Paprotka pisze: ↑13 lip 2020, 15:54
Pavle ,czy gdybys nie był osoba religijna zrobiłbyś to samo ze swoim małżeństwem ?
Przychodząc na to forum na początku objawionego mi kryzysu (bo w sumie kryzys tej relacji rozpoczął się gdy poznałem żonę, od pierwszego dnia związku popełnialiśmy nie błędy, a wielbłądy) mogłem powiedzieć o sobie wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że byłem religijny. Określałem się (to całkiem popularne) jako wierzący-niepraktykujący. Czyli wierzyłem, że Bóg istnieje, ale w praktyce z jego nauki (na ile ją wtedy znałem i rozumiałem) wybierałem sobie to co przystawało do mojej wizji, a to co jednak mnie nazbyt uwierało - odrzucałem. Wiele spraw "wiedziałem" lepiej niż Stwórca. Czyli, wierzyłem w Boga, ale niespecjalnie wierzyłem Bogu. A w istnienie Boga wierzą nawet wyznawcy upadłego anioła. Czyli nic wielkiego
Na początku bytności tutaj, pewne osoby (np. Nirwannę, Twardego) postrzegałem jako religijnych fanatyków i traktowałem jako zło konieczne, bo wszelkimi środkami chciałem ratować małżeństwo, a jednak to co tu czytałem miało zdecydowanie ręce i nogi.
Gdy przerobiłem już pewien materiał polecany na forum, dodałem dwa do dwóch, nawet gdybym nie miał zamiaru się nawrócić - jak na dłoni widziałem, że całe szambo w moim życiu wynikało z braku wiedzy, ale nade wszystko z tego, że żyłem wbrew nauce zawartej w Biblii i nauczaniu Kościoła. Wtedy doszedłem do wniosku, że to nie "staroświeckie"nauczanie Kościoła jest głupie, tylko głupi byłem ja.
Przykazania Boże to nie zbiór zakazów i przykazów, a instrukcja kochającego nas Stwórcy którą można by ująć tak:
"Czego nie warto robić jeśli nie chcesz sobie skomplikować sobie życia".
Zwykła praktczna analiza wykazywała, że jednak warto dbając o swoje cztery litery wrócić do Pana Boga.
Później odkryłem jeszcze, że bez Niego to potrafię tylko komplikować sobie życie, że On zna najlepszą drogę dla mnie, że kocha mnie jak nikt inny.
Kończąc ten odbiegający nieco od pytania wywód - tak, bez nawrócenia również bym się starał to naprawić. Byłem to winny dzieciom i sobie, żonie również. Moja definicja dojrzałości zakłada naprawianie tego co się zepsuło i tyle nawet wtedy rozumiałem.
Nie wiem oczywiście, czy starczyłoby mi wytrwałości i siły by ten kryzys przetrwac i nie zwariować. Modląc się prosiłem głównie o siłę, mądrość i cierpliwość. Wydaje mi się, że dostałem tego tyle ile było potrzeba.
Aby starać się być odpowiedzialnym, uczciwym człowiekiem nie trzeba być koniecznie wierzącym.
Paprotka pisze: ↑13 lip 2020, 15:54
a po uzyskaniu pewnej wiedzy wiem ,ze gdyby mąż wrócił byłby znowu poprawny ale nie kochałby mnie. Po decyzji o rozwodzie mieszkał w domu czekając aż jego mieszkanie się zwolni. Był miły, dalej gotował, Sprzątał , pytał się jak minął dzień, nigdy słowem nie odezwał się na moje pretensje. Mieszkał w innym pokoju ale gdy mówiłam mu ,ze ma się wynieść on tego nie robił. Wiec się cieszyłam ,ze jest nadzieja.
W momencie kiedy dostał klucze spakował się i nigdy nie wrócił.
Nigdy nie mówił mi w czasie rozstania nic przykrego. Nawet rozwód poprawny bez obwiniania. Jestem mu całkowicie obojętna i myśle ,ze gdyby nie wiara szybko byśmy się rozwiedli.
Ja tam mam przekonanie graniczące z pewnością, że jednak nie masz zdolności do przewidywania przyszłości. Czyli nie wiesz, może ci się to tylko wydawać na podstawie doświadczenia czy innych przesłanek.
Człowiek ma zdolność zmiany siebie, możliwość nawrócenia.
Już to w sumie pisałem, ale nie wierzę, że przez tyle lat żadne z was nie okazywalo miłości drugiej stronie. Ja myślę, że było inaczej, tyle że każde z was robiło to we własnym języku, niezrozumiałym najwyraźniej dla drugiej strony.
To co robił twój mąż po decyzji o rozwodzie to jednak coś typowego, nie jest to wg mnie wyznacznikiem niczego istotnego. Wielu ludzi wierzy w "kulturalne rozwody" i wmawiają sobie, że to dodaje im splendoru i jest czymś czym się można chwalić. W mojej opinii to tchórzostwo i zakłamywanie rzeczywistości.
Paprotka pisze: ↑13 lip 2020, 15:54
Nie zgodzę się z tym ,ze osoby niedojrzałe tworzą „paczlorki”. Powrót męża tez to oznacza , bo tak kobieta zawsze będzie w jego życia póki dzieci nie dorosną. Miałby prawo i obowiązek się z nimi spotykać, decydować o nich i brać na np wakacje.
Mój chrzestny zostawił swoją 1 żonę dla obecnej i są szczęśliwi razem od 30 lat. Moja niereligijna koleżanka rozwiodła się z mężem i teraz ma kolejnego. Mówi ,ze po raz pierwszy kocha i czuje się kochana. Twierdzi ,ze teraz jako dojrzalsza osoba wybrała świadomiej i lepiej.
Zgadzam się, że wdowcy to wyjątek od reguły, chciałbym jednak zauważyć, że ich małżonkowie nie żyją, więc to również nie jest typowy paczłork.
Powrót twego męża siłą rzeczy obarczony byłby konsekwencjami jego cudzołóstwa. Inaczej się nie da, bo nie mamy możliwości cofania czasu. To nie jest sytuacja w żaden sposób analogiczna do opisanej przeze mnie. To nie jest kwestia wolnego wyboru współmałżonka.
Wg mnie nie da się budowac prawdziwego szczęścia na "trupach" i nieszczęściu innych i jak wspomniałem - dla mnie dojrzałość zakłada pracę nad sobą i relacją a nie zmienianie na nowszy model bo można wybrać lepiej. Żadne to odkrycie, również wybrałbym teraz małżonkę dużo lepiej. Tyle, że żadna to sztuka zostawić żonę (lub męża) i dzieci i patrząc tylko na czubek własnego nosa szukać łatwiejszego i przyjemniejszego rozwiązania.
Łatwiej byłoby zdobywać pieniądze kradnąc i oszukując niż ciężką i uczciwą pracą. Nie znaczy to, że lepiej.
lustro pisze: ↑13 lip 2020, 22:14
Jestes taki mądry po czasie... Po przezyciu burz i refleksji... Po prostu dojrzales.
Podobnie jak kolezanka Paprotki, ktora świadomiej wybrała dla siebie partnera.
Tylko rozne rozwiązania wybraliście.
Tez uwazam, że drugi związek nie jest rownoznaczny z niedojrzałością.
Bywa, ze ciagniecie pierwszego nią jest.
Wiem - niezgodnie z haryzmatem forum... No cóż
A ja się z tym lustro kompletnie nie zgadzam. To nie jest wg mnie sytuacja równoważna.
Tak, dojrzałem. Dopiero mając 33 lata zacząłem stawać się mężczyzną.
To dojrzewanie było tożsame ze zrozumieniem, że przede wszystkim warto zmieniać siebie, nie partnera.
Z tym, że dojrzałość to również ponoszenie konsekwencji wcześniejszych wyborów.
Z tym, że jakość relacji to nie kwestia chemii a przede wszystkim cieżkiej pracy nad nią, każdego dnia najlepiej
Gdybym postąpił podobnie jak koleżanka Paprotki, to zamiast dawać dalej się gnoić i poniżać żonie, odpuściłbym dzieciaki (czyli albo całkowicie albo zostałbym tatą weekendowym) i po zaznajomieniu się z pewną wiedzą wyruszyłbym na łowy "mniej wadliwego" okazu niż moja żona. Spokojnie wykonalne, zwłaszcza wzbogacony o pozyskaną dzięki forum praktyczną wiedzę o kobietach, mężczyznach, relacjach wybrałbym pewnie mniej kłopotliwą relację. Dodam, że przesłanek (z dowodami i swiadkami) świadczących o nieważności małżeństwa miałem tyle, że byłbym mega zdziwiony gdyby sąd biskupi tego nie orzekł.
Po ludzku byłoby mi zapewne łatwiej i wygodniej, przyjemniej. Ale czy lepiej?
Co z moim danym przed ołtarzem słowem?
Co z moim udziałem w wyborze tej wlaśnie kobiety za żonę?
Co z dziećmi i ich przyszłością? Nowe dzieci z inną partnerką by tego nie naprawiły, nie zastąpiły tamtych, już będących na tym świecie.
Przyłożyłbym rękę do zniszczenia życia dwóm osobom za które oddałbym życie.
Postanowiłem więc, że zrobię wszystko co w mojej mocy i moralnie dopuszczalne aby posprzątać bałagan którego byłem współtwórcą.
Aby nawet jeśli moje małżeństwo było zawarte nieważnie, uważnić je.
Nasz Bóg który z miłości do nas stał się człowiekiem i umarł na krzyżu za nasze grzechy również mógł wybrać sobie łatwiejszą śmierć. Bez tortur, poniżania, przeogromnej męki. To jest jednak jakaś wskazówka.
Ja wiem, że bez bólu i trudu nie byłbym tu gdzie jestem.
Paprotka pisze: ↑13 lip 2020, 23:25
Dojrzałość ma swoją definicje i nie potrzeba do niej wiary
jako ludzie wierzący mamy swoje przekonania za które czasem rożna cenę płacimy ale jeśli ktoś je porzuca to nie znaczy ,ze jest niedojrzały. O moim mężu mogę powiedzieć wiele a przynajmniej kiedyś potrafiłam ale nie to ,ze nie jest dojrzałym, dorosłym człowiekiem.
Myślę, że mocno rozmijamy się właśnie w definicji dojrzałości. Wg mnie i definicji z którymi się zetknąłem to o co opisałaś - jak funkcjonowaliście przez tyle lat, co zrobił twój mąż ze swoją rodziną (porzucił), również zdrada - zawiera się właśnie w definicji niedojrzałości.
Chciałbym przypomnieć, że w pierwszym poście określałaś męża również jako głęboko wierzącego.
W obu przypadkach, albo korzystamy z innych słowników i definicji, albo występuje niezrozumienie pojęć.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk