Re: Jak się wybacza
: 13 lip 2022, 23:13
...Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza...
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
https://www.kryzys.org/
A może nie kryć tej złości, a wyrazić ją tak, by być w zgodzie ze sobą a nie zranić tu męża czy innej osoby?
Myślę, że to dobry pomysł. Wyrażać emocje. Niewyrażone emocje rodzą sporo napięcia w relacjach. Czuć je w powietrzu. Ale jeśli nie są otwarcie wyrażane, pozostają domysły i jest nie za przyjemnie.ozeasz pisze: ↑17 lip 2022, 21:44A może nie kryć tej złości, a wyrazić ją tak, by być w zgodzie ze sobą a nie zranić tu męża czy innej osoby?
Inni właśnie widzą że jest coś nie tak i domyślają, a po co?
Warto wyrazić swoje emocje skupiając się na komunikacie "ja", opisać co mi to robi, i co mnie złości, i jak sobie chcę z tym poradzić żeby w niej nie ugrzęznąć, podchodząc z miłością do siebie jak i interlokutora?
Cieszę się Tycjano razem z tobą zmianami. Dobrze przeczytać, że choć jest trudno, to jest dobrzeTycjana pisze: ↑18 lis 2022, 17:56 Cześć wszystkim po długiej przerwie. Kilka razy już myślałam o tym, żeby się odezwać, ale zawsze coś mnie hamowało. Chyba nie było o czym pisać.
Właściwie chyba nadal nie ma o czym, bo z jednej strony mogę napisać, że wszystko jest bez zmian (czyli mąż nie wrócił). Ale z drugiej właściwie wszystko się zmieniło i zmienia cały czas.
Przede wszystkim ja się zmieniam, mając nadzieję, że nie są to tylko zmiany odczuwane przeze mnie. O tym nie będę się rozpisywać, bo jakoś czuję, że to dość osobiste sprawy.. W każdym razie jest mi dobrze, psychicznie i duchowo
A mąż, mimo, że nie wrócił, też zmienił się, a właściwie wydaje się, że psychicznie wrócił do siebie, dzięki czemu nie czuję już niepokoju w kontakcie z nim. W każdym razie nie dokłada krzywd, ale stara się jak potrafi. Nasza relacja jest dobra, choć nie ma znamion chęci powrotu.
Zjęłam się sobą, swoim życiem z dziećmi. Jest dobrze, choć czasem ciężko, jak w życiu. Ufam i oddaję to wszystko Bogu, całkiem i bez dyskusji.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Pewnie będę tu zaglądać, nadal nieregularnie.
Z Panem Bogiem
Tycjana pisze: ↑16 sty 2023, 15:58
Nasze relacje są dobre, na tyle, że wydawało mi się, że po prostu idą już w dobrą stronę, jakby wyczyszczone już z kłótni, z tego, co złe, przykre.
Okazało się jednak, że mąż po prostu zaczął traktować mnie jako dobrą koleżankę, do której wpada na kawę. I w pewnym momencie wyszło, że jest po prostu bardzo zadowolony z tego jak jest.
Wiem, że mogę na nim polegać. Że nie odmówi pomocy z czymś w domu... Ale o co tu chodzi? To wygląda na układ. Mamy wspólne konto, dzieci, rachunki, kredyt, wszystko. Mąż nie proponuje ani rozwodu, ani separacji. Jeśli zdarzały się momenty mojego odsuwania się, nawet złości, bo ciężko mi z tym czasem i wprost mówiłam, że mi taki układ nie pasuje, zawsze kończyło się to źle, zawsze wyglądało jak moja niechęć, za którą mąż chce mnie ukarać, pokazać, że przecież nie musi być taki dobry.. Widzę, że te jego "złe" zachowania są jakby nie jego, że on chce być dobry i dla mnie i dzieci, mimo wszystko..
Tracę czasem sens. Miałam czas, kiedy myślałam o spakowaniu wszystkiego i wyprowadzce z dziećmi. Byle nie mieć tak często kontaktu. Ale nie umiem tego zrobić. Wyrwać się z korzeniami... Jest to trochę bez sensu, szczególnie ze względu na dzieci.. I w mojej głowie jest raczej ucieczką, niż rozwiązaniem..
Więc żyjemy dalej, ale mam z tym problem. Jak traktować męża, żeby nie mieć poczucia, że jednak dałam się wciągnąć w ten układ. Układ, w którym mąż ma poczucie (takie typowo świeckie), że rozstaliśmy się, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Z mojej perspektywy nie możemy, bo co to za przyjaźń, kiedy jedna strona cierpi?
Wiem, że nadal mam prawo uczyć się rozeznawać co w moim w życiu jest Boże, a co nie. Już się tak nie biczuję za to, że popełniam błędy albo nie wiem co robić. Wkurza mnie, że nie wiem, ale jednak daję sobie prawo do tego. I jeśli czegoś nie rozumiem i nie umiem rozwiązać, to nie koniec świata. Po prostu ufam, że przyjdzie to z czasem. Wiem, że w tych najważniejszych sprawach podjęłam dobre decyzje. Przestaję też wymagać od siebie rzeczy, których nie umiem jako ja, człowiek tak, a nie inaczej stworzony przez Boga. Że jestem dobra taka, jaka jestem. Nie sądzę, żeby Bóg wymagał ode mnie bycia kimś kim nie jestem tylko po to, by mąż do mnie wrócił...
Napiszcie proszę co tu widzicie.. Potrzebne mi nowe światło
Rozumiem że oczekujesz czegoś innego, tylko może on teraz tak ma, i co wtedy?
Czy to nie jest tak, że życie bez cierpienia jest jakąś abstrakcją? Nawet w przyjaźni, przecież tam gdzie dwie osoby tam też dwa różne światy, na styku zawsze będą jakieś napięcia które są raczej czymś normalnym, wręcz nieraz rozwojowym.Tycjana pisze: ↑16 sty 2023, 15:58 Więc żyjemy dalej, ale mam z tym problem. Jak traktować męża, żeby nie mieć poczucia, że jednak dałam się wciągnąć w ten układ. Układ, w którym mąż ma poczucie (takie typowo świeckie), że rozstaliśmy się, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Z mojej perspektywy nie możemy, bo co to za przyjaźń, kiedy jedna strona cierpi?
Może być jak piszesz, czy jedno wyklucza drugie, ja mam takie doświadczenie?
To powszechne w moim odczuciu, taka reakcja na brak okazywanej miłości z drugiej strony, to też pokazuje jak nasza ludzka, małżeńska miłość jest warunkowa, ułomna, jak łatwo nam podważyć sens kochania tych którzy nas nie kochają, lub od których tej miłości nie doświadczamy w naszym mniemaniu.Tycjana pisze: ↑19 sty 2023, 14:05 Blisko mi do tego co napisałaś, Niepoprawny83, że dobrze byłoby nie inwestować w tę relację. Tak czuję, nie chcę mieć oczekiwań i szczerze mówiąc, gdyby nie dzieci, chętnie bym się z tej relacji wycofała całkowicie (miłość z oddali, jakby to powiedział ks. Dziewiecki). Trudne, bolesne, ale byłoby dla mnie najlepsze. Ale nie jestem sama. Są dzieci.