Od czego zacząć...?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

golo
Posty: 9
Rejestracja: 10 paź 2021, 0:57
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Od czego zacząć...?

Post autor: golo »

Witam wszystkim serdecznie. Jesteśmy małżeństwem z 19 letnim stażem i dwójką małych dzieci. Nie wiem od czego zacząć opisywać "swój" problem... Może od tego, że od dłuższego czasu nie jest między nami dobrze. Oczywiście wina na pewno leży po obu stronach, choć być może (!?) bardziej po mojej. Nie układa się nam kompletnie. Niby z pozoru wszystko jest ok, ale tak naprawdę jest bardzo źle. Nie ma między nami bliskości, współżycia... Być może mam zbyt wygórowane oczekiwania, ale nigdy między nami w tej kwestii nie było zbyt dobrze. Może jedynie, gdy staraliśmy się o dziecko, ale to osobna kwestia. Od czterech miesięcy nie ma między nami żadnego seksu. Już nawet nie próbuję, bo zawsze wychodzi to jeszcze gorzej niż jest... Żona zawsze zmęczona, choć oczywiście nie neguję, że ma bardzo dużo obowiązków, w których staram się jak mogę jej pomóc. Niestety z racji niepełnosprawnego syna jest ich dużo więcej. Ciągle zajęcia, terapie, rehabilitacje...etc. Być może to wypalenie ciągłymi zajęciami z synem tak działa? A może przyczyna leży gdzie indziej? Nie wiem jak długo tak wytrzymam? Nie chcę żeby głupi seks wpłynął na trwałość naszego małżeństwa, ale ciężko mi z tym wszystkim. Próbowałem wiele razy rozmawiać z żoną na ten temat, ale skutek był raczej mizerny. Od wielu lat nasze pożycie małżeńskie jest naprawdę bardzo rzadkie maksymalnie 1 do 2 razy w miesiącu i to nie każdego. Może powinienem się pogodzić z tym, że nasze małżeństwo jest białe? Może powinienem prosić Boga żeby zabrał mi owe pragnienia? Nie chcę chodzić sfrustrowany brakiem pożycia, ale ciężko mi z tym. Myślę, że zwyczajnie żona nie ma takich pragnień. Przepraszam, że piszę tak chaotycznie, ale trudno mówić o czymś czym targają tak duże emocje. Pozdrawiam wszystkich.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Al la »

Witaj golo, na naszym forum.
Niby z pozoru wszystko jest ok, ale tak naprawdę jest bardzo źle. Nie ma między nami bliskości, współżycia...
Pan Jacek Pulikowski, w jednej ze swoich konferencji, mówi, że wieczorny seks zaczyna się od porannej kawy.
Rozumiem, wypalenie, codzienne problemy, praca, stres- normalka.
A może, skoro tutaj napisałeś, to właśnie jest czas, żeby się pochylić nad tym, co szwankuje w waszej rodzinie?
Ustawić jeszcze raz hierarchię wartości?

Napisałeś na forum katolickim, jesteście małżeństwem sakramentalnym?
Jaka jest Twoja relacja z Bogiem?

Zapraszam Cię do zapoznania się z naszą stroną pomocową http://sychar.org/pomoc/, gdzie znajdziesz konferencje z naszych rekolekcji i polecane lektury.

Pozdrawiam i życzę, abyś otrzymał wsparcie od naszych forumowiczów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Niegodny
Posty: 59
Rejestracja: 06 paź 2021, 10:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Niegodny »

Cześć Golo na brak ochoty na wspozycie może wpływać tyle różnych czynników że są na ten temat dosyć grube książki. Jeżeli nie znajdziesz sposobu żeby twoja żona otworzyła się przed tobą i powiedziala w czym problem to samemu może być ciężko. Odpuść na chwile ten temat a skup się na braku bliskości. U kobiet seks wynika z bliskości a u mężczyzn seks prowadzi do bliskości. Kwiaty, kolacja, wspólny wyjazd - czy wspólnie spędzony czas a może żona się otworzy. Nie sprowadzaj każdej rozmowy do tematu współżycia, małe kroczki .. I dużo cierpliwości. Jeśli żona jest bardzo obciążona obowiązkami to może zaproponuj rozmowę ze specjalista. Mogę dodać na przypadku mojej znajomej ze np. Przyjmowanie leków antydepresyjnych pomagało na jej stan ale efektem ubocznym działania tych lekow jest brak wytwarzania się dopaminy ( odczuwania przyjemności) i często u takich osób seks przestaje dawać przyjemość. A co za tym idzie nie ma potrzeby zbliżeń.
Nocą ludzie śpią spokojnie w swoich łóżkach tylko dlatego, że na straży stoją mężczyźni o surowych obliczach, gotowi stosować przemoc w ich imieniu. - G.Orwell
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Caliope »

Witaj, nie napisałeś czy pomagasz żonie w obowiązkach, odciążasz w opiece nad niepełnosprawnym dziecku. Zabierasz dziecko na te rehabilitacje i leczenie?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: marylka »

Hej
Myślę że kobieta matka słysząc diagnozę o niepełnosprawności dziecka skupia się mega na wyciągnięciu go z tej niepełnosprawności. Wszystko inne często idzie na bok.

Takie wiadomości sprawiają że wewnętrznie jest wielkie cierpienie i niezgoda

Pewnie dla ciebie też ale kobieta myślę bardziej to przeżywa emocjonalnie

Dlatego myślę że możesz zacząć o zadbanie o ducha żony.
Wspieraj ją i bądź dla niej oparciem. Niech poczuje że przy tobie i ona i dzieci są bezpieczne.
Słuchaj jej obaw, nie ignoruj ich ale jednocześnie zapewnij że dacie radę.
Często się śmiej i dostrzeż w niej kobietę.
Czy doceniasz jej wygląd w ciągu dnia?
Czy proponujesz np długą kąpiel a ty w tym czasie uśpisz dzieci?
Byliście może ostatnio na randce?
Tylko we dwoje?

Chodzi o to żeby ona się odprężyła i dostrzegła nadzieję

Wielu ojców popełnia ten sam błąd - czeka aż żona skończy ogarniać dom i wskoczy do łóżka żeby zająć się mężem

Myślę że u was brakuje radości. Wypełniacie obowiązki z obowiązku.
To rodzi frustrację zniechęcenie i rozczarowanie

Zmiana nastawienia - to jest klucz
No i zacznij od przytulenia. Krok po kroku. Bez nachalności.
Co myślisz?

Pozdrawiam
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Ruta »

Zacznij może od wysłania zony na dwutygodniowe wakacje. Weź urlop w pracy i niech zona jedzie. Dzieci z toba nie z zona. I nie chodzi tylko o to by zona odpoczęła, ale by miala okazje wyjsc na chwile z roli tylko i wyłącznie matki. W wielu małżeństwach to pomaga. Mąż z kolei lepiej się wtedy orientuje w obowiązkach domowych i jest w stanie lepiej i bardziej adekwatnie wspierać żonę w obowiązkach.

Nie rozumiem jednej rzeczy. Zrozumiałam to co napisałeś tak: intymność jest między wami z twojej inicjatywy, żona często jest zbyt zmęczona, ale średnio raz na miesiąc udaje ci się żonę przekonać. I tak jest od dawna. Zmiana w waszej relacji polega na tym, że około czterech miesięcy temu przestałeś zabiegać o intymność. Więc ta intymność zanika.

Więc na ile rozumiem z opisu wycofałeś się z relacji intymnej z żoną, równocześnie jednak skarżysz się na jej brak. I rownoczesnie piszesz, że nie chcesz by z powodu takiej glupiej sprawy jak seks rozpadlo sie twoje małzenstwo. Ale szczerze mowiac ja to czytam, że jednak jest w tobie taka mysl, ze jak nic sie nie zmieni, to jednak z malzenstwa wyjdziesz i zone zostawisz. A jest oczywiste, ze sie nic nie zmieni, bo nie robisz nic by sie zmienilo. A pozycie jest u was wazniejsze dla ciebie, niz dla zony.
Wybacz, ale twoj post jest napisany jak pod sprawe rozwodowa, w ktorej bedziesz dowodzil ze rozwod jest z winy zony, a ty jestes niewinny i sie starales. Zalezy ci na małżeństwie? To jak najszybciej zmień myślenie.

Po pierwsze intymność w małżeństwie to nie jest coś głupiego i nieważnego. Ale też nie jest to coś, co się stanie samo. Od dziś zacznij tą intymność budować. Dbać o żonę, o wasz wypoczynek, o poranna kawę. Nie dla zony. Dla was razem.

Pytanie, co się stało cztery miesiące temu, gdy zdecydowałeś, że nie chce ci się już zabiegać o pożycie z żoną? Po twojej stronie? Znane mi dotąd przyczyny takich decyzji:
- rozwód w bliskim gronie znajomych/rodziny i kontakt ze szczęśliwym rozwodnikiem, który jest w nowym związku,
- nowa koleżanka w pracy, na czacie, czy gdzieś tam, ktora daje sygnały, że jest zainteresowana,
- pornografia,
- niedawno kupiony motor lub fajniejszy samochód,
- wiek około 40,
- za dużo czasu z mamą lub z inną kobietą o własnej żonie i małżeństwie, szczególnie jesli dają rady i współczują ci "takiej" żony,
- romans lub zakochanie w innej niż żona osobie lub ochota na takie przeżycia,
- problemy z potencja i ukrycie ich pod mysleniem "to wina zony, jakby była bardziej mniej... to nic takiego by sie u mnie nie stalo" - to zwykle czas na badania, zrzucenie wagi, wiecej ruchu na swiezym powietrzu, a nie na oskarzanie zony, to problem zdrowotny, nie relacyjny,
- czasem nowe leki,
- lub używki, na przykład wiecej wypijanego alkoholu, jakiś drink na rozluźnienie, winko czy piwko, skręcik.

Czy żona lubi wasze pożycie? Czy dbasz o nią w tej sferze? Jaki jest twoj stosunek do jej ciała? Czy widzisz w niej piękno? Czy krytykujesz żonę otwarcie lub w duchu? Ile żona ma budżetu na fryzjera, ubrania, kosmetyki? To też ważne elementy intymności, które ją budują lub niszczą. Kobieta ktora nie czuje sie kobieco unika współżycia. Kobieta ktorej mąz z nią zyje ale gardzi nia, jej wygladem, jest krytyczny takze unika współzycia.

Warto wywalic tez ze swojego zycia pornografie, uzywki, jesli są i myslenie rozwodowe, ze jak nic sie nie zmieni to odejdziesz. Zacznij zmieniac, to sie zmieni.

A jesli to leki, miej swiadomosc ze moga podnosic libido, a zadaniem twojej zony nie jest jego obsluga. Panowanie nad twoim popedem jest po twojej stronie. Inna sprawa, ze wypoczetej i majacej poczucie bycia zadbana i kochana zonie wieksze libido moze odpowiadac. Zadbaj wiec by zona byla zadbana i kochana. Te wakacje dla zony wciaz do przemyslenia...

Kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi? Kiedy przyjałeś Komunię Świętą? Czy modlicie się wspólnie z żoną? Zmiany zacznij takze w tej sferze, to wiele zacznie się zmieniać.
Melisa
Posty: 70
Rejestracja: 12 sty 2021, 21:54
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Melisa »

golo pisze: 10 paź 2021, 21:18 Oczywiście wina na pewno leży po obu stronach, choć być może (!?) bardziej po mojej.
Czy możesz napisać w czym upatrujesz swoją winę
Z postu się tego nie dowiadujemy, wskazujesz na ewidentne przeciążenie żony, ale skoro twój wkład w kryzys uważasz za większy to może warto się temu przyjrzeć.
Aniołom swoim każe cię pilnować, Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować Na ręku będą, abyś idąc drogą Na ostry krzemień nie ugodził nogą.
J.Kochanowski, Psałterz Dawidów
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Pavel »

O ile zgadzam się z głosami pań, sprowadzającymi się do pojemnego obszaru o nazwie poukładaj siebie i relację małżeńską ze swojej strony, poznaj siebie jako mężczyznę i żonę jako kobietę, o tyle problem jest powszechny, obustronny i znacznie bardziej skomplikowany.

Nie zależy też tylko od pracy którą wykonasz, a szkoda.

Książki i konferencje znajdziesz na naszej liście:

viewtopic.php?f=10&t=383

I od czytania/słuchania polecam zacząć, nawiazując do tematu wątku.

Czyli wystartować w drogę której celem jest stanie się najlepszą wersją samego siebie. Poza podniesieniem jakości życia, zwiększy twą atrakcyjność w oczach żony, nauczysz się lepiej „obsługiwać” ten kobiecy mechanizm. Nie dużo lepiej, bo ten mechanizm nas przerasta, ale lepiej ;)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś - wróć do Boga. Buduj z nim relację. Gdzie On jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu.

Kwestia kolejna - przyczyną strachu twojej żony, jej niechęci do zbliżeń może być strach przed kolejną ciążą. Jej wystarczy już aktualnych zajęć i to rodzić może olbrzymią blokadę.
Inna sprawa - jakie ona ma podejście do wspołżycia w ogóle.
Obawiam się, że w większości przypadków tam gdzie są małe dzieci mąż idzie w odstawkę.
Jeśli zrobisz co do ciebie należy, dowiesz się, w dłuższym okresie, czy na pewno twoja zmiana rozwiąże ten niewątpliwy problem.

Napiszę teraz męskiej perspektywy, którą obawiam się większość pań nie za bardzo jest w stanie pojąć. To mi wynika między innymi z powyższych wpisów.

To co ja zrozumiałem z twojego wpisu golo, to proszenie, wręcz żebranie o współżycie.
Zdaję sobie sprawę jakie to bolesne i upokarzające, zwłaszcza gdy podczas tych „żebrów” i tak otrzymujesz odmowę, zwykle w dodatku uargumentowaną „nie bo nie”. Rozumiemnteż, że w końcu można mieć tego dość.
I zdaję sobie sprawę, że to nie jest w porządku, że nie tak powinna funkcjonować kochająca żona. Nie tak powinno wyglądać zbliżenie, współżycie.

Ja polecam, jak wspomniałem, na początek zająć się sobą i swoją częścią.
Warto jednak zacząć od siebie i zobaczyć jak będzie funkcjonować żona gdy ty będziesz funkcjonował jak przykładny mąż i ojciec.
Jeśli To pomoże - masz problem z głowy.

Jeśli nie - polecam terapię małżeńską (o ile dasz radę namówić żonę) w trakcie której może wyjdą inne przyczyny obecnego stanu rzeczy leżące poza tobą, może twoja małżonka zobaczy potrzebę zmian i pracy nad sobą.

Na pewno rzuca się w oczy również inny problem - z komunikacją. Po stronie żony na pewno na podstawie twego opisu, po twojej zaś - prawdopodobnie, bowiem forma jest tak samo istotna jak przekazywana treść. Nawet najlepsze danie podane na brudnym talerzu w nieodpowiedniej scenerii wtapia się w towarzystwo.
Napisałem prawdopodobnie, bo nie uczą nas właściwej, zdrowej i bezprzemocowej komunikacji, więc zapewne funkcjonujesz jak ogół w tym obszarze.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
golo
Posty: 9
Rejestracja: 10 paź 2021, 0:57
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: golo »

Nie neguję broń Boże swojej winy!!! Wiem, że nie jestem niestety doskonały. Bynajmniej nie żebram o współżycie. Modlimy się razem wieczorem. Do spowiedzi chodzę regularnie. Nie chcę być źle zrozumiany, choć pewnie w dużej mierze macie wszyscy rację!!! Chodzi mi bardziej o to, że brakuje mi bliskości z żoną. Współżycie to jak piszecie tylko dodatkowy, że się tak wyrażę "efekt". W kilku zdaniach ciężko do końca wyrazić to co czuję. Oczywiście pomagam żonie w obowiązkach na ile umiem. Może za mało się staram? Mam zbyt dużo oczekiwań? Reasumując dziękuję Wam wszystkim za rady. Wiem, że nikt za mnie nie rozwiąże problemów i że być może 99% winy jest po mojej stronie. W każdym razie Bóg zapłać Wszystkim 😊 Pozdrawiam serdecznie 😊
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Nirwanna »

Witaj, golo :-)
Na początku spróbowałabym zamienić w wypowiedziach słowo "wina" na "odpowiedzialność". Wina intuicyjnie zakłada karę, jak masz karę (np. brak współżycia), to intuicyjnie masz przekonanie, że zasłużyłeś i tak ma być, choć potrzeby i poczucie niesprawiedliwości krzyczą, że tak nie powinno być. Czyli frustracja rośnie, a często przez to i eskalacja problemu.
Słowo "odpowiedzialność" zakłada stałą uważność na siebie, innych, relacje, rodzinę..., rozróżnianie, co jest moją odpowiedzialnością, a co nie jest nią, i nieustające wchodzenie w proces wymaganych zmian. Taka postawa likwiduje frustrację (więc i eskalację), mimo że potrzeby mogą wciąż nie być zaspokojone.

Następnie, spróbuj przyjrzeć się temu:
golo pisze: 12 paź 2021, 1:27 Oczywiście pomagam żonie w obowiązkach na ile umiem.
Pomaganie zakłada, że główna odpowiedzialność za dom i dzieci spoczywa na żonie. Przy niepełnosprawnym dziecku może to być bardzo duże obciążenie, zaburzające poczucie bezpieczeństwa tak, że libido po prostu zdycha. Wiem, że to może brzmieć dla Ciebie abstrakcyjnie, ale może warto zamienić "pomaganie" na "współodpowiedzialność", czyli przenieść część odpowiedzialności na siebie.
I teraz dwie uwagi:
po 1. nie po to, aby nagrodą było współżycie, bo ta interesowność zaraz wyjdzie, ale po to aby być odpowiedzialnym za rodzinę, którą się stworzyło, aby wzrastać jako mąż i ojciec;
a po 2. może być tak, że fizycznie będziesz robił dokładnie to, co dotychczas, ale samo poczucie, że żona na Ciebie może liczyć w decyzyjności czy przejęciu pewnych czynności bez przypominania i instruktażu, zmieni wszystko.

I tak na koniec, godzinne nagranie: https://www.youtube.com/watch?v=yn_67lFURwU ; co prawda poświęcone głównie antykoncepcji, ale jest tam sporo myśli dotyczących katolickiego podejścia do współżycia, mam wrażenie, że mogą Ci pomóc.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Ruta »

golo pisze: 12 paź 2021, 1:27 Nie neguję broń Boże swojej winy!!! Wiem, że nie jestem niestety doskonały. Bynajmniej nie żebram o współżycie. Modlimy się razem wieczorem. Do spowiedzi chodzę regularnie. Nie chcę być źle zrozumiany, choć pewnie w dużej mierze macie wszyscy rację!!! Chodzi mi bardziej o to, że brakuje mi bliskości z żoną. Współżycie to jak piszecie tylko dodatkowy, że się tak wyrażę "efekt". W kilku zdaniach ciężko do końca wyrazić to co czuję. Oczywiście pomagam żonie w obowiązkach na ile umiem. Może za mało się staram? Mam zbyt dużo oczekiwań? Reasumując dziękuję Wam wszystkim za rady. Wiem, że nikt za mnie nie rozwiąże problemów i że być może 99% winy jest po mojej stronie. W każdym razie Bóg zapłać Wszystkim 😊 Pozdrawiam serdecznie 😊
Golo, cokolwiek czujesz i myslisz, to jesli finał tych uczuć i myśli jest taki, że dłużej nie wytrzymasz w małżeństwie, albo, że nie chcesz rozbijać małżeństwa, ale... to nie pochodzi to z dobrej strony. A skoro pochodzi z tej drugiej, no to znaczy, że czas się uzbroić do walki, a nie poddawać wrogowi walkowerem.

Wyrzuć z myśli słowa typu rozstanie, rozwód i nie wytrzymam. Jestes dojrzałym mężczyzną, zapewne już nie jedno wytrzymałeś w życiu, to trochę ataków duchowych też przetrzymasz. Dla dobra rodziny i swojego małżeństwa mężczyźni potrafią wiele. Tylko trzeba dobrze rozpoznać wroga. Tu wróg jest sprytny, sam się ukrywa i sugeruje byś atakował żonę. Zburzenie twierdzy rękami obrońcy to stała taktyka. I nie wymaga wiele wysiłku. Zły to kłamca i manipulant. Przychodzi z troską. Ojej, ojej, taki samotny jesteś, niedobrze w tym twoim małżeństwie, no zobacz, ty cierpisz, a żona nic...obojętna, nie zwraca uwagi...ile tak wytrzymasz...nie nie wytrzymasz...ile masz znosić... Należy ci sie wiecej, gdzie indziej cie docenia, znajdziesz to czego potrzebujesz, tu juz nic nie osiągniesz, zona juz cie nie chce... I ma jeszcze w zestawie krzywe zwierciadlo, w ktorym ci pokazuje, no zobacz, w sumie to nigdy nie bylo dobrze, zawsze sie z ta kobieta męczyłes, ona zawsze sie ciebie czepiala, ona nigdy cie nie doceniala, zobacz, brzydka jest, zobacz chodzaca wscieklosc, z oczu jej ziaje, moze sama juz kogos ma, albo miala, pamietasz wtedy jak sie do goscia usmiechala, wtedy to zignorowales, ale no wez nie badz taki glupi...naiwny... nalezy ci sie wiecej, dam ci krolestwo...zostaw juz ta zone... Stara parszywa prymitywna gadka, ale dziala i rozwala małżenstwo za małzenstwem...

Nie uciekaj od tego co widzisz. To możliwe, że wasza relacja jest obecnie w nie najlepszym stanie, że oboje się od siebie oddalacie. Że brakuje ci bliskości. To diagnoza, a nie wyrok.

Ale nie szukaj winnych takiego stanu. Bonich nie ma. Ani ty ani żona nie jesteście winni. Życie, obowiązki, codzienne drobne zawody, szczypta egoizmu, parę deficytów, ze dwa misie (misie nie chce i misie należy), jeden czy dwa filmy, jeden "szczesliwy"rozwodnik i starczy by zerwać jedność małzonkow. A życie zwykle dokłada więcej. Twoim zadaniem nie jest tą jedność zburzyć do końca tylko od niej wrócić, odbudować ją.

Miłość całkiem dobrze goni złego. Kochaj więc żonę, choćby decyzją, że z nią będziesz, na to złe i trudne też. Szukaj w sobie czułości, empatii, codziennie zrób coś dla żony. I przez jakiś czas nie patrz co żona. Skup się na tym co ty. Nie ryzykujesz utraty niczego w ten sposób, a zyskać możesz wiele.

I nie przejmuj sie myślami typu, nawiedzone świry, jestem wierzący ale bez przesady... Przychodzi taki moment w życiu, gdy Bóg mówi: nie bądź letni.

Skoro brakuje ci bliskości z żoną to nie szukaj jej gdzie indziej! Zaproś Boga do współpracy w pokonaniu kryzysu, a przegoń wroga.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Bławatek »

Nirwanna pisze: 12 paź 2021, 6:50 Witaj, golo :-)
Na początku spróbowałabym zamienić w wypowiedziach słowo "wina" na "odpowiedzialność". Wina intuicyjnie zakłada karę, jak masz karę (np. brak współżycia), to intuicyjnie masz przekonanie, że zasłużyłeś i tak ma być, choć potrzeby i poczucie niesprawiedliwości krzyczą, że tak nie powinno być. Czyli frustracja rośnie, a często przez to i eskalacja problemu.
Słowo "odpowiedzialność" zakłada stałą uważność na siebie, innych, relacje, rodzinę..., rozróżnianie, co jest moją odpowiedzialnością, a co nie jest nią, i nieustające wchodzenie w proces wymaganych zmian. Taka postawa likwiduje frustrację (więc i eskalację), mimo że potrzeby mogą wciąż nie być zaspokojone.

Następnie, spróbuj przyjrzeć się temu:
golo pisze: 12 paź 2021, 1:27 Oczywiście pomagam żonie w obowiązkach na ile umiem.
Pomaganie zakłada, że główna odpowiedzialność za dom i dzieci spoczywa na żonie. Przy niepełnosprawnym dziecku może to być bardzo duże obciążenie, zaburzające poczucie bezpieczeństwa tak, że libido po prostu zdycha. Wiem, że to może brzmieć dla Ciebie abstrakcyjnie, ale może warto zamienić "pomaganie" na "współodpowiedzialność", czyli przenieść część odpowiedzialności na siebie.
I teraz dwie uwagi:
po 1. nie po to, aby nagrodą było współżycie, bo ta interesowność zaraz wyjdzie, ale po to aby być odpowiedzialnym za rodzinę, którą się stworzyło, aby wzrastać jako mąż i ojciec;
a po 2. może być tak, że fizycznie będziesz robił dokładnie to, co dotychczas, ale samo poczucie, że żona na Ciebie może liczyć w decyzyjności czy przejęciu pewnych czynności bez przypominania i instruktażu, zmieni wszystko.

I tak na koniec, godzinne nagranie: https://www.youtube.com/watch?v=yn_67lFURwU ; co prawda poświęcone głównie antykoncepcji, ale jest tam sporo myśli dotyczących katolickiego podejścia do współżycia, mam wrażenie, że mogą Ci pomóc.
Witaj,

Cytuję Nirwannę bo napisała wszystko co chciałam napisać więc nie będę powtarzać bo nie ujmę tego tak ładnie.

Mój mąż też mi "pomagał" ale tylko wtedy gdy mu pasowało gdy miał czas. Naszemu synowi groziła niepełnosprawność ale dzięki rehabilitacji ruszył czym zadziwił rehabilitantki i panią doktor. Ale przez 8 lat diagnozowanie pod kątem różnych dziwnych chorób - głównie ja ogarniałam, bo mąż zawsze musiał być w pracy, za to ja jako matka powinnam dla dobra dziecka wziąć urlop i spędzić go cały dzień na badaniach. Teraz ma problemy z nauką bo ma problem z przetwarzaniem słuchowym, ale dzięki mojemu uporowi i pracy polubił polski, teraz najtrudniejsze zadanie pomóc w angielskim, a z powodu jego dysfunkcji jest to trudne i czasochłonne. Tak jak już ktoś napisał - matki poświęcają wiele dla dobra dziecka. A gdy do tego cały dom, załatwianie wszystkich spraw oraz zarabianie pieniędzy tak jak u mnie jest tylko na jednej osobie, no to już niestety jest za dużo. Mój mąż miał czas dla siebie popołudniami - ja tylko jak jechałam do pracy autobusem - kochane drzemki. I mój mąż się dziwił, że ja nie jestem chętna na seks - a ja jedyne o czym marzyłam to by się wcześniej położyć, przespać bez budzenia 7 godzin i dać odpocząć kręgosłupowi.

Nie pomaganie a wspieranie, wyręczanie i odpowiedzialność. Ostatnio na kazaniu ksiądz u nas mówił, że każdy z nas jest powołany do miłości, ale do takiej, która mówi 'co mogę zrobić, aby mojej żonie, dziecku, rodzicom a nawet współpracownikom żyło się lepiej'.

Ktoś zaproponował urlop dla Twojej żony od rodziny i obowiązków - może to dobry pomysł, bo zapewne żona ciągle pochłonięta jest obowiązkami. Ja marzyłam choćby o takim weekendzie, więc może na początek wyjazd dla żony na weekend, bez telefonów z domu.
golo
Posty: 9
Rejestracja: 10 paź 2021, 0:57
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: golo »

@Ruta
Z tym lwem ryczącym to niestety masz dużo racji. Diabeł wiadomo zawsze atakuje w nasz najsłabszy punkt. Naprawdę chcę się strać bardziej kochać swoją żonę i zależy mi, żeby była szczęśliwa. Oczywiście nie neguję swojego grzechu i egoizmu w tym wszystkim, bo niestety nasza natura jest słaba. Nie chciałbym naprawdę małżonki obwiniać za trudy w naszych relacjach, bo byś może wina leży jednak po mojej stronie? Chciałbym po prostu znaleźć wyjście. Dlatego też do Was napisałem.
@ Bławatek
Może faktycznie niefortunnie dobrałem słowo "pomaganie", bo też uważam, że potrzebna jest współodpowiedzialność za nas i nasze dzieci. Ze swojej strony na ile mogę i umiem zajmuję się i "wyręczam" (złe słowo) żonę w obowiązkach. Nie piszę tego żeby się chwalić, gdyż uważam, iż powinna to być oczywistość. Kilka razy proponowałem żonie wyjazd bez nas na weekend. Naprawdę niejednokrotnie brałem opiekę nad dziećmi, gdy były chore. Często spędzam z nimi sam czas z uwagi na naszą pracę (zona pracuje popołudniami w szkole muzycznej - ja zaś na produkcji na zmiany). Nie chcę unikać odpowiedzialności. Jest mi tylko zwyczajnie ciężko. Staram się oczywiście zrozumieć i pojąć Waszą kobiecą inną naturę niż nasza męska. Z drugiej strony po ludzku ciężko z tym wszystkim...Pozdrawiam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Ruta »

Golo, a jakbys obok słów rozwód, rozstanie i nie wytrzymam zostawił na dobre jeszcze jedno slowo: "wina"? Nie ma winnych. Są odpowiedzialni. I szkoda roztrząsać kto nie byl za co odpowiedzialny, a kto byl. Przeszłości nie zmienisz. Można zamiast tego zacząć być odpowiedzialnym. Tu i teraz.

Gdzie jest wyjście? Nie wiem, bo ja z mężem jeszcze brniemy w ciemnościach, ledwo jakieś światełka czasem widać, a to już w naszym przypadku dużo.

Na początek warto przestać dawać pola złemu, nie wchodzić w krytyczne mysli o żonie, ale też nie wchodzić w mysli o sobie, szczególnie te z kategorii misie. Misie niechce, misie należy. To się tak w ogólności nazywa pokora. Zamiast takich myśli na jakiś czas przyjąć, że jestem w rodzinie i małżeństwie by służyć, czasem nawet do granicy zmęczenia. Czasem kosztem swoich potrzeb. Czasem kosztem nadstawienia drugiego policzka.

Ja długo do tego dochodziłam. Kiedyś słuchałam nauki o rachunku sumienia. I ksiadz powiedzial, że jak sami robimy rachunek o wlasnych siłach, to połowy najcieższych grzechów nie widzimy. A zły zaciemnia. I żeby wziąć sobie listę 7 grzechów głównych, przeanalizować je spokojnie. Ten który mnie na pewno nie dotyczy najpewniej jest moim najpoważniejszym grzechem. Mi wyszło, że pycha. Byłam pewna, że mnie nie dotyczy. Bo ja taka skromna, nic nie potrzebuję, nie wpycham się, wolę ustąpić i tak dalej. Już byłam gotowa uznać, że w moim wypadku się nie sprawdziło. Ale posiedziałam przy tym. I odkryłam całe pokłady pychy w sobie. Stąd o budowaniu pokory, jako antidotum na pychę coś już wiem. I wiem już też, że w małżeństwie się sprawdza.

Ta postawa pokory to właśnie między innymi skupienie się na sobie w sensie pracy ze swoimi deficytami, przy porzuceniu rozważań o deficytach męża czy żony.

Mogę cię zapewnić, że to paradoksalnie bardzo pomaga w relacji małżeńskiej. Gdy zmieniamy siebie, to nasza zmiana wpływa na otoczenie. Gdy probujemy zmieniac otoczenie, to ono sie buntuje. Zwłaszcza jak jest naszym małżonkiem to otoczenie, albo nastoletnim dzieckiem. O teściach nie wspominając. Otoczenia nie zmieniamy. Siebie tak. Ja to nawet polubiłam, choć to czasem krew pot i łzy. Ale i przygoda. Lubię przygody.

Radykalne zmienianie żony, dzieci i teściów w sensie wymiany na innych to już w ogóle katastrofa, tego nie robimy...

Piszę półżartem, żeby trochę rozładować atmosferę. Ale poważnie piszę. To są ważne sprawy.

Jest jeszcze jedna delikatna sprawa. Nie bierz osobiście. Piszę wszystkim mężczyznom. Tak na wszelki wypadek. Jak masz jakikolwiek kontakt z pornografią nawet w wersji light, skończ z nią natychmiast. Nie ma nic bardziej chyba destrukcyjnego dla miłości i przyjemności w małżeństwie. To problem mojego małżeństwa, a ja jestem dociekliwa. Przekopałam góry, by dowiedzieć się jak najwięcej o co w tym chodzi, co to robi, jak działa. Przebrnęłam przez badania i z lewej i z prawej strony, konferencje, książki, świadectwa i relacje. To jest współczesna heroina. Samo zło. Korzysta z tego większość mężczyzn, co samo w sobie to normalizuje. Więc większość mężczyzn nie widzi związku między zanikiem pożądania do żony, a wzrostem do innych kobiet, między wewnętrznym poczuciem pustki i niespełnienia, chęcią doświadczenia "czegoś", a oglądaniem. I nie ma w tym nic wyrafinowanego, zły gdzie może idzie po najmniejszej linii oporu. Tu cała destrukcja opiera się na chemii mózgu. Mechanizm dopaminowy. Do tego zjawisko supersamicy. Wystarczy by rozwalić każde małżeństwo. A jest jeszcze kilka innych.
Jak choćby to co Pan Jacek Pulikowski (z którym rzadko się zgadzam, ale tu zdecydowanie tak) określa jako "złote góry". Pornografia obiecuje niesamowite doznania. Skoro tak, to kolejny etap to wdrożenie tych wspaniałości w małżeńskiej sypialni. Okazuje się to porażką, w dodatku żony często wcale nie chcą się w takie aktywności angażować. No i albo zaczynają unikać takiej "bliskości", albo mąż zaczyna, no bo z żoną jest coś nie tak, skoro miało być tak fajnie, a nie jest. Stąd już tylko krok do szukania wrażeń poza małżeństwem. Pornografia to jak przepis na tort, gdzie zamiast cukru każe się używać soli. Tort wychodzi wizualnie atrakcyjny, ale jeść się go nie da.

Sorry za wykład. Masz w planach jakieś konferencje obejrzeć? Polecam księdza Dominika Chmielewskiego szczegolnie to co glosi do rodzin i mężczyn, oraz księdza Romana Chylińskiego. Sporo sie mozna nauczyć.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć...?

Post autor: Pavel »

Golo, zaopatrz się w książkę „Pięć języków miłości” Chapmana.
Ona ci mam wrażenie sporo rozjaśni, zarówno jeśli chodzi o ciebie jak i współmałżonkę.
Może po prostu „mówicie” Innymi językami miłości.

Tak czy owak warto szukać źrodła problemu i tam majstrować.
Wypieranie, uciekanie, chowanie pod dywan lub do szafy prowadzi co najwyżej do większej frustracji.

P.s. Pisząc o żebraniu, nie miałem na myśli dosłownego żebrania ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
ODPOWIEDZ