Czy da się to naprawić?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 11 maja 2021, 11:48
nałóg pisze: 11 maja 2021, 10:07
no cóż.... jest tak prawidłowość:
geniusze uczą się na cudzych błędach ............
mądrzy ludzie na swoich........
ci mniej mądrzy tkwią w swoich błędach, cierpią, narzekają obwiniając otoczenie i Boga o to że cierpią, że jest im żle .
A jak określić tych, którzy po przeczytaniu kilku zdań wiedzą najlepiej, jak wygląda czyjeś życie?
Ci co są trzeźwymi alkoholikami, wiedzą co i jak, bo przeżyli to i wyszli z nałogu. Jak ich określić? dobre duszę :)
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: nałóg »

Jak piszesz wiedziałaś co robisz i z kim się wiążesz więc świadomie podjełaś ryzyko . To w czym problem? Czego oczekujesz od forumowiczów?Na temat uzależnień wiesz dużo, masz fachowych konsultantów w realu ...... jakie potrzeby chcesz zaspokoić na forum ?
Stokrotko, prawda o sobie bywa często gorzka jak lekarstwo lecz lekarstwo choć gorzkie to ciało leczy.Prawda leczy duszę.PD
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Tak, jak napisałam wyżej. Chciałabym to sobie poukładać w głowie i zrozumieć dlaczego odszedł. Bo tego tak na prawdę nie wiem. I zastanawiam się, co mogę zrobić żeby wrócił. Tak - żeby wrócił do mnie alkoholik. Ponieważ przez większość czasu było nam ze sobą dobrze, wręcz cudownie. Nie skreślam go jeszcze z powodu tej choroby, bo musiałabym też kilka innych osób ze swojego życia wykreślić. Znam takich, którzy walczą i choć zdarza im się upaść, to za każdym razem podejmują wysiłek i szukają metod, żeby to się nie powtórzyło. Znam mężczyznę, który od kilkunastu lat nie pije, a było już bardzo źle. Żona poszła w jego intencji na pielgrzymkę na Jasną Górę, wkrótce po tym zaczęło się poprawiać i podjął leczenie. Ja już na pielgrzymkę nie pójdę ale zawierzyłam go Matce Bożej na Jasnej Górze. Konsultowałam się z tamtejszym ośrodkiem, który zajmuje się pomocą osobom uzależnionym. Wiedziałam, że mąż nie złoży żadnych ślubów trzeźwości, a już na pewno nie w Kościele. Doradzono mi, żebym to ja złożyła w jego intencji. Złożyłam, choć dla mnie to akurat żadne wyrzeczenie. I nawet jeśli liczę na cud - to liczę. Niejednego cudu już doświadczyłam.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Bławatek »

Witaj.

Mój mąż nigdy nie miał problemu z alkoholem, bo prawie wogole nie pił, no chyba, że jakiś kieliszek wina czy piwo raz w miesiącu albo nawet rzadziej (zresztą podobnie jak ja). Natomiast w moim domu rodzinnym alkohol zawsze był (nawet w rodzinach wujostwa). Więc można powiedzieć, że z obserwacji jakieś doświadczenia mam. Na przykład gdy wiele lat temu mój tata zaczął chorować na serce to zaprzestał pić mocniejsze alkohole, piwo pije traktując jako napój orzeźwiający, niestety nie dociera do niego, że to też alkohol, ale fakt już od wielu lat nie był pijany więc widać, że się kontroluje. Natomiast moi bracia zawsze mieli problem z piciem - jeden potrafił iść o 20 do kolegów na Sylwestra a o 21 już wracał mocno chwiejnym krokiem. I oczywiście nic nie pamiętał i nigdy nie widział problemu. Niedawno był uziemiony w domu z powodu złamanej nogi więc miał przymusowy miesięczny odwyk, ale zaraz po odzyskaniu sprawności popłynął i wpadł w ciąg. Ja już mu 15 lat "suszę" głowę, tłumaczę, że się stoczył i może warto coś z tym nałogiem zrobić. Grochem o ścianę. Zawsze słyszę od niego, że się czepiam bo przecież on nie ma problemu i ma prawo tak jak inni wypić. Tylko, że jeden wypije 2 piwa do obiadu np i jest "prawie trzeźwy", a mój brat po 2 piwach już bywa pijany. Dopóki taka osoba sama nie dostrzeże problemu to nic się z tym nie da zrobić. Da się z taką osobą żyć - ale trzeba nastawić się, że takie okresy picia i bycia nie do życia będą coraz częstsze. Jeśli potrafisz to zaakceptować, jeśli nie przeszkadza Ci, że przez parę dni nie masz męża - tzn. nie spędzacie wspólnie czasu, wszystko jest na Twojej głowie bo on pije lub trzeźwieje, jeśli Ci takie życie odpowiada to OK. Tylko pamiętaj na dłuższą metę jest to męczące i w pewnym momencie możesz stwierdzić, że nie takiego życia i małżeństwa chciałaś.

Modlitwa i zawierzenie spraw Bogu i Maryi są ważne i potrzebne, ale pamiętaj, że jeśli naprawdę pozwalamy działać Bogu to On działa, tylko po swojemu i w odpowiednim czasie, niekoniecznie tak jak byśmy chcieli. Bo to nie jest złota rybka, aczkolwiek mówiąc życzenie też trzeba spodziewać się różnych efektów.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 12 maja 2021, 8:52 Da się z taką osobą żyć - ale trzeba nastawić się, że takie okresy picia i bycia nie do życia będą coraz częstsze. Jeśli potrafisz to zaakceptować, jeśli nie przeszkadza Ci, że przez parę dni nie masz męża - tzn. nie spędzacie wspólnie czasu, wszystko jest na Twojej głowie bo on pije lub trzeźwieje, jeśli Ci takie życie odpowiada to OK.
Bławatku, ty to tak na serio napisałaś? aż mi się w głowie nie mieści. Kompletna destrukcja, współuzależnienie i dowalenie sobie po całości. Ty byś tak postąpiła?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 12 maja 2021, 7:40 Tak, jak napisałam wyżej. Chciałabym to sobie poukładać w głowie i zrozumieć dlaczego odszedł. Bo tego tak na prawdę nie wiem. I zastanawiam się, co mogę zrobić żeby wrócił. Tak - żeby wrócił do mnie alkoholik. Ponieważ przez większość czasu było nam ze sobą dobrze, wręcz cudownie. Nie skreślam go jeszcze z powodu tej choroby, bo musiałabym też kilka innych osób ze swojego życia wykreślić. Znam takich, którzy walczą i choć zdarza im się upaść, to za każdym razem podejmują wysiłek i szukają metod, żeby to się nie powtórzyło. Znam mężczyznę, który od kilkunastu lat nie pije, a było już bardzo źle. Żona poszła w jego intencji na pielgrzymkę na Jasną Górę, wkrótce po tym zaczęło się poprawiać i podjął leczenie. Ja już na pielgrzymkę nie pójdę ale zawierzyłam go Matce Bożej na Jasnej Górze. Konsultowałam się z tamtejszym ośrodkiem, który zajmuje się pomocą osobom uzależnionym. Wiedziałam, że mąż nie złoży żadnych ślubów trzeźwości, a już na pewno nie w Kościele. Doradzono mi, żebym to ja złożyła w jego intencji. Złożyłam, choć dla mnie to akurat żadne wyrzeczenie. I nawet jeśli liczę na cud - to liczę. Niejednego cudu już doświadczyłam.
Napiszę ci dlaczego mąż odszedł, bo jest alkoholikiem, reguluje emocje alkoholem, a Ty mu przeszkadzasz w piciu. Jemu jest tak dobrze i pora zająć się sobą i czekać nie czekając aż upadnie. Nic nie możesz zrobić żeby wrócił, bo błaganie czy obiecywanie że dasz mu przyzwolenie by sobie pił obok Ciebie w domu nic nie da.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Akacja »

Z książki Ojca Dolindo "Jezus do serca mam":
Jezus z Maryją mówili aby podczas ślubu przyszła żona składała siebie jako ofiarę. Teraz to bardziej rozumiem, bo Jezus podczas kryzysu mnie o to też poprosił. My (czasami mężowie) składając siebie w ofierze i przyjmując cierpienia zadawane przez męża - sposób przyjęcia cierpień przemodlony z Duchem Świętym- (np. poprzez bycie z mężem który zdradzał po pojednaniu lub bycie samemu i dotrzymywanie przysięgi małżeńskiej gdy współmałżonek opuścił, oczywiście modlitwa za niego/nią) w jakiś sposób pomagamy Jezusowi zbawić duszę współmałżonka. Tak teraz rozumiem małżeństwo jako drogę do Nieba dwóch osób, gdzie czasem jedna musi dźwigać drugą. Z Jezusem jest prościej ;)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 12 maja 2021, 12:10
Bławatek pisze: 12 maja 2021, 8:52 Da się z taką osobą żyć - ale trzeba nastawić się, że takie okresy picia i bycia nie do życia będą coraz częstsze. Jeśli potrafisz to zaakceptować, jeśli nie przeszkadza Ci, że przez parę dni nie masz męża - tzn. nie spędzacie wspólnie czasu, wszystko jest na Twojej głowie bo on pije lub trzeźwieje, jeśli Ci takie życie odpowiada to OK.
Bławatku, ty to tak na serio napisałaś? aż mi się w głowie nie mieści. Kompletna destrukcja, współuzależnienie i dowalenie sobie po całości. Ty byś tak postąpiła?
Caliope ja nie napisałam, że takie życie jest dobre, fajne, ani, że ja bym tak chciała żyć. Po prostu z obserwacji otoczenia bliższego i dalszego wiem że ludzie tak żyją (i to nawet ci na poziomie, pełniący wyższe stanowiska) i to do grobowej deski, bez rozwodów. Po prostu są małżonkowie (panie/panowie) którzy z różnych względów akceptują picie małżonka/ki, bo mają z tego jakieś korzyści nawet ks. Pawlukiewicz mówił, że wiele żon jest zadowolona z picia męża, bo gdy ten jest pijany i "mało świadomy" to one mają nad nim "władze" a gdyby stale był trzeźwy to byłyby "nikim".

Ja zawsze odrzucałam kandydatów "pijących", mój mąż stronił zawsze od alkoholu - i co? do rozwodu mąż dąży. A wydawało mi się, że z takim "aniołem", wierzącym, bez nałogów to ja spokojnej starości doczekam.

Dlatego napisałam do stokrotka0, że jeżeli jej takie życie odpowiada to OK. Ale przyjdzie taki czas, że zacznie jej to przeszkadzać. Statystyka jest bezlitosna. Ile kobiet wierzy w to, że zmieni pijącego narzeczonego po ślubie?

Ty osobiście doświadczyłas czym jest picie. Ja mam pijących w rodzinie i wśród znajomych (sama nigdy nie piłam, no dobra, mały kieliszek słabego wina raz w miesiącu na jakiś urodzinach dla lepszego trawienia się zdarzył) i się naoglądałam życia. A może stokrotka0 nie ma takich doświadczeń więc się może jej wydawać, że alkohol nie jest zły. Nie jest - dla ludzi którzy potrafią pić.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 12 maja 2021, 14:44
Caliope pisze: 12 maja 2021, 12:10
Bławatek pisze: 12 maja 2021, 8:52 Da się z taką osobą żyć - ale trzeba nastawić się, że takie okresy picia i bycia nie do życia będą coraz częstsze. Jeśli potrafisz to zaakceptować, jeśli nie przeszkadza Ci, że przez parę dni nie masz męża - tzn. nie spędzacie wspólnie czasu, wszystko jest na Twojej głowie bo on pije lub trzeźwieje, jeśli Ci takie życie odpowiada to OK.
Bławatku, ty to tak na serio napisałaś? aż mi się w głowie nie mieści. Kompletna destrukcja, współuzależnienie i dowalenie sobie po całości. Ty byś tak postąpiła?
Caliope ja nie napisałam, że takie życie jest dobre, fajne, ani, że ja bym tak chciała żyć. Po prostu z obserwacji otoczenia bliższego i dalszego wiem że ludzie tak żyją (i to nawet ci na poziomie, pełniący wyższe stanowiska) i to do grobowej deski, bez rozwodów. Po prostu są małżonkowie (panie/panowie) którzy z różnych względów akceptują picie małżonka/ki, bo mają z tego jakieś korzyści nawet ks. Pawlukiewicz mówił, że wiele żon jest zadowolona z picia męża, bo gdy ten jest pijany i "mało świadomy" to one mają nad nim "władze" a gdyby stale był trzeźwy to byłyby "nikim".

Ja zawsze odrzucałam kandydatów "pijących", mój mąż stronił zawsze od alkoholu - i co? do rozwodu mąż dąży. A wydawało mi się, że z takim "aniołem", wierzącym, bez nałogów to ja spokojnej starości doczekam.

Dlatego napisałam do stokrotka0, że jeżeli jej takie życie odpowiada to OK. Ale przyjdzie taki czas, że zacznie jej to przeszkadzać. Statystyka jest bezlitosna. Ile kobiet wierzy w to, że zmieni pijącego narzeczonego po ślubie?

Ty osobiście doświadczyłas czym jest picie. Ja mam pijących w rodzinie i wśród znajomych (sama nigdy nie piłam, no dobra, mały kieliszek słabego wina raz w miesiącu na jakiś urodzinach dla lepszego trawienia się zdarzył) i się naoglądałam życia. A może stokrotka0 nie ma takich doświadczeń więc się może jej wydawać, że alkohol nie jest zły. Nie jest - dla ludzi którzy potrafią pić.
Ale to takie żony chyba były nie w tych czasach, a w zamierzchłych, nigdy o takiej nie słyszałam żeby któraś czerpała przyjemność z rozpijania chyba, że taka co też piła niekontrolowane, aż to znajdę co napisałaś.
Takie życie nikomu nie odpowiada, chyba że też pije, tak samo jest uzależniony.
A to lepiej żeby twój mąż pił? przecież to destrukcja, mój też nie pije nałogowo, takiego szukałam i nie wiem czy nie dąży dalej do rozwodu, nie jestem w jego głowie. Nie ma ludzi potrafiących i niepotrafiących pić, są ludzie co kontrolują wypijany alkohol i ci co nie mają kontroli, oni są w nałogu. Powiesz alkoholików, że nie umie pić, to Ci pokaże i wypije 20 piw, no umie.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 12 maja 2021, 19:05
Bławatek pisze: 12 maja 2021, 14:44
Caliope pisze: 12 maja 2021, 12:10
Bławatku, ty to tak na serio napisałaś? aż mi się w głowie nie mieści. Kompletna destrukcja, współuzależnienie i dowalenie sobie po całości. Ty byś tak postąpiła?
Caliope ja nie napisałam, że takie życie jest dobre, fajne, ani, że ja bym tak chciała żyć. Po prostu z obserwacji otoczenia bliższego i dalszego wiem że ludzie tak żyją (i to nawet ci na poziomie, pełniący wyższe stanowiska) i to do grobowej deski, bez rozwodów. Po prostu są małżonkowie (panie/panowie) którzy z różnych względów akceptują picie małżonka/ki, bo mają z tego jakieś korzyści nawet ks. Pawlukiewicz mówił, że wiele żon jest zadowolona z picia męża, bo gdy ten jest pijany i "mało świadomy" to one mają nad nim "władze" a gdyby stale był trzeźwy to byłyby "nikim".

Ja zawsze odrzucałam kandydatów "pijących", mój mąż stronił zawsze od alkoholu - i co? do rozwodu mąż dąży. A wydawało mi się, że z takim "aniołem", wierzącym, bez nałogów to ja spokojnej starości doczekam.

Dlatego napisałam do stokrotka0, że jeżeli jej takie życie odpowiada to OK. Ale przyjdzie taki czas, że zacznie jej to przeszkadzać. Statystyka jest bezlitosna. Ile kobiet wierzy w to, że zmieni pijącego narzeczonego po ślubie?

Ty osobiście doświadczyłas czym jest picie. Ja mam pijących w rodzinie i wśród znajomych (sama nigdy nie piłam, no dobra, mały kieliszek słabego wina raz w miesiącu na jakiś urodzinach dla lepszego trawienia się zdarzył) i się naoglądałam życia. A może stokrotka0 nie ma takich doświadczeń więc się może jej wydawać, że alkohol nie jest zły. Nie jest - dla ludzi którzy potrafią pić.
Ale to takie żony chyba były nie w tych czasach, a w zamierzchłych, nigdy o takiej nie słyszałam żeby któraś czerpała przyjemność z rozpijania chyba, że taka co też piła niekontrolowane, aż to znajdę co napisałaś.
Takie życie nikomu nie odpowiada, chyba że też pije, tak samo jest uzależniony.
A to lepiej żeby twój mąż pił? przecież to destrukcja, mój też nie pije nałogowo, takiego szukałam i nie wiem czy nie dąży dalej do rozwodu, nie jestem w jego głowie. Nie ma ludzi potrafiących i niepotrafiących pić, są ludzie co kontrolują wypijany alkohol i ci co nie mają kontroli, oni są w nałogu. Powiesz alkoholików, że nie umie pić, to Ci pokaże i wypije 20 piw, no umie.
Caliope, znam dużo małżeństw z problemem alkoholowym gdzie małżeństwo trwało do śmierci, często staruszków - wiadomo, że dużo tych małżeństw jest wiekowych - bo przecież kiedyś nie było rozwodów i się trwało mimo bicia, picia, przemocy. Ale obserwuję też takie małżeństwa wśród dzisiejszych 30-40 latkow. I często jest tak , że pije tylko jedna osoba, druga to znosi lub akceptuje. Nie, nie byłoby lepiej gdyby mój mąż pił, tylko kiedyś myślałam, że bez alkoholu będzie nam łatwiej i lepiej w małżeństwie. Ale mój mąż ma wiele innych problemów i zaburzeń - z wierzchu ideał a w środku kupa nieszczęść.

Wracając do pytania stokrotki0 - co zrobić aby mąż alkoholik wrócił? Sam musi tego chcieć.

Mój mąż nie ma problemu z alkoholem, ale tak jak napisałam ma jakieś zaburzenia (obserwuje go ciągle i jego zachowania, słowa o tym świadczą - ale nie mam wykształcenia psychologicznego więc tylko na podstawie wiedzy z książek i internetu mogę tak twierdzić) i też odszedł bo go "dusiłam", miał dość grania i udawania, bo jak był sobą to ja się wg niego czepiałam - trudno się nie czepiać gdy się żyje z osobą wymagająca od żony wielu rzeczy a sam przez 8 lat palcem nie kiwnął. I jeszcze wmawiał mi różne zaburzenia. Czekam, aż mąż się ogarnie i zechce wrócić na stałe i być mężem i ojcem a nie tylko wymagającym lokatorem.

Stokrotko0, piszesz że jesteś gotowa żyć z alkoholikiem - zadam Ci pytanie: masz jakieś doświadczenia z innym alkoholikiem lub obserwacje w otoczeniu takiej osoby, małżeństwa? Tak jak pisałam - mój ojciec miał kiedyś problem z piciem, mój brat ma mega problem a jeszcze 40ki nie ma, drugi brat przed 40ką przez picie, dopalacze i towarzystwo przegrał swoje życie - nie żyje. Obserwowałam też pijących znajomych i sąsiadów i wiem na pewno, że ja nie potrafiłabym żyć z alkoholikiem. Sama zresztą nie piję - nawet gdy mąż odszedł chciałam zagłuszyć myśli napiciem się, bo przecież znajomi mówią jak to fajnie odreagować alkoholem - kupione wtedy wino ma już rok i nie zostało otwarte, a piwo wylałam bo się przeterminowalo - obserwacja pijących chyba mnie mocno zablokowała - nie chcę być taka jak oni i wiem jaką męczarnią jest życie z alkoholikiem. A czy Ty wiesz na co się piszesz?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 13 maja 2021, 7:52
Caliope pisze: 12 maja 2021, 19:05
Bławatek pisze: 12 maja 2021, 14:44

Caliope ja nie napisałam, że takie życie jest dobre, fajne, ani, że ja bym tak chciała żyć. Po prostu z obserwacji otoczenia bliższego i dalszego wiem że ludzie tak żyją (i to nawet ci na poziomie, pełniący wyższe stanowiska) i to do grobowej deski, bez rozwodów. Po prostu są małżonkowie (panie/panowie) którzy z różnych względów akceptują picie małżonka/ki, bo mają z tego jakieś korzyści nawet ks. Pawlukiewicz mówił, że wiele żon jest zadowolona z picia męża, bo gdy ten jest pijany i "mało świadomy" to one mają nad nim "władze" a gdyby stale był trzeźwy to byłyby "nikim".

Ja zawsze odrzucałam kandydatów "pijących", mój mąż stronił zawsze od alkoholu - i co? do rozwodu mąż dąży. A wydawało mi się, że z takim "aniołem", wierzącym, bez nałogów to ja spokojnej starości doczekam.

Dlatego napisałam do stokrotka0, że jeżeli jej takie życie odpowiada to OK. Ale przyjdzie taki czas, że zacznie jej to przeszkadzać. Statystyka jest bezlitosna. Ile kobiet wierzy w to, że zmieni pijącego narzeczonego po ślubie?

Ty osobiście doświadczyłas czym jest picie. Ja mam pijących w rodzinie i wśród znajomych (sama nigdy nie piłam, no dobra, mały kieliszek słabego wina raz w miesiącu na jakiś urodzinach dla lepszego trawienia się zdarzył) i się naoglądałam życia. A może stokrotka0 nie ma takich doświadczeń więc się może jej wydawać, że alkohol nie jest zły. Nie jest - dla ludzi którzy potrafią pić.
Ale to takie żony chyba były nie w tych czasach, a w zamierzchłych, nigdy o takiej nie słyszałam żeby któraś czerpała przyjemność z rozpijania chyba, że taka co też piła niekontrolowane, aż to znajdę co napisałaś.
Takie życie nikomu nie odpowiada, chyba że też pije, tak samo jest uzależniony.
A to lepiej żeby twój mąż pił? przecież to destrukcja, mój też nie pije nałogowo, takiego szukałam i nie wiem czy nie dąży dalej do rozwodu, nie jestem w jego głowie. Nie ma ludzi potrafiących i niepotrafiących pić, są ludzie co kontrolują wypijany alkohol i ci co nie mają kontroli, oni są w nałogu. Powiesz alkoholików, że nie umie pić, to Ci pokaże i wypije 20 piw, no umie.
Caliope, znam dużo małżeństw z problemem alkoholowym gdzie małżeństwo trwało do śmierci, często staruszków - wiadomo, że dużo tych małżeństw jest wiekowych - bo przecież kiedyś nie było rozwodów i się trwało mimo bicia, picia, przemocy. Ale obserwuję też takie małżeństwa wśród dzisiejszych 30-40 latkow. I często jest tak , że pije tylko jedna osoba, druga to znosi lub akceptuje. Nie, nie byłoby lepiej gdyby mój mąż pił, tylko kiedyś myślałam, że bez alkoholu będzie nam łatwiej i lepiej w małżeństwie. Ale mój mąż ma wiele innych problemów i zaburzeń - z wierzchu ideał a w środku kupa nieszczęść.
Ale to jest standard i nic dziwnego, to co piszesz, to jest książkowy schemat postępowania osoby współuzależnionej.
Zauważam, że w kryzysie zawsze jest analizowanie małżonka co on taki wybrakowany, zaburzony,może ma Aspergera. A jakoś przez lata przed kryzysem było jakoś tam i nikt nikogo nie analizował. Trzeba zostawić przeszłość, pomyśleć o tym co jest teraz i mieć swoje plany na przyszłość bez męża. Ja tak funkcjonuję i żyję, oprócz strefy intymnej gdzie sobie nie radzę.
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Mój ojciec był alkoholikiem. Mój brat też ma problem ale walczy, wiem że jest mu bardzo ciężko ale jak ma potknięcia (na szczęście rzadkie), wstaje i podejmuje dalej walkę i bardzo mu kibicuję. Jest wspaniałym człowiekiem, jego partnerka zdaje sobie sprawę z jego problemu i też go nie przekreśla. Tylko ona wie, że on będzie walczył. Ja tego nie mam. Tak, zdawałam sobie sprawę, na co się piszę. Brałam też pod uwagę, że być może nie dam rady tego udźwignąć. Wiem też, że przez ostatni rok, kiedy ustaliliśmy zasady mój mąż się starał. Napił się kilka, może pięć, gdyby nie to, że wiem, że alkoholik w ogóle nie może pić, nie stanowiłoby to żadnego problemu. Po alkoholu nie jest agresywny, co najwyżej głupkowaty, idzie spać albo bierze się za gotowanie, w takich ilościach, że potem trzeba to było mrozić i rozdawać rodzinie. Z drugiej strony wiem, że gdybym popuściła i nie wałkowała tego za każdym razem, pewnie byłoby to częściej. Wiedziałam też, że jak przyjdą jakieś problemy, wtedy będzie pił, bo taki mechanizm sobie wypracował.
Sama oczywiście odradziłabym komukolwiek wiązanie się z alkoholikiem ale posłuchałam serca. Kiedy się rozstaliśmy jeszcze przed zaręczynami modliłam się o to, żebyśmy znowu byli razem ale tylko jeśli to ma być trwałe. Prosiłam Boga, że jeśli mamy się znowu rozstać, to żebyśmy już do siebie nie wracali. Prosiłam Go, żeby tym pokierował, bo wiedziałam że ja jestem za słaba. Dlatego nie potrafię sobie tego poukładać - po co wrócił do mnie, żeby pół roku po ślubie odejść i to w taki sposób - informując mnie o tym przez messengera.

Pavel - długo zastanawiałam się nad Twoim pytaniem. Jaka jest moja rola w tym kryzysie. Na pewno to, że naciskałam, żeby nie pił. Jak twierdził - zakazywałam mu tego. Chociaż to nie był zakaz, tylko warunek, na który się zgodził, żebyśmy byli razem. On też miał obawy, że jak będziemy mieć gospodarstwo, nabiorę dużo zwierząt i ciężko nam to będzie utrzymać i będziemy harować tylko na nie i przy nich. Tłumaczyłam mu, że tak nie będzie, że będziemy mieć tyle, na ile będziemy sobie mogli pozwolić. Chciałam też prowadzić warsztaty m.in. z udziałem zwierząt, które dawałby zyski, mąż też miał jakieś plany na zajęcia, marzył o warsztacie, chciał robić w drewnie. Ale tak jak pisałam, kryzys zaczął się od zakupu tego gospodarstwa. Widziałam, że coś go gryzie. Chyba zabrakło tu komunikacji między nami. Później nagle okazało się problemem to, że ja za to zapłaciłam z pieniędzy, które miałam przed ślubem(on nie miał żadnych oszczędności), wypominał mi, że powiedziałam, że to moje, chociaż ciągle tłumaczyłam, że jest to nasze, nieważne kto za to zapłacił. Zawsze mówiłam, że kupiliśmy, robimy itp. Nie zgodziłam się na przepisanie na niego części ze względu na to, żeby nie przeszło to na jego syna i z obawy, żeby nie narobił długów przez swój nałóg i żeby nie doszło do tego, że upomni się o to komornik. Mąż twierdził, że on musi mieć jakieś zabezpieczenie, proponowałam mu kilka rozwiązań. Rozumiem, że każdy potrzebuje poczucia bezpieczeństwa ale też nie chciałam, żeby to było moim kosztem. Czy to był mój błąd i czy to rzeczywiście spowodowało ten kryzys? Tego nie wiem. Wypomniał mi później, że chcę mieć parobka. Oczywiście, oczekiwałam, że on też tam będzie wkładał pracę, żeby to doprowadzić do ładu i dbać (sam mówił, że dusi się w bloku, że chciałby wyjść, coś porobić w gospodarstwie) ale przecież mieliśmy tam żyć, więc to chyba normalne, że przy domu coś się robi. Być może jestem w błędzie i coś tu zrobiłam źle i poczuł się przymuszany ale ustalaliśmy ten zakup wcześniej. To było też pod kątem jego zainteresowań, chęci ostatecznym kryterium była możliwość dojazdu do jego pracy, chociaż tu też pojawił się problem, bo musiałby 7 km dojeżdżać do stacji, a nie ma prawa jazdy. Miał jeździć rowerem, pracuje co drugi dzień, często mogłabym go też podwozić. Ale to też powodowało w nim jakiś dyskomfort, choć wcześniej wydawało się, że to nie problem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 14 maja 2021, 21:22 Mój ojciec był alkoholikiem. Mój brat też ma problem ale walczy, wiem że jest mu bardzo ciężko ale jak ma potknięcia (na szczęście rzadkie), wstaje i podejmuje dalej walkę i bardzo mu kibicuję. Jest wspaniałym człowiekiem, jego partnerka zdaje sobie sprawę z jego problemu i też go nie przekreśla. Tylko ona wie, że on będzie walczył. Ja tego nie mam. Tak, zdawałam sobie sprawę, na co się piszę. Brałam też pod uwagę, że być może nie dam rady tego udźwignąć. Wiem też, że przez ostatni rok, kiedy ustaliliśmy zasady mój mąż się starał. Napił się kilka, może pięć, gdyby nie to, że wiem, że alkoholik w ogóle nie może pić, nie stanowiłoby to żadnego problemu. Po alkoholu nie jest agresywny, co najwyżej głupkowaty, idzie spać albo bierze się za gotowanie, w takich ilościach, że potem trzeba to było mrozić i rozdawać rodzinie. Z drugiej strony wiem, że gdybym popuściła i nie wałkowała tego za każdym razem, pewnie byłoby to częściej. Wiedziałam też, że jak przyjdą jakieś problemy, wtedy będzie pił, bo taki mechanizm sobie wypracował.
Sama oczywiście odradziłabym komukolwiek wiązanie się z alkoholikiem ale posłuchałam serca. Kiedy się rozstaliśmy jeszcze przed zaręczynami modliłam się o to, żebyśmy znowu byli razem ale tylko jeśli to ma być trwałe. Prosiłam Boga, że jeśli mamy się znowu rozstać, to żebyśmy już do siebie nie wracali. Prosiłam Go, żeby tym pokierował, bo wiedziałam że ja jestem za słaba. Dlatego nie potrafię sobie tego poukładać - po co wrócił do mnie, żeby pół roku po ślubie odejść i to w taki sposób - informując mnie o tym przez messengera.

Pavel - długo zastanawiałam się nad Twoim pytaniem. Jaka jest moja rola w tym kryzysie. Na pewno to, że naciskałam, żeby nie pił. Jak twierdził - zakazywałam mu tego. Chociaż to nie był zakaz, tylko warunek, na który się zgodził, żebyśmy byli razem. On też miał obawy, że jak będziemy mieć gospodarstwo, nabiorę dużo zwierząt i ciężko nam to będzie utrzymać i będziemy harować tylko na nie i przy nich. Tłumaczyłam mu, że tak nie będzie, że będziemy mieć tyle, na ile będziemy sobie mogli pozwolić. Chciałam też prowadzić warsztaty m.in. z udziałem zwierząt, które dawałby zyski, mąż też miał jakieś plany na zajęcia, marzył o warsztacie, chciał robić w drewnie. Ale tak jak pisałam, kryzys zaczął się od zakupu tego gospodarstwa. Widziałam, że coś go gryzie. Chyba zabrakło tu komunikacji między nami. Później nagle okazało się problemem to, że ja za to zapłaciłam z pieniędzy, które miałam przed ślubem(on nie miał żadnych oszczędności), wypominał mi, że powiedziałam, że to moje, chociaż ciągle tłumaczyłam, że jest to nasze, nieważne kto za to zapłacił. Zawsze mówiłam, że kupiliśmy, robimy itp. Nie zgodziłam się na przepisanie na niego części ze względu na to, żeby nie przeszło to na jego syna i z obawy, żeby nie narobił długów przez swój nałóg i żeby nie doszło do tego, że upomni się o to komornik. Mąż twierdził, że on musi mieć jakieś zabezpieczenie, proponowałam mu kilka rozwiązań. Rozumiem, że każdy potrzebuje poczucia bezpieczeństwa ale też nie chciałam, żeby to było moim kosztem. Czy to był mój błąd i czy to rzeczywiście spowodowało ten kryzys? Tego nie wiem. Wypomniał mi później, że chcę mieć parobka. Oczywiście, oczekiwałam, że on też tam będzie wkładał pracę, żeby to doprowadzić do ładu i dbać (sam mówił, że dusi się w bloku, że chciałby wyjść, coś porobić w gospodarstwie) ale przecież mieliśmy tam żyć, więc to chyba normalne, że przy domu coś się robi. Być może jestem w błędzie i coś tu zrobiłam źle i poczuł się przymuszany ale ustalaliśmy ten zakup wcześniej. To było też pod kątem jego zainteresowań, chęci ostatecznym kryterium była możliwość dojazdu do jego pracy, chociaż tu też pojawił się problem, bo musiałby 7 km dojeżdżać do stacji, a nie ma prawa jazdy. Miał jeździć rowerem, pracuje co drugi dzień, często mogłabym go też podwozić. Ale to też powodowało w nim jakiś dyskomfort, choć wcześniej wydawało się, że to nie problem.
Twój brat jak walczy? na terapii? Jesteś DDA ,twój ojciec jest alkoholikiem, nie wiem jak matka, czy ona tak z nim żyje, ale ty trafiłaś z deszczu pod rynnę. Wybrałaś męża takiego samego jak ojciec, czyli zawsze alkohol był w twoim domu na pierwszym miejscu. Przyczyną kryzysu nie są pieniadze, ty, gospodarstwo, a alkoholizm męża, a ty się na to godzisz, jesteś bardzo współuzależniona .A jak u Ciebie z alkoholem? piszesz o mężu, a Ty?
stokrotka0
Posty: 9
Rejestracja: 08 maja 2021, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: stokrotka0 »

Ojciec już nie żyje, rodzice rozwiedli się, jak miałam 6 lat. Przez pierwsze trzy lata mojego życia nie było go w domu. Brat chodził na terapię grupową, potem na aa, teraz jest pod opieką terapeuty, bierze leki, złożył śluby trzeźwości na Jasnej Górze. Ja nie mam problemu z alkoholem, mógłby dla mnie nie istnieć. Owszem, zdarzało mi się na wyjściu ze znajomymi wypić piwo, czy drinka na imprezie. Z powodu męża w ogóle zrezygnowałam z alkoholu, żeby nie kusiło go bardziej i nie dawało mu to przyzwolenia. Złozyłam ślub abstynencji na rok ale nie dlatego, że ja mam problem, tylko w intencji męża, choć dla mnie to właściwie żadne wyrzeczenie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się to naprawić?

Post autor: Caliope »

stokrotka0 pisze: 15 maja 2021, 17:06 Ojciec już nie żyje, rodzice rozwiedli się, jak miałam 6 lat. Przez pierwsze trzy lata mojego życia nie było go w domu. Brat chodził na terapię grupową, potem na aa, teraz jest pod opieką terapeuty, bierze leki, złożył śluby trzeźwości na Jasnej Górze. Ja nie mam problemu z alkoholem, mógłby dla mnie nie istnieć. Owszem, zdarzało mi się na wyjściu ze znajomymi wypić piwo, czy drinka na imprezie. Z powodu męża w ogóle zrezygnowałam z alkoholu, żeby nie kusiło go bardziej i nie dawało mu to przyzwolenia. Złozyłam ślub abstynencji na rok ale nie dlatego, że ja mam problem, tylko w intencji męża, choć dla mnie to właściwie żadne wyrzeczenie.
Byłaś już na terapii DDA? masz sporo mechanizmów, można by je przepracować. Też możnaby iść na terapię dla wspòłuzależnionych, bo masz podwójne, mąż i brat. Stałaś się niewolnikiem nałogu swojego męża, alkohol jest dla ludzi, a ty nie pijesz, bo pije mąż. A on odszedł, bo ty z nim nie chciałaś wypić, bo nie chciałaś by on pił, a "lubi". To takie książkowe zachowanie uzależnionego, mające tylko na celu wypicie kolejnej dawki alkoholu.Wszystko co się teraz dzieje jest winą męża i jego nałogu, ty w tym wszystkim możesz zadbać o siebie i zostawić go w spokoju.
ODPOWIEDZ