Czy muszę pójść na terapię?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Ruta » 03 sty 2022, 17:06

Dziękuję:)

Zachowaj jednak trochę równowagi w samoobwinaniu się, żeby nie przejść w szukanie tam gdzie nic nie ma i dopisywanie sobie win. Zły atakuje z różnych stron, także dorzucając co nieco do rachunku. Skruplanctwo to forma skrajna, ale są i pośrednie.

To dla mnie był dobry etap, dostrzeżenie swoich trudności i błędów. Choć bolał. Długo nie wiedziałam co z tym bólem zrobić. Spowiedź jak najbardziej. I pokuta. Taka gruntowniejsza, niż ta odmawiana po spowiedzi. Na You Tube jak pogrzebiesz znajdziesz księży mówiących o praktykach pokutnych, dających wskazówki. Jest tego całe bogactwo, coś jak z medytacją chrześcijańską, wiele różnych szkół. Coś można wybrać. Poczucie odpokutowania przynosi ulgę i pomaga w nowym starcie, zmianie myślenia, porzuceniu starych wzorców i poradzeniu sobie z bólem spowodowanym uświadomieniem sobie skrzywdzenia innej osoby, szczególnie bliskiej - to już teraz moje doświadczenie. Inna sprawa, że to proces cykliczny. Po jakimś czasie przychodzi świadomość innych rzeczy. Coś jak kończenie kolejnych klas. A czasem trzeba repetować...

Wiesz, ja czytając co napisałeś o książce w pierwszym odruchu pomyślałam - O fajnie, że jest taka książka, mężowi mojemu by się przydało poczytać, niech się dowie, że był słabym mężem. A w kolejnym odruchu, no nie, przeczyta i nauczy się jak dobrze funkcjonować z kobietą, zastosuje w relacji z kowalską i wtedy to już nigdy nie wróci. Klasyka westernu pod tytułem "skupienie na mężu" i "próba wpływu". Takie spontaniczne refleksy miewam raz po raz. Tylko teraz je wyłapuję, bo uważniej się w takich reakcjach obserwuję. Nauczyłam się z takich moich pomysłów i odruchów śmiać, zamiast się za nie obwiniać. Beznadziejne są. Obśmianie je neutralizuje.

Jakiś czas temu uświadomiłam sobie też, że stawanie w prawdzie obejmuje także stanięcie w prawdzie o tym co we mnie dobre i wartościowe. Może na przykład: 10 rzeczy, które robię dobrze jako mąż i ojciec.

Jest jeszcze proces zadośćuczynienia. Ale w niego prawdę mówiąc jeszcze nie weszłam. Na razie uczę się zadośćczynić w sprawach bieżących. A co z tymi pokładami spraw nie zadośćuczynionych z mojego małżeństwa, to jeszcze nie wiem. To szczególnie trudne, gdy mąż czy żona jest w kryzysie i nie chce być adresatem ani słów ani działań, choćby nie wiem jak pozytywnych.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 » 05 sty 2022, 22:06

Z tą pokutą to jest oczywiście ważne. Myślę czasami, że powinienem przyjąć wszystko co się dzieje wokół w naszym małżeństwie bez żalu do żony, wręcz z ochotą, właśnie jako pokutę za moje "ciemne czasy". Tylko nie wiem czy była by to pokuta czy tylko pokora. Nie przesadzam z obwinianiem się, popłynąłem mocno w swoim czasie, po nawróceniu również byłem ciężki dla żony. Po "drugim", wydawało mi się głębszym nawróceniu nadal moje motywacje nie były takie jak być powinny, dalej chodziło mi głównie o moje szczęście, a nie o dobro małżonki.
Co do książki to jest raczej niegroźna. Autorzy przekonują, opierając się na Piśmie Św., zwłaszcza na listach św. Pawła, że mąż ma co prawda przewodzić rodzinie, jednak poprzez służenie żonie, ma być niewolnikiem żony, pomniejszyć swe duże, ale kruche ego. Zaiste ciekawa koncepcja. Z tego co ja wiem, mężczyzna szuka w romansie innych doznań. Kolejne sprawy dzięki lekturze stały się dla mnie zrozumiałe i czuję jak zmienia się (po raz któryś już) moje nastawienie, oby na trwałe.
Zadośćuczynienie spraw przeszłych..., jak dojdziesz do tego jak się za to zabrać daj proszę znać.
Zaufaliśmy miłości.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 » 26 sty 2022, 8:56

Zastanawiam się, czy moją biernością nie pogarszam sprawy. Rozumiem, że nadal mam nie sprzeciwiać się, jeśli żona wychodzi popołudniami na spotkania z koleżankami z pracy? Niby wszystko jeszcze w normie i racjonalnie wytłumaczone, jakaś impreza, kawka czy urodziny, ale nie ukrywam, że spodziewam się najgorszego. Chciałem się upewnić czy jedyną możliwą taktyką jest przymykanie oczu na to na co nie ma się wpływu i liczenie na cud? Żona nie zaniedbuje obowiązków, pozornie dobrze się dogadujemy, ale podtrzymuje stanowisko, że mnie nienawidzi i chce rozwodu... Dodatkowo w wolnych chwilach gra cały czas w karty online, co przypomina mi czasy dawnego flirtu internetowego gdy grała cały czas w jakaś strategię przez internet i flirtowała.
Zaufaliśmy miłości.

