lustro pisze:
I mam wrażenie, że gdybyś faktycznie chciała wiedzieć, jak wygląda na prawdę ta relacja i chciała zmienić sytuację, to jedno i drugie już by się dawno stało.
Tobie też jest swojsko w tym wspólnym bagienku.
Takie ja mam odczucia
Lustro,
Jakby mi bylo swojsko, to nie byłoby mnie na tym forum.
Ale nawet dobrze , ze tak nieco brutalnie napisalaś, mobilizuje mnie to do dzialania.
To nie jest tak , ze nic z tym nie robilam, byla rozmowa z moderatorem z Sycharu, wskazanie do terapii malzenskiej czego maż odmowil.
Wtedy powinnnam ja pójsć sama , czego nie zrobilam, to jeden z licznych blędów.
Wiele piszecie o rodzinach pierwotnych.
Do mojej( wg mnie ok) terapeuta dopiero sie dokopie.
Mąż pochodzi z rodziny gdzie rodzice kochali sie( zycie razem, pomoc w chorobie) ale nie lubili( wieczne kłótnie, osobne spędzanie czasu, zero intymnosci malzeńskiej, osobne sypialnie- opowiadała tesciowa).
To byl specyficzny związek.
Jak mąż miał kilka lat pojawiła sie nieuleczalna choroba u rodzeństwa i trwała b.dlugo( nie zjednoczyła malzonków, przeciwnie- znowu opowiadala mi ze lzami tesciowa).
Więc coś coś do przepracowania by sie u niego znalazlo.
Jestesmy malzenstwem niepartnerskim, mąż daje sobie prawo do nieinformowania np kiedy wróci, ma specyficzną pracę, fakt ale ma totalnego swira na pkt swojej prywatności, jak ktos dzwoni i zapytam kto to coś powie na odczepnego, nie zawsze, ma humory jak baba w ciązy.
Uważam , ze sporo zrobilam aby sie od niego i emocjonalnie i zyciowo uniezaleznić( wlasne konto , kasa, testament na mnie),
Moze ktos myśli, ze siedze z załozonymi raczkami a on hulaj dusza , nie wraca na noc , pachnie obcymi perfumami a telefon pelen smsow.
Tak nie jest.
Chyba zrobie jak napisala Renta, dka mnie to troche szokujace( no jestem Mare troche nieporadna he he) ale zrobie to.
Ale przede wszystkim chce sie skupic na sobie, z pomocą terapeuty stanąc obok, nawet się cofnać kilka kroków i popatrzeć na siebie.
A czego chcę?
Przede wszystkim prawdy, jaka to relacja( od męza sie nie dowiem, tzn on mówi ze to kumpela(?))
Co mogę stracić?
No, na spacery o zachodzie slońca i okrzyk , jedziemy na weekend kochanie nie liczę ( już)
Mare w wątku Smutku( chyba) napisał , ze mogą być dobre zwiazki bazujące na odpowiedzialniści i lojalności( nie wiem czy dobrze zrozumialam, ale to takie bez milości? ).
Przypomnialo mu sie ze mąż kiedyś dokladnie tak samo powiedział.
Możliwy scenariusz wg mnie jest taki- zakochal sie wiele lat temu, biedna samotna, poczucie obowiązky ze nalezy pomagać.
Seks , może..
Wyrzuty sumienia więc przerwy w kontaktach( i byly).
Potem powoli powroty na herbatki( bez seksu, pomoc dzieciom) , wyrzuty sumienia niewielkie bo- nie zaniedbuję domu( zona marudzi jak zwykle), robię chrześcijanskie uczynki( ponagam)
Rok temu deklaracja- nie spotykamy się, ale sie spotykamy, więc tlumaczenie , ze wizyta z ŻYCZENIAMI to nie jest spotykanie sie, on odwiedza...
Chyba nazywa sie to robienie z kogoś wariata.