Jak się wybacza

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się wybacza

Post autor: Niepoprawny83 » 13 lip 2022, 23:13

...Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza...
Zaufaliśmy miłości.

Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Julit » 14 lip 2022, 8:36

Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj.

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 16 lip 2022, 9:58

Dziękuję.

Mąż wyprowadził się. Pierwszy szok minął i poczułam ulgę. Nie taką czystą i radosną, ale jednak. Zaczęłam się przyglądać temu. Jak to? Dlaczego nie jestem zdruzgotana, nie wpadam w rozpacz?

Oczywiście nie jest idealnie, bywa ciężko samej z dziećmi. Ale nie jest tak źle..

Zobaczyłam jak bardzo było mi z nim źle w tym kryzysie. Jak bardzo cierpiałam. Byłam w związku bez miłości, kochając, ale nie otrzymując nic w zamian. Cykliczne wybuchy złości, nieumiejętność panowania nad sobą, tłumaczona TĄ sytuacją.. Życie w jakimś napięciu... To było złe. Dla mnie. Dla dzieci. Powtarzanie, że nie chce krzywdzić, ale nieustannie robił to..

Pierwsza myśl po wyprowadzce była taka, że w końcu będzie spokój. I jest! I jest mi dobrze. I ciężko uwierzyć, że tak długo to trwało.. Okazuje się, że przez te półtora roku, mimo wszelkich starań, nie dało się żyć normalnie. Emocje targały całą rodziną. Nie wiem co jest przyczyną, dlaczego mąż stał się taki niezrównoważony. Ale nie chcę zgadywać. Chcę zająć się sobą. Zaopiekować się. Miło spędzać czas z dziećmi. Zadbać też o nie bardziej.

Powiedziałam mężowi, że po tym wszystkim co przeszłam, co przerobiłam i dokąd doszłam (raczej do Kogo), jestem i będę szczęśliwym człowiekiem, z mężem czy bez niego. On zaś chce "jeszcze być szczęśliwy". Tyle, że beze mnie.

Mam poczucie, że tego małżeństwa już nie da się tego naprawić. Wiem... Nie takie rzeczy Bóg naprawiał.. Wiem.. Nie umiem pogodzić w sobie tych myśli, opcji. Nie chcę męża takiego jaki był teraz. Czuję złość na niego i w kontakcie z nim nie umiem tego ukryć. Skracam więc kontakt do minimum, żeby tego zbytnio nie pokazać. Wolałabym go nie widywać przez dłuższy czas..
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 17 lip 2022, 10:31

Wracam już coraz bardziej do siebie. Jak zwykle piszę w emocjach i kiedy stygnę nieco, rozum i stabilność powraca.

Wierzę, ufam, robię swoje. A męża powierzam Panu.

Ostatnio, czy to na forum czy szukając wartościowych książek i nagrań, kiedy napotykam silne postawy mężczyzn, bardzo wzbudzają we mnie podziw. Wiadomo, tęsknię do takiej postawy u męża. Ale lubię się im przyjrzeć bliżej dla siebie. Daje mi to inspirację do bycia.. lepszą kobietą? Mądrą, silną, niezłomną, stałą. Wiele jest tych cech, które chciałbym rozwijać czy mieć. Wiem, że mam w sobie potencjał do bycia taką kobietą, żoną, matką. Odnajduję w tym powołanie. I cały czas proszę o prowadzenie w tej drodze..
I nie jest to chęć bycia taką tylko dla męża. Chcę być taka w swoich oczach, dla poczucia własnej wartości.
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4347
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się wybacza

Post autor: ozeasz » 17 lip 2022, 21:44

Tycjana pisze:
16 lip 2022, 9:58
Czuję złość na niego i w kontakcie z nim nie umiem tego ukryć. Skracam więc kontakt do minimum, żeby tego zbytnio nie pokazać. Wolałabym go nie widywać przez dłuższy czas..
A może nie kryć tej złości, a wyrazić ją tak, by być w zgodzie ze sobą a nie zranić tu męża czy innej osoby?

Inni właśnie widzą że jest coś nie tak i domyślają, a po co?