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Firekeeper » 26 sty 2022, 11:07

Z mojego doświadczenia bez poradzenia sobie z zazdrością nic nie pójdzie do przodu. Ja z zazdrości kontrolowałam męża na każdym kroku, a dźwięk jego telefonu stawiał mnie na równe nogi z uczuciem bijącego serca i z myślami kto znowu i po co?! Z byle czego potrafiłam zrobić wielką awanturę. Im więcej próbuję go kontrolować tym bardziej frustruje się i napędzam negatywnie. Im więcej nakarmię swoje lęki, urastają do ogromnych rozmiarów, a potem to już równia pochyła.
U mnie minęło 15 lat kryzysu. A dopiero od 2 miesiącu mam szczerą chęć pójść na żywioł. Powstrzymuję się od kontrolowania. Skupiam się na dobrych relacjach z mężem. Mąż dużo częściej przebywa poza domem. Chodzi na siłownię. Nawiązuje nowe znajomości. Jest z tego powodu szczęśliwy. Nie będę mu tego zabraniać ani zatrzymywać w domu. Jest wolnym człowiekiem. Niech robi co lubi. Nie chcę być dłużej strażnikiem w domu. Co ma być to będzie. Nie czuję w tym bierności dlatego, że ja sama muszą zmienić swoje nastawienie i wyjść z tego schematu w którym sama siebie zamknęłam, a mój mąż od tego uciekał. Ja zaczęłam od drobnych gestów. Jak np. zrobienie mężowi kawy rano.( Nigdy mu nie zrobiłam) W wolny dzień ja wstaję rano, jemu daje odpocząć ( zawsze to on wstawał) Jak mówi, że gdzieś jedzie to nie zarzucam go innymi zajęciami byle tylko nie pojechał. Zaczęłam oglądać razem z nim filmy żeby spędzić razem czas, a nie jak do tej pory każdy w swoim pokoju. Więcej słucham, mniej mówię. Więcej próbuję zrozumieć, mniej moralizować i narzucać. Nie robię tego tylko dla niego. Mi samej daje to spokój. W domu jest lepiej.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 » 05 lut 2022, 9:04

Wczoraj żonka była na imprezie firmowej, przekładanej już od dwóch tyg. Mam dziwny jak dla mnie spokój w sercu, odpuściłem żonie totalnie lista zerty chyba na 100%. Nie ukrywam, wieczorem chciałem ją jak najwcześniej widzieć w domu, ucieszyłem się w myślach gdy wróciła, ale żadnych pytań kiedy wróci itd, itp, zero zainteresowania imprezą, wypytywania o szczegóły przed ani po.
Dzisiaj rano oznajmiła, że znów idzie na imprezę, bo wczoraj nie była impreza, tylko spotkanie firmowe (choć poszła z prezentem urodzinowym i wróciła przed północą) Przyznam, że gdy się o tym dowiedziałem zwiędła mi na 2 sekundy mina i zrobiłem twarz zbitego psa. Potem natychmiast wrócił mi spokój, jednak te dwie sekundy wystarczyły, że żona rzuciła mi wiązankę, że nie jestem mężczyzną, tylko słabeuszem i w ogóle jazda na maksa z krzykami i obrażaniem. Ja zachowałem idealny spokój, nawet radość w sercu, żałuje tych 2 sekund w których pokazałem, że mnie boli brak szczerości i jakieś dziwne tłumaczenia tego, że wychodzi. Żony zarzuty z czapy lub zaszłe, jak dla mnie typowe przerzucanie odpowiedzialności za to co się dzieje na mnie., np. nie jestem mężczyzną bo to ona dziś jedzie do mechanika (co z tego, że do dziś mam izolacje z racji wiadomego choróbska). Wiele słów na które nie zasłużyłem, a które służyły chyba tylko pomniejszaniu jej złego samopoczucia i zrzucenia złego humoru na mnie. Nawet powiedziała mi, że lepiej było by gdybym się wściekł, a nie robił żenującej miny, typowa manipulacja, choć oczywiście zamiast miny trzeba było zachować spokój.
Dlaczego w ogóle zrobiłem tą minę niepotrzebną.... Wczoraj o 22.00 zadzwoniła teściowa (żonka pojechała jej autem) że martwi się o córę. Ja na to, żeby się nie martwiła, bo na pewno wróci późno bo jest na imprezie i ja się nie martwię. Ona na wielce się zdziwiła, bo jej powiedziała, ze idzie na zebranie firmowe i dlatego się martwi...
Dopiero po rozmowie z teściową, pewne rzeczy mi zaczęły nie pasować, mimo to nawet nie wspomniałem o niej żonce, ciekaw byłem, czy będzie jakaś kontynuacja. No to mam kontynuację, dodam, ze żonka stwierdziła ni z gruchy ni z pietruchy, ze pewnie myślę, że wszyscy się przeciwko mnie zmówili. A przecież nawet nie powiedziałem nic o tym telefonie od teściowej. Czemu wcześniej nie mówiła, że będą 2 imprezy.
Co gorsza obawiam się, ze po tym wpisie możecie uznać, że zawiodła między nami komunikacja, a ja wyolbrzymiam sprawę i sam sobie i żonie tworzę problem. Nie sadzę, żeby tak było, są pewne niuanse, których nie podaję, a które świadczą, że żona jednak ze mną pogrywa i coś jest na rzeczy.
Mimo wszystko w sercu mam luz, i spokój. Żonie powtarzam, że może robić co uważa za słuszne, że jest wolna. Nie wmawiam jej kochanka. Cały czas w duchu św. Pawła dziękuję Bogu za żonę i raduję się choćby minionymi chwilami. Tyle piszecie o Córkach Króla, że nadal myślę jak tu pokazać żonie, ze ją kocham, aby mój Niebieski Teść nie robił mi wyrzutów na Sądzie za złe traktowanie swej umiłowanej córy, bo tego się lękam. Tylko jak to zrobić.
Zaufaliśmy miłości.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: sajmon123 » 07 lut 2022, 16:06

Niepoprawny83... Być może ja mam błędne myślenie, być może inni forumowicze widzą to trochę inaczej. Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie! Pozwalamy na takie rzeczy, a później dzieje się jak się dzieje. Dr Pulikowski powiedział mi osobiście - najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to puścić żonę wolno... Ona będzie miała 100 koleżanek, które za nią pójdą. Będzie miała całą rodzinę zmanipulowaną przeciwko Tobie. Na koniec usłyszysz, że przecież mi na wszystko pozwalałeś i nie miałeś pretensji... Oczywiście Ci tego nie życzę, ale coraz bardziej widzę jak my mężczyźni jesteśmy coraz słabsi i robimy jedną z najgorszych rzeczy - dla świętego spokoju odpuszczamy...

Pogody ducha

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Pavel » 07 lut 2022, 18:14

sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Niepoprawny83... Być może ja mam błędne myślenie, być może inni forumowicze widzą to trochę inaczej. Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie! Pozwalamy na takie rzeczy, a później dzieje się jak się dzieje. Dr Pulikowski powiedział mi osobiście - najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to puścić żonę wolno... Ona będzie miała 100 koleżanek, które za nią pójdą. Będzie miała całą rodzinę zmanipulowaną przeciwko Tobie. Na koniec usłyszysz, że przecież mi na wszystko pozwalałeś i nie miałeś pretensji... Oczywiście Ci tego nie życzę, ale coraz bardziej widzę jak my mężczyźni jesteśmy coraz słabsi i robimy jedną z najgorszych rzeczy - dla świętego spokoju odpuszczamy...

Pogody ducha
Ja również nie wyobrażam sobie bym pozwolił się tak traktować, bez słowa w dodatku.
Mamy to na co się godzimy. Więc masz na co pozwalasz.
Jeśli ci to pasuje - Ok.
Jeśli nie, dlaczego na to wszystko przyzwalasz?

Nie oznacza to uczestniczenia w kłótniach, uwieszenia, zazdrości, kontrolowania.
Ja piszę o zdrowym balansie, granicach, stanowczości itp.
Z tego co piszesz żona niespecjalnie cię szanuje.
A nawet wrogów można szanować.
Bez szacunku raczej nie ma mowy o miłości.

Czytałeś „Miłość potrzebuje stanowczości” Dobsona i „Granice w relacjach małżeńskich” Cloud, Townsend?
Jeśli nie, warto to zrobić tak „na wczoraj”.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Firekeeper » 07 lut 2022, 20:13

sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06

Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie!
Zirytował mnie ten fragment szczególnie pogrubiony i zastanawiam się dlaczego?

Mi Dobson i jego książka Miłość potrzebuje stanowczości nie podeszła. Może dlatego ja takiego stawiania sprawy jak Ty Sajmon nie rozumiem, ale mnie samą Twoja wypowiedź dotknęła w jakiś sposób i mam zagwozdkę teraz czego dotyczy.

Zaraz po Dobsonie czytałam Projekt Szczęśliwe Małżeństwo niby książka o tym samym. Podobne zasady. Ale zupełnie napisana w innej formie. Bardziej stawiająca na zrozumienie siebie samego i swoich zachowań i stanięcia z boku i spojrzenia na sytuację z innej perspektywy niż stawianie granic.

W moim odczuciu dobrze, że Niepoprawny zachował spokój i nie dał się sprowokować. Mój mąż reagując teraz spokojem kiedy próbuję go wyprowadzić z równowagi raczej zyskuje w moich oczach i mam do niego więcej szacunku niż gdyby miał wejść w moją prowokację i zakończyć wieczór kłótnią.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 » 07 lut 2022, 23:22

sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Niepoprawny83... Być może ja mam błędne myślenie, być może inni forumowicze widzą to trochę inaczej. Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie! Pozwalamy na takie rzeczy, a później dzieje się jak się dzieje. Dr Pulikowski powiedział mi osobiście - najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to puścić żonę wolno... Ona będzie miała 100 koleżanek, które za nią pójdą. Będzie miała całą rodzinę zmanipulowaną przeciwko Tobie. Na koniec usłyszysz, że przecież mi na wszystko pozwalałeś i nie miałeś pretensji... Oczywiście Ci tego nie życzę, ale coraz bardziej widzę jak my mężczyźni jesteśmy coraz słabsi i robimy jedną z najgorszych rzeczy - dla świętego spokoju odpuszczamy...

Pogody ducha
Żona nie najgorzej dba o dzieci i dom. O mnie też przy okazji w jakimś stopniu. O ile nie poświęca się karierze, ale na to nie mam wpływu. Co do wychowywanie dzieci popełnia błędy, ale ja niestety też. Nie bardzo wiem, jakbym miał jej czegoś zabronić, przecież powiedziała mi kilka razy, że mnie nie kocha, nienawidzi, chce rozwodu. Jak mi coś nie pasi mogę się wyprowadzić. Jest zatem szczera i konsekwentna. Sam się zastanawiałem ostatnio, czy nie za miękka klucha ze mnie, ale wydaje mi się, ze walka nie przyniesie rezultatu. Żonka całą młodość walczyła z matką i wygrała niezależność, widać teraz identyfikuje mnie z rodzicielką, zdaje jej się, że ją ograniczam. Co gorsza faktycznie ją ograniczałem mentalnie, stanąłem w miejscu, a ona prze do przodu. Gdybym teraz zaczął forsować zakazy jakby to wyglądało? Chcę wzmocnić się mentalnie, najwyraźniej pozostało mi już tylko czekać nie czekając i zmieniać siebie dla siebie, a jest nad czym pracować. Nie wiem na ile obecne wyciszenie emocji jest tylko jednym z cykli po którym znów nastąpi załamka. Jeśli nawet nastąpi, może będzie mniejsza. Rozgoryczenie ostatnie wzięło się głównie stąd, że żonka nie gra ze mną fair, ale trzeba przywyknąć.
Pavel pisze:
07 lut 2022, 18:14
Z tego co piszesz żona niespecjalnie cię szanuje.
A nawet wrogów można szanować.
Bez szacunku raczej nie ma mowy o miłości.

Czytałeś „Miłość potrzebuje stanowczości” Dobsona i „Granice w relacjach małżeńskich” Cloud, Townsend?
Jeśli nie, warto to zrobić tak „na wczoraj”.
Masz rację, żona niespecjalnie mnie szanuje, podobnie jak współpracownicy i ja sam, więc próbuję się zmieniać, skoro nikt mnie nie lubi ;) Wolno idzie, ale jakieś efekty są. Sam podkreślałeś, że pracujemy nad sobą a przez to pośrednio (i to jak Bóg da) możemy zmienić nastawienia żony. Nieraz sam pisałeś, że to maraton nie sprint. Dobsona czytałem, żona nieraz naruszała moje granice, ale ostatnio się trochę hamuje, zwłaszcza przy dzieciach.
Firekeeper pisze:
07 lut 2022, 20:13
sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06

Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie!
Zirytował mnie ten fragment szczególnie pogrubiony i zastanawiam się dlaczego?

Mi Dobson i jego książka Miłość potrzebuje stanowczości nie podeszła. Może dlatego ja takiego stawiania sprawy jak Ty Sajmon nie rozumiem, ale mnie samą Twoja wypowiedź dotknęła w jakiś sposób i mam zagwozdkę teraz czego dotyczy.

Zaraz po Dobsonie czytałam Projekt Szczęśliwe Małżeństwo niby książka o tym samym. Podobne zasady. Ale zupełnie napisana w innej formie. Bardziej stawiająca na zrozumienie siebie samego i swoich zachowań i stanięcia z boku i spojrzenia na sytuację z innej perspektywy niż stawianie granic.

W moim odczuciu dobrze, że Niepoprawny zachował spokój i nie dał się sprowokować. Mój mąż reagując teraz spokojem kiedy próbuję go wyprowadzić z równowagi raczej zyskuje w moich oczach i mam do niego więcej szacunku niż gdyby miał wejść w moją prowokację i zakończyć wieczór kłótnią.
Dzięki Firekeeper za wsparcie. Postaram się zachowywać spokój, i choć spodziewam się nieciekawych wydarzeń to postaram się nie ulegać rozpaczy.
Zaufaliśmy miłości.

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1528
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepozorny » 07 lut 2022, 23:40

sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania.
To jest zaproszenie do kłótni. Moim zdaniem niewiele ma wspólnego z "porozumieniem bez przemocy".
Pavel pisze:
07 lut 2022, 18:14
Ja również nie wyobrażam sobie bym pozwolił się tak traktować, bez słowa w dodatku.
Mamy to na co się godzimy. Więc masz na co pozwalasz.
Jeśli ci to pasuje - Ok.
Jeśli nie, dlaczego na to wszystko przyzwalasz?
Pavle a czy u Ciebie nie było podobnie? Nie pamiętam dokładnie twojej historii, ale chyba twoja żona też miała swoje wyjścia i swój sposób układania szczęśliwego życia. Zakładam, że nie raz zostawałeś z dziećmi i w tym czasie się nimi zajmowałeś oraz robiłeś coś dla domu/siebie. Niepoprawny może powiedzieć, że się nie zgadza na wyjścia żony, ale ona i tak zrobi po swojemu. To tylko rodzi dodatkową frustrację.
Zgadzam się, że autor wątku nie powinien robić w domu wszystkiego i część obowiązków zostawić żonie. Ja dodatkowo ustaliłbym (o ile to możliwe) jakiś dzień weekendu, w którym mnie nie będzie w domu, żeby móc zająć się sobą.
Z braku rodzi się lepsze!

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Bławatek » 08 lut 2022, 7:25

sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Niepoprawny83... Być może ja mam błędne myślenie, być może inni forumowicze widzą to trochę inaczej. Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie! Pozwalamy na takie rzeczy, a później dzieje się jak się dzieje. Dr Pulikowski powiedział mi osobiście - najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to puścić żonę wolno... Ona będzie miała 100 koleżanek, które za nią pójdą. Będzie miała całą rodzinę zmanipulowaną przeciwko Tobie. Na koniec usłyszysz, że przecież mi na wszystko pozwalałeś i nie miałeś pretensji... Oczywiście Ci tego nie życzę, ale coraz bardziej widzę jak my mężczyźni jesteśmy coraz słabsi i robimy jedną z najgorszych rzeczy - dla świętego spokoju odpuszczamy...

Pogody ducha
Jako kobieta zgadzam się z Sajmonem, Niepoprawny może Twoja żona rzeczywiście potrzebuje usłyszeć od Ciebie, że Ci się nie podoba jej zachowanie. Bo owszem nie masz wpływu na jej zachowanie i działanie, ale możesz powiedzieć że Ci na niej zależy, ale jej zachowanie jest niewłaściwe dla was, dla małżeństwa, dla rodziny. Oczywiście istnieje duża możliwość że żona wybuchnie złością, wściekłością, że ją ograniczasz, wtrącasz się w jej wolność. Ale z drugiej strony jeśli to akceptujesz to dajesz sygnał, że Ci nie zależy.

Ja też polecam lekturę "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona. Sam autor daje czasami 'drastyczne' metody działania ze współmałżonkiem w kryzysie i przy tym zawsze powtarza, że małżonek/ka może w każdej chwili w swojej wolności odejść. Prawdziwa miłość jest trudna.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Niepoprawny83 » 08 lut 2022, 8:46

Bławatek pisze:
08 lut 2022, 7:25
sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Niepoprawny83... Być może ja mam błędne myślenie, być może inni forumowicze widzą to trochę inaczej. Uważam, że matka i żona, obojętnie czy w kryzysie czy nie, nie zachowuje się tak nieodpowiedzialnie. Czego uczy dzieci? Imprezy, wyjścia ważniejsze od rodziny? Tata co robi? Pozwala i daje sobie wejść na głowę? Żona mówi, że lepiej gdybyś był zły, a Ty co? Cisza? Skulić ogon i się zamknąć w skorupie? Być może ona chce faceta a nie "podnóżek"? Zło trzeba nazywać złem! Nie chodzi o to by być zazdrosnym, dopytywać gdzie byłaś, co robiłaś. Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania. Zero obiadków, zero sprzątania. Ona też ma obowiązki wobec domu, ale też wobec dzieci i wobec Ciebie! Pozwalamy na takie rzeczy, a później dzieje się jak się dzieje. Dr Pulikowski powiedział mi osobiście - najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji to puścić żonę wolno... Ona będzie miała 100 koleżanek, które za nią pójdą. Będzie miała całą rodzinę zmanipulowaną przeciwko Tobie. Na koniec usłyszysz, że przecież mi na wszystko pozwalałeś i nie miałeś pretensji... Oczywiście Ci tego nie życzę, ale coraz bardziej widzę jak my mężczyźni jesteśmy coraz słabsi i robimy jedną z najgorszych rzeczy - dla świętego spokoju odpuszczamy...

