Czy muszę pójść na terapię?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Ruta »

Nieprawny,
bardzo mi zaimponowała twoja autoanaliza i taka umiejętność szczerego spojrzenia na siebie, co w danej sytuacji poczułem, pomyślałem. To cenna umiejętność, wiele osób ma z tym duży problem, by móc tak czytać w sobie. Ja z początku, gdy miałam zajrzeć w siebie i coś tam wyróżnić, to miałam jakąś taką jednolitą magmę, nic tam się nie wyróżniało...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Caliope »

Niepoprawny83 pisze: 11 lis 2021, 21:46
Ruta pisze: 11 lis 2021, 16:56 Na ostatnich rekolekcjach zapadło mi w pamięć, by nie walczyć z samym grzechem, ale z jego przyczyną. Czyli samo postanowienie poprawy: nie będę się kłócił z żoną przy dzieciach, nie będę, nie będę, nie będę... szybko doprowadzi do tego, że... będę.

Tu warto sięgnąć do korzeni tych swoich trudnych zachowań, obserwować siebie. Co we mnie sprawia, że wdaję się w kłótnię? Kiedy jest próg, za którym już nie umiem się zatrzymać? Lektura Rosenberga trochę ci w tych korzeniach pomoże się zorientować.

Pozostawanie biernym przy byciu obrażanym czasem jest słuszną koncepcją, a czasem nie. Na pewno nie jest słuszną koncepcją odpłacanie tym samym, czy awanturowanie się. Słuszna natomiast jest praca nad granicami, by takie sytuacje przestały się zdarzać. Milczenie i nie reagowanie czasem jest pomocne w zatrzymaniu takich zachowań. Jeśli jest konsekwentne. To też sposób postawienia sobie granicy: nie podejmuję rozmowy z osobą, która jest pobudzona i szuka kłótni.

Rosenberg proponuje cały szereg reakcji na trudne i przemocowe słowa i zachowania innych. Warto je poznać i praktykować. Z czasem przychodzi to coraz łatwiej.
Po przeczytaniu powyższego postu doszedłem do wniosku, że wdałem się w kłótnie, bo zranione zostało moje ego. Zacząłem sobie wyobrażać, że synowie będą mnie wspominać jako mięczaka, któremu żona bezkarnie ciosała kołki na głowie. Nie widziałem możliwości, że może po prostu zapomną o tym zdarzeniu, a może dorosną i zrozumieją, że mama po prostu tak reagowała. Zresztą nieważne, moja duma ucierpiała, więc musiałem podrążyć sprawę a pogrążyć swój spokój, który zachowałem do końca obiadu.
Uff, w dwa dni 4 spowiedzi, dwie w konfesjonale, dwie na forum, trzeba odpocząć...
Zobaczymy czy lektura przyniesie oczekiwane rezultaty.
Ważne jest opanowanie, ale też są granice. Na spokojnie też przecież można powiedzieć, że nie chce się być traktowanym w taki sposób. Awantury to przemoc psychiczna i trzeba sobie poradzić. Nie polecam siedzenia i pozwalania by inni wyładowywali się na twojej osobie, nie mają takiego prawa.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Ruta pisze: 14 lis 2021, 0:23 Nieprawny,
bardzo mi zaimponowała twoja autoanaliza i taka umiejętność szczerego spojrzenia na siebie, co w danej sytuacji poczułem, pomyślałem. To cenna umiejętność, wiele osób ma z tym duży problem, by móc tak czytać w sobie. Ja z początku, gdy miałam zajrzeć w siebie i coś tam wyróżnić, to miałam jakąś taką jednolitą magmę, nic tam się nie wyróżniało...
Dziękuję za pomoc w tym osiągnięciu. Nawet pamiętam w którym momencie złe myśli zmąciły mi spokój...

