Nino pisze: ↑08 mar 2022, 8:11
Zatem pisz, co u Ciebie, Viono
Nie czytam wszystkiego dokładnie, ale zapamiętałam, że borykasz się z brakiem miłości do męża. Pragniesz go kochać, a tu pustka w sercu. Też miałam taki okres podczas swojego długiego małżeństwa. Trwał kupe lat! To było między 30 a 40 rokiem życia.
A teraz przekroczyliśmy z mężem 50-tkę, mamy za sobą trwający 10 lat kryzys i powoli, powoli uczucie się odradza
I czułość. Intymność...
Niedawno śniło mi się, że mąż umarł. Boże, jaką poczułam tęsknotę za nim i ból.
Na szczęście to był tylko sen.
Dziękuję za zachętę
.
Mogę napisać to co zmieniło się w moim myśleniu tj. już nie liczę na to, że coś się diametralnie zmieni w naszym związku. Na początku związku miałam na pewno zachowania osoby uzależnionej od męża,ale podejrzewam o nie nas oboje . Zachowywałam się tak żeby nie dopuścić do nieprzyjemnych kłótni, chodziliśmy na palcach przy sobie, oboje przestaliśmy widywać się że znajomymi. Od partnera z którym miałam rozpocząć nowe życie bez męża też byłam uzależniona. A teraz mam wrażenie, że to mój mąż nie umie być niezależny od mnie. Przychodzi z pracy ciągle pyta mnie jak w pracy, chociaż mi się nie chce odpowiadać, robi mi w sobotę herbatę chociaż o nią nie proszę, wypytuje mnie ciągle co robię kiedy czytam książkę, siedzę z telefonem albo oglądam telewizję. To jest męczące, bo czuję się jakby na siłę chciał być uprzejmy i zebrał o atencję. Kiedyś chciałam poważnie rozmawiać o nas, ale była niechęć. Teraz czuję się jak z kimś kto nie ma swojego zdania i chodzi za mną jak, przepraszam za słowo, piesek. Ja płacę za zakupy bo tak wyszło, i więcej zarabiam, ale kiedy coś ustalimy, to kiedy nie ma jednego artykułu mój mąż do mnie dzwoni, bo sam nie zdecyduje praktycznie o niczym.Jednocześnie widzę, że nie zależy mu na wspólnie spędzonym czasie, ani na wspólnych wczasach, ale próbuje na zewnątrz zachować pozory kochającego się małżeństwa.Odbieram to jako nie szczerość,wynikającą z wielu jego problemów. Kiedy mnie irytuje czasami powtarzam sobie," mój mąż cenniejszy niż złoto". Robię to po to, aby przywołać do porządku myśli i podziękować Bogu za to, że jest jak jest.
Wszyscy jesteśmy teraz bardziej zatroskani o jutro więc ten czas nie sprzyja wielkim zmianom i planowaniu. Ale czasem myślę czy jest sens próbować rozmawiać poważnie z moim mężem na nasz temat. Od razu mówię, że byłoby to p to żeby nie tracić szansy, czasu, bo wiem że on może być jeszcze bardziej zagubiony niż ja.Jednak sama myśl o takich próbach doprowadza mnie do odruchów wymiotnych.Chyba jednak zmuszanie się do rozmów, bo dobrze byłoby, nie wyszłoby nikomu na dobre.
Co Wy o tym sądzicie?
Pozdrawiam. Z modlitwą!