dużo polecanych tu książek, stawiam granicę jak umiem ale on też otwarcie przyznaje, że nie umie teraz uszanować moich warunków.
Nie wiem czy jasno to napisałam ale nie jest to łatwe chcac zachować jakaś anonimowość...