Warto wyrazić swoje emocje skupiając się na komunikacie "ja", opisać co mi to robi, i co mnie złości, i jak sobie chcę z tym poradzić żeby w niej nie ugrzęznąć, podchodząc z miłością do siebie jak i interlokutora?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Ruta » 18 lip 2022, 11:37

ozeasz pisze:
17 lip 2022, 21:44
Tycjana pisze:
16 lip 2022, 9:58
Czuję złość na niego i w kontakcie z nim nie umiem tego ukryć. Skracam więc kontakt do minimum, żeby tego zbytnio nie pokazać. Wolałabym go nie widywać przez dłuższy czas..
A może nie kryć tej złości, a wyrazić ją tak, by być w zgodzie ze sobą a nie zranić tu męża czy innej osoby?

Inni właśnie widzą że jest coś nie tak i domyślają, a po co?

Warto wyrazić swoje emocje skupiając się na komunikacie "ja", opisać co mi to robi, i co mnie złości, i jak sobie chcę z tym poradzić żeby w niej nie ugrzęznąć, podchodząc z miłością do siebie jak i interlokutora?
Myślę, że to dobry pomysł. Wyrażać emocje. Niewyrażone emocje rodzą sporo napięcia w relacjach. Czuć je w powietrzu. Ale jeśli nie są otwarcie wyrażane, pozostają domysły i jest nie za przyjemnie.

Dla mnie było to bardzo trudne, zacząć wyrażać emocje, szczególnie te z kategorii smutek, zranienie - bałam się reakcji męża. Niepotrzebnie jak się okazało. Jak zaczęłam okazywać takie emocje, spokojnie, z szacunkiem bez oczekiwać, mój mąż zaczął na nie reagować. Z empatią.

Ze złością było inaczej. Problem był po obu stronach. Ja się bałam ją wyrażać, mój mąż być jej adresatem. Mąż robił uniki, kiedy wiedział, że mogę się wściec. Aż do dnia gdy się wkurzyłam, przy kolejnym uniku. Nie było wobec kogo wyrazić złości... Ton wkurzające!!!
Ale od czego mamy smsy...Napisałam mężowi, ze jestem wściekła i z jakiego powodu, oraz, że chcę konstruktywnego rozwiązania, a jemu od mojej złości nic się nie stanie, nie zamierzam go zabijać, ale chcę żeby wiedział, że ta konkretna sytuacja mnie wkurzyła. I że nie chcę takich sytuacji w przyszłości. Od tamtej pory mąż robi mniej uników, nawet jak coś zawali. Myślę, że głównie dzięki zmianie w moim sposobie okazywania złości. Co innego o niej opowiedzieć, co innego ją na kogoś wylać :)

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 18 lip 2022, 19:32

Dziękuję. Wiem, że macie rację. Nie mogę tego dusić w sobie. I pewnie nie będę. Typem ciskającym gromy nie jestem. Ale też nie należę do osób, które będą złość dusić i pielęgnować w sobie, bo jej po prostu nie lubię.

Przez całe małżeństwamo mąż zarzucał mi, że chowam urazę za wiele rzeczy. I miał rację. Więc podczas kryzysu starałam się zawalczyć z tym mechanizmem. Także po to, by wybaczyć zdradę i umieć z nią żyć. Bardzo nad tym pracowałam, dla siebie i dla męża.

Więc złość też muszę ogarnąć. Trochę ją wybiegam, to mnie ratuje.. Ale postaram się ją puścić...

Mam w ogóle problem z tym jak traktować męża. Nie mam ochoty na kontakt, bycie miłą i uprzedziłam go o tym wprost. Musi minąć trochę czasu..
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 18 lis 2022, 17:56

Cześć wszystkim po długiej przerwie. Kilka razy już myślałam o tym, żeby się odezwać, ale zawsze coś mnie hamowało. Chyba nie było o czym pisać.

Właściwie chyba nadal nie ma o czym, bo z jednej strony mogę napisać, że wszystko jest bez zmian (czyli mąż nie wrócił). Ale z drugiej właściwie wszystko się zmieniło i zmienia cały czas.

Przede wszystkim ja się zmieniam, mając nadzieję, że nie są to tylko zmiany odczuwane przeze mnie. O tym nie będę się rozpisywać, bo jakoś czuję, że to dość osobiste sprawy.. W każdym razie jest mi dobrze, psychicznie i duchowo ;)

A mąż, mimo, że nie wrócił, też zmienił się, a właściwie wydaje się, że psychicznie wrócił do siebie, dzięki czemu nie czuję już niepokoju w kontakcie z nim. W każdym razie nie dokłada krzywd, ale stara się jak potrafi. Nasza relacja jest dobra, choć nie ma znamion chęci powrotu.

Zjęłam się sobą, swoim życiem z dziećmi. Jest dobrze, choć czasem ciężko, jak w życiu. Ufam i oddaję to wszystko Bogu, całkiem i bez dyskusji.

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Pewnie będę tu zaglądać, nadal nieregularnie.

Z Panem Bogiem
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Ruta » 19 lis 2022, 7:52

Tycjana pisze:
18 lis 2022, 17:56
Cześć wszystkim po długiej przerwie. Kilka razy już myślałam o tym, żeby się odezwać, ale zawsze coś mnie hamowało. Chyba nie było o czym pisać.

Właściwie chyba nadal nie ma o czym, bo z jednej strony mogę napisać, że wszystko jest bez zmian (czyli mąż nie wrócił). Ale z drugiej właściwie wszystko się zmieniło i zmienia cały czas.

Przede wszystkim ja się zmieniam, mając nadzieję, że nie są to tylko zmiany odczuwane przeze mnie. O tym nie będę się rozpisywać, bo jakoś czuję, że to dość osobiste sprawy.. W każdym razie jest mi dobrze, psychicznie i duchowo ;)

A mąż, mimo, że nie wrócił, też zmienił się, a właściwie wydaje się, że psychicznie wrócił do siebie, dzięki czemu nie czuję już niepokoju w kontakcie z nim. W każdym razie nie dokłada krzywd, ale stara się jak potrafi. Nasza relacja jest dobra, choć nie ma znamion chęci powrotu.

Zjęłam się sobą, swoim życiem z dziećmi. Jest dobrze, choć czasem ciężko, jak w życiu. Ufam i oddaję to wszystko Bogu, całkiem i bez dyskusji.

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Pewnie będę tu zaglądać, nadal nieregularnie.

Z Panem Bogiem
Cieszę się Tycjano razem z tobą zmianami. Dobrze przeczytać, że choć jest trudno, to jest dobrze :)
Zaglądam czasem z myślą o tobie, czy nie napisałaś. Parę razy miałam nawet sama zagadnąć, ale tak czułam, że potrzebujesz czasu, przestrzeni. Jesteś za to w mojej modlitwie.
To co napisałaś odbieram tak, że warto koncentrować się na relacji tu i teraz, a nie na tym, "by mąż wrócił". Że taka presja nawet dla samej siebie nie jest potrzebna, nie mówiąc już o presji na drugą osobę. Czeka mnie w związku z tym solidny rachunek sumienia, na ile jeszcze "czekam czekając". To kolejny kamyczek do ogródka moich rozważań, bo ostatnio wglądam w moje intencje "powrotowe". Co się kryje pod moim rozumieniem powrotu. Wygoda związana z podziałem rachunków na dwoje? Zaspokojenie moich potrzeb wszelakich? Udowodnienie, że się spisałam na medal, pracowałam, zasłużyłam i dostałam? Pragnienie poczucia bezpieczeństwa? Mniej we mnie takich intencji niż kiedyś, ale nie jestem od nich całkowicie wolna. I tak sobie myślę, że celem, do którego jeszcze nie dojrzałam, jest wypełnianie w małżeństwie Woli Bożej, dorastanie do miłości i wyrastanie z egoizmów. I to się dzieje także poprzez kryzys. I tak powoli buduje się we mnie zgoda na to co jest, a powoli (bardzo powoli) ustaje we mnie oburzenie na postępowanie męża.

Dziękuję, że dzielisz się swoją drogą.

Pozdrawiam Cię serdecznie, z modlitwą :)

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 16 sty 2023, 15:58

Przepraszam, że się nie odzywam. Mam jakiś problem z obecnością na forum. Zaczęłam w pewnym momencie postrzegać je jako miejsce, gdzie wciąż pojawiają się nowe historie zdrad i rozpadów małżeństw.. I chyba mnie to przytłaczało, ściągało wciąż do tego smutnego miejsca w moim życiu, jakbym już mogła się tylko kręcić w kółko, tylko wokół tego...Choć pewnie i tak to robię na swój sposób.. Ale musiałam się odciąć...
I jakoś mi to szło. Moją własną drogą nawrócenia, ale.. Zawsze przecież musi być jakieś ale ;) Zaczęłam wątpić czy dobrze idę. Tylko nie wiem od kogo te wątpliwości są i czy słuszne..

Minęło pół roku od wyprowadzki męża. Nasze kontakty są prawie codzienne, ze względu na to, że mąż chce aktywnie uczestniczyć w wychowaniu dzieci, zważywszy też na fakt niepełnosprawności młodszego dziecka, którego samotne wychowanie byłoby dla mnie bardzo obciążające. Widać, że mu na nich zależy.

Nasze relacje są dobre, na tyle, że wydawało mi się, że po prostu idą już w dobrą stronę, jakby wyczyszczone już z kłótni, z tego, co złe, przykre.
Okazało się jednak, że mąż po prostu zaczął traktować mnie jako dobrą koleżankę, do której wpada na kawę. I w pewnym momencie wyszło, że jest po prostu bardzo zadowolony z tego jak jest.

Wiem, że mogę na nim polegać. Że nie odmówi pomocy z czymś w domu... Ale o co tu chodzi? To wygląda na układ. Mamy wspólne konto, dzieci, rachunki, kredyt, wszystko. Mąż nie proponuje ani rozwodu, ani separacji. Jeśli zdarzały się momenty mojego odsuwania się, nawet złości, bo ciężko mi z tym czasem i wprost mówiłam, że mi taki układ nie pasuje, zawsze kończyło się to źle, zawsze wyglądało jak moja niechęć, za którą mąż chce mnie ukarać, pokazać, że przecież nie musi być taki dobry.. Widzę, że te jego "złe" zachowania są jakby nie jego, że on chce być dobry i dla mnie i dzieci, mimo wszystko..

Tracę czasem sens. Miałam czas, kiedy myślałam o spakowaniu wszystkiego i wyprowadzce z dziećmi. Byle nie mieć tak często kontaktu. Ale nie umiem tego zrobić. Wyrwać się z korzeniami... Jest to trochę bez sensu, szczególnie ze względu na dzieci.. I w mojej głowie jest raczej ucieczką, niż rozwiązaniem..

Więc żyjemy dalej, ale mam z tym problem. Jak traktować męża, żeby nie mieć poczucia, że jednak dałam się wciągnąć w ten układ. Układ, w którym mąż ma poczucie (takie typowo świeckie), że rozstaliśmy się, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Z mojej perspektywy nie możemy, bo co to za przyjaźń, kiedy jedna strona cierpi?

Wiem, że nadal mam prawo uczyć się rozeznawać co w moim w życiu jest Boże, a co nie. Już się tak nie biczuję za to, że popełniam błędy albo nie wiem co robić. Wkurza mnie, że nie wiem, ale jednak daję sobie prawo do tego. I jeśli czegoś nie rozumiem i nie umiem rozwiązać, to nie koniec świata. Po prostu ufam, że przyjdzie to z czasem. Wiem, że w tych najważniejszych sprawach podjęłam dobre decyzje. Przestaję też wymagać od siebie rzeczy, których nie umiem jako ja, człowiek tak, a nie inaczej stworzony przez Boga. Że jestem dobra taka, jaka jestem. Nie sądzę, żeby Bóg wymagał ode mnie bycia kimś kim nie jestem tylko po to, by mąż do mnie wrócił...

Napiszcie proszę co tu widzicie.. Potrzebne mi nowe światło 😊
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się wybacza

Post autor: Niepoprawny83 » 17 sty 2023, 17:19

Tycjana pisze:
16 sty 2023, 15:58


Nasze relacje są dobre, na tyle, że wydawało mi się, że po prostu idą już w dobrą stronę, jakby wyczyszczone już z kłótni, z tego, co złe, przykre.
Okazało się jednak, że mąż po prostu zaczął traktować mnie jako dobrą koleżankę, do której wpada na kawę. I w pewnym momencie wyszło, że jest po prostu bardzo zadowolony z tego jak jest.

Wiem, że mogę na nim polegać. Że nie odmówi pomocy z czymś w domu... Ale o co tu chodzi? To wygląda na układ. Mamy wspólne konto, dzieci, rachunki, kredyt, wszystko. Mąż nie proponuje ani rozwodu, ani separacji. Jeśli zdarzały się momenty mojego odsuwania się, nawet złości, bo ciężko mi z tym czasem i wprost mówiłam, że mi taki układ nie pasuje, zawsze kończyło się to źle, zawsze wyglądało jak moja niechęć, za którą mąż chce mnie ukarać, pokazać, że przecież nie musi być taki dobry.. Widzę, że te jego "złe" zachowania są jakby nie jego, że on chce być dobry i dla mnie i dzieci, mimo wszystko..

Tracę czasem sens. Miałam czas, kiedy myślałam o spakowaniu wszystkiego i wyprowadzce z dziećmi. Byle nie mieć tak często kontaktu. Ale nie umiem tego zrobić. Wyrwać się z korzeniami... Jest to trochę bez sensu, szczególnie ze względu na dzieci.. I w mojej głowie jest raczej ucieczką, niż rozwiązaniem..

Więc żyjemy dalej, ale mam z tym problem. Jak traktować męża, żeby nie mieć poczucia, że jednak dałam się wciągnąć w ten układ. Układ, w którym mąż ma poczucie (takie typowo świeckie), że rozstaliśmy się, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Z mojej perspektywy nie możemy, bo co to za przyjaźń, kiedy jedna strona cierpi?

Wiem, że nadal mam prawo uczyć się rozeznawać co w moim w życiu jest Boże, a co nie. Już się tak nie biczuję za to, że popełniam błędy albo nie wiem co robić. Wkurza mnie, że nie wiem, ale jednak daję sobie prawo do tego. I jeśli czegoś nie rozumiem i nie umiem rozwiązać, to nie koniec świata. Po prostu ufam, że przyjdzie to z czasem. Wiem, że w tych najważniejszych sprawach podjęłam dobre decyzje. Przestaję też wymagać od siebie rzeczy, których nie umiem jako ja, człowiek tak, a nie inaczej stworzony przez Boga. Że jestem dobra taka, jaka jestem. Nie sądzę, żeby Bóg wymagał ode mnie bycia kimś kim nie jestem tylko po to, by mąż do mnie wrócił...

Napiszcie proszę co tu widzicie.. Potrzebne mi nowe światło 😊

Tam gdzie światło tam i cień, zacznijmy nietypowo od cienia.

Masz Tycjano słuszne oczekiwania tylko twój mąż na chwilę obecną nie może ich spełnić. Taki układ jak sama widzisz jest dla ciebie szkodliwy, bo inwestujesz zbyt wiele, a otrzymujesz przyjacielską relację. Zresztą z tą przyjaźnią też bym był ostrożny, skoro twój małżonek obmyślił sobie nową normalność i daje ci odczuć, że jeśli się do niej nie dostosujesz to nie będzie już tak miło. Wie dobrze czego się boisz i wykorzystuje to, to nie jest przyjaźń.

Nie zmusisz go do zmiany jego postawy, sama wiesz. Z jakiś względów jest mu tak wygodnie i najwyraźniej nie ma dla niego dużego znaczenia, że cierpisz z tego powodu, liczy się jego komfort.
Taka jest w mojej opinii obecna sytuacja u was. Wiem, że tu się nie radzi, tylko dzieli doświadczeniem, ale ja w oparciu o swoje doświadczenie radzę Ci odstawić oczekiwania na bocznicę bezterminową. Odstawić naprawdę. One są słuszne, tylko twój mąż nie jest w stanie im sprostać w chwili obecnej. Tu nie chodzi o oszukiwanie samego siebie, tylko o stanięcie w prawdzie. Nie ma na razie opcji na inny układ, więc trwam w tym, ale nie inwestuje w niego więcej niż to niezbędne ze względu na dzieci i potrzeby bytowe. Odcięcie, ale nie fizyczne tylko mentalne, które nie pozbawi cię zupełnie powodu do smutku ale pozwoli mentalnie wyjść z niezdrowego, krzywdzącego układu. Wiem, ze trzeba się tu zmierzyć z bolesnym poczuciem odtrącenia, ale jeśli cię to pocieszy to odtrącił cię tylko jeden facet (być może nawet nie chodzi tu nawet o ciebie, może nie umie kochać) a od reszty facetów odcięłaś się sama swoją przysięgą, więc to twój wybór tak naprawdę, a nie mus. Mi to przynajmniej pomaga.

Nie wymagaj za wiele od męża, zapewne odniesie to odwrotny skutek. Jeśli przez kilka kwartałów zastanawiał się co czuje, a obecnie wystarcza mu taka relacja to wg mnie ma spore deficyty, których ty przecież nie nadrobisz. Wykluczasz Kowalską?

Czy mąż zna cię na wylot? Może warto trochę osłonić się przed nim, budować na nowo tylko swój świat. Masz przy dwójce dzieci czas na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi? Masz swoich przyjaciół?

W sumie powtórzyłem po prostu większość twoich spostrzeżeń co do tej "przyjaźni", teraz tylko czas na wnioski.
Zgadzam się wszakże z tym, że masz prawo nie wiedzieć co robić.
Zaufaliśmy miłości.

Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4347
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się wybacza

Post autor: ozeasz » 17 sty 2023, 20:02

Tycjana pisze:
16 sty 2023, 15:58
Okazało się jednak, że mąż po prostu zaczął traktować mnie jako dobrą koleżankę, do której wpada na kawę. I w pewnym momencie wyszło, że jest po prostu bardzo zadowolony z tego jak jest.
Rozumiem że oczekujesz czegoś innego, tylko może on teraz tak ma, i co wtedy?

Masz w głowie schemat relacji która jest dla Ciebie idealna, tylko czy możliwa?

Masz na teraz wybór, uznać ten stan jako przejściowy ale akceptowalny przyjąć to jako drogę do celu lub jako stan nieakceptowalny bo taką przyjmujesz granicę.

Pamiętaj jednak, że osoba na którą mamy wpływ to Ty sama, innych nie kontrolujemy, ustawiając granice możemy zyskać ale też możemy stracić coś co mamy obecnie, choć granice są obszarem naszego funkcjonowania wytyczonym by nasze potrzeby mogły być zaspokajane to jednak samoistnie są również ograniczeniem.
Tycjana pisze:
16 sty 2023, 15:58
Więc żyjemy dalej, ale mam z tym problem. Jak traktować męża, żeby nie mieć poczucia, że jednak dałam się wciągnąć w ten układ. Układ, w którym mąż ma poczucie (takie typowo świeckie), że rozstaliśmy się, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Z mojej perspektywy nie możemy, bo co to za przyjaźń, kiedy jedna strona cierpi?
Czy to nie jest tak, że życie bez cierpienia jest jakąś abstrakcją? Nawet w przyjaźni, przecież tam gdzie dwie osoby tam też dwa różne światy, na styku zawsze będą jakieś napięcia które są raczej czymś normalnym, wręcz nieraz rozwojowym.

Obdarzanie się dobrem i błogosławienie siebie nawzajem jest istotą miłości o której mówił Jezus, takie zachowanie należy nawet przejawiać wobec nieprzyjaciół, warto sobie uświadomić że wolność osoby nie może być ograniczona w imię miłości chyba że jest aktualnie wyborem danej osoby. To moje refleksje na temat m.in. relacji, miłości małżeńskiej.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Ruta » 18 sty 2023, 19:43

Ja widzę, że mąż narzuca ci swoje warunki. Jest gotów wywiązywać się ze swoich obowiązków (to nie to samo co wsparcie, zdajesz sobie z tego sprawę?), ale pod warunkiem, że nie będziesz "robić cyrków", czyli okazywać, że mąż cię krzywdzi i rani.

Nie widzę w tym dobra, widzę wyrachowanie i wykorzystywanie twojej zależności, związanej z wychowywaniem dziecka z niepełnosprawnością i twoją obawą, że mąż może się wycofać, obciążając wszystkim ciebie. Takie obawy są zasadne, bo samotne wychowywanie dzieci jest trudne.

W sytuacji zależności czasem potrzebujemy wiele znieść. Ale nie zawsze znoszenie jest dobre i nie zawsze korzystne. Do rozważenia jest zapewne kwestia korzyści i strat związanych ze znoszeniem trudnych sytuacji. Zapewne też kwestia tego, co się stanie, gdy mąż się ze swojej "pomocy" wycofa.

Mój mąż przez pewien czas po swoim odejściu nie składał pozwu, niby nawet pomagał, niby wspierał i chciał mieć kontakty. U nas posypało się szybko, bo mąż poległ na swoich uzależnieniach. Ale generalnie plan był taki, że mamy się przyjaźnić i współpracować dla dobra dzieci, a tak dokładniej mąż szykował się do tego, by dobrze wypaść w sądzie, jako dobry odpowiedzialny ojciec, kulturalny człowiek, któremu tylko się "nie ułożyło" z żoną. Gdyby nie zaczął na nowo przychodzić nietrzeźwy, jego plan pewnie by wypalił. Ja wtedy wszystko brałam za dobrą monetę i byłam niezwykle naiwna.

Chyba cię już kiedyś o to pytałam. Czy czasem odczuwasz gniew? Co z nim robisz?

Dokąd bałam się swojego gniewu, agresji, dotąd nie umiałam się bronić, stawiać granic. I nie chodzi o to, by stac się osobą agresywną, czy uciekac się do przemocy. Chodzi o to, by rozumieć swoje uczucia i nad nimi panować. Ale też rozumieć, skąd się biorą i co sygnalizują. Polecam wystąpienia księdza Grzywocza na You Tubie, jedno z tych, które mi pomogły to "Trochę inaczej o agresji".

Tycjana
Posty: 2522
Rejestracja: 07 kwie 2021, 15:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się wybacza

Post autor: Tycjana » 19 sty 2023, 14:05

Dziękuję za odpowiedzi. Długo myślałam o tym, co napisaliście. I chyba utwierdziłam się w przekonaniu, że posiadanie granic jest dla mnie ważne. I potrzebne, żebym nie czuła się wykorzystana lub też raczej, żebym nie czuła, że daję mężowi pozorną akceptację tej sytuacji. No nie daję. Nie chcę. Nie umiem.

Mam też stałego świadka tej sytuacji - starsze, nastoletnie już dziecko. I nie chcę, żeby dostawało sprzeczne komunikaty, miało poczucie, że to w porządku, że tata odszedł. Widzi, że cierpię, choć bardzo staram się zapewnić dzieciom szczęśliwą teraźniejszość. Ale chyba jednak w granicach. Że nie wszystko w życiu wolno. I że pewne decyzje mają swoje konsekwencje.

I, Ozeaszu, nie zgadzam się z tym, że w przyjaźni się cierpi. Zupełnie się nie zgadzam. Mam jedną przyjaciółkę, od lat, mogę cierpieć z nią, ona ze mną w moim cierpieniu, ale nigdy źródlem cierpienia dla siebie nie byliśmy...

Czytając ostatnio Pismo trafiłam na fragment, w którym Jezus chciał kogoś uzdrowić w szabat, w obecności faryzeuszy: "Wtedy spojrzawszy na nich dokoła z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc, rzekł (...) ".
I mam poczucie, że tak właśnie Jezus patrzy na mojego męża: z gniewem i zasmucony... Co wynika z miłości oczywiście. I ja też te uczucia w sobie mam. Wszystkie. Gniew też bywa. Wraca. I chyba pomaga.

Blisko mi do tego co napisałaś, Niepoprawny83, że dobrze byłoby nie inwestować w tę relację. Tak czuję, nie chcę mieć oczekiwań i szczerze mówiąc, gdyby nie dzieci, chętnie bym się z tej relacji wycofała całkowicie (miłość z oddali, jakby to powiedział ks. Dziewiecki). Trudne, bolesne, ale byłoby dla mnie najlepsze. Ale nie jestem sama. Są dzieci.