Pomagają mi tez "psychoanalizy" jakimi w czasie kłótni obdarza mnie żona. Okazuje się, że NAPRAWDĘ zna mnie na wylot, zna mechanizmy z mojej głowy chyba lepiej niż ja sam. To piękne i straszne zarazem jeśli ktoś tak cię zna a ty nie wiesz jak wykorzysta tę wiedzę. Zawaliłem, żony nie znam prawie wcale.
Co by nie miało się stać w naszym małżeństwie, uświadamiam sobie coraz lepiej, że tylko praca nad sobą mi pozostaje. Tak czy siak tylko to można zrobić, tym bardziej, że nie mam jeszcze presji pozwu, a goni mnie tylko moja niecierpliwość i inne niskie pobudki. Tak czy siak inaczej nie osiągnę równowagi.
Odwiesiłem się od żony fizycznie, 2 tygodnie bez tulenia się, proszenia o jakiś dotyk, itp, przeszło jak ręką odjął. Dzięki Bogu.
Dochodzi do mnie że to nie maraton a sprint, co już chyba twierdziłem, ale tylko ustami.

Na zakończenie przyznaje doszło do mnie dopiero wczoraj o co chodziło z naszym nieporozumieniem z wcześniejszych postów dotyczących rozpoznawania zaburzeń osobowości u żony. Cóż, lepiej późno niż wcale, muszę wnikliwiej czytać skierowane do siebie słowa. :oops:
Zaufaliśmy miłości.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 14 lis 2021, 0:44
Ważne jest opanowanie, ale też są granice. Na spokojnie też przecież można powiedzieć, że nie chce się być traktowanym w taki sposób. Awantury to przemoc psychiczna i trzeba sobie poradzić. Nie polecam siedzenia i pozwalania by inni wyładowywali się na twojej osobie, nie mają takiego prawa.
Masz rację, z tym, że jestem odporny na tę przemoc, myślę, ze rozumiem, czemu żona tak się zachowuje i pomaga mi to zachować opanowanie i broni mnie przed samoniszczącym złoszczeniem się czy popadaniem w rezygnację.
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony. Tak widzę stan w jakim jest obecnie moja żona i ja, bo razem tworzymy naszą relację.
Zaufaliśmy miłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Caliope »

Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48
Caliope pisze: 14 lis 2021, 0:44
Ważne jest opanowanie, ale też są granice. Na spokojnie też przecież można powiedzieć, że nie chce się być traktowanym w taki sposób. Awantury to przemoc psychiczna i trzeba sobie poradzić. Nie polecam siedzenia i pozwalania by inni wyładowywali się na twojej osobie, nie mają takiego prawa.
Masz rację, z tym, że jestem odporny na tę przemoc, myślę, ze rozumiem, czemu żona tak się zachowuje i pomaga mi to zachować opanowanie i broni mnie przed samoniszczącym złoszczeniem się czy popadaniem w rezygnację.
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony. Tak widzę stan w jakim jest obecnie moja żona i ja, bo razem tworzymy naszą relację.
Ja z mężem jak się kłóciliśmy, to w innym pomieszczeniu niż był syn. Grzecznie szliśmy tam i wtedy był armagedon. Jak żona zaczyna, warto spokojnie powiedzieć żeby wyszła z tobą do innego pomieszczenia i porozmawiacie. Dzieci to głównie myślą wtedy, że rodzice się kłócą, bo one były niegrzeczne.
Melisa
Posty: 70
Rejestracja: 12 sty 2021, 21:54
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Melisa »

Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
Aniołom swoim każe cię pilnować, Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować Na ręku będą, abyś idąc drogą Na ostry krzemień nie ugodził nogą.
J.Kochanowski, Psałterz Dawidów
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Ruta »

Melisa pisze: 14 lis 2021, 20:53
Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
Ryzykownie... Najpierw ustaliłabym, czy żona nie trzyma w ręku ostrego narzędzia oraz jakie przedmioty są w zasięgu jej rąk i jakie straty w ludziach i mieniu mogą spowodować.

Mój mąż miał wspaniałe poczucie humoru, czasem mu wraca, ale zwykle żarciki a już szczególnie z kategorii "trochę ośmieszające", mogą przemienić go w oszalałego robota-destruktora. Lub zadziałać jak zapalnik na bombę. BUUUUUUMMMM...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Caliope »

Melisa pisze: 14 lis 2021, 20:53
Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
Ja bym zareagowała na to, że mąż ze mnie drwi i byłoby jeszcze gorzej. Ośmieszanie kogoś w kryzysie jest nie na miejscu, bo nikt nie chce być tak potraktowany. Ja byłam i zaniżało to moje poczucie wartości i raniło.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Ruta pisze: 15 lis 2021, 0:04
Melisa pisze: 14 lis 2021, 20:53
Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48

Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
Ryzykownie... Najpierw ustaliłabym, czy żona nie trzyma w ręku ostrego narzędzia oraz jakie przedmioty są w zasięgu jej rąk i jakie straty w ludziach i mieniu mogą spowodować.

Mój mąż miał wspaniałe poczucie humoru, czasem mu wraca, ale zwykle żarciki a już szczególnie z kategorii "trochę ośmieszające", mogą przemienić go w oszalałego robota-destruktora. Lub zadziałać jak zapalnik na bombę. BUUUUUUMMMM...
Ryzykowne, ale czasem podobno czasem trzeba ryzykować. Wspomniane spięcie przy stole było dwuetapowe, najpierw zachowałem się jak dorosły i wytłumaczyłem zdenerwowanej żonie, że chleb, który podałem do zupy jest odmrożony, co potwierdziły dzieci, które z nami jadły nie wzywałem je na świadków. Niestety chwilę później nastąpiła potężniejsza erupcja spowodowana moim niezrozumieniem słów żony, które postanowiła mi wytłumaczyć sprawę krzycząc i podkreślając moje ograniczone zdolności poznawcze.
Mniejsza z tym. Wczorajszy wyjazd do mojej rodziny. Kupuję czekolady w sklepie schodzi mi 10 -15 min, już dostaje esa co tak długo. Gdy wychodzę żona rusza z piskiem opon obok mnie więc już wiem, ze się gotuje. Pyta nerwowo co tak długo, więc odpowiadam, że zagadałem się z panią z kolejki i przepuszczaliśmy klientów. Teraz to brzmi dennie, ale w tych napiętych okolicznościach i moim lekkim tonie było w miarę śmieszne. Żonka mówi hehe i po minucie pyta normalnie czemu tak naprawdę byłem tak długo. Więc mówię, zgodnie z prawdą, że było 5 os przedemną, kasjer był świerzak i się mylił i tak zeszło. Tak więc czasem warto zaryzykować, ale trzeba wyczuć moment. Mogłem przecież przyjąć pozycję winnego całego opóźnienia i od razu się tłumaczyć.

Jeszcze dodam, że wyjazd nam się udał, trasa w obie strony w miłej atmosferze. Nie zagajałem rozmów, robiła to żona, choć to zwykle ja paplam. Dzięki temu nie usłyszałem, że jej przeszkadzam w prowadzeniu itp, itd. Nawet się nie musiałem pilnować, po prostu nie miałem potrzeby nawijać o wszystkim co mi się wydaje ważne, (a taki zawsze byłem) tylko byłem ciekaw co żona mi powie.
Ponadto w czasie rodzinnych rozmów żona raz przyznała mi racje, a to nie zdarza się każdej dekady.
Wiadomo, ze to niewiele, ale zawsze coś. W tym tygodniu biorę wolne i idę po skierowanie do psychologa, myślę że nie zaszkodzi zabukować termin na NFZ.
Zaufaliśmy miłości.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Ruta »

Czucie. Wyczcie. Ważna sprawa w relacji. Fajnie i miło i ciepło brzmi to co napisałeś. Gdy tak czytam twój wątek, to odbieram to trochę jakbyś tajał i łapał kontakt ze sobą i swoimi uczuciami, a przez to stawał się też wrażliwszy na żonę, dzieci.
Wspieram modlitwą :)
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Dziękuję Ruta za modlitwę i słowa wsparcia. Modlitwą się odwdzięczam, ale też dla jasności obrazu muszę dodać, że w swych tekstach uwypuklam to co dobre i nie piszę o moich popapraniach, które od czasu do czasu włączają mi się w głowie (nadkontrola, zazdrość). Już ich nie wyrażam wobec żony i mam nadzieję, że takie postepowanie pomoże mi wyrugować te zachowania całkowicie. Potrafię je jako tako okiełznać, ale powinienem być od nich wolny. Dlatego tez wybiorę się do psychologa i proszę o modlitwę, bo jednak mimo tego, że chcę się oderwać od żony i dać jej wolność wyboru w kryzysie to jednak jeszcze we mnie siedzi zazdrośnik, zazdrosny jednak chyba o swoje zranione ego. Co nie zmienia faktu, że żona wydaje mi się z każdym dniem piękniejsza...
Chciałbym aby moim rzeczywistym (a nie tylko deklarowanym) celem był samorozwój, a nie odzyskanie żony (bo tu niestety różnie może być jak wiadomo nam wszystkim) i tak chce to sobie ustawić w głowie. To tak gwoli ścisłości.
Zaufaliśmy miłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Caliope »

Najgorsza jest nadkontrola Niepoprawny, ona najbardziej niszczy innych. Nie da się jej pozbyć bez pomocy, a idąc w parze z zazdrością, powoduje przemoc. Twoją żona nie pójdzie na terapię, by stawiać granice twojej nadkontroli, a więc to ty masz pole do zmian. Fajnie, że się zdecydowałeś iść w tym kierunku.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Pavel »

Melisa pisze: 14 lis 2021, 20:53
Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48
Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
A na mnie z kolei podziałałoby to trzeźwiąco, nawet przed kryzysem.
Może dlatego, że to w moim guście?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 16 lis 2021, 9:52 Najgorsza jest nadkontrola Niepoprawny, ona najbardziej niszczy innych. Nie da się jej pozbyć bez pomocy, a idąc w parze z zazdrością, powoduje przemoc. Twoją żona nie pójdzie na terapię, by stawiać granice twojej nadkontroli, a więc to ty masz pole do zmian. Fajnie, że się zdecydowałeś iść w tym kierunku.
Zgadzam się z Twoją opinią nt. nadkontroli, a moja decyzja to też Wasza zasługa, więc dziękuję za pomoc.
Zaufaliśmy miłości.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 »

Pavel pisze: 16 lis 2021, 10:04
Melisa pisze: 14 lis 2021, 20:53
Niepoprawny83 pisze: 14 lis 2021, 9:48

Moje wątpliwości dotyczyły obecności dzieci przy destrukcyjnym zachowaniu żony. Jak wtedy postępować. Wydaje mi się, że nie można eskalować konfliktu a tym skończyła by się jakakolwiek forma mojej obrony.
A może rozbroić sytuację za pomocą żartu, trochę "ośmieszyć" żonine zachowanie. Np mówiąc do dzieci "oj coś się chyba naszej mamie pomyliło, przecież nie odzywamy się do siebie per kretynie, prawda? " czy coś w tym stylu.
A na mnie z kolei podziałałoby to trzeźwiąco, nawet przed kryzysem.
Może dlatego, że to w moim guście?
Twoje słowa oznaczają, że zwrócenie uwagi przy dzieciach podziałało by na Ciebie trzeźwiąco? Pytam, bo mogłem źle zrozumieć?

Na moją żonę tak to nie działa. Oskarżony o kłótnie przy dzieciach broniłem się, ze chwilę wcześniej zrobiła to samo tylko na większą skalę. Odpowiedź żony: "mi wolno, tobie nie bo ty twierdzisz, ze jesteś katolikiem. Skoro nie umiesz się powstrzymać, tzn. że nim nie jesteś, więc słusznie robię, że nie wierzę w twoją przemianę, to tylko słowa, w ogóle ci nie wierzę" Koniec w miarę wiernego cytatu.
Chwilę się zastanawiałem, czy to piękna manipulacja (mi wolno, tobie nie) czy słuszna uwaga. Doszedłem do wniosku, że kwestii nie rozstrzygnę, ale nie pozostaje mi nic innego jak starać się być spójnym katolikiem, czyli jak najlepszym ojcem i mężem. (w moim rozumieniu milczenie zamiast awantur) Jeśli to przepracuje całościowo, to bez względu na wynik końcowy małżeństwa, będę wygrany. A ściślej pisząc spełnię swoje powołanie.
Zaufaliśmy miłości.
ODPOWIEDZ