Pogody ducha
Jako kobieta zgadzam się z Sajmonem, Niepoprawny może Twoja żona rzeczywiście potrzebuje usłyszeć od Ciebie, że Ci się nie podoba jej zachowanie. Bo owszem nie masz wpływu na jej zachowanie i działanie, ale możesz powiedzieć że Ci na niej zależy, ale jej zachowanie jest niewłaściwe dla was, dla małżeństwa, dla rodziny. Oczywiście istnieje duża możliwość że żona wybuchnie złością, wściekłością, że ją ograniczasz, wtrącasz się w jej wolność. Ale z drugiej strony jeśli to akceptujesz to dajesz sygnał, że Ci nie zależy.

Ja też polecam lekturę "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona. Sam autor daje czasami 'drastyczne' metody działania ze współmałżonkiem w kryzysie i przy tym zawsze powtarza, że małżonek/ka może w każdej chwili w swojej wolności odejść. Prawdziwa miłość jest trudna.
Ale ja wiele razy mówiłem żonie, że nie podoba mi się jej zachowanie, że mnie rani itd. W odpowiedzi słyszałem, że ja postępowałem przez lata źle i nie mam prawa jej upominać. Wie, że mi na niej zależy. Mimo wszystko zyje jak singielka a ja staram się tym nie frustrować. Dodam, że faktycznie mam wiele za uszami i to jakoś pomaga mi zrozumieć obecny stan żony. Na mnie też kiedyś nie działały prośby, myślałem tylko o sobie i w sposób niewłaściwy rozumiałem szczęście. Teraz ma tak małżonka i pozostaje tylko czekać nie czekając oczywiście. Ja miałem swoją szansę. Dobsona czytałem. Staram się aby nasze rozmowy były konstruktywne i pozbawione przemocy z obu stron. Jakąś zmianę na plus w komunikowaniu się widzę, ale od czasu do czasu żonka musi spróbować zmącić mój spokój. Ale to już jej problem.
Zaufaliśmy miłości.

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Firekeeper » 08 lut 2022, 9:21

Bławatek pisze:
08 lut 2022, 7:25

Jako kobieta zgadzam się z Sajmonem, Niepoprawny może Twoja żona rzeczywiście potrzebuje usłyszeć od Ciebie, że Ci się nie podoba jej zachowanie. Bo owszem nie masz wpływu na jej zachowanie i działanie, ale możesz powiedzieć że Ci na niej zależy, ale jej zachowanie jest niewłaściwe dla was, dla małżeństwa, dla rodziny. Oczywiście istnieje duża możliwość że żona wybuchnie złością, wściekłością, że ją ograniczasz, wtrącasz się w jej wolność. Ale z drugiej strony jeśli to akceptujesz to dajesz sygnał, że Ci nie zależy.
Ja bym wybuchła złością i wcale bym się nie powstrzymała przed kolejnymi wyjściami, a wręcz przeciwnie uznałabym, że te wyjścia są świetnym prowokatorem małżonka i bym wychodziła częściej jemu na złość.

Myślę, że każdy potrzebuje czasem wolności, pobyć sam. Zrobić coś innego. Dopóki nie jest to zdrada, uzależnienia i inne hardcorowe wyskoki to ja bym próbowała to zaakceptować. Ograniczanie, oskarżanie, powstrzymywanie rodzi bunt i chęć ucieczki jeszcze bardziej od osoby która ogranicza. Mi tyle lat zajęło zrozumienie, że mój mąż jest samodzielną jednostką, niezależną ode mnie. Ma swoje zainteresowania, swoje marzenia, inaczej spędza czas, inaczej odpoczywa. Ma inną wizję. Tyle lat próbowałam go zmienić, dostosować się, wsadzić nas w jakieś ramki. Bo inni to inni tamto. My też powinniśmy spać razem skoro jesteśmy mężem i żoną, powinniśmy wyjeżdżać na wakacje. Powinniśmy świętować rocznicę. Wszystko powinniśmy. Wszystko było źle i wszystko frustrowało, bo nie było tak jak ja chciałam, nie takie miałam wyobrażenia.
Mąż w tej inności podoba mi się co raz bardziej. Ja dałam mu wolność. I sobie samej też. I postawiliśmy na wzajemność. On idzie na siłownię, ja w tym czasie robię coś dla siebie. Raz on wychodzi na piwo, raz ja. Wcale nie musimy wychodzić razem i nie musimy siedzieć w domu. Za dużo było powinniśmy, powinieneś, powinnam, musisz, muszę, musimy. W tej wolności dużo mniej się kłócimy, mniej czasu spędzamy ze sobą ale jednocześnie jesteśmy sobie bliżsi.
Ja też polecam lekturę "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona. Sam autor daje czasami 'drastyczne' metody działania ze współmałżonkiem w kryzysie i przy tym zawsze powtarza, że małżonek/ka może w każdej chwili w swojej wolności odejść. Prawdziwa miłość jest trudna.
Właśnie, na tyle drastyczne, że najczęściej małżonek odchodzi, bo granice, które stworzyliśmy są tak pilnie strzeżone, że druga osobą już nie bardzo ma szansę na cokolwiek. Ja miałam takie właśnie odczucia po tej książce. Nastawiła mnie bojowo do małżonka. Na zasadzie teraz liczę się JA, to co JA czuję, nie pozwolę Ci przekroczyć moich granic, będę strażnikiem, będę Cię pilnować. Pisałam to już. Ja miałam po terapii i między innymi Dobsonie epizod totalnego egoizmu i nastawienia negatywnie na każdą osobę, która w jakiś nawet najmniejszy sposób próbowała na mnie wpłynąć. Tak jakby te granicę stały się dla mnie granicą państwa, a każdy kto próbował je przekroczyć kwalifikowany był jako wróg do odstrzału. Ewidentnie u mnie coś poszło nie tak.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Pavel » 08 lut 2022, 10:31