Czasem myślę, że to mąż nie umie się wycofać, a czasem podejrzewam, jak sugerowała Ruta, że może to tylko gra, taki etap przejściowy przed rozwodem. Pewnie gdyby była stała Kowalska i amok, mąż byłby inny. Mniej zaangażowany, chętny do współpracy, a może już byśmy byli w sądzie?
Amoku nie ma. Może jest ktoś przelotnie, nie wiem. Jest obecność, ale i suche "niekochanie". Może bardziej niezdolność? Zatwardziałość...

Czuję, że jestem trochę w patowej sytuacji, bo jednak nie rzucę wszystkiego, żeby się odciąć. Jednak. Albo jeszcze nie teraz. A mimo wszystko nie jest aż tak źle, nie jest tragicznie, dramatycznie.
Jest dokładnie tak, żeby dało się jeszcze naprawić i aż tak, żeby nic nie zmieniać i trwać w tym latami..

I mam poczucie, że nic już nie zrobię, że to nie ode mnie zależy... Może warto tylko tego nie popsuć, nie dając się przy tym zwariować, zmanipulować czy uwiązać? Czekać nie czekając.. to przecież oksymoron, to nielogiczne... Da się...?
"Kto pierwszy zacznie kochać ten wygrał i ma szansę uratować drugiego." Ks. Pawlukiewicz

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.

1Tes 5, 16-18

Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4347
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się wybacza

Post autor: ozeasz » 19 sty 2023, 17:41

Tycjana pisze:
19 sty 2023, 14:05
I, Ozeaszu, nie zgadzam się z tym, że w przyjaźni się cierpi. Zupełnie się nie zgadzam. Mam jedną przyjaciółkę, od lat, mogę cierpieć z nią, ona ze mną w moim cierpieniu, ale nigdy źródlem cierpienia dla siebie nie byliśmy...
Może być jak piszesz, czy jedno wyklucza drugie, ja mam takie doświadczenie?

Przyjaźń przyjaźni nierówna, przyjaciel kiedy zauważy coś co nie jest budujące w życiu przyjaciela i mu to komunikuje może doprowadzić do tego że tamten doświadczy cierpienia, nieraz nasze zmiany od cierpienia się zaczynają, ale też każdy ma swoją drogę.

Mam przyjaciela z którym nieraz się ścierałem, mimo że to mój "ojciec duchowy", im byliśmy bliżej i znajdowaliśmy mnóstwo podobieństw zarazem coraz wyraźniej objawiała się przestrzeń inności która była zwykle powodem tarć, było to rozwijające doświadczenie dzięki któremu umiem docenić inność zarazem jej nie dyskredytując, właśnie te nasze różnice czynią relacje bogatymi i prawdziwymi kiedy potrafimy to uszanować.

Jestem przekonany do tego, że to nie drugi najczęściej jest źródłem cierpienia(pomijając te fizyczne) a zwykle nasza percepcja(oprogramowanie) i szeroko pojęta interpretacja świata.
Tycjana pisze:
19 sty 2023, 14:05
Blisko mi do tego co napisałaś, Niepoprawny83, że dobrze byłoby nie inwestować w tę relację. Tak czuję, nie chcę mieć oczekiwań i szczerze mówiąc, gdyby nie dzieci, chętnie bym się z tej relacji wycofała całkowicie (miłość z oddali, jakby to powiedział ks. Dziewiecki). Trudne, bolesne, ale byłoby dla mnie najlepsze. Ale nie jestem sama. Są dzieci.
To powszechne w moim odczuciu, taka reakcja na brak okazywanej miłości z drugiej strony, to też pokazuje jak nasza ludzka, małżeńska miłość jest warunkowa, ułomna, jak łatwo nam podważyć sens kochania tych którzy nas nie kochają, lub od których tej miłości nie doświadczamy w naszym mniemaniu.

Tak jakby nasze słowa przysięgi przestały obowiązywać z chwilą uznania że jest się nie kochanym, dziękuję Jezusowi już nie pierwszy raz, że Jego miłość jest inna, bezwarunkowa, On kocha pomimo naszej obojętności i nieobecności, niewierności w relacji z Nim, a Jej moc jest wręcz odwrotnie proporcjonalna do naszego zaangażowania, od Jezusa uczę się kochać, ludzie są zwykle skupieniu mocno na sobie i na tym by sami byli kochani.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości