To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Aniwka
Posty: 95
Rejestracja: 07 maja 2020, 7:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: Aniwka »

Witajcie,

Jestem na tym forum już kilka miesięcy, ale nie miałam śmiałości napisać, ponieważ jest tu tylu skrzywdzonych ludzi, a ja jestem sama krzywdzicielką.
Zdradziłam męża 2 lata temu. W okropny sposób. Podwójna zdrada, nie chwilowy wyskok. Wyszło na jaw zupełnie przez przypadek, gdyby nie wyszło, nie wiem co bym dalej robiła i na jakiego dna sięgnęła. Choć i tak go sięgnęłam. Fakt, że nie byliśmy szczęśliwym małżeństwem, od dawna popełnialiśmy oboje mnóstwo błędów, nie byliśmy gotowi na małżeństwo, ja nie byłam dojrzała emocjonalnie i gotowa na takie zobowiązanie (chodziłam wcześniej do psychologów, spotkania DDA itp). Mój mąż również nadużywa alkoholu, który bardzo utrudnia mu życie. Ale problem w tym, że ja nigdy nic dobrego z tym nie zrobiłam. Nie poprosiłam Boga o pomoc, nie modliłam się wytrwale, nie zawalczyłam, nie próbowałam pomóc w nałogu tylko oskarżałam go i użalałam się nad sobą jaka to ja nieszczęśliwa z nim jestem. Gdybym tylko trafiła na stronę Sychar kilka lat wcześniej..
To wydarzenie bardzo zmieniło mój sposób patrzenia na życie, i ogromnie mnie zmieniło. Najpierw przez prawie rok chodziłam zablokowana, nie radziłam sobie z tym wszystkim, że to wyszło, że taki wstyd, że taka krzywda. Ale nie miałam odwagi stawić temu czoła. Psycholog, psychiatra, jakieś leki. Ale to na nic. Tylko Bóg mógł mi pomóc przejżeć na oczy. I naprawdę pomógł, niewyobrażalnie. To nie tak, że nagle zaczęłam wierzyć w Boga.. w młodości często sama chodziłam do kościoła, modliłam się, szukałam jakiejś siły od Boga, przed ślubem przeszłam najszczerszą spowiedź w życiu. A potem powoli się oddalałam od Boga aż odrzuciłam całkiem. Jak zaczęłam zdarzać, to dosłownie przed Bogiem się chowałam. jakby go miało nie być.. tak było mi łatwiej.
Teraz, od lutego Bóg jest u mnie na pierwszym miejscu i dzięki modlitwie, wierze, stawiłam czoła temu grzechowi. Przeprosiłam wszystkich, których skrzywdziła, męża, rodziców, teściów, rodzinę całą. Czytam wiele wspaniałych książek, poradników (np księdza Marka Drzeieckiego), które bardzo mi pomgły. Żyję można powiedzieć inaczej. Spowiadam się często. Dostałam rozgrzeszenie czego na początku nie mogłam zaakceptować, zę jak to, jak ja mam iść do komuni z takim grzechem? Ale przełamałam się i chodzę regularnie.
Za dużo aby to wszystko tutaj opisać..

Wiem, że jestem innym człowiekiem. I im wiekszą mam świadomość, im bardziej pragnę dążyć swoim życiem, postępowaniem do świętości, czynienia dobra, tym zaczyna być gorzej. Trudniej mi znieść ten ciężar grzechu. Jak to napisał ksiądz Marek w książce - Droga Zwycięzców - tylko dobra teraźniejszość, pomoże pogodzić się z bolesną przeszłością, z wybaczeniem sobie tej przeszłości. Staram się tak żyć, ale ten grzech przerasta i przeraża. Wiem, że Bóg mi wybaczył, naprawdę to wiem. Ale mój mąż...
Mój mąż całym sercem mnie nie nawidzi, wiadomo pije teraz bez wyrzutów, bo jest skrzywdzony. jest tragicznie. Ciągle mi powtarza, że mam się cieszyć, że nie wyrzucił mnie z domu. Nie radzi sobie z tym w ogóle. Nie wyrzucił mnie dla dobra dzieci (mamy 2kę).
Ma zrujnowaną psychikę przeze mnie (zna największe szczegóły zdrady, wszystkie konwersacje okropne, wyuzdane, dokładnie przeczytał, ma na piśmie i wraca do tego co chwilę, zna je już na pamięć, tym żyje). Błagałam go, żeby zainteresował się Sycharem, pozwolił sobie pomóc, zwrócił się do Boga, ale on nie chce. Tkwi w tej rozpaczy i nienawiści, a ja nie wiem co robić.
Czasem bywały przebłyski, że próbował jakoś ze mną funkcjonować,zaspokoić się też fizycznie. Ja nie zawsze chciałam, bo mam teraz taką blokadę (pewnie to śmieszne po tym co zrobiłam), że nie chce już tego robić bez uczuć, bez czułości. Ale zdarzyła się taka sytuacja pod koniec maja. Miałam w głowie słowa - "opuścił człowiek ojca i matkę i złączył ze swoją żoną i stali się jednym ciałem, i tak teraz są jedno ciało.." i czułam ogromną potrzebę bliskości. I doszło wtedy do zbliżenia, które bardzo przeżywałam emocjonalnie. I co się wtedy stało? Dzisiaj jakimś cudem jestem w ciąży... Jak nie wierzyć, że to prawdziwy, dar i cud od Boga, który bardzo by chciał żebyśmy się dogadali, ratowali małżeństwo? Na początku przerażenie ogromne, nawet rozpaczałam, a teraz przyjmuję to z pokorą. Boję sie okropnie, ponieważ obie ciąże, w których byłam były ciężkie. Mąż mnie odrzucał w tym stanie, brzydził się mnie, nie interesował się mną, nie dawał opieki, wsparcia. I co jest teraz? jeszcze gorzej. Modlę się jeszcze gorliwiej, staram się nie tracić wiary i nadzieji, ale jest coraz gorzej.
Chciałabym, modlę się o to, żeby mąż był wstanie odpuścić mi to co mu zrobiłam, aby spojżał na mnie łaskawie, uwierzył, że tak w życiu zbłądziłam, spadłam na takie dno i teraz naprawdę szczerzę, chce się odbić. Że naprawdę pragnę, abyśmy zaczeli nowe życie zupełnie od 0, polubili się, sznowali, stworzyli rodzinę, której nigdy nie było. Ale on jest tak zraniony i tak sobie nie radzi z tym ciężarem, że nie potrafi. Po alkoholu wiadomo bardzo przykre rzeczy mi mówi, wylewa wszystko. Ogólnie traktuje jak intruza będącego na jego łasce. Miałam nadzieje, że ciąża troszkę odmieni jego postępowanie, ale on nawet powiedział że tą ciążą chciałam go usidlić. jest źle, bardzo. On nie wierzy, że taka mogłam święta się nagle zrobić, a takie paskudne rzeczy robiłam w przeszłośći. Nie wierzy w to.
Wiem, że nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć i modlić się wytrwale i to robię, ale ostanio jest coraz gorzej a ja za dużo płaczę, a nie chcę tego, dziecko przecież odczuwa. Obiecałam sobie, że bedę naprawdę dobrą mamą, dla moich dzieci dwóch i zrobię wszystko, aby to 3cie nie odczuwało negatywnych emocji. A nie udaje mi się to. Zaczynam rozpaczać nad tym, jak mąż mnie traktuje, ale jak ma traktować po czymś takim..
Nie wiem co jeszcze powinnam zrobić. CZytam codziennie ewangelię i rozważania ze "Słowo Boże na dzis". Też mi to pomaga codziennie rano podnieść się.
Nie wiem, czy komuś z Was będzie chcialo się to czytać i odpowiadać, ale chciałam to wszystko wyrzucić.
Przecież większość ludzi obecnych na tym forum, to skrzywdzeni, opuszczeni, zdradzeni. Jak pomyślę o tych zdadzonych żonach.. Przepraszam Was, że jestem jedną z tych, które zrobiy takie okrutne rzeczy.
Nie szukam tu pocieszenia, szukam ciągle Boga i mocy od niego, aby mieć siłę i odwagę żyć z tym ciężarem i nie chować się jak tchórz i nie usprawiedliwiać. Ostatnio czuję, że nie dostałam wystarczającej kary za to wszystko. Czuję ciągle, że znów muszę isc do spowiedzi, taka brudna i wstrętna się czuję..
Tulę wszystkich zdradzonych na tym forum, ja nawet nie jestem wstanie poczuć tego bólu, co Wy..
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: Pavel »

Witaj na forum Aniwka,
Twoje obawy są bezzasadne - tu jest miejsce dla każdego, kto chce ratować/naprawiać małżeństwo. Dobrze, że tu jesteś i postanowiłaś się przełamać i napisać.
Na początek chciałbym prosić o rozwagę przy opisywaniu swojej sytuacji, abyś starała się nie podawać szczegółów mogących spowodować identyfikację twojej rodziny w realnym świecie.

Zachęcam do odwiedzenia naszych ognisk w realu, o ile masz taką możliwość:
www.ogniska.sychar.org

Czytając twój post, pierwsze co mi się rzuca w oczy, to twój obraz Boga.
Tak, nasze czyny, zwłaszcza grzech, niosą konsekwencje. Ale On nam wybacza, kocha nas pomimo grzechu. Warto więc idąc za jego przykładem wybaczyć sobie.

Twoja zdrada z pewnością niesamowicie boli męża. Wiem jak to jest, bowiem sam tego doświadczyłem.
Nie jest to jednocześnie usprawiedliwienie ani dla nadużywania alkoholu, ani dla krzywdzenia ciebie. To co zrobiłaś nie oznacza, że mąż ma prawo źle cię traktować, ani że powinnaś na to pozwalać.
Warto, byś w mądry sposób nauczyła się bronić przed krzywdą.
Otaczam modlitwą i liczę, że zaraz w twoim wątku zjawią się inni.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
rose
Posty: 136
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: rose »

Aniwko,

Bardzo poruszyła mnie Twoja historia. Piszesz ze nie dostałaś wystarczającej kary... Uważam że to jak zachowuje się mąż w stosunku do Ciebie i to przez tak długi okres to jest surowa kara. Ja jak większość na tym forum jestem po drugiej stronie. I swojego czasu usłyszałam takie słowa: żebym z ofiary nie zmienila się w kata. I mimo to byłam często takim katem dla męża ale przede wszystkim dla naszego małżeństwa. U nas się uspokoiło (minęło pół roku od zdrady) ale uspokoiło się dlatego że ja zaczęłam "wentylowac" swoje emocje, szukać pomocy. Bez obecności tu na forum, śmiem twierdzić że mojego małżeństwa mogłoby już nie być. Twoj mąż z tego co opisujesz nie szuka takiej pomocy, tkwi w nieprzebaczeniu - a to niszczy już nie tylko jego...

Z Twojego postu wynika że jesteś blisko Boga. Oddaj męża Jemu. Mi w ostrej fazie kryzysu pomagały słowa: Jezu Ty się tym zajmij. I niech On działa. Jak przeczytałam Twoja historie od razu na myśl przyszła mi przypowieść o zagubionej owcy. Pan Bóg cieszy się że się odnalazłaś, wybaczył Ci - wybacz i Ty sobie.

Kochana, mi również Bóg zesłał dzieciątko w czasie kryzysu. I też miałam różne stany emocjonalne z tym związane. Radość mieszala się z niepokojem. Ale wiem że to była najlepsza nowina jaka mogłam usłyszeć. I mimo że straciłam swoją córeczkę, Pan Bóg ani na moment mnie nie opuścił. Zajął się wszystkim, choć ja nawet z bólu nie byłam w stanie modlić się.
On też jest z Tobą. Skoro pobłogosławił Was nowym życiem to uwierz nie zostawi Cię z tym samej.
Aniwko życzę Ci pokoju w sercu i w życiu. Jesteś na dobrej Drodze, wiem że jest Ci ciężko ale pamiętaj nie jesteś sama. Dbaj Kochana o siebie i o Maleństwo. Przytulam
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: tata999 »

Czy nie jest tak, że każde przykre doświadczenie (np. zachowanie męża) wiążesz z grzechem swojej zdrady? Jeśli tak, to spróbuj nie łączyć tych rzeczy.

Dobrze, że odważyłaś się ujawnić. Wiele osób spróbuje Ci tutaj życzliwie pomóc.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: fannyprice »

Aniwko, bardzo mnie wzruszyła Twoja historia. Nie umiem sobie wyobrazić jak się czujesz z takim ciężarem. Bóg nie da zrobić Ci krzywdy i zatroszczy się o Ciebie najlepiej, powierz Mu wszystko, swojego męża i dzieciątko o które się martwisz. Polecam Nowenne Pompejańska na codziennie wyciszanie się i zbliżanie do Boga. Mi bardzo pomogła w najtrudniejszych emocjach gdy łzy same lały się strumieniami... Przytulam.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: ozeasz »

Cześć Aniwko, z tego co opisujesz masz trudny czas, to co dało mi impuls do napisania to kawałek opisu:
Aniwka pisze: 21 sie 2020, 13:18 Ma zrujnowaną psychikę przeze mnie (zna największe szczegóły zdrady, wszystkie konwersacje okropne, wyuzdane, dokładnie przeczytał, ma na piśmie i wraca do tego co chwilę, zna je już na pamięć, tym żyje). Błagałam go, żeby zainteresował się Sycharem, pozwolił sobie pomóc, zwrócił się do Boga, ale on nie chce. Tkwi w tej rozpaczy i nienawiści, a ja nie wiem co robić.
Bo przypomniał mi własną przeszłość, koszmar który w sumie sam sobie zgotowałem czytając (poznając) analogiczne sytuacje, z tym że moja żona wtedy jeszcze mnie dręczyła psychicznie i znęcała się nade mną( to miało być w ramach zemsty za moją przemoc), to była wieloletnia ciemna dolina.

Każdy ma inny sposób na poradzenie sobie z tym czy innym problemem, jedni szukają winnych inni rozwiązania tego problemu.

To co mi przyszło go głowy czytając Twój post to świadomość traumy którą oboje przeżywacie, mam wrażenie że każdy w innej części "piekła".

To z czym bym sie podzielił czerpiąc z własnych doświadczeń to (trochę współgra z tym co napisał m.in. Pavel):

1. mimo tego co zrobiłaś oddzielaj z rozsądkiem i miłosierdziem to co zrobiłaś (i ma to określone konsekwencje) z tym o co Cię obwinia mąż, jak napisałem każdy z was przechodzi (samotnie niestety) przez osobiste "piekło"

Abstrahując od Twojego przykładu, jestem przekonany, że przeciwnik nasz diabeł (ten co rozdziela) wykorzystuje słabość każdego z nas osobno i przeciwko nam, nam się wydaje że jeden rani drugiego, a z perspektywy duchowej każdy z nas jest łamany tam gdzie jest najsłabszy, łamany jest sakrament który jest naszą siłą, nasza siła to jedność we wspólnocie, przede wszystkim z Bogiem, dalej ze współmałżonkiem... łatwiej rozproszyć owce i zabijać je pojedynczo, bo stado daje pewną siłę....to taktyka której my nie zwyciężymy, a jedynie Bóg, do którego wtedy możemy przylgnąć bardziej...

2. jeśli żałujesz już jesteś na drodze pokuty, nie dawaj się poniżać mając zarazem świadomość, że mąż sobie nie radzi z tym co sie stało, z jednej strony potrzebuje wsparcia , z drugiej czuje (jak mówi) najprawdopodobniej (nienawiść) wiele negatywnych emocji w związku z sytuacją, może odreagowywać "rozdawając razy" na lewo i prawo, on to (może )musi przeżyć, ale Ty się ani nie podkładaj, ani nie rób z siebie ofiary bo latwo przejść od baranka do tyranka(z autopsji i porad z terapii) i na odwrót.

3. przede wszystkim buduj się w relacji z Bogiem, nie daj się krzywdzić mężowi bo zemsta, nienawiść to nie droga do odbudowy, jednak wielu z nas(ja również) nie potrafi konstruktywnie przechodzić (i uczyć) się z tego rodzaju sytuacji, kóre najczęściej trzeba przeżyć, przeczekać nie dokładając zranień (na etapy żałoby ktoś z moderatorów Cię pewnie naprowadzi-link ), Czyli adekwatne postępowanie, kiedy czujesz nacisk cofaj się, dystansuj, kiedy tworzy się możliwość bliskości zmniejszaj dystans szukaj dróg porozumienia.

4 daj mężowi możliwość przeżycia tego, przetrawienia, będąc na ile to możliwe, na ile masz siłę, w takiej odległości by go wspierać kiedy widzisz że może to wsparcie przyjąć, i odsuwać się kiedy zaczyna "gryźć"

5 nosisz w sobie nowe życie, to wspaniała wiadomość, a może i taktyka Boga? Z jednej strony coś nowego Was łączy, Ty masz wiele energii (mimo różnych innych trudnych stanów przypisanych temu szczególnemu czasowi) , jesteś w stanie błogosławionym, może to nie tylko dotyczy faktu noszenia nowego życia? Wykorzystaj to do dobrego, do tworzenia nowej więzi bez nacisków, bez manipulacji, masz swój kobiecy, macierzyński instynkt dany z góry....

6 czas, czas, czas niewiele rzeczy można przyspieszyć, bądź cierpliwa, kiedy coś zaczyna się w tobie gotować przychodź tutaj i wyrzucaj to z siebie, czerp tutaj siły(oprócz relacji z Bogiem, życia sakramentalnego) na życie w realu.

To takich parę wskazówek którymi chciałem się podzielić wynikających z tego co przeżyłem, ze swoich błędów ale i obserwacji, to bardzo trudny czas, ale nie beznadziejny, dbaj o siebie, o dziecko które nosisz pod sercem, o te które już macie, daj sobie pomagać (jesli to możliwe) mężowi sama pomagaj o ile dasz radę, kryzys to może być edukacja na wysokim poziomie, ekstremalna przyspieszona nauka z życia, można z tego wyjść silniejszym i lepszym, decyzja czy chcesz... ze świadomością że nie będzie może łatwo, masz jednak kogoś kto zawsze daje dużą przewagę-Boga, masz dzieci które są pewnie (jak dla każdej mamy) powodem i pracy ( nad sobą) i szczęścia oraz motywacji, tu znajdziesz ludzi którzy będą dzielić sie doświadczeniem chcąc dać Ci wsparcie...
Tak naprawdę czyniąc krok w stronę Boga, nawrócenia, samoświadomości sama dajesz sobie pole do działania i rozwoju by życie Twoje i najbliższych mimo trudów stawało się z dnia na dzień piękniejsze i bogatsze, a że są upadki i porażki, no są, dzięki nim uczymy się jak żyć unikając ich na przyszłość, poza tym gdzieś czytałem że człowiek czerpie naukę przede wszystkim z porażek, upadków....

I na koniec gdzieś czytałem że trudna sytuacja może być widziana jako:
1. problem,
2 możliwość,
3.okazja,
...choćby do okazania miłości i dobra (jak Ty chcesz na to spojrzeć ), czy taki sposób(druga i trzecia opcja) percepcji nie jest drogą do zwycięstwa?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: Nirwanna »

ozeasz pisze: 21 sie 2020, 18:48 (na etapy żałoby ktoś z moderatorów Cię pewnie naprowadzi-link )
Dzięki, ozeaszu :-)
Mi pozostaje wkleić link: viewtopic.php?f=10&t=2299
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: acine »

Aniwko, najprawdopodobniej tak jest ze mezczyzni zupelnie inaczej odbieraja zdrade niz kobiety. To jest chyba przekazywane nam na waszej kulturze (nawet Biblia sprawy te przedstawia niesymetrycznie - wiekszosc jest opisow zdrad zon i jest to mocno pietnowane natomiast zdrady mezczyzn w Biblii praktycznie nie istnieja ) Ja musze przyznac ze mocno sie nad tym zastanawialem bo sam nigdy nie bylem w stanie wybaczyc zdrady mojej zony. Wiele sie nad tym zastanawialem i sporo czytalem na ten tamat. Na tym forum tez to jest widoczne, ze dla zdecydowanej wiekszosci zon zdrada meza jest do wybaczenia natomiast mezczyzni o takim mysleniu nawet tutaj na katolickim forum sa w zdecydowanej mniejszosci -pisze ze mezczyzni nawet tutaj na forum to znacznie gorzej przechodza. Niemniej bardzo dobrze, ze odwazylas sie to Twoje swidectwo tutaj wyrzucic z siebie. Z pewnoscia uzyskasz wiele cennych wskazowek i rad ktore moze pomoga Ci trafic do meza. Ja mysle osobiscie, ze masz jedna bardzo pozytywna ceche ktora moze zblizyc Ciebie do meza ktorej zabraklo w moim malzenstwie. Moja zona nigdy na zalowala i nigdy nie doszlo z jest strony do jakiegokolwiek aktu przeproszenia czy nawet szczerej rozmowy o powodach natomiast ty zalujesz i mowisz mu o tym i to jest bardzo cenne. Ja sie nawet zastanawialem, ze moze bym jakos probowal wybaczyc ale wlasnie tylko wtedy gdyby zona pokazala ze zaluje i przeprasza a Ty to juz robilas i dalej probujesz w stosunku do meza. Wiec jakby dotarlo do niego ze naprawde zalujesz to na pewno by mu to pomoglo ugasic ten bol meskiej dumy. Moze jest potrzeby dluzszy czas...acha i ten jego alkoholizm na pewno mu nie ulatwia wyjsc z tego bolu i tutaj moze trzeba by cos podzialac. Trzymaj sie cieplutko.
Fiora5
Posty: 9
Rejestracja: 05 maja 2020, 3:17
Płeć: Kobieta

Re: To ja zdradziłam i ciężko mi z tym żyć...

Post autor: Fiora5 »

Aniwko
czytając twoją historię bardzo poruszyło mnie to w jaki sposób oskarżasz siebie za to co zrobiłaś. Mam wrażenie że teraz zrobiłabyś wszystko aby uzyskać przebaczenie od męża, żeby się z tobą pojednał. Bóg ci przebaczył ale to jakby Schodzi na drugi plan no bo mąż nie przebaczył.
Wiesz ja kiedyś zachowywałam się podobnie tzn.: biczowałam się za to co zrobiłam mężowi, przyjmowałam na siebie winę za wszystko co złe, Bóg wybaczył mi to wielokrotnie ale dla mnie to było zbyt mało, no bo jak to przecież ja go tak bardzo zraniłam, zniszczyłam małżeństwo, naszą relację, usprawiedliwiałam jego każde zachowanie ( a nie było ono fajne delikatnie mówiąc i trwało kilka lat). Doszło do tego, że zaczęłam nienawidzieć siebie. Nie mogłam przebaczyć sobie i ciagle czekałam na przebaczenie męża. To była jak jakaś obsesja. Czułam się tym wykończona i udręczona.
Kiedyś ktoś mi powiedział: nieźle szatan cię wkręcił i tobą pogrywa: nie przyjmujesz miłości Boga, Jego przebaczenia, przez co twoja skrucha przerodziła się w pychę.
Bóg po wielu modlitwach I rozmowach z Nim wyprowadził mnie z tego. Uwolnił od nienawiści do samej siebie. Przebaczyłam sobie. Zrozumiałam ze każdy popełnia błędy, że na sytuacje w moim małżeństwie składa się wiele czynników a nie tylko to co zrobiłam, że tak naprawdę nie mam wpływu na to co zrobi mój mąż z tą raną i z tą sytuacją. Chociaż naprawdę próbowałam chyba wszystkiego żeby to naprawić.
Dałam sobie spokój i zajęłam się praca nad sobą ( w czym tez pomogli mi forumowicze, raptem kilka postów a otworzyły mi sie oczy).
Wiesz gdybym mogła ci coś doradzić: módl się o przyjęcie miłości i przebaczenia Pana Boga, o kochanie samej siebie z tym co zrobiłaś i o przebaczenie samej sobie.
Ściskam cię mocno!
ODPOWIEDZ