Niepozorny pisze:
07 lut 2022, 23:40
sajmon123 pisze:
07 lut 2022, 16:06
Ja bym powiedział, że jestem bardzo zły na Ciebie i nie toleruję Twojego zachowania.
To jest zaproszenie do kłótni. Moim zdaniem niewiele ma wspólnego z "porozumieniem bez przemocy".
Pavel pisze:
07 lut 2022, 18:14
Ja również nie wyobrażam sobie bym pozwolił się tak traktować, bez słowa w dodatku.
Mamy to na co się godzimy. Więc masz na co pozwalasz.
Jeśli ci to pasuje - Ok.
Jeśli nie, dlaczego na to wszystko przyzwalasz?
Pavle a czy u Ciebie nie było podobnie? Nie pamiętam dokładnie twojej historii, ale chyba twoja żona też miała swoje wyjścia i swój sposób układania szczęśliwego życia. Zakładam, że nie raz zostawałeś z dziećmi i w tym czasie się nimi zajmowałeś oraz robiłeś coś dla domu/siebie. Niepoprawny może powiedzieć, że się nie zgadza na wyjścia żony, ale ona i tak zrobi po swojemu. To tylko rodzi dodatkową frustrację.
Zgadzam się, że autor wątku nie powinien robić w domu wszystkiego i część obowiązków zostawić żonie. Ja dodatkowo ustaliłbym (o ile to możliwe) jakiś dzień weekendu, w którym mnie nie będzie w domu, żeby móc zająć się sobą.
Zgadzam się w pełni odnośnie pierwszego akapitu.
Nie jestem fanem milczenia, gdy należy mowić. Ale forma jest kluczowa. Gdy forma jest do bani, lepiej jednak milczeć ;)

Odnośnie tego co napisałeś do mnie, warto jednak precyzyjnie wyjaśnić, aby nie było nieporozumień.
Nie da się zakazać żonie wychodzenia. Zresztą nie mamy takich uprawnień. Czy nam się to podoba czy nie, Bóg dał nam wolną wolę i to jest aktualne nawet gdy robimy niefajne rzeczy.

Opieka nad dziećmi gdy żona wychodzi i praca w domu to tak samo obowiązek żony jak i męża, więc nie robimy w ten sposób żadnej przysługi, a wykonujemy swoją pracę.
Mi chodziło bardziej o zachowanie balansu, pozwoleniu na ponoszenie konsekwencji swego działania, bycie bardziej asertywnym.

Co robiłem ja w początkach kryzysu ma znaczenie drugorzędne, byłem bowiem jak dziecko we mgle - nie jest to ani przykład warty naśladowania, ani wzorzec (chyba, że odwzorowanie typowych błędów popełnianych w kryzysie).
To co zrobiłem, gdy już nieco poukładało mi się w głowie, to zacząłem komunikować żonie (spokojnie ale i stanowczo) możliwe skutki jej działań, na przykład:
-Jeśli jej nie będzie na noc, a ja w wyniku tego nie będę w stanie iść do pracy - nie pójdę. Jako, że tylko ja pracowałem zawodowo - oznaczałoby to problemy finansowe.
- jeśli ona ma prawo robić co jej się podoba, mogę zacząć i ja. A tak być przecież nie powinno. Mamy pewne obowiązki i odpowiedzialności. Tak jak ja wywiązuję się ze swoich, tak samo ona powinna się ze swoich wywiązywać. Rzecz jasna nie chodziło mi o relację między nami.
Czyli - jeśli ona nie ma zamiaru wywiązywać się ze swoich powinności tylko ze mnie i efektów mojej pracy czerpiąc, zaczniemy żyć pod jednym dachem ale tworząc dwa gospodarstwa domowe. Nie oczekiwałem perfekcji, raczej niezbędnego minimum, bowiem był okres, że niemal wszystko było na mojej głowie, bo żona albo u psiapsiółki, albo kowalskiego, albo w telefonie. Dzieci też zaniedbywała.
Mi też nie było łatwo, nie wiem jak nie zwariowałem. A jednak to co do mnie należało robiłem.
Jeśli chodzi o jej odzywki, obrażanie mnie, krzyki itp. - również w spokojny i bezprzemocowa sposób o tym zakomunikowałem.
Tak jak piszesz - pewne sprawy warto ustalić będąc w takich niełatwych okolicznościach.
No i jak już pisałem - reakcja nie musi (i nie powinna wręcz) oznaczać kłótni, kontrolowania, zakazów itp.
To wszystko da się zakomunikować w zdrowy sposób.
Oczywiście reakcja może być różna, w przypadku mojej żony akurat tyle wystarczyło, ale mogło być inaczej.
Wtedy podjąłbym odpowiednie do sytuacji kroki.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy muszę pójść na terapię?

Post autor: Pavel » 08 lut 2022, 10:55

Firekeeper pisze:
08 lut 2022, 9:21
Ja też polecam lekturę "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona. Sam autor daje czasami 'drastyczne' metody działania ze współmałżonkiem w kryzysie i przy tym zawsze powtarza, że małżonek/ka może w każdej chwili w swojej wolności odejść. Prawdziwa miłość jest trudna.
Właśnie, na tyle drastyczne, że najczęściej małżonek odchodzi, bo granice, które stworzyliśmy są tak pilnie strzeżone, że druga osobą już nie bardzo ma szansę na cokolwiek. Ja miałam takie właśnie odczucia po tej książce. Nastawiła mnie bojowo do małżonka. Na zasadzie teraz liczę się JA, to co JA czuję, nie pozwolę Ci przekroczyć moich granic, będę strażnikiem, będę Cię pilnować. Pisałam to już. Ja miałam po terapii i między innymi Dobsonie epizod totalnego egoizmu i nastawienia negatywnie na każdą osobę, która w jakiś nawet najmniejszy sposób próbowała na mnie wpłynąć. Tak jakby te granicę stały się dla mnie granicą państwa, a każdy kto próbował je przekroczyć kwalifikowany był jako wróg do odstrzału. Ewidentnie u mnie coś poszło nie tak.
Ja mam zupełnie inny odbiór książki Dobsona.
Nie miałem po tej lekturze etapu „teraz ja”, nawet takich myśli.
Ta książka pozwoliła mi zrozumieć, że uległość ze strachu powoduje rozzuchwalenie drugiej osoby. Ba, że twarde, stanowcze metody w praktyce mają większe szanse powodzenia niż Te miękkie, wynikające se strachu przed jej odejściem. Oczywiście warto wszystko robić z głową i nie przesadzić.

Pojąć, że nie mam na żonę wpływu i chodzenie na palcach nie pomoże ani małżeństwu, ani mi, ani żonie.
Że ona ma prawo wybrać, ale wraz z konsekwencjami.
Że nie pownienem pozwalać się krzywdzić, godzić się na to.

Nie byłem po tej lekturze bojowo nastawiony do żony.
Uzmysłowiła mi pewne mechanizmy tak po mojej jak i po jej stronie.
Pokazała jak bardzo się pogubiliśmy. W żaden sposób nie zachęciła do „zamknięcia furtki”.

No, generalnie jak widzisz kwestia interpretacji i własnego odbioru.
Dodam, że po indywidualnej terapii również nie miałem wzrostu egocentrycznych skłonności. Wręcz przeciwnie - zacząłem pracować nad takowymi aby je wyeliminować.

Zarówno polecane na forum lektury/konferencje prowadziły mnie ku większej pokorze (właściwie rozumianej), pracy nad sobą i koncentracji na sobie.

To ostatnie można różnie rozumieć.

Nawet w zeszłym tygodniu słyszałem, że pewna bliska mi osoba zrozumiała „zajęcie się sobą” jako zachętę do egocentryzmu. Zapewne dlatego, że to jej aktualnie gra w duszy, albo źle zrozumiała intencje terapeuty.
Dla mnie zajęcie się sobą, koncentracja na sobie nie oznacza spełniania zachcianek, robienia co się chce i patrzenia tylko lub głównie na czubek własnego nosa.
Dla mnie to oznacza wytężoną pracę na sobą, własnymi wadami, dysfunkcjami, większą odpowiedzialność i uważność na sposób swego funkcjonowania (by zdrowiej funkcjonować i nie ranić bliźnich).
Naprawianie siebie, stawanie się jak najlepszą wersją siebie. Nabywanie wiedzy, świadomości i tak dalej. Skracając - dążenie do świętości